Reklama

Wahan Biczachczjan – niezawodna polisa ubezpieczeniowa za 900 tysięcy euro

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

18 lutego 2022, 23:43 • 5 min czytania 105 komentarzy

Wahan Biczachczjan kosztował Pogoń 900 tysięcy euro. Choć to najwyższy transfer w historii szczecińskiego klubu, żaden z jego wydatków nie spłacał się tak spektakularnie. Gdyby nie nowy pomocnik, „Portowcy” mieliby o cztery punkty mniej, co znacznie osłabiłoby ich pozycję wyjściową w wiosennej walce o trofeum. Ormianin znów swoim wejściem na końcówkę meczu ugasił pożar i zapewnił drużynie zwycięstwo. Nie spędził na boiskach Ekstraklasy jeszcze nawet godziny, a już ma na koncie trzy gole. Pogoń sprawiła sobie idealną polisę ubezpieczeniową, która niweluje szkody w meczach, w których nie wszystko idzie po jej myśli.  

Wahan Biczachczjan – niezawodna polisa ubezpieczeniowa za 900 tysięcy euro

Oczywiście – dziś nie zachwycił tak, jak przed tygodniem, gdy po jego strzale nie było czego zbierać. Nie byłoby tego gola, gdyby nie wydatna pomoc ze strony Rafała Strzączka, który generalnie rozgrywał naprawdę dobre zawody. Dość stwierdzić, że do momentu bramki Ormianina w doliczonym czasie gry, wybronił osiem strzałów. W kluczowym momencie jednak zawiódł, bo nie było to wcale wybitne uderzenie. Ot, Biczachczjan uciekł Kasperkiewiczowi i po prostu strzelił sprzed pola karnego po krótkim, a piłka odbiła się od ręki bramkarza, potem od nogi, następnie od tyłka i jakoś wturlała się do siatki.

Powtórka sprzed tygodnia: Pogoń przeważa i nie potrafi ułożyć sobie meczu

Przez większość meczu mogło się wydawać, że Mielec jest terenem przeklętym dla Pogoni. W ostatnim czasie „Portowcy” przegrali na Podkarpaciu i mecz ligowy (sezon 20/21), i pucharowy (19/20). W piątkowy wieczór byli lepsi, ale nic nie mogło im wpaść, co jest wynikiem nie tylko braku skuteczności, ale i świetnych interwencji defensorów. Czorbadżijski, Flis, Żyro – ta trójka zanotowała naprawdę bardzo dobre występy. No i wspomniany Strączek, który aż do doliczonego czasu gry imponował pewnością. Wiosenny dorobek Stali – a więc trzy punkty w trzech meczach – wypada w porównaniu do rewelacyjnej jesieni blado, ale z drugiej strony, przy tak istotnych ubytkach kadrowych, które wciąż nie zostały załatane, można spokojnie usprawiedliwić drużynę Majewskiego. Zwłaszcza, że to nie tak, iż mielczanie nagle stali się chłopcami do bicia. Ich gra naprawdę może się podobać.

No, ale to Pogoń od początku narzucała tempo. Stal zagroziła na dobrą sprawę tylko raz za sprawą świetnej wrzutki Żyro, którą przedłużył Sitek. Stipica bezbłędnie zdał w tej sytuacji test na refleks. Pogoń – trochę jak w meczu z Zagłębiem – przycisnęła w pierwszych trzydziestu minutach, a potem zwolniła obroty. W tym okresie oglądaliśmy:

Reklama
  • ciekawe zejście do środka Maty, którego strzał prawą nogą zakończył się na ciele blokującego Flisa,
  • setkę Grosickiego, który dostał wymierzoną wrzutkę od Kucharczyka na piąty metr, wyprzedził Kasperkiewicza, ale piłka przelