Paulo Sousa poprowadził jak dotąd Flamengo w siedemnastu spotkaniach i wygrał jedenaście z nich. Przyzwoity bilans, prawda? Problem w tym, że podopieczni byłego selekcjonera reprezentacji Polski trzykrotnie polegli akurat w meczach najbardziej prestiżowych, przeciwko najbardziej wymagającym oponentom. W brazylijskich mediach coraz częściej pojawiają się więc pogłoski o rychłym zwolnieniu Sousy. Czy rzeczywiście jego pozycja we Flamengo jest już tak słaba, czy tam też uważają go już za „Siwego Bajeranta”?
Postanowiliśmy przyjrzeć się tematowi nieco dokładniej.
Paulo Sousa we Flamengo. Zamęt i rozczarowania
Poprzedni sezon był dla Flamengo rozczarowujący. Drużyna zajęła drugie miejsce w brazylijskiej Serie A, poległa w półfinale Copa de Brasil i przegrała również finał Copa Libertadores. Dla klubu o takich ambicjach były to rezultaty może nie fatalne, ostatecznie niemal na wszystkich frontach czerwono-czarni zawędrowali dość daleko, lecz na pewno grubo poniżej oczekiwań. Koniec końców – zabrakło trofeów. Stąd przetasowania na ławce trenerskiej. Do lipca 2021 roku drużynę prowadził Rogerio Ceni – przed laty słynny, bramkostrzelny golkiper, od jakiegoś czasu niezły szkoleniowiec. Brazylijczyk w 2020 roku sięgnął z Flamengo po mistrzostwo kraju, lecz nie najlepsze wyniki osiągane przez zespół wiosną i latem 2021 skłoniły działaczy do radykalnych posunięć. Czarę goryczy przelały dwie ligowe porażki z rzędu – Flamengo w lipcu najpierw poległo na własnym stadionie w starciu z Fluminense, a tydzień później oberwało od Atletico Mineiro.
Wkrótce po przegranej z Atletico klub oficjalnie pożegnał Ceniego.
Trzeba pamiętać, że niepowodzenia akurat w tych meczach są szczególnie bolesne dla sympatyków Flamengo. Fluminense to bodaj największy lokalny konkurent czerwono-czarnych, ekipy te od dekad biją się o prymat w Rio de Janeiro w ramach kultowych derbów „Fla-Flu”. Rywalizacja Flamengo i Atletico („Galo vs Mengão”) również należy do niezwykle zajadłych i otoczona jest wieloma historycznymi kontekstami, choć „Koguty” swoją siedzibę mają przecież w Belo Horizonte. Krótko mówiąc, szkoleniowiec Flamengo nie może sobie tak po prostu bezkarnie przegrywać z Fluminense i Atletico. Tego rodzaju niepowodzenia dużo kosztują.
Atletico Mineiro 2:1 Flamengo (10. kolejka brazylijskiej Serie A 2021)
– Ceni poprowadził Flamengo w 43 meczach. Wygrał blisko 60% z nich, a jego podopieczni zdobywali średnio prawie dwa gole na spotkanie. Drużyna wywalczyła w tym okresie trzy puchary, a więc można powiedzieć, że Ceni zapewniał Flamengo tytuł co 15 meczów – pisał portal UOL Esporte. Podkreślając, że trener nie utracił stanowiska wskutek całego pasma straszliwych klęsk, tylko w wyniku paru wyjątkowo bolesnych potknięć. Brazylijskie media zaznaczały jednak, że wewnątrz drużyny dochodziło do licznych tarć. Prawdziwą bombę odpalił niejaki Roberto Drummond, jeden z klubowych analityków.
Dziennikarze dotarli do nagrania rozmowy, w której nie pozostawił on suchej nitki na swoim przełożonym. – Nie rozumiem, dlaczego jeszcze go nie zwolnili. Byłem przekonany, że porażka z Atletico to jego koniec – powiedział Drummond na dwa dni przed utratą pracy przez Ceniego. – W lidze jesteśmy już prawie wykrwawieni. Może sytuację w Copa Libertadores uda się jeszcze uratować. Ceni to fatalny człowiek. Zły człowiek, nie można tego ująć inaczej. Jest zagubiony, gówno potrafi, wszystkich krytykuje. Władze klubu już go nie wspierają, dlatego tak się miota. Od roku z nami pracuje, a wciąż nie przyszedł do działu analizy, żeby porozmawiać o taktyce. Nie był zainteresowany naszym wydziałem, ani razu nie poprosił o pomoc. Niczego nie rozumie.
