Lewy wahadłowy Rakowa jest bohaterem jednego z najbardziej zaskakujących powołań Czesława Michniewicza. 26-latek w ostatnich sezonach Ekstraklasy należy do najlepszych zawodników na swojej pozycji. O tym jak wyglądała jego droga do reprezentacji porozmawialiśmy z trenerami, którzy pracowali z nim na różnych etapach kariery. Nie była ona łatwa, bo w pewnym momencie Kun musiał wrócić na pół roku z I ligi do… okręgówki.
Pochodzi z Węgorzewa. Jeżeli dorastasz w tym mieście i lubisz sport to masz dwie opcje – albo zostajesz piłkarzem, albo kajakarzem. Patryk ma trzech braci – dwóch starszych: Marcina (rocznik 1991) i Dominika (1993) oraz młodszego Adama (2003). Najstarszy był wielokrotnym mistrzem Polski juniorów w kajakarstwie. Dominik jest zawodowym piłkarzem i obecnie występuje w pierwszoligowym Widzewie (w tym sezonie 21 meczów, gol i 8 asyst). Najmłodszy Adam też gra w piłkę, ale na razie na niższym szczeblu w Vęgorii Węgorzewo (5. miejsce w Klasie Okręgowej, gr. warmińsko-mazurska I).
Trzej koledzy z kadry wojewódzkiej
Rodzice braci założyli w 2000 roku Uczniowski Klub Sportowy Koszałek Opałek Węgorzewo. Ojciec był tam trenerem. Wszyscy zaczynali grać w tym klubie i są jego wychowankami. Później trafiali do Vęgorii. To właśnie w trakcie gry Patryka w tym klubie zauważył go trener Adam Łopatko, który dziś jest Krajowym Koordynatorem Kształcenia i Licencjonowania Trenerów w PZPN. Wtedy prowadził kadrę województwa warmińsko-mazurskiego rocznika 1995.
– Znalazłem go wtedy i wszyscy się dziwili, że powołuję do reprezentacji województwa takiego małego chłopaka. On wtedy nie był jedynym drobnym dzieciakiem, na którego postawiłem. Było ich trzech – Patryk, Dawid Szymonowicz i Paweł Dawidowicz. Trochę się na nich chuchało i dmuchało, chroniło – jak to na najmniejszych. Okazało się, że wszyscy byli późno dojrzewający w stosunku do rówieśników, a dziś cała trójka gra na profesjonalnym poziomie. Patryk jest w Rakowie, Dawid w Warcie Poznań, a Paweł w Hellas Werona – mówi z dumą Łopatko.
Zapewne gdyby nie zerwanie więzadeł krzyżowych w kolanie na początku grudnia ubiegłego roku, to Dawidowicz na najbliższym zgrupowaniu pierwszej kadry powitałby kolegę z czasów wspólnych juniorskich występów. Środkowy obrońca ma już osiem meczów w dorosłej reprezentacji. Jesienią ubiegłego roku, jeszcze za kadencji Paulo Sousy, był m.in. podstawowym defensorem w meczach z Albanią (4:1 i 1:0), Anglią (1:1) i Węgrami (1:2).
– Gdyby Paweł był zdrowy, to może byłby już w jeszcze lepszym klubie i szykowany byłby do pierwszego składu reprezentacji na najbliższe mecze – zastanawia się trener Łopatko.
Jest wahadłowym, a zaczynał na skrzydle
Kun jako nastolatek był ustawiany jako skrzydłowy. Na tej pozycji zadebiutował też w dorosłej piłce. Było to w I lidze w Stomilu Olsztyn, gdzie do gry wprowadzał go jego były szkoleniowiec z wojewódzkiej kadry.
– U mnie był początkowo klasycznym skrzydłowym, biegającym szeroko przy linii, w ustawieniu 1-4-3-3. Później, kiedy prowadziłem go już w Stomilu był skrzydłowym, ale już ustawionym bliżej środka boiska. Na dobrą sprawę w ofensywie grał wtedy jako jedna z dwóch „dziesiątek” z Japończykiem Tsubasą Nishim. Patryk nigdy nie bał się gry w defensywie i dlatego tak dobrze radzi sobie na wahadle. Uważam, że jako ofensywny pomocnik mógłby też dać sporo Rakowowi. Trzeba jednak oddać, że trener Marek Papszun świetnie poukładał częstochowski zespół, a Patryk jest tam obecnie zawodnikiem „nie do wyjęcia”. Obserwuję Raków od dawna. Kun, Andrzej Niewulis i Tomas Petrasek są tam jeszcze od pierwszoligowych czasów. Cały czas rozwijają się wraz z całym klubem – podkreśla Łopatko.
