Reklama

Lech Poznań zaryzykował z Antonio Miliciem i dziś można mu gratulować

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

26 kwietnia 2022, 15:29 • 5 min czytania 7 komentarzy

Jeżeli Lech Poznań zakończy ten sezon zgodnie z oczekiwaniami swoich kibiców, Antonio Milić dość niespodziewanie będzie jednym z głównych architektów tego sukcesu. Chorwacki stoper wyrósł na lidera defensywy „Kolejorza”, który na dodatek ma sporo do zaoferowania w aspektach dodatkowych. 

Lech Poznań zaryzykował z Antonio Miliciem i dziś można mu gratulować

Milić został sprowadzony na Bułgarską w styczniu ubiegłego roku i stanowił olbrzymią zagadkę. Z jednej strony osiągał historyczne sukcesy w Belgii z KV Oostende (czwarte i piąte miejsce w lidze, finał krajowego pucharu), a z drugiej z kretesem poległ później w Anderlechcie – zarówno sportowo, jak i mentalnie. Doszło do tego, że został wygwizdany przez kibiców w swoje 25. urodziny. Od początku był traktowany jako człowiek nowego właściciela i prezesa Marka Coucke’a. Człowiek ten nieco wcześniej sprzedał Oostende i zainwestował w Anderlecht, a potem pociągnął Milicia za sobą. Gdy Chorwat odchodził do Polski, większość fanów „Fiołków” wyrażała entuzjazm z tego powodu, bo pozbyto się drogiego zawodnika z długim kontraktem, z którym nie wiązano już żadnych planów. Do tego trafiał on do Ekstraklasy po półrocznym okresie bez grania. Nie chciał nigdzie odchodzić i jesień 2020 spędził na trybunach, a wysokie przelewy wpływały na konto.

W końcu jednak ambicja sportowa dała o sobie znać i zdecydował się na przejście do Lecha półtora roku przed wygaśnięciem umowy. Lech sporo w niego zainwestował: zapłacił pół miliona euro za transfer i dał 2,5-letni kontrakt z opcją przedłużenia. Dziś można stwierdzić, że warto było.

Pierwsza runda w wykonaniu Milicia jeszcze tego nie zapowiadała. Stanowił element rotacji, kursował między pierwszym składem a ławką. Grał przeciętnie, zbierał żółte kartki, a Lech jako drużyna totalnie zawiódł, kończąc ligę w drugiej dziesiątce. Gdyby latem doszło do rozstania, zapewne niewielu by po nim płakało.

Reklama

Początek tego sezonu także nie zapowiadał przełomu. Chorwat na boisku pojawił się dopiero w 4. kolejce, gdy w przerwie zmienił Alana Czerwińskiego i od razu zaliczył asystę. Dwa tygodnie później ponownie asystował, ale jeszcze nie na dobre przekonał do siebie Macieja Skorżę. Dopiero po porażce w Białymstoku Milić wskoczył do wyjściowej jedenastki i już swojego miejsca nie oddał. Od tamtej pory zabrakło go jedynie z Radomiakiem ze względów zdrowotnych. W pozostałych przypadkach zawsze wybiegał na boisko od początku. Wygrał rywalizację z Lubomirem Satką, który zbierał więcej minut jako prawy obrońca. Milić stworzył świetny duet stoperów z Bartoszem Salamonem, a gdy reprezentant biało-czerwonych doznał kontuzji, dobrze radzi sobie także w parze z Satką.

Chorwat imponuje stabilizacją formy na dobrym poziomie. Tylko dwa razy oceniliśmy go poniżej noty wyjściowej. Na szczęście dla Lecha, uwypukla raczej swoje atuty niż wady. Pewnie gra w obronie (trzeci w lidze pod względem wygranych pojedynków), dużo daje w rozegraniu – mecz ze Stalą Mielec dobitnie to pokazał, otwierające podanie Milicia było kluczowe przy drugim golu – i samemu stanowi zagrożenie dla bramkarzy rywali. Strzelił już cztery gole, co oznacza, że razem z Mateuszem Wieteską i Michalem Frydrychem jest najskuteczniejszym środkowym obrońcą Ekstraklasy. W zasadzie na tę chwilę jedynie Jakub Czerwiński mógłby z nim rywalizować o miano najlepszego stopera w przekroju całego sezonu.

