Reklama

Ash Barty mistrzynią Australian Open!

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

29 stycznia 2022, 12:28 • 7 min czytania 4 komentarze

To miał być mecz dwóch zawodniczek dysponujących mocnym serwisem i potrafiącymi świetnie zagrać z głębi kortu. Obie miały też wielkie powody do odczuwania presji. Danielle Collins w finale wielkoszlemowym wystąpiła pierwszy raz. Dla Ash Barty to już trzeci mecz o tytuł tej rangi, ale ten był wyjątkowy – bo nigdy wcześniej nie grała w finale w ojczystej Australii. Też miała więc wielki powód do odczuwania presji. Doświadczenie swoje jednak zrobiło. Ash była lepsza. Wygrała, uszczęśliwiając nie tylko siebie, ale cały kraj.

Ash Barty mistrzynią Australian Open!

Finał po przejściach

Danielle Collins wiele przeżyła na drodze do dzisiejszego finału. W ostatnich latach walczyła nie tylko z rywalkami, ale i własnym zdrowiem. Najpierw zaatakowało ją reumatoidalne zapalenie stawów. Żeby móc grać na najwyższym poziomie zmieniła swoją dietę, styl życia i cały plan przygotowań oraz startów. Kiedy wydawało się, że wszystko zmierza w dobrą stronę, doszła endometrioza, choroba ginekologiczna, rzadko diagnozowana, wywołująca ogromny ból. Amerykanka musiała przejść nagłą operację, kilka tygodni wracała do formy.

Okazało się, że od tamtego czasu zaczęła grać najlepszy tenis w karierze.

Owszem, była już wcześniej w półfinale Australian Open – to w 2019 roku, gdy doszła do niego kompletnie niespodziewanie. Wiadomo było też od dawna, że ta dziewczyna – która przeszła niecodzienną drogą, przez college, a na zawodowstwo zdecydowała się dopiero w wieku 23 lat – dysponuje ogromną mocą. Jej serwis sprawia problemy każdej rywalce. Jej forehand potrafi ustawić każdą wymianę. A jej głośne okrzyki po wygranych punktach stały się już niemal legendarne.

Reklama

Ale to wszystko tyczy się też Ash Barty. Choć niewysoka, też dysponuje doskonałym wprost serwisem. Też potrafi niesamowicie mocno grać forehandem, ale dysponuje w dodatku doskonałym slajsem backhandowym. Pod względem wyszkolenia technicznego jest jedną z najlepszych zawodniczek na świecie, o ile nie najlepszą. Nie bez powodu grała dziś o trzeci tytuł wielkoszlemowy w karierze. Nie bez powodu prowadzi w rankingu światowym od ponad dwóch lat.

A przecież i ona sporo przeszła. Za młodu przypięto jej łatkę wielkiego talentu, ale w singlu nie mogła jej przez kilka lat potwierdzić. Lepiej szło jej w deblu, ale tam najważniejsze finały przegrywała. W końcu przegrała też z presją oczekiwań. Tenis przestał sprawiać jej frajdę, a to ją przede wszystkim chciała z niego czerpać. Zaatakowała ją depresja. Barty zrezygnowała z tenisa i zeszła z kortu. Po jakimś czasie zaczęła grać… w krykieta. Poczucie jedności i świetna atmosfera w drużynie, dziewczyny, które z miejsca ją zaakceptowały – to bardzo jej pomogło.

Po dwóch latach wróciła do tenisa. I z każdym miesiącem szło jej tylko lepiej. W 2019 roku wygrała Roland Garros. W 2021 Wimbledon. W Australii wszyscy czekali jednak na to, by zagościła w finale w Melbourne. Jej rodacy chcieli zobaczyć ją wygrywającą puchar w ojczyźnie. W ostatnich trzech latach przeżywali jednak rozczarowania – ćwierćfinał, półfinał i jeszcze jeden ćwierćfinał. To były wyniki Ash. Po każdym z nich odpadnięcie bardzo przeżywała.

W tym sezonie już sobie na to nie pozwoliła.

Mecz dla milionów

W Australii miejscowy rząd zezwolił na zwiększenie zapełnienia trybun specjalnie na dzisiejsze spotkania. Finał z udziałem Ash Barty, a potem deblowy pojedynek czterech Australijczyków o miano najlepszej męskiej pary w wielkoszlemowym turnieju. Dzień Australii, tamtejsze narodowe święto, było co prawda trzy dni temu, ale tamtejsi fani tenisa mogli poczuć się, jakby dziś przeżywali je ponownie.

By w takiej atmosferze dotrwali do końca warunek był jeden – triumf Ash Barty.

Reklama

Jeśli w Melbourne miały popłynąć łzy na trybunach, to tylko te szczęścia. Jeśli płakać miała Ash, to tylko z radości. Podobnie jak gwiazdy, które to wszystko oglądały – czy to Russell Crowe, zajmujący miejsce tuż przy korcie, czy Chris O’Neil, ostatnia australijska mistrzyni w singlu, która wygrała w Melbourne w 1978 roku. Na kolejną taką Australia czekała naprawdę kawał czasu. I od dawna nie mieli takiej nadziei, jak ta pokładana w Ash.