Z okręgówki wyciągnął go agent Milika
Kun w Stomilu spędził nieco ponad dwa sezony. Później nie przedłużył umowy. Interesowały się nim różne kluby, nawet ekstraklasowe, ale żaden z nich nie chciał płacić ekwiwalentu za 18-latka. W efekcie Patryk na rundę jesienną sezonu 2014/15 wrócił do Vęgorii, czyli do… ligi okręgowej. Tam grał i pomagał w grupach młodzieżowych. Czemu się tak stało?
– Po okresie w Stomilu Olsztyn pół roku grałem w okręgówce. Miałem, można powiedzieć, perturbacje prawne. Po pół roku mogłem już się transferować gdzie indziej. Byłem na testach w wielu klubach. Musiałbym to zliczyć – Znicz Pruszków, GKS Tychy, GKS Katowice, Cracovia – mówił w październiku 2020 podczas rozmowy z Jakubem Białkiem, opublikowanej na Weszło.
Ostatecznie Kun trafił do drugoligowego Rozwoju Katowice, dzięki koneksjom swojego menedżera Przemysława Pańtaka. Zapewne nie ma przypadku w tym, że wychowankiem tego klubu jest Arkadiusz Milik, którego interesami od lat również zajmuje się ten agent. Teraz obaj jego klienci spotkają się na zgrupowaniu reprezentacji. Patryk w Rozwoju grał półtora roku. To był dla niego przełomowy czas, bo pierwszy raz wyjechał z rodzinnych stron. Katowicki klub był wtedy półzawodowy, a część zawodników pracowała na kopalni. Ponoć przeszedł tam szkołę życia.
Powrót do Olsztyna i granie, jak Aguero w Arce
Jesienią 2016 roku Kun znów przeniósł się do pierwszoligowego Stomilu, gdzie trenerem ponownie był Łopatko. Sezon 2016/17 był przełomowy dla chłopaka z Węgorzewa, w 33 meczach strzelił sześć goli i miał dziewięć asyst. Był wtedy wypożyczony do Olsztyna z Rozwoju. Zaczęło się spore zainteresowanie. Ostatecznie sięgnęła po niego Arka Gdynia (też na zasadzie wypożyczenia), która kilka tygodni wcześniej zdobyła Puchar Polski.
– Ściągnąłem Patryka do Arki ze Stomilu Olsztyn. U mnie był skrzydłowym, ale jak trzeba było to zagrał nawet w ataku – mówi Leszek Ojrzyński, ówczesny szkoleniowiec gdynian.
– Tak wyszedł w rewanżowym meczu III rundy eliminacji Ligi Europy z FC Midtjylland (porażka gdynian 1:2 z 3 sierpnia 2017 roku – przyp. red.) na wyjeździe. Zagrał na szpicy i to z naszej strony był element zaskoczenia. Wysocy stoperzy nie do końca sobie z nim radzili. Zagrał jak Kun, ale Aguero. Wtedy Patryk wywalczył karnego. Zawsze był człowiekiem zadaniowym – dodaje obecny trener Korony Kielce.
W Rakowie pasował do profilu wahadłowego
W Gdyni miał niezły początek. Wiosną nieco przygasł i Arka nie zdecydowała się wyłożyć 100 tys. zł na jego wykup. Takie pieniądze zdecydował się zapłacić pierwszoligowy wtedy Raków Częstochowa, gdzie Kun gra do dziś. To trener Marek Papszun i jego sztab przekwalifikował go na wahadłowego.
– Zrobił niesamowity postęp, jeżeli chodzi o grę obronną. Na początku jak przychodził do Rakowa to wszyscy mówili, że on nie potrafi bronić. Okazało się, że całkiem nieźle sobie radzi w defensywie. Gra w destrukcji stała się jego mocną stroną – mówi Maciej Kędziorek, który wówczas był jednym z asystentów Papszuna, a dziś pełni podobną rolę w Lechu Poznań, w sztabie Macieja Skorży.
– Przychodząc do Rakowa był skrzydłowym. Wpisywał się jednak w profil wahadłowego między innymi dzięki swojej motoryce. Wskoczył do składu jeszcze w I lidze i do tej pory nie oddał miejsca. Jeżeli chodzi o transfery, to w Częstochowie sporo się zmienia, a Kun na lewej stronie cały czas gra – dodaje Kędziorek.
W każdym z klubów na profesjonalnym poziomie wychowanek Koszałka Opałek Węgorzewo miał liczby. Lepsze bądź gorsze, ale pokazywał potencjał, który uwolnił na dobre w ostatnich dwóch sezonach pod Jasną Górą.