Nowym trenerem klubu został Renato Gaucho, piłkarska legenda Rio de Janeiro. Wywindował on czerwono-czarnych na drugie miejsce w lidze i doprowadził ich do – ostatecznie nieudanego – finału Copa Libertadores. Finałowa porażka z Palmeiras była zresztą jego ostatnim meczem na ławce trenerskiej Flamengo.
– Wygrałem prawie 75% spotkań, mimo olbrzymich problemów z kontuzjami. Nie ma trenera, który zwycięży we wszystkich meczach. Nie mam sobie nic do zarzucenia – zapewniał Renato. – Wiem, że mnie krytykowano, ale to element kultury piłkarskiej w Brazylii. Z Gremio zdobyłem Puchar Brazylii i Copa Libertadores – w Europie za takie sukcesy zostałbym wyniesiony na ołtarze, ale tutaj także musiałem się mierzyć z krytyką. Z Flamengo odszedłem sam. Nawet nie czekałem na rozmowy z działaczami, po porażce z Palmeiras pożegnałem się z piłkarzami. Nie mam zamiaru w najbliższym czasie pracować jako trener.
Tak to wygląda w Kraju Kawy. Karuzela trenerska pędzie niekiedy w tempie nieznanym nawet w naszej Ekstraklasie.
Pierwsze rozczarowania
Decyzja Brazylijczyka zmusiła zatem władze Flamengo do ponownych poszukiwań szkoleniowca. I tutaj na scenie pojawił się nieoczekiwanie Paulo Sousa, który – po rozmaitych perypetiach, zawirowaniach i zwrotach akcji – wylądował na ławce trenerskiej czerwono-czarnych, porzucając reprezentację Polski.
– Wyzwania stojące przez Sousą? Wygrywać najważniejsze trofea w Brazylii i Ameryce Południowej – mówił nam Rodrigo Oliveira, brazylijski dziennikarz. – Są najbogatsi, w 2019 roku wygrali mistrzostwo Brazylii i Copa Libertadores. W 2020 roku – już z nowym trenerem – znów byli najlepsi w Brazylii, ale nie grali tak dobrej piłki, jak wcześniej. W 2021 roku, mimo świetnego składu, nie wygrali niczego. Ligę skończyli na drugim miejscu, przegrali finał Copa Libertadores, ponieśli porażkę w Pucharze Brazylii. To klub największą bazą kibiców w kraju, dlatego mają dużą presję, żeby wygrywać wszystko, co się da.
W podobne tony uderzał redaktor Julio Cesar da Silva w rozmowie z Polską Agencją Prasową. – Kibice Flamengo mają bardzo wygórowane oczekiwania i ambicje. Są źli, że do klubu nie wrócił trener Jorge Jesus. Myślą sobie teraz: skoro wysłannicy klubu polecieli do Portugalii i zakontraktowali Sousę, a nie Jesusa, to ten pierwszy rzeczywiście musi być bardzo dobry. Wymagania wobec nowego trenera będą bardzo, naprawdę bardzo wysokie.
Paulo Sousa
I rzeczywiście – nie da się ukryć, że w brazylijskiej skali Sousa dostał do dyspozycji prawdziwy gwiazdozbiór. Choćby Gabriel Barbosa to jedna z najjaśniejszych postaci brazylijskiej piłki ostatnich lat, jeśli rzecz jasna nie liczyć graczy występujących na co dzień w Europie. Urugwajczyk Giorgian de Arrascaeta ma na koncie blisko 40 występów w drużynie narodowej. Doświadczonych Davida Luiza i Filipe Luisa chyba nie trzeba nikomu dodatkowo przedstawiać. Do wyliczanki znaczących nazwisk można też dorzucić Mauricio Islę, Vitinho, Diego Alvesa, Bruno Henrique, Andreasa Pereirę, Evertona Ribeiro, Williana Arao czy Rodrigo Caio. W kadrze czerwono-czarnych czai się nawet 37-letni Diego. Ten sam, który kilkanaście lat temu czarował w Bundeslidze w barwach Werderu Brema.
