Ash Barty w marcu ogłosiła zakończenie tenisowej kariery. Sensacyjne, kilka tygodni wcześniej wygrała bowiem Australian Open i przewodziła rankingowi WTA, a w dodatku na karku ma niespełna 26 lat. Już widać jednak, że na emeryturze się nie nudzi – w najbliższych miesiącach ma wziąć udział w serii pokazowych turniejów golfa, a do tego… pisze serię książek dla dzieci.
„Nie mogę zaoferować nic więcej”
– Po raz pierwszy powiedziałam to na głos. Trudno było to zrobić. Jestem jednak szczęśliwa i gotowa na to. Nie mam już fizycznego popędu, emocjonalnego pragnienia i wszystkiego, czego potrzeba, aby rzucić sobie wyzwanie, by być na szczycie. Jestem wyczerpana. Wiem, ile pracy potrzeba, aby wydobyć z siebie wszystko to, co najlepsze. Wielokrotnie powtarzałam mojemu zespołowi, że dłużej już tego w sobie nie mam. Fizycznie nie mogę zaoferować nic więcej. Oddałam absolutnie wszystko, co miałam dla tego pięknego sportu. Jestem naprawdę zadowolona – mówiła Barty nieco ponad miesiąc temu, w opublikowanej na Instagramie rozmowie.
To wtedy ogłosiła, że kończy tenisową karierę.
Zrobiła to jako zawodniczka, po której wszyscy spodziewali się wielkich wyczynów w najbliższych kilku latach. Jako trzykrotna mistrzyni wielkoszlemowa, wydająca się dopiero wchodzić w okres swojej największej dominacji. Zrobiła to jednak, jak podkreślała, po długich namysłach. Ba, w zwycięskim dla siebie Australian Open 2022 zagrała tylko dlatego, że chciała spróbować wygrać tytuł tej rangi w swojej ojczyźnie. Jej bliscy podkreślali później, że Ash o końcu kariery napotykała już po ubiegłorocznym triumfie w Wimbledonie.
Barty to zresztą zawodniczka ulepiona z nieco innej gliny niż wiele spośród jej rywalek. Bardzo rodzinna, na tyle, że długa rozłąka z domem i jazda na turnieje rozrzucone po całym świecie, zawsze sprawiała jej problemy. Często podkreślała, że chciałaby po prostu być w Australii i bawić się z siostrzenicą. Mieć spokój, móc poświęcić się hobby. Odpocząć. Zresztą tenis już kiedyś zostawiła – gdy jako nastolatka popadła w depresję, odstawiła rakietę, by po jakimś czasie zacząć grać… w krykieta. Radziła sobie na tyle dobrze, że jej trenerzy klubowi (tak, występowała w lidze) stwierdzili, że mogłaby spokojnie myśleć o reprezentowaniu kraju, gdyby kontynuowała tę ścieżkę kariery.
Wróciła jednak do tenisa, bo kochała ten sport.
– Jestem bardzo wdzięczna za wszystko, co dał mi ten sport, odchodzę z poczuciem dumy i spełnienia. Dziękuję wszystkim, którzy wspierali mnie w mojej drodze, zawsze będę wdzięczna za wspomnienia, które razem stworzyliśmy, a zostaną ze mną na całe życie. Ludzie mogą nie zrozumieć mojej decyzji. Nie przeszkadza mi to. Mam tak wiele marzeń, za którymi chcę gonić, że niekoniecznie wiąże się to z podróżowaniem po świecie i byciem z dala od rodziny – mówiła w marcu.
Marzenia faktycznie stara się powoli realizować. Ale też po prostu robić to, na co naprawdę ma ochotę. Choćby pograć w golfa.
