W Burnley kończy się pewna era. Włodarze klubu zdecydowali, że nie będą kontynuować pracy z trenerem, który był związany z Burnley od 2012 roku. Sean Dyche zapamięta ten dzień na długo, a niektórym kibicom tego zespołu zostanie tę decyzję opłakać. Czasami żartobliwie, czasami zupełnie serio. Są bowiem ludzie, którzy nie wyobrażają sobie “The Clarets” pod wodzą innego szkoleniowca. Od dawna obok nazwy Burnley jednym tchem stawiało się nazwisko Dyche’a. Ale na tym koniec.
Na osiem meczów przed końcem sezonu Burnley traci cztery punkty do bezpiecznej strefy w tabeli Premier League. Istniało duże prawdopodobieństwo, że z Dyche’em nie uda się utrzymać. Ale, z drugiej strony, niełatwo będzie znaleźć takiego strażaka, który potrafiłby wykrzesać z drużyny dodatkową wartość tuż przed metą. Wydaje się, że dużo będzie zależeć od innych ekip.
Dyche poprowadził Burnley w 425 spotkaniach. Awansował z tą ekipą do Premier League, potem od razu spadł, ale za chwilę wrócił. I tak od sezonu 2016/2017 gwarantował byt w najwyższej lidze angielskiej z jednym wyjątkowym sezonem, kiedy zajął 7. miejsce.
Czytaj więcej o Premier League:
- Jak wiele traci Brighton na kontuzji Jakuba Modera?
- Brak Ligi Mistrzów może być bardzo bolesny w skutkach. Co czeka Manchester United?
Fot. Newspix