Skład opiera się zatem na graczach albo przeżywających właśnie swój piłkarski prime, albo mających najlepsze lata już za sobą, lecz wciąż gwarantujących wysoką jakość na poziomie ligi brazylijskiej. Słowem, jest to zespół zbudowany z myślą o tu i teraz. Celem są natychmiastowe sukcesy.
Premierowym wyzwaniem dla nowego trenera w sezonie 2022 były mistrzostwa stanowe (Campeonato Carioca) oraz Superpuchar Brazylii. Jeżeli chodzi o te pierwsze rozgrywki, są one stosunkowo proste i stanowią ledwie przedsmak realnej rywalizacji w Serie A i Copa Libertadores. W mistrzostwach stanu Rio de Janeiro biorą bowiem udział nie tylko potężne, utytułowane ekipy pierwszoligowe (Flamengo, Fluminense, Botafogo), ale również cała rzesza drużyn znacznie niższej klasy. Dość powiedzieć, że czerwono-czarni w XXI wieku zatriumfowali w Campeonato Carioca aż jedenastokrotnie, w tym trzy razy z rzędu w latach 2019-2021. Sousa nie zdołał jednak podtrzymać zwycięskiej passy. Jego podopieczni dwukrotnie ulegli Fluminense – najpierw 0:1 w fazie grupowej, następnie 0:2 w pierwszym meczu finałowym na Maracanie. W rewanżowy starciu padł remis (1:1), a więc tytuł trafił w ręce „Trójkolorowych”.
Flamengo 0:2 Fluminense (finał Campeonato Carioca 2022)
Po drodze Flamengo przegrało także starcie o Superpuchar Brazylii. Po dramatycznej serii rzutów karnych puchar przypadł Atletico Mineiro. Czerwono-czarni zgarnęli trofeum w 2020 i 2021 roku, a zatem także i w tym przypadku mówimy o przerwaniu mini-serii sukcesów. No i nie należy zapominać o tym, kto pozostawił ekipę Sousy w pokonanym polu. Fluminense (dwa razy) oraz Atletico Mineiro. Pamiętacie, co pisaliśmy o tych zespołach kilka akapitów wcześniej?
6 kwietnia portugalski szkoleniowiec zdołał nieco przygasić pożar wokół swojej osoby dzięki zwycięstwu w pierwszym meczu fazy grupowej Copa Libertadores. Flamengo wygrało na wyjeździe 2:0 z peruwiańskim Sportingiem Cristal. Czerwono-czarni nie zachwycili jednak stylem w konfrontacji ze znacznie słabszym kadrowo przeciwnikiem. Dodajmy też z kronikarskiego obowiązku, że kiedy ostatnim razem ekipa z Rio poległa w mistrzostwach stanowych, czyli wiosną 2018 roku, trener Paulo Cesar Carpegiani w tempie ekspresowym przypłacił to utratą stanowiska. Sezon wcześniej Muricy Ramalho wyleciał zaś ze stołka w maju, ponieważ jego podopieczni kiepsko zaczęli zmagania w Serie A i odpadli w przedbiegach z Pucharu Brazylii. W 2015 roku marny start w lidze wymiótł z Flamengo słynnego Vanderleia Luxemburgo. Jeszcze wcześniej Jayme de Almeida, mimo sukcesu w Campeonato Carioca, w połowie maja był już bezrobotny.
Ten ostatni przypadek ciekawie opisywał południowoamerykański ESPN. – De Almeida został zwolniony po porażce w derbach „Fla-Flu”, choć decyzja została podjęta znacznie wcześniej. Wśród działaczy panował konsensus, że zwycięzca Pucharu Brazylii 2013 i mistrzostw stanowych 2014 musi odejść. Władzom Flamengo nie podobało się, że w tym roku zespół prezentował się z dobrej strony tylko na tle znacznie słabszych przeciwników.
Myli się więc ten, kto uważa, że Sousa na razie może czuć się bezpieczny, a spekulacje na temat jego rozstania z Flamengo są rozdmuchiwane przez szukających sensacji dziennikarzy. Czas gładkich przemówień i PR-owych materiałów wideo dobiegł końca. Portugalczyk stąpa obecnie po polu minowym.