Z kijem w ręce też sobie radzi
Już kilka tygodni temu świat obiegła wiadomość, że Ash wygrała turniej golfowy zorganizowany w Brisbane. Nic wielkiego, nawet nagroda była symboliczna, wynosiła… 30 dolarów. Na pieniądzach Barty jednak nie zależało, w końcu z kortów w ostatnich latach podniosła miliony. Od razu rozgorzały jednak dyskusje na temat tego, czy Australijka mogłaby spróbować osiągnąć sukces i na polu golfowym. Dziennikarze pytali o to wiele bliskich jej osób. Większość odpowiadała twierdząco, choć sama Ash powtarzała, że to tylko hobby i nie ma zamiaru angażować się w to na zasadach profesjonalizmu.
Wydaje się jednak, że jeden profesjonalista w jej domu wystarczy – tym jest bowiem narzeczony Ash, Garry Kissick. Poznali się zresztą na polu golfowym. To, że Australijka lubi grać w golfa, nie może więc dziwić. Ale już fakt, że ma spory talent, był dla niektórych pewnym zaskoczeniem.
– Jest niesamowita! – mówił na łamach „Herald” dyrektor turniejów Icons Series, Thomas Brookes. – W zeszłym roku odbyła krótką serię treningową z Ianem Pulterem [były numer jeden rankingu PGA – przyp. red.], który jest jednym z naszych kapitanów. Była wtedy kilka tygodni bez gry w golfa. Ian powiedział: „Uderz kilka piłek, zobaczymy, jak pójdzie”. Więc uderzyła, poleciała bardzo daleko. Poprosił ją potem o konkretne zagranie, wyszło znakomicie. Inne – tak samo. Powiedział: „Mój Boże, masz do tego talent”. Przy treningach mogłaby naprawdę szybko dojść do świetnego poziomu.
Icons Series wspomniane zostało tu zresztą nie bez powodu – Ash weźmie bowiem udział w cyklu turniejów. Ogółem pojawią się tam 24 wielkie postaci ze świata sportu. Poza Australijką będą to między innymi Michael Phelps, Canelo Alvarez, Pep Guardiola czy Harry Kane. Podzieleni zostaną na dwie drużyny – USA i Resztę Świata, Ash wystąpi oczywiście w tej drugiej. Pierwszy turniej odbędzie się w czerwcu w New Jersey, kolejne w Europie, Azji i Australii. I pewnie na tym ostatnim będzie Barty zależało szczególnie.
– Jestem podekscytowana startem w Icons Series. Mam nadzieję, że przez swój udział w tym cyklu zachęcę więcej kobiet i dziewczyn na całym świecie do gry w golfa. Cykl to też świetna okazja dla sportowców, by mieć wpływ na lokalną społeczność i projekty charytatywne w każdym z miast-gospodarzy – mówiła Australijka, która swoje umiejętności golfowe będzie mogła zaprezentować już za dwa miesiące.
Kolejny miesiąc później okaże się, jaką jest… pisarką.
Mała Ash
W planach Ash Barty znajduje się bowiem wydanie sześciu opowiadań dla dzieci, opartych częściowo na jej własnych doświadczeniach. Seria ma nosić tytuł „Mała Ash”, a jej pierwsza część ukaże się w księgarniach już w lipcu. – To mi sprawia bardzo dużo radości, zawsze chciałam coś takiego zrobić. Moim punktem odniesienia była moja pięcioletnia siostrzenica Lucy. Jest w idealnym wieku, żeby zrozumieć opowiadania i historie i przeczytać rozdziały książki. Bardzo cenię sobie to, że mówi mi, co o nich myśli i jak się czuje, gdy je czyta – mówiła Barty dla NewsCorp.
ASH BARTY: KRYKIET, DEPRESJA I WIELKOSZLEMOWE TYTUŁY
Patrząc na talenty, które do tej pory zademonstrowała światu, spodziewać można się dwóch rzeczy. Że faktycznie to będzie się dobrze czytało. I że to pewnie nie ostatnia rzecz, którą była liderka rankingu WTA nas zaskoczy.