Reklama

Lech tym razem nie okazał się typowym Lechem. Mistrzostwo na wyciągnięcie ręki

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

08 maja 2022, 20:19 • 3 min czytania 201 komentarzy

Już powoli połowa piłkarskiego internetu w Polsce szykowała się do komentarzy o dobrze mających się genach przegrywów w Lechu Poznań, który mógł się odbić po spartolonym finale Pucharu Polski i nie skorzystał z szansy. Tym razem jednak drużyna z Bułgarskiej pokazała mentalną siłę. Rzutem na taśmę wygrała kluczowy mecz z Piastem Gliwice i teraz to ona ma wszystko w swoich rękach, odskakując Rakowowi na dwa punkty.

Lech tym razem nie okazał się typowym Lechem. Mistrzostwo na wyciągnięcie ręki

Piast Gliwice – Lech Poznań 1:2. Ishak dał trzy punkty na wagę złota

A jeszcze bardziej wymowne jest to, że decydującą bramkę zdobył Mikael Ishak. Nie szło mu do tego momentu, generalnie od dłuższego czasu formą nie imponuje. W pierwszej połowie Szwed zmarnował bardzo dobrą sytuację. Był niepilnowany w polu karnym, precyzyjnym dośrodkowaniem znalazł go Ba Loua i mimo to niecelnie strzelił głową. Po przerwie sam się załamał, kiedy źle przyjął piłkę po podaniu Kamińskiego i bohaterską interwencją zdołał mu ją wybić Hateley. Wszystko zdawało się potwierdzać, że kapitan “Kolejorza” przeżywa słabszy okres.

I właśnie wtedy to on wykazał się największym sprytem po rzucie rożnym Kwekweskiriego. Satka zgrał głową, a Ishak z paru metrów posłał piłkę do siatki. Mógł eksplodować radością podwójnie. Raz, że bezcenne zwycięstwo było już prawie pewne. Dwa, że wygrał z własnymi słabościami.

Lech zaczął naprawdę imponująco. Piast przez 20 minut pełnił rolę statystów, nie istniał na boisku. Kamil Wilczek po tym okresie miał trzy kontakty z piłką.

Znakomicie na prawej stronie obrony prezentował się Joel Pereira. Maciej Skorża dał mu szansę, mimo fatalnego błędu w finale Pucharu Polski. Portugalczyk zrewanżował mu się świetną grą do przodu, jego dalekie piłki były zagrywane na nos, co zobaczyliśmy także przy pierwszym trafieniu. Jedno z takich podań, Jakub Kamiński chciał zgrywać głową (sam to przyznał w przerwie przed kamerami Canal+), ale na jego szczęście wyszedł mu niesamowity strzał. Zaskoczony Frantisek Plach dał się przelobować. Poznaniacy znaleźli się w przedsionku raju.

Reklama

Sabotażysta z Austrii

Gdyby do przerwy podwyższyli, pewnie już nie byłoby dalszych emocji. Poza Ishakiem dwie okazje bramkowe miał Rebocho i obie zmarnował. Constantin Reiner w swojej strefie umożliwiał pokazanie się każdemu. Austriak kompletnie nie ogarniał krycia. Zawalił je i przy golu, i przy trzech omawianych wcześniej sytuacjach Lecha. Na dodatek to Reiner swoją stratą rozpoczął akcję gości na 0:1. Później oczywiście nie pokrył strzelca.

Nic dziwnego, że Waldemar Fornalik już w przerwie mu podziękował. Trener Piasta przemeblował całe lewe skrzydło, od razu wprowadzając też Katranisa za Holubka. Poskutkowało szybciej, niż sam Fornalik mógł przypuszczać. Pierwsza akcja po zmianie stron, Katranis dograł do wbiegającego w pole karne Kądziora (zawalił Murawski) i zawodnik, którego przed tym sezonem Lech ostatecznie nie pozyskał, bo nie pasował do preferowanego stylu gry, doprowadził do wyrównania.

Kądzior chyba również z tego powodu był dziś niesamowicie naładowany energią, ciągnął gliwicki zespół, ale zbyt rzadko otrzymywał wsparcie od kolegów. De facto Piast poza golem miał minimalnie niecelne uderzenie głową Wilczka po rzucie rożnym z pierwszej połowy i to wszystko. W drugiej połowie sama gra gospodarzy wyglądała znacznie lepiej, ale po bramce na 1:1 nie przekładało się to na kolejne konkrety w ofensywie.

Gdyby Lech zremisował, nadal musiałby się oglądać na Raków. Zwycięstwo oznacza, że od upragnionego mistrzostwa dzieli go pokonanie Warty Poznań i Zagłębia Lubin. Piast ma jeszcze cień szansy na wyprzedzenie Lechii Gdańsk i dostanie się eliminacji Ligi Konferencji. Warunki? Gliwiczanie muszą wysoko wygrać z Termaliką i Radomiakiem, a Lechia musi wysoko przegrać z Pogonią i Rakowem. Przy takim obrocie sprawy obie drużyny miałyby identyczną liczbę punktów, a wobec równego bilansu w bezpośrednich starciach (gospodarz zwyciężał 1:0), decydowałby ogólny bilans bramkowy. Na tę chwilę biało-zieloni mieliby dużo lepszy.

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Reklama

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

201 komentarzy

Loading...