Konflikt wewnątrz Flamengo
Za co najmocniej obrywa się byłemu selekcjonerowi polskiej kadry, naturalnie nie licząc porażek w kluczowych meczach? Choćby za jałową postawę zespołu w ofensywie. Weźmy na tapet finał Campeonato Carioca. Flamengo w pierwszym meczu wykreowało sobie znacznie więcej sytuacji strzeleckich od Fluminense, częściej było przy piłce, wypracowało sobie także więcej stałych fragmentów gry. Ale summa summarum przegrało 0:2. Podobnie było zresztą w rewanżu – statystyki niby przemawiały na korzyść czerwono-czarnych, lecz brakowało konkretów. Sousa na konferencji prasowej stwierdził, że jego graczom brak głodu zwycięstwa. – Nasza drużyna, a także poszczególni zawodnicy indywidualnie, muszą dokonać pewnych zmian. Ten zespół istnieje w podobnym kształcie od dłuższego czasu. Kilka lat temu odniósł wielkie sukcesy. Ale dziś potrzebny jest ten sam głód, jaki drużyna miała na początku swojej drogi – mówił Portugalczyk.
Medialni obrońcy trenera zwracają uwagę, że Sousa potrzebuje czasu i zaufania, by skutecznie wprowadzić w życie swoje pomysły. Dalece się różniące od wizji jego poprzedników. Renato Gaucho generalnie nie przywiązywał ponoć większej wagi do taktycznych niuansów, za co go zresztą regularnie potępiano. Rogerio Ceni często ustawiał swoich podopiecznych w prostej formacji 4-4-2, natomiast Hiszpan Domenec Torrent preferował super-ofensywny, wręcz naiwny futbol. Tymczasem Sousa, co oczywiste w przypadku tego szkoleniowca, stara się nauczyć zawodników Flamengo gry w systemie gry z trójką obrońców.
Sęk w tym, że sami piłkarz nie tryskają z tego powodu entuzjazmem.
– Udaje nam się co prawda stwarzać sytuacje, ale nie robimy tego w taki sposób, jakiego oczekiwaliby po nas kibice. Być może w naszej grze brakuje jeszcze chemii. Mam nadzieję, że wkrótce ulegnie to zmianie i będę mógł wyjść do wywiadu z uśmiechem na twarzy – wypalił przed tygodniem Filipe Luis.
Filipe Luis
To nie wszystko. Brazylijscy dziennikarze ustalili, iż w ekipie czerwono-czarnych kształtuje się coraz silniejszy ruch oporu przeciwko decyzjom Sousy. Tego rodzaju rewelacje podawał na przykład Renan Moura z Globo, a także redakcja Goal.com. Szkoleniowiec miał rzekomo dać drużynie wyraźnie do zrozumienia, iż uważa ją za zgraję tłustych kotów, dlatego nawet gracze o najbardziej uznanych nazwiskach nie mogą czuć się pewni miejsca w wyjściowej jedenastce. Przykład? Niespełna 37-letni bramkarz Diego Alves, europejskim kibicom znany choćby z występów Valencii, za kadencji Sousy ogląda kolejne mecze z perspektywy ławki rezerwowych. – Działacze Flamengo znali mój sposób pracy i metody, przy pomocy których zarządzam zespołem. Uwierzyli we mnie. To fakt – mam swoje przekonania, których nie zmienię. Trzymam się swoich pomysłów. Pozytywne rezultaty pomagają we wprowadzaniu ich w życie, tymczasem my przegraliśmy dwa finały. Niestety. Byliśmy lepsi od naszych przeciwników. Ale nawet gdybyśmy wygrali te finały, byłoby nad czym dalej pracować – zaznaczył Sousa.
Zniecierpliwienie wśród ludzi związanych z Flamengo budzą również skłonności Sousy do eksperymentowania. Portugalczyk potraktował mistrzostwa stanowe niczym poligon doświadczalny, lecz wciąż nie udało mu się wykrystalizować w miarę spójnej wyjściowej jedenastki. – To trudne. Nikomu nie podoba się brak konkretnej wizji składu. Czas testów powinien być już zakończony – miał, według dziennikarza Jucy Kfouriego, powiedzieć Marcos Braz, wiceprezes klubu.
Do eksplozji frustracji na linii trener-zawodnicy doszło natomiast – tym razem wedle relacji Thiago Asmara z Radio Jovem Pan – w przerwie rewanżowego meczu finałowego między Flamengo a Fluminense. Sousa był ponoć wściekły na dwóch czołowych zawodników swojego zespołu – Gabriela Barbosę oraz Giorgiana de Arrascaetę. Z informacji zebranych przez Asmara wynika, iż trener głośno objechał wspomnianą dwójkę za olewanie taktycznych obowiązków, zwłaszcza defensywnych. De Arrascaeta z pokorą wysłuchał bury, lecz krnąbry „Gabigol” odpyskował Sousie. – Robię, co mi kazałeś. Uspokój się – odburknął.
