Jest takie powiedzenie: co się odwlecze, to nie uciecze. Oczywiście nie zawsze działa w praktyce, choć na ulicach Rzymu mawiają, że wiara czyni cuda. Udowadnia to doskonale przykład Nicoli Zalewskiego, wobec którego jeszcze jakiś czas temu wysuwaliśmy wątpliwości. Nie z racji jego umiejętności, bo te ma niepodważalne, a przyszłości w realiach, gdzie za sznurki pociąga Jose Mourinho. Dzisiaj jednak wszelkie obawy można wyrzucić do kosza. Zalewski stał się pełnoprawnym zawodnikiem w seniorskiej piłce i idzie mu naprawdę świetnie. Nie dość, że gra regularnie, to jeszcze wyrósł na ważną postać w układance “The Special One”.
Gdy Nicola Zalewski debiutował w reprezentacji Polski w zeszłym roku, nie byliśmy pewni, jak potoczy się jego dalsza kariera. To było poniekąd zrozumiałe, bo przed 2022 rokiem zawodnik AS Romy nie miał zbyt wiele minut w seniorskim zespole. Był w pewnym stopniu zagadką, którą dopiero trzeba było rozgryźć.
Na szczęście z pomocą przyszedł Jose Mourinho, który w pewnym momencie zdecydowanie postawił na młodego Polaka. Co dla wielu być może zaskakujące, Portugalczyk wykreował sobie wahadłowego. Na pierwszy rzut oka Zalewski nie sprawiał wrażenia, jakby na tej pozycji miał wiele zwojować. Najwyraźniej jednak na lewej stronie jako piłkarz łączący szereg zadań defensywnych i ofensywnych reprezentant Polski czuje się jak ryba w wodzie. Nie widać po nim, że ma braki fizyczne czy niewielkie doświadczenie. Po prostu robi dobrą robotę, lepszą niż spodziewali się wszyscy chyba poza Mourinho. Wszedł do składu jak do siebie, rozgościł się, i nic nie zapowiada, żeby w najbliższym czasie ten stan miałby ulec zmianie.
Zaufał, poczekał, wygrał
Od 19 lutego 10 występów w pierwszym składzie, kilka z ławki. Na razie jeszcze żadnego meczu od deski do deski, ale to pewnie kwestia czasu. Najważniejszy jest fakt, że Zalewski wykorzystuje 100% tego, co daje mu los. A los jak do tej pory mu sprzyja, co choćby pół roku temu wcale nie było takie oczywiste. Wielu młodych piłkarzy na jego miejscu mogło wybrać inną drogę, nawet mimo bycia wychowankiem. Ot, poprosić o wypożyczenie, a nawet zmienić klub na widok innych nastolatków, którzy grają w Serie A. Nicola Zalewski wybrał jednak cierpliwość, podpisał w grudniu nowy kontrakt i teraz zbiera, co zasiał. Nawet jeśli od następnego sezonu w Romie Polak wróci do pozycji wyjściowej i straci w hierarchii, już ma wystarczającą bazę, żeby ewentualnie zainteresować sobą innego pracodawcę. Na razie trudno jednak wyobrazić sobie Nicolę gdzieś indziej, skoro w jego kierunku padają takie słowa: – Zalewski dołączył do akademii Romy w wieku dziewięciu-dziesięciu lat. Oglądanie go grającego na tym poziomie jest po prostu wspaniałe – powiedział po meczu z Leicester (1:1) Jose Mourinho.
Ponad miesiąc Mourinho powiedział też w kontekście Zalewskiego kilka bardzo ważnych zdań, które dzisiaj kompromitują nie jego, a włoskich dziennikarzy. – Gdybym był gównianym trenerem, który działa pod presją mediów, to ten dzieciak już by nie zagrał. Tacy są właśnie dziennikarze w Rzymie. Zalewski z Lazio zagrał świetnie. Niech więc wszyscy się zamkną i idą do domu.
No cóż, siwy, ale w tym przypadku na pewno nie bajerant. Co miał rację, to jego. Po słabszym występie Zalewski nie poszedł w odstawkę, a wręcz przeciwnie. Mourinho dał mu jeszcze większego kopa, czego efekty każdy widzi. Momentami włoskie media wręcz rozpływają się nad jego umiejętnościami, a głosy krytyczne to zdecydowana mniejszość. Owszem, to wciąż zawodnik nieoszlifowany, który choćby pod względem gry w defensywie może wejść na znacznie wyższy poziom. Ale, patrząc tu i teraz, suma wad i zalet mówi nam wprost – Zalewski wyróżnia się nawet na tle swoich starszych kolegów. Nie w jednym, dwóch czy trzech meczach. Ostatnio coś takiego stało się normą.
Gwarant jakości, być może zaraz gwarant liczb
Przy wszystkich rzeczach, jakie można powiedzieć o Zalewskim, ta jedna jest decydująca. Wyróżnia go przede wszystkim luz. Jedno słowo, trzy litery, a tak ogromne znaczenie. Luz w grze, z piłką przy nodze, dryblowaniu czy zdobywaniu przestrzeni. To można powtarzać jak mantrę, że Zalewski zupełnie nie wygląda jak produkt polskiego szkolenia. I może to dobrze, bo wiele wskazuje na to, że na włoskich ziemiach rośnie wahadłowy na lata do reprezentacji Polski. Proces jego rozwoju przebiega harmonijnie, widać w nim dzisiaj o wiele większą pewność siebie, która zaczęła przekuwać się na liczby.
No właśnie, liczby. Ostatnie podanie z Bodo/Glimt dwa tygodnie temu, teraz z Leicester. Co prawda Zalewski ma dopiero tylko dwie asysty, ale zdradza nimi, że również pod kątem wizji na boisku wypada ponadprzeciętnie. To kolejny element programu “Poznajemy Zalewskiego”. Przy czym zaznaczamy: na razie nie ma czym się zachwycać, ale warto chociaż dostrzec pewien progres i powtarzalność. Nie ma bowiem przypadku w tym, że obie te asysty wyglądają bardzo podobnie.
Nicola Zalewski 🪄 #LEITOM pic.twitter.com/UaS64uEDkb
— Janek 🤠 (@Jvnek90) April 28, 2022
Składa się na to wszystko gaz w nogach, jakość, brak strachu i chłodna głowa pod polem karnym rywala. Słowem: coś, czego w pełnym zestawie obecnie próżno szukać u Tymoteusza Puchacza czy Arkadiusza Recy. Nie chcemy tutaj uprawiać złośliwości, ale przecież gołym okiem widać, który piłkarz ma najwyższy sufit. Teraz w to nie wątpimy, bo od lutego Nicola Zalewski podkłada nam kolejne argumenty na lśniącej tacy. A wierzymy, że to dopiero początek.
Więcej o włoskiej piłce:
- Piękny wpis Szczęsnego o bojkocie meczu z Rosją
- Ile dla Napoli znaczył i znaczy Piotr Zieliński?
- Włoskie powietrze mu służy. Krzysztof Piątek odżył w Fiorentinie
Fot. Newspix