PATRYK KUN STATYSTYKI W KLUBACH SZCZEBLA CENTRALNEGO
- Stomil Olsztyn (2012–14 i 16–17) 50 meczów, 6 goli i 9 asyst
- Rozwój Katowice (2015–16) 47 meczów, 6 goli i 3 asysty
- Arka Gdynia (2017–18) 33 mecze, 2 gole i 2 asysty
- Raków Częstochowa (2018–?) 123 mecze, 2 gole i 20 asyst
Kun – pracowity, małomówny żołnierz
Wszyscy trenerzy, z którymi rozmawialiśmy podkreślają, że Kun do swojej obecnej pozycji doszedł przede wszystkim ciężką pracą.
– On ma świetną osobowość – skromny i pracowity. Zawsze tak było. Pamiętam jak był u mnie w klasie sportowej w gimnazjum w Olsztynie, wtedy bardzo mało się odzywał, ale jak wychodził na boisko to zawsze było go pełno. Już wtedy pokazywał bardzo dużo jakości. Jego trzeba było wyganiać z boiska, bo chciał cały czas zostawać po treningach i jeszcze więcej pracować. Jest typem zawodnika, który: „Mało mówi o tym, jak zagra, ale później zagra tak, że całe miasto mówi o nim przez cały tydzień”. To jest cały Patryk. On jest niezwykle skoncentrowany na takiej codziennej ciężkiej pracy. Trzeba też podkreślić, że on często wychodzi na boisko z różnymi urazami. Woli nic nie powiedzieć i zagrać. To wynika z jego charakteru i wrodzonego uporu – zaznacza Łopatko.
– Skromny i cichy, ale profesjonalista w każdym calu. Widzę po nim, że nabrał już doświadczenia i ogrania. Podejmuje ryzyko w meczach. Nie boi się i gra bez kompleksów. Ma pewność w grze na pozycji lewego wahadłowego. Trener Papszun stawia na niego, bo wie, że sobie poradzi. Patryk też nie jest facetem, u którego pojawi się jakaś „woda sodowa” czy gwiazdorzenie, bo to jest stuprocentowy zawodowiec. Jest skoncentrowany na swoich zadaniach, które wykonuje na wysokim poziomie i na tym wahadle świetnie się sprawdza. Ta pozycja mu służy. Wkomponował się w drużynę Rakowa, która jest dziś liderem Ekstraklasy. Ten klub cały czas wzmacnia się, dochodzą nowi zawodnicy, a „Kunik” gra i ma swoje miejsce – podkreśla Ojrzyński.
– Swój obecny poziom zawdzięcza przede wszystkim swojej ciężkiej pracy. Na boisku jest jak mrówka. Zasuwa na boisku w meczach ligowych, tak samo jak zasuwał na treningach. Dużo ćwiczyliśmy indywidualnie nad doskonaleniem pewnych zachowań. On ma też świadomość tego, że musi dużo pracować. Odkąd jest w Rakowie to zawsze należał do zawodników, którzy mieli najwięcej sprintów i najwięcej przebiegniętych kilometrów. Gra na bardzo wymagającej pozycji – wahadłowego. Musi być aktywny zarówno w ataku i obronie. To wymaga bardzo wysokiej intensywności i Patryk to wszystko realizuje. „Kunik” jest człowiekiem czynu. Nie mówi za dużo, nie bryluje w szatni, ale na boisku w meczu jest go dużo. Ma konkretne zadania i wytyczne. Wywiązuje się z nich. Typ drużynowego żołnierza z dużym etosem pracy – dorzuca Kędziorek.
„Ma dużą łatwość wchodzenia w drybling”
Trener Ojrzyński dostrzega, że Kun cały czas robi postępy.
– U mnie debiutował w Ekstraklasie. Strzelił nawet gola w debiucie (Arka – Śląsk Wrocław 2:0 z 16 sierpnia 2017), a wcześniej zagrał w meczu o Superpuchar z Legią (1:1, 4:3 w karnych dla Arki z 7 sierpnia 2017 – przy. red.). Trafił do drużyny, która kilka miesięcy wcześniej sięgnęła po Puchar Polski i od razu grał. Twardy i nieustępliwy gość. Nieprzyjemnie się na niego gra. Potrafi zrobić użytek ze swojej lewej nogi. Ma też dużą łatwość wchodzenia w drybling. Tak niskiego, zwrotnego zawodnika, szarżującego do przodu, trudno jest zatrzymać. To lewe wahadło jest dla niego idealną pozycją, bo jest bardzo wytrzymały. Umie jednak zagrać niekonwencjonalnie. Niedawno w wyjazdowym meczu Rakowa z Lechem zszedł do środka, zagrał do Frana Tudora, a on dośrodkował do Iviego Lopeza i udało się im wygrać w Poznaniu. Tamtą akcję zaczął właśnie Kun. To pokazuje, że cały czas się rozwija i to widać – analizuje szkoleniowiec Korony.
