Karol Fila w swoim pierwszym sezonie w Ligue 1 może nawet awansować ze Strasbourgiem do Ligi Mistrzów. Polski obrońca nie należy do pierwszoplanowych postaci zespołu z Alzacji – choć na początku grał zaskakująco dużo – ale jest przekonany, że z czasem jego rola wzrośnie. Jak były obrońca Lechii Gdańsk odebrał sprowadzenie nowego rywala do składu w ostatnim dniu letniego okienka? W czym tkwi tajemnica dobrych wyników jego drużyny? Czy rozumie już odprawy? Do czego najtrudniej było mu się przyzwyczaić we Francji? Co usłyszał od kierownictwa klubu? Czy nie zasiedział się w Lechii? Zapraszamy.
Są powody do niepokoju w związku z twoją sytuacją? W ostatnich dziewięciu kolejkach siedem razy nie podniosłeś się z ławki, a dwa razy wszedłeś na minutę.
Sądzę, że nie ma powodów do niepokoju. To mój premierowy sezon za granicą. Trzeba zapoznać się z nową drużyną, nowym językiem, nową kulturą. Pierwszy rok polskich ligowców po wyjeździe zazwyczaj jest trudny. Nie zrażam się, ciężko pracuję i czekam na swoją szansę. Mam nadzieję, że następny sezon będzie dla mnie lepszy.
Być może nie byłoby tego pytania, gdyby nie fakt, iż na początku grałeś dużo. Zacząłeś zaskakująco dobrze.
Nie ukrywam, że byłem w delikatnym… może nie szoku, bo przyjechałem do Francji grać, ale na pewno stanowiło to dla mnie pozytywne zaskoczenie. Później niestety wypadłem ze składu, miałem drobną kontuzję i trudno było mi wrócić do formy, którą prezentowałem na starcie. Pomału wracam do optymalnej dyspozycji, po urazie nie ma śladu. Będzie tylko lepiej.
Mówisz o “drobnej kontuzji”, a straciłeś przez nią miesiąc.
Miesiąc to jeszcze nie jest tak długo. Miałem problem z przywodzicielem, przez cztery mecze nie byłem do dyspozycji trenera.
Już w 5. kolejce pauzowałeś za żółte kartki, w Ligue 1 wystarczą trzy. Tak ostro zacząłeś grać?
Tak, chciałem grać ostrzej. Tutaj jeśli dasz rywalom dużo miejsca, na pewno to wykorzystają. Starałem się wywalczyć każdy centymetr boiska, ale uważam, że nie na wszystkie kartki zasłużyłem.
Po pierwszych czterech meczach, w których zawsze grałeś od początku, czułeś, że wykorzystujesz szansę?
Tak. Wydaje mi się, że w tych spotkaniach zaprezentowałem solidny poziom i było okej.
Na początku miałeś o tyle łatwiej, że nie było jeszcze Frederica Guilberta, którego 31 sierpnia wypożyczono z Aston Villi. Jego pozyskanie potraktowałeś jako przejaw nieufności w stosunku do ciebie?
Niekoniecznie. Wiadomo było, że do Sochaux na wypożyczenie odejdzie Marvin Senaya i musiano kogoś ściągnąć, bo inaczej poza mną nie byłoby w kadrze nominalnego prawego obrońcy. Klub zdecydował się na ruch z Guilbertem, pozostawało mi być gotowym do rywalizacji. Trudno, żebym będąc w Ligue 1 mógł liczyć na brak poważnej konkurencji.
Z drugiej strony, perspektywy na nowy sezon masz obiecujące. Grywający też ostatnio na prawej stronie Anthony Caci od lipca będzie piłkarzem Mainz, a Guilbert wróci do Anglii.
Dokładnie. Rozmawiałem z zarządem klubu i usłyszałem, że zamierzają na mnie stawiać w przyszłym sezonie. Ale spokojnie, na razie zostało nam pięć niezwykle ważnych meczów do rozegrania, walczymy o europejskie puchary. W każdej chwili mogę wskoczyć do składu, więc jeszcze nie myślę o tym, co może być po wakacjach.
A propos rywalizacji. W styczniu na dwa mecze wróciłeś do wyjściowej jedenastki, a Guilbert był zmiennikiem. Co sprawiło, że potem wróciłeś na ławkę?
Szczerze mówiąc, nie wiem. Oba te mecze wygraliśmy, sądzę, że zagrałem solidnie. Trener tak zdecydował, stawia na innych. W takim momencie trzeba zachować chłodną głowę, robić swoje i prędzej czy później kolejna szansa nadejdzie.
Rozumiesz już odprawy? W FootTrucku mówiłeś, że gdy na takie pytanie trenera odpowiedziałeś przecząco, wylądowałeś na ławce.
