Nie jest to łatwa sytuacja, gdy w pierwszym meczu 1/8 Ligi Mistrzów dostajesz 0:2 u siebie i jedziesz na stadion rywala odrabiać straty. Nie jest tym łatwiej, gdy twoim rywalem jest Liverpool, który nie przegrywa u siebie, a ty jesteś Interem, który ostatnią ciekawą historię w europejskiej elicie napisał lata temu. Niemniej Inter spróbował i żegna się z pucharami godnie. 1:0 do awansu nie wystarczyło, ale wstydu nie ma.
LIVERPOOL – INTER. GOŚCIE WALCZYLI
62. minuta – Inter w euforii. Źle piłkę wyprowadza Matip, goście szybko rozgrywają kontrę, a Liverpool jest wszędzie spóźniony. Piłka trafia do Martineza, van Dijk blokuje jakby chciał, a nie mógł i potężna rakieta zza pola karnego ląduje w okolicach okienka bramki Alissona.
63. minuta – Inter w bagnie. Kompletą głupotą wykazuje się Sanchez. Skoro piłka mu odskakuje, to trzeba ją w takim momencie odpuścić. Ale nie, on leci na wślizgu, co prawda trafią futbolówkę, ale zaraz też pełnym impetem w nogę Fabinho. Sędzia pokazuje mu drugą żółtą kartkę, na nic zdają się błagania Chilijczyka „eno, panie sędzio!”.
PARTNEREM PUBLIKACJI O LIDZE MISTRZÓW JEST KFC. SPRAWDŹ OFERTĘ TUTAJ
To były chwile, które wstrząsnęły mediolańczykami. W jednej chwili jeszcze mocniej postawili się Liverpoolowi, by zaraz przegrać sobie ten dwumecz.
A było za co Inter chwalić. Owszem, mieli sporo szczęścia – o czym za chwilę – ale też na to szczęście pracowali. Nie odpuścili gospodarzom, nie zwiesili głów, tylko chcieli grać o awans. I im też momentami brakowało farta – a to strzał Martineza z dwunastego metra został wyblokowany, a to z inteligentnym uderzeniem z rzutu wolnego Calhanoglu poradził sobie Alisson.
Kto wie, co działoby się w końcówce, gdyby Sanchez nie zdurniał. No, ale jednak zdurniał i Liverpool spotkanie już kontrolował, dowożąc awans.
INTER – LIVERPOOL. PROBLEMY ZE SKUTECZNOŚCIĄ THE REDS
Niemniej: Klopp może mieć do swoich podopiecznych pretensje. Tutaj trzeba było strzelić bramkę, zamknąć sprawę, a The Reds nie potrafili tego zrobić. Rozczarowywał skutecznością Salah, który dwukrotnie trafiał w słupki, kiedy nie miał trudnych sytuacji. Raz sam na sam z Handanoviciem – prawy róg wolny, lewy róg wolny, to on w słupek. Raz Handanović już na dupie, to Salah dalej w słupek. Mane? To nie był jego wieczór, ślizgał się na skrzydle, potykał na piłce. Jota – niewidoczny.
Dwie dobre sytuacje mieli stoperzy Liverpoolu, jeszcze w pierwszej połowie. Najpierw Matip uderzył głową po wrzutce z rzutu rożnego, ale w poprzeczkę – Handanović nawet nie drgnął, gdyby szło w światło, nie miałby szans. Chwilę później – znów po wrzutce z kornera – bardzo dobrą okazję miał van Dijk i skierował piłkę w bramkę, ale w ostatniej chwili wyblokował ten strzał Skriniar.
Kusił los Liverpool, oj kusił. Co najmniej jedna bramka dla gospodarzy tutaj musiała wpaść, a tak Inter cały czas był w grze. Mamy wrażenie, że drużyna z lepszym resume ostatnich lat Ligi Mistrzów mogłaby jeszcze mocniej napsuć krwi gospodarzom, a tak to się im trochę upiekło.
W ćwierćfinale może nie być przebacz.
Liverpool – Inter 0:1
Martinez 62′
Czytaj więcej o Lidze Mistrzów:
- XI najlepszych piłkarzy, którzy nie awansowali do fazy pucharowej Ligi Mistrzów
- Kylian Mbappe – król Paryża. Po prostu
Fot. Newspix