Milić ostatecznie jest jedynym przedstawicielem Lecha w Kozakach. W ostatniej chwili Mikaela Ishaka wyrzucił ze składu Łukasz Sekulski. Napastnik Wisły Płock nie przestaje zadziwiać, w Krakowie dołożył dwa gole i łącznie ma ich już 13. Przekonaliśmy się, że jak komuś idzie, to na całego. Sekulski już po raz drugi w trwającym sezonie trafił do siatki kiksując jedną nogą i nabijając sobie drugą. Tak padła jego pierwsza bramka przy Reymonta i tak też strzelił na początku rozgrywek w domowym spotkaniu z Zagłębiem Lubin (4:0).

Ivi Lopez w gronie najlepszych to norma. Nowymi twarzami są tu Dariusz Pawłowski i Artem Dombrowskyj. Pierwszy od lat znajdował się głęboko w cieniu w Górniku Zabrze, grając sporadycznie i niczym szczególnym się nie wyróżniając. A tu nagle gol i dwie świetne asysty. Przełom w karierze? Tego życzymy. Dombrowskyj przyszedł do Termaliki w trybie wyjątkowym stworzonym dla piłkarzy z Ukrainy i walnie przyczynił się do rozgromienia Śląska Wrocław. Zdominował środek pola, zaliczył asystę i kluczowe podanie. Facet momentalnie wprowadził się do zespołu, w czterech meczach nie opuścił jeszcze ani minuty.

Honorujemy Flavio Paixao za dwa gole z Wartą i dołączenie do „Klubu 100” jako pierwszy obcokrajowiec w historii Ekstraklasy. Nie dało się też nie wyróżnić Luki Zahovicia (dwie bramki i asysta z Legią).

Reklama

Jedenastka Kozaków 30. kolejki Ekstraklasy

W Badziewiakach niesamowita rywalizacja wśród obrońców. W zasadzie moglibyśmy umieścić komplet defensyw z Zagłębia Lubin, Śląska Wrocław i Wisły Kraków. To był pokaz nieudolności pod każdym względem. Niektórym się jednak upiekło, zwłaszcza wiślakom. Indywidualnie Maciej Sadlok czy Konrad Gruszkowski w poniedziałek zagrali bardzo źle, ale nie aż tak, byśmy odpuścili Mateuszowi Żyro po słabiutkim występie w Poznaniu, „okraszonym” samobójem.

Kluby z Dolnego Śląska mają także swoich reprezentantów w innych formacjach, tylko trzech zawodników dodaliśmy z innych drużyn. Robert Pich nieźle zaczął sezon, przynajmniej pod względem liczbowym, ale od dłuższego czasu nic nie daje zespołowi. Chyba coś się kończy, prawie 34-letni Słowak co miał zrobić w barwach WKS-u, to już zrobił. Pozyskany w styczniu przez Zagłębie Aleksandar Scekić nie odstraszał swoim CV, ale na razie wyróżnia się głównie człapaniem. Z Górnikiem Zabrze zostawiał tyle miejsca w drugiej linii, że Bartosz Nowak i koledzy mogli robić, co chcieli. Martin Doleżal był bohaterem „Miedziowych” z Wisłą Płock i Stalą Mielec, gdy strzelał po dwa gole, ale w pozostałych meczach praktycznie go nie było. To typ napastnika, który sam nic nie zrobi, a pierwszy do biegania i rozpoczynania pressingu także nie jest. W efekcie często irytuje.

Paweł Olszewski stanowił najsłabszy punkt Jagiellonii w Gliwicach i szybko został zmieniony. Michał Kopczyński sprezentował Lechii oba gole, a mógł jeszcze trzeciego, gdyby skuteczniejszy był Diabate.

Jedenastka Badziewiaków 30. kolejki Ekstraklasy

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Michał Trela
1
Trela: Długie wrzuty z autu: ekstraklasowy folklor czy nadążanie za trendami?

Komentarze

7 komentarzy

Loading...