Fluminense 1:1 Flamengo (finał Campeonato Carioca)
W obronie szkoleniowca stanął między innymi Bernardo Ramos z Band Sports. – To śmieszne i niedopuszczalne, że wielu świetnie opłacanych zawodników nie dostosowuje się do poleceń trenera, usiłującego unowocześnić grę zespołu. Może pora zmienić logikę: „zespół źle gra – trener odchodzi”. Może czas pozbyć się z drużyny piłkarzy, którzy nie wykazują chęci dalszej współpracy z Sousą? – zapytał przewrotnie Ramos. Ale tego rodzaju głosy są dość rzadkie. Cytowany już Renan Moura donosi nawet, iż działacze Flamengo przygotowują już grunt pod zwolnienie Sousy. Zaskoczenia najprawdopodobniej nie będzie – na ławkę trenerską czerwono-czarnych ma powrócić uwielbiany Jorge Jesus, który w 2019 roku powiódł klub do zwycięstwa w Serie A i Copa Libertadores.
***
Oczywiście Sousa wciąż może urwać się ze stryczka, ale – co tu kryć – jego szanse na przetrwanie we Flamengo są niewielkie. Nie przekonał do siebie zawodników, porażkami w prestiżowych meczach zniechęcił kibiców, a kontrowersyjnymi posunięciami taktycznymi i personalnymi wzbudził irytację działaczy.
Między innymi wspomnianego Marcosa Braza – Paulo Sousa jest skazany na zagładę. Teraz pytanie brzmi tylko, kiedy ona nastąpi. W mediach pojawiły się wypowiedzi przypisane Brazowi, które były po prostu druzgocące dla Sousy. Mówi się, że wiceprezes nie chce interweniować tylko dlatego, by trener nie mógł potem się skarżyć, że władze klubu ingerowały w jego pracę – dowodzi Renato Prado, kolejny ze świetnie poinformowanych brazylijskich dziennikarzy. – To niewiarygodne, że Braz nie pojawił się na otwierającym meczu Flamengo w Copa Libertadores. Moim zdaniem on nie ma już zamiaru walczyć o Sousę, udzielać mu poparcia. Rzucił go na pożarcie bestiom – piłkarzom. Podczas meczów zmieniani gracze nawet nie patrzą na Sousę, idą bez słowa w stronę ławki.
Sęk w tym, że z klubu może odejść równie sam Braz, więc sytuacja jest podwójnie skomplikowana. Na przykład ultrasi urządzający ostatnio protesty przed ośrodkiem treningowym klubu mają olbrzymie pretensje do władz, natomiast na potknięcia trenera przymykają oko. Na dodatek za zwolnienie Sousie trzeba będzie wypłacić pokaźne odszkodowanie. – Flamengo nie chce płacić, dlatego gra w brudną grę. Chcą zobaczyć, czy Sousa sam rzuci ręcznik – dodał Prado. – Nie zdziwię się, jeśli cały sportowy projekt Flamengo wkrótce się wywróci i z klubu zniknie zarówno Sousa, jak i Braz. Nadzieja sprowadza się do osoby Jorge Jesusa, który planuje spędzić w Rio karnawał. Jeśli Jesus powie, że chce wrócić, to Sousa zostanie zwolniony bez oglądania się na koszty.
Cóż. Jeśli we Flamengo ktoś faktycznie wierzy, iż Sousa uniesie się honorem i poda się do dymisji, to chyba jeszcze się tam do końca na „Siwym Bajerancie” nie poznali. Bardziej nas ciekawi, kto następny da się nabrać na złotoustego Portugalczyka.
CZYTAJ WIĘCEJ O PAULO SOUSIE:
- Zrozumieć Paulo Sousę. Skąd wziął się fenomen Flamengo?
- Szczegóły ucieczki Paulo Sousy. „Chciał odejść do Interu, Flamengo ich przebiło”
- Sebastian Szymański, czyli wielki grzech Paulo Sousy
fot. FotoPyk / NewsPix.pl