Wróciłem po kontuzji i sądziłem, że znów będę grał, ale tamtą odpowiedzią z pewnością nie zapunktowałem (śmiech). Teraz jest już znacznie lepiej, dużą część odpraw przyswajam. Coraz lepiej rozumiem język francuski, gorzej jest z mówieniem, ale raczej nie korzystam już z pomocy asystenta trenera, który dobrze mówi po angielsku.
Ostatnio odprawy muszą być przyjemne, bo analizujecie głównie wygrane mecze, ewentualnie zremisowane.
Mamy passę jedenastu meczów bez porażki w lidze, jest się czym pochwalić. Najważniejsze jednak są te spotkania, które nam pozostały. One zdecydują, jak będziemy wspominać ten sezon.
Po wygranej z Rennes na dobre wkręciliście się do walki o Ligę Mistrzów. Nie obawiacie się zbytniego rozbudzenia apetytów, co może być bolesne w razie niepowodzenia?
Gdy tu przychodziłem, słyszałem, że będzie super jeżeli spokojnie się utrzymamy. Rzeczywistość przerosła oczekiwania w klubie, Liga Mistrzów jest na wyciągnięcie ręki. W szatni nikt nie boi się tego wyzwania, chcemy bić się o podium, wychodzimy na boisko po swoje. W każdym meczu interesują nas trzy punkty. W każdym.
Jak wyjaśnić, że tak dobrze wam idzie?
Duże zasługi ma trener Julien Stephan. Gramy futbol ofensywny, ale poukładany. Do tego letnie transfery okazały się udane.
Jak Stephan wygląda na tle polskich trenerów?
Bardzo przyjemny trener we współpracy. Mało krzyczy, wiele rzeczy stara się wyjaśnić w delikatny sposób. Bije od niego wielki spokój i pewność tego, co robi. Mamy też dużo taktyki. Całościowo to bardzo dobry szkoleniowiec. Gdy jeszcze lepiej będę rozumiał francuski, pewnie będę mógł powiedzieć więcej.
Na początku mówiłeś o lidze francuskiej, że wszystko w niej dzieje się sprawniej, szybciej, dynamiczniej. Po ośmiu miesiącach masz nowe spostrzeżenia?
Cały czas widzę zdecydowaną różnicę w intensywności gry, to zupełnie inny pułap, ale tak mówi praktycznie każdy zawodnik wyjeżdżający z Ekstraklasy na Zachód. Nawet nasz ostatni mecz przeciwko Rennes, które bardzo mi się podobało jako zespół, był pod tym względem imponujący. Cały czas coś się działo, akcje szły od jednego pola karnego do drugiego. Sądzę, że kibicom świetnie się to oglądało. Nie przesadzę, jeśli stwierdzę, że Ligue 1 to jedna z najbardziej intensywnych lig na świecie.
Dlaczego u nas nie można grać tak intensywnie? Chodzi tylko o kwestie techniczne, poprawianie piłki po kilka razy? Wiele cech fizycznych da się przecież wytrenować, one nie zależą od umiejętności.
No racja, można tę fizyczność wytrenować, ale nie znam odpowiedzi na twoje pytanie. Nie potrafię określić, dlaczego różnica w intensywności jest aż tak duża.
Już się w tym odnalazłeś?
Tak. Na początku był lekki szok, ale widzę po sobie, że specyfika ligi nawet mi pomaga. Czuję, że już nie odstaję.
Kilka razy mówiłeś o większym luzie we francuskiej szatni niż polskiej. Jak ci idzie zmienianie podejścia?
Wydaje mi się, że złapałem więcej luzu, ale chyba nigdy nie będę potrafił do samego końca robić coś innego jakby nigdy nic, a potem z marszu wyjść na boisko. Gdy zbliża się mecz, przygotowuję się w stu procentach, ta napinka we mnie jest i to się raczej nie zmieni. Tak już po prostu mam.
Masz już swoją paczkę, z którą trzymasz poza boiskiem?
Mam, z paroma zawodnikami relacje są bliższe. Świetny kontakt miałem z napastnikiem Lebą Mothibe, ale niestety zimą wypożyczyli go do Troyes (śmiech). Generalnie stanowimy zgraną ekipę, wszyscy trzymamy się razem. Gdy organizowana jest jakaś kolacja, przeważnie jesteśmy na niej w komplecie. Podobnie gdy robimy wyjście na oglądanie Ligi Mistrzów.
Czysto piłkarsko kto ci najbardziej imponuje z twojej drużyny?
Adrien Thomasson, środkowy pomocnik. Jeśli chodzi o technikę i operowanie piłką, to on robi na mnie największe wrażenie.
