Zapowiadał się ciekawy meczyk, bo FC Barcelona nie była zadowolona po spotkaniu we Frankfurcie i pojechała na kolejny wyjazd. Tym razem do Walencji, ale rywalem nie były Nietoperze, tylko zespół ze strefy spadkowej Primera Division. Levante jest atrakcyjnym rywalem na przełamanie, więc oczekiwania były spore. Gospodarzy charakteryzuje odważna gra z przodu i przeciekająca defensywa. Zobaczyliśmy mocną wymianę ciosów, choć mecz się długo rozkręcał.
Levante UD – FC Barcelona Nie było przepaści
I trzeba podkreślić, że Levante podeszło do tego spotkania bez bojaźni. Gospodarze ruszyli na zespół Xaviego, jakby chcieli pokazać, że może ten sezon schrzanili po całości, ale dla nich liczy się każdy mecz i nigdy nie jest za późno, żeby wziąć się w garść. Widać było, że wyciągnęli lekcję z ostatniej potyczki Barcelony, która w meczu z Eintrachtem zagrała dość przeciętnie i pokazała ludzkie oblicze.
Gospodarze próbowali ją naruszyć wysokim pressingiem i na początku działało to wyśmienicie. Kwestią czasu było to, że się prędzej, czy później spuchną, ale zanim do tego dojdzie, chcą dać się we znaki Dumie Katalonii, która miała problemy z dostaniem się do ostatniej tercji boiska. Granotas w pierwszej odsłonie spotkania byli lepszym zespołem i to ciężko podważyć.
I na dobrą sprawę Levante powinno prowadzić jeszcze przed przerwą. Jose Luis Morales pokusił się o indywidualny rajd, po którym szybciej zabiły katalońskie serca. Mijał rywali jak slalomowe tyczki, ale ostatecznie piłkę z linii wybił Eric Garcia.
W ostatnich latach Barcelona dość słabo radziła sobie na Ciutat de Valencia. W poprzednim sezonie zremisowała 3:3, dwa lata temu przegrała 3:1, sezon wcześnie wygrała w lidze, ale dostała lanie w Pucharze Króla. Niby to nieznaczący szczegół, ale dziwnym trafem w piłce takie detale potrafią wpłynąć na wynik przyszłych spotkań i samo nastawienie.
Mogli mówić, że znów mecz im się nie układał. Przez pierwsze trzy kwadranse słabo grał Aubameyang. Albo inaczej – piłki go omijały. Nie dostawał podań, więc był bezużyteczny. Duma Katalonii miała problem z wejściem na wysokie obroty i naruszeniem obrony rywali. Wymiany cios za cios ją nie interesowały, ale ataki pozycyjne nie były szczególnie żwawe. Kapryśna była ta Barca. Ok, brak Pedriego w podstawowym składzie jest sporym osłabieniem, ale mimo wszystko od tej drużyny należy wymagać lepszej gry. Kolejny egzamin dojrzałości oblał Nico, który grywa rzadko, ale też nie daje argumentów, by częściej pojawiać się na murawie. I dziś zafundował entuzjastom swojego talentu powtórkę z rozrywki.
Levante UD – FC Barcelona. Cios za cios. Błąd za błąd
Do przerwy kibice nie zobaczyli bramek, ale kilka minut po starcie drugiej połowy Levante potwierdziło swoją przewagę i wyszło na prowadzenie. Zdrzemnął się Dani Alves i sfaulował Sona. Sędzia wskazał na wapno, a Jose Luis Morales pewnie uderzył. Barcelona nawet nie zdążyła się pozbierać po stracie pierwszego gola, a już gospodarze dostali kolejnego karnego.
Eric Garcia zagrał ręką i od samego początku wiedział, jaka będzie decyzja sędziego. Jego postawa i miny były wymowne. Gospodarze postanowili zmienić wykonawcę jedenastki. Tym razem uderzał Roger Marti, ale ter Stegen obronił jego strzał. To mógł być moment zwrotny i był. Xavi szybko zdjął słabych dzisiaj Frenkiego de Jonga i Nico Gonzaleza. Na murawie pojawili się Pedri i Gavi. Zmiany szybko ośmieliły poczynania ofensywne gości. Pierwszy z wymienionych szybko zaliczył asystę drugiego stopnia. Rozprowadził akcję do Dembele, a Francuz precyzyjnie dograł na głowę Aubameyanga. Zrobiło się 1:1, ale to dopiero początek emocji.
Błyskawicznie Barcelona wyszła na prowadzenie. Gavi zdecydował się na odważną akcję, podprowadził piłkę, zabawił się w dryblera i zagrał do Pedriego, który wpakował piłkę do sieci. Po raz kolejny ta dwójka pokazała, że jest zdolna do rzeczy wielkich.
Od tego momentu Levante trochę stanęło i już nie było tak żywe. Po zebraniu dwóch szybkich i celnych ciosów można się pogubić. Natomiast Barcelona zaczęła grać spokojniej. I nagle Xavi wpuścił Clementa Lengleta. Francuzowi starczyło koncentracji na nieco ponad 60 sekund… Po tym czasie nadepnął w polu karnym Daniego Gomeza. Arbiter musiał odgwizdać kolejny rzut karny, który wykorzystał Gonzalo Melero.
Koniec emocji? A w życiu i w roli głównej kolejny zmiennik, ale teraz in plus. Niespodziewanie Luuk de Jong sprawił, że Barcelona wywiozła komplet punktów. Pedri w doliczonym czasie gry zgubił buta, ale Barcelona kontynuowała swój atak. Nieco zwolniła, rozpoczęła akcję praktycznie od nowa i stało się coś niesamowitego. W drugiej minucie doliczonego czasu gry Jordi Alba zagrał górną piłkę w pole karne, a gola na wagę zwycięstwa zdobył holenderski napastnik. Luuk de Jong wpakował kolejnego bardzo ważnego gola i potwierdził, że głową uderza lepiej niż większość piłkarzy strzela nogą.
Levante UD – FC Barcelona 2:3 (0:0)
J.L. Morales 52′, G. Melero 83′ – P.E. Aubameyang 59′, Pedri 63′, L. de Jong 90+2′
WIĘCEJ O LIDZE HISZPAŃSKIEJ:
- Pedri. Ambasador elegancji i pomocnik na miarę XXI wieku
- Rodrigo de Paul inny niż w Udinese
- W Hiszpanii przestał strzelać, ale i tak zaraz odejdzie za fortunę
- Królewskie klocki Jenga
- Eduardo Camavinga, czyli polisa na przyszłość Królewskich
- Stara gwardia Barcelony nie rdzewieje
Fot. Newspix.pl