Przykład dla kursantów UEFA Pro
Nowy kadrowicz ma cechy, których trenerzy szukają u zawodników. Przy świetnej wydolności jest jednocześnie szybki. A to nie zawsze idzie w parze. Miał te atuty już w bardzo młodym wieku.
– Podczas kursu UEFA Pro pokazywałem wyniki testów wytrzymałościowych i szybkościowych Patryka i Dawida Szymonowicza z czasów, kiedy wchodzili do pierwszej drużyny Stomilu. To było w sezonie 2013/14. Dawałem ich za przykład tego, kiedy należy stawiać na młodego zawodnika. Oni mieli wtedy po 18 lat, a postawiłem na nich. Jeżeli chodzi o moc i wytrzymałość, to obaj byli już w tak młodym wieku na poziomie większości piłkarzy w I lidze. To jest pewnie kwestia selekcji i dobrego treningu. Być może jakichś cech wrodzonych. Faktem jest jednak to, że takich chłopaków znaleźć. Oni są tego przykładami. Samemu Patrykowi już naprawdę w mojej opinii niewiele brakuje do tego, żeby powiedzieć o nim „piłkarz kompletny”. Oczywiście, każdy trener może stwierdzić, że brakuje mu centymetrów (Kun ma 165 centymetrów – przyp. red.), ale poza tym naprawdę nie ma się do czego przyczepić – uważa Łopatko.
– Patryk w zasadzie nie ma strat. Jak ma piłkę przy nodze, to jest z nią niezwykle skuteczny w działaniach. Prowokuje też grę ofensywną. Jego każde boiskowe działanie ma zamysł ofensywny. Bardzo rzadko podaje do tyłu. Kiedy może poszukać dryblingu i gry „jeden na jednego” z przeciwnikiem, to jedzie. Nawet się nie zastanawia – dodaje.
Czterech lewych wahadłowych w rywalizacji
W kadrze Czesława Michniewicza Kun będzie rywalizował o miejsce na lewym wahadle lub lewej obronie. Konkurencja jest tam spora. Wśród powołanych na mecz towarzyski ze Szkocją (24 marca, godz. 20.45 w Glasgow) i finał baraży o MŚ 2022 (29 marca, 20.45 w Chorzowie ze Szwecją lub Czechami) jest jeszcze trzech piłkarzy, mogących występować na tych pozycjach: Maciej Rybus (Lokomotiw Moskwa), Arkadiusz Reca (Spezia) i Tymoteusz Puchacz (Trabzonspor). Wszyscy mają większe reprezentacyjne doświadczenie od zawodnika dzisiejszego lidera Ekstraklasy.
– Gdyby Patryk nie dostał bardzo dobrej propozycji kontraktu z Rakowa, to też byłby już pewnie w jakimś zagranicznym klubie. Nie ma co patrzeć na przynależność klubową i liczbę występów w kadrze. W tej konkurencji na pewno nie stoi na straconej pozycji, mimo że będzie debiutantem. Liczy się przede wszystkim forma, a on od dłuższego czasu jest wysokiej – mówi Łopatko.
– Podobnym zawodnikiem do Kuna jest Maciej Rybus. On też zaczynał na skrzydle, a teraz jest głównie lewym obrońcą. Są nieco podobnego wzrostu i ogólnie parametrami. Powołanie to nie jest sufit Patryka. On jeszcze może pójść do góry i zrobić krok w rozwoju. Ma 26 lat i sporo gry przed nim. Nie będę ukrywał, że powołanie jest dla mnie zaskoczeniem, ale takim pozytywnym. Jego nominacja to też w pewnym sensie sygnał, że raczej będziemy grali z trójką stoperów i wahadłowymi. Przynajmniej ja to tak odbieram – kończy trener Ojrzyński.
MACIEJ WĄSOWSKI
WIĘCEJ O RAKOWIE I REPREZENTACJI POLSKI:
- Raków wyrasta na kandydata do mistrzostwa?
- Oficjalnie: reprezentacja Polski zagra ze Szkocją
- Michniewicz powoła Wieteskę
Fot. Newspix, 400mm.pl