ASH BARTY. WALKA Z DEPRESJĄ, KRYKIET I WIELKOSZLEMOWE TYTUŁY

Bo Barty grała fenomenalny turniej, sześć wcześniejszych meczów wygrała łącznie w nieco ponad sześć godzin. Niemal połowę z tego czasu zajęłoby jedno spotkanie Igi Świątek z Kaią Kanepi! Kolejne rywalki właściwie nie łapały się na grę, Australijka po prostu była zbyt dobra. Inaczej prezentowała się Danielle Collins – ona miała swoje problemy po drodze, kilka razy musiała solidnie się napocić. Ale już w półfinale zagrała jeden z najlepszych meczów w karierze, roznosząc (bo trudno nazwać to inaczej) Igę Świątek. Polka sama zresztą przyznała, że robiła, co mogła, ale Amerykanka była zbyt dobra.

I to mogło niepokoić Australijczyków. Bo gdyby tak też zagrała w finale, mogłaby poważnie zagrozić Barty.

Australia może szaleć

Pierwszy set dzisiejszego finału? Bez większej historii. Obie grały dokładnie tak, jak się tego spodziewano. Świetnie przy swoim serwisie, znakomicie, mocno i dokładnie w wymianach. Z jednym wyjątkiem – w szóstym gemie meczu Collins nie wytrzymała. Dała Ash tylko jedną szansę na przełamanie, po czym… sama wręczyła jej breaka podwójnym błędem serwisowym. Tyle wystarczyło, bo Barty nie miała zamiaru wypuścić swojej szansy. Dwa kolejne gemy serwisowe wygrała bez trudu. Pierwszego seta zgarnęła wynikiem 6:3.

Drugi był bardziej zacięty, choć… długo wydawało się, że nie będzie. Ash zaczęła go bowiem fatalnie, a Danielle znacząco podniosła poziom swojej gry. Najpierw przełamała Australijkę, potem obroniła dwa break pointy przy swoim serwisie i już prowadziła 3:0. Gdy zapisała na swoim koncie drugie przełamanie, podkręcając tempo jeszcze bardziej, trudno było się spodziewać, że wypuści seta z rąk. Prowadziła przecież 5:1, miała cztery gemy na jego zamknięcie.

A jednak. Może z powodu nerwów, może przez to, że Ash wzniosła się na swoje wyżyny, może przez mały konflikt z publiką – powodów tego, że Collins zaczęła popełniać błędy, da się dostrzec nawet kilka. Barty wykradła jej dwa gemy serwisowe z rzędu, w obu przypadkach wykorzystując już pierwszą piłkę na przełamanie. W międzyczasie dwukrotnie wygrała też przy swoim podaniu. Zrobiło się 5:5. Dopiero wtedy Collins się obudziła i doprowadziła do tie-breaka. W nim już jednak nie wytrzymała.

DANIELLE COLLINS. WIELKA MOC, COLLEGE I AGONIA

A Ash? Była siłą spokoju. Kwiatem lotosu na tafli jeziora – wiecie, jak to leci. Zgarnęła cztery punkty z rzędu, ustawiając sobie tę rozgrywkę. Danielle ostatecznie oddała tylko dwa. I mimo że w pewnym momencie wydawało się to niemal niemożliwe, wygrała turniej bez straty seta. Choć jedno trzeba Amerykance oddać – faktycznie sprawiła, że finał był dla Barty najtrudniejszym meczem w całym turnieju. Ale co z tego, skoro to Barty go wygrała?

– Po pierwsze chcę pogratulować Ash za fenomenalne dwa tygodnie i znakomite kilka lat. Niesamowicie było oglądać ją w ostatnich latach, wspinającą się w rankingu. Podziwiam to, jaką zawodniczką jest, jak różnorodną prezentuję grę. Mam nadzieję, że wyciągnę z niej coś dla siebie. Chciałabym podziękować też wszystkim, którzy pomogli zorganizować ten turniej. To jeden z moich ulubionych turniejów w roku. Cieszę się, że mogłam tu przyjechać – mówiła Danielle.

Ash przed swoją przemową dostała jeszcze jedną niespodziankę. Trofeum za zwycięstwo wręczała jej bowiem Evonne Goolalong Cawley. To jedna z największych legend australijskiego tenisa, siedmiokrotna mistrzyni wielkoszlemowa i… przyjaciółka Ash, która bardzo wspierała ją zwłaszcza na początku kariery Barty i potem, gdy młodsza koleżanka walczyła z depresją.

Choć trudno było sobie to wyobrazić, organizatorzy zdołali sprawić, że dzisiejsze zwycięstwo było dla Ash jeszcze piękniejsze.

Gratuluję Danielle i jej zespołowi. Grałaś świetny turniej, jesteś w czołowej 10 rankingu i to całkowicie zasłużone miejsce. Dziękuję wszystkim, którzy przygotowywali turniej. Tegoroczne Australian Open to jedno z moich najwspanialszych doświadczeń w karierze. Dziękuję swoim najbliższym. Są tu moi rodzice i siostra. Wielokrotnie mówiłam, że jestem szczęściarą, mając tyle kochających mnie osób obok siebie. Dziękuję też kibicom. Czułam wasze wsparcie, cały czas was słyszałam. Wyciągacie ze mnie najlepszy tenis. Mierząc się z zawodniczką taką, jak Danielle, to było mi potrzebne. Moje marzenie się dziś spełniło – mówiła Barty.

Warto tu dodać jedno – że spełniło się nie tylko jej marzenie, ale też marzenia tysięcy (jeśli nie milionów) fanów w Australii. To jest prawdziwa waga tego zwycięstwa.

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
4
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Australian Open

Komentarze

4 komentarze

Loading...