Dość oczywiste było, że Lechia nie wytrzyma tempa narzuconego przez ligowe TOP3 i nie będzie brała udziału w walce o mistrzostwo czy medale. Ma słabsza kadrę, co za tym idzie – mniejsze możliwości niż Pogoń, Raków i Lech. Niemniej nie zakładaliśmy, że z Lechią będzie aż tak przeciętnie. Od czołowej trójki miała ją dzielić spora przerwa, ale jednak nie przepaść. Właściwie to ekipa Kaczmarka trzyma się tego czwartego miejsca nie swoją siłą, ale słabością innych.
Co najbardziej leży w przypadku gdańszczan? Spotkania wyjazdowe. Porażka z Legią była szóstym przegranym meczem na wyjeździe z rzędu. Wcześniej Lechia nie dała rady Piastowi, Radomiakowi, Cracovii, Wiśle Płock i Pogoni Szczecin. Te spotkania łączył fakt, że biało-zieloni byli w nich absolutnie bezzębni. Niby przyjeżdżali powalczyć, postawić się gospodarzom, a w efekcie stanowili tło dla rywala. Odbębnić porażkę i do domu. Dość powiedzieć, że na przestrzeni tych 540 minut, Lechia strzeliła tylko dwie bramki. Jedną z Pogonią Szczecin, kiedy stanęło na 5:1 dla Portowców, toteż było to trafienie kompletnie bez znaczenia.
A czy to jest jakieś wielkie wyzwanie, by choćby na boisku w Gliwicach sięgnąć po co najmniej jeden punkt? Nie, w ostatnim czasie zrobiły to ekipy Stali i Górnika Zabrze, a więc te notowane niżej Lechia. Drużyna Kaczmarka nie miała jednak tam żadnych argumentów. Po czasie odpada wymówka piaszczystego boiska, bo Lechia co dwa tygodnie wygląda, jakby każdy rywal przygotowywał murawę, które jej nie odpowiada.
Ogólnie jednak wiosna jest dla Lechii słabiutka. Gdańszczanie zagrali dwa dobre spotkania – ze Śląskiem Wrocław i Górnikiem Łęczna. Czas pokazał, że tamten Śląsk był już w fazie rozkładu i głównie czekano na odejście Magiery. Ogranie ekipy Kieresia? Od marca też przecież oczywistość – łęcznianie przegrywają obecnie wszystko. Pięć meczów (liga plus puchar) w tym okresie, pięć porażek.
No, było jeszcze zwycięstwo Lechii nad Lechem. Z jednej strony – wypada docenić, Kolejorz gra o mistrza i jest mocny. Z drugiej – należy pamiętać, że było to triumf wręcz wymodlony. Na 10 spotkań Lechia grając w ten sposób może wygrać tylko raz. Udało się, niemniej nie jest to wielki powód do optymizmu.
Lechia Gdańsk – kryzys formy
Forma za 10 ostatnich spotkań to dla gdańszczan lekki dramacik. Według tej klasyfikacji Lechia jest dopiero 14. w tabeli. Mało strzela – ledwie osiem bramek (gorszy tylko Bruk-Bet i Śląsk). Nie traci znowu jakoś dużo (11 sztuk), ale jak traci, to często kuriozalnie, bo można się na przykład zastanawiać, co wyrabiał wczoraj Maloca i czy rzeczywiście jest poważny. Innymi słowy – Lechia stała się wolna, nudna i przewidywalna. Nie ma tej pasji, luzu z przodu, który był oglądany na początku kadencji Kaczmarka. A przecież to był jeden z powodów zwolnienia Stokowca – gdańszczanie mieli zrobić krok do przodu, odejść od tego, co proponował były szkoleniowiec, który co pół roku zapowiadał odważniejszą grę w ofensywie, a niewiele z tego wynikało. Tymczasem Lechia po prostu wróciła do jego najbardziej przeciętnych czasów. Kto ogląda Lechię regularnie, ten wie, że to już wcześniej oglądaliśmy.
Lechia może wygrać, ale nie prezentując się szczególnie ciekawie. Lechia może też przegrać, po prostu dostając w łeb po nudnym meczu. Wyjątki od reguły – rzadkie.
Zdecydowanie zawodzą indywidualności. Nie pamiętamy już dobrego meczu Terrazzino. Miał jesienią momenty, kiedy wyrastał ponad tę drużynę, ba, kiedy widziano w nim czołowego zawodnika ligi na swojej pozycji. A dziś? Kompletny przeciętniak.
Clemens z bundesligowym CV cały czas nie przekonuje. Durmus szarpie, stara się, ale zgubił konkrety. Powrót Ceesaya po kontuzji jest więcej niż dyskretny. Paixao zatrzymał się na krok przed metą klubu 100, ale też ile jeszcze całą kapelę ma ciągnąć na plecach 37-letni facet?
Kłopoty Tomasza Kaczmarka?
Parafrazując klasyka: najmniej winilibyśmy Zwolińskiego, jednak pojedyncza przyzwoitość to trochę mało, jak na walkę o czwarte miejsce. Sprzeciętniałego Radomiaka trudno się bać, ale rozpędzony Piast jest coraz bliżej. A jeszcze jak mu działacze przygotują poważną murawę do grania u siebie…
No, coś ewidentnie nie pyknęło Kaczmarkowi w zimowych przygotowaniach. Nie chcemy spłycać i mówić, że gdy pracował jeszcze poniekąd na rachunek Stokowca, to gra wyglądała więcej niż dobrze, a jak po pracy byłego trenera nie ma śladu, jest już gorzej. To też był plus Kaczmarka – wpuścił do tej szatni sporo świeżego powietrza, zawodnicy go chwalili, złapali luz.
Ale liczby są nieubłagane:
- Kaczmarek jesienią – 1,84 oczka na mecz
- Kaczmarek wiosną – 1,25 punktu na mecz
No, jest to spora różnica, a piłkarze przecież ci sami. Nikt mocny nie został trenerowi odebrany zimą, ba, to on sam chciał, żeby kadrę zawęzić, gdyż twierdził, że na treningach ma do dyspozycji zbyt dużą liczbę zawodników.
Test polegający na pobudzeniu skostniałej, ale jednak poukładanej drużyny wyszedł na czwórkę z plusem. Jak będzie w przypadku egzaminu z kryzysu?
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Takimi meczami przegrywa się utrzymanie
- Piast na murawie wygląda jak niezła drużyna
- Judo na plaży, czyli Radomiak i Stal dzielą się punktami
Fot. Newspix