Liderem szatni ze względu na doświadczenie jest Kevin Gameiro?
No właśnie niekoniecznie, trochę inaczej się to rozkłada. W miarę możliwości Gameiro pomaga w tym względzie, ale jest kilku innych zawodników, którzy więcej “pilnują” drużyny. Kevin to bardziej typ spokojnego gościa, który nie znajduje się na pierwszym planie.
Kiedy rozmawiałeś z nami w sierpniu, mówiłeś, że celem jest rozegranie przynajmniej dwudziestu meczów ligowych. Już wiadomo, że nie uda się go osiągnąć, więc jaki jest aktualny cel?
Zagrać jeszcze przynajmniej raz w tym sezonie w pierwszym składzie. Drużynowym celem jest awansowanie do europejskich pucharów. Łatwo nie będzie. Z jednej strony trzecie miejsce dające Ligę Mistrzów znajduje się na wyciągnięcie ręki, a z drugiej zaraz możemy spaść na siódmą lokatę. Tabela niezwykle się spłaszczyła i jestem przekonany, że dopiero ostatni mecz zdecyduje, kto będzie w pucharach. Niestety, albo stety, na koniec gramy na stadionie Marsylii. To może być wielkie widowisko.
To jeden z bardziej gorących terenów, w złym tego słowa znaczeniu. Na francuskich stadionach w ostatnich miesiącach sporo się dzieje.
Nas to na szczęście omija, żadne butelki nie latają, nikt nie wbiega na murawę. Mamy u siebie znakomitą atmosferę, praktycznie na każdym meczu jest komplet widzów. Raz tylko, w styczniu, mieliśmy 5 tys. kibiców z Montpellier ze względu na ograniczenia covidowe. Naprawdę czujemy wsparcie z trybun, co nasze domowe wyniki chyba dobitnie pokazują.
Jak odnajdujesz się w codziennym życiu we Francji?
Bardzo dobrze, Strasburg to świetne miejsce do życia. Z jedną rzeczą miałem problem. Trudno było mi się przyzwyczaić do… śniadania. Tutaj jest delikatne i zazwyczaj na słodko – rogalik lub bagietka z dżemem i kawa. U mnie w domu śniadanie często było najbardziej obfitym posiłkiem w ciągu dnia. We Francji wygląda to na odwrót. Lunch je się już o 12:00, a ja po mocnym pierwszym posiłku o tej porze jeszcze nie byłem głodny, dopiero za następne 2-3 godziny jadłem obiad. Francuskie restauracje wtedy już się zamykają i otwierają ponownie pod wieczór. Słynne są francuskie sery, ale smakoszem nie jestem, bardziej moja dziewczyna tu korzysta. Ja częściej jem bagietki, są dużo lepsze niż w Polsce.
Bez względu na końcówkę sezonu, jesteś przekonany, że latem ubiegłego roku wykonałeś dobry ruch?
Zdecydowanie. Wydaje mi się, że to była odpowiednia pora na zmianę klubu. Jestem zadowolony z tego transferu. Klub wiąże ze mną dalekosiężne plany, mam czteroletni kontrakt i chcę go wypełnić.
Nie miałeś poczucia, że trochę się zasiedziałeś w Lechii? Wiem, że może to brzmieć dziwnie w przypadku 24-letniego zawodnika, ale odnosiło się wrażenie, że najlepszy miałeś pierwszy sezon i wtedy można było kuć żelazo, póki gorące.
W trakcie pierwszego sezonu zgłosiła się Parma. Wówczas razem z agentem zdecydowaliśmy, że lepiej jeszcze poczekać, to była moja decyzja. W następnych sezonach pojawiały się różne oferty, byłem już gotowy na wyjazd, ale Lechia je odrzucała. Dopiero gdy zgłosił się Strasbourg, wszystko się zgrało. Co do zasiedzenia… W kolejnych latach może nie grałem tak dobrze jak przez pierwszy rok, ale utrzymywałem miejsce w składzie, walczyliśmy o najwyższe cele. Czasu nie straciłem, za tu dużo w Gdańsku zdobyłem. Sięgając po Puchar Polski i Superpuchar Polski podwoiliśmy liczbę trofeów w klubowej gablocie. Udało się wystąpić w europejskich pucharach. Szkoda tego dwumeczu z Broendby, mogliśmy osiągnąć więcej, ale sądzę, że i tak pokazaliśmy się z niezłej strony.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
WIĘCEJ O FRANCUSKIEJ PIŁCE:
- Paryskie uniwersum Mbappe, czyli o uzależnieniu PSG
- OGC Nice i Christophe Galtier. Trener mistrzowskiego Lille buduje kolejny projekt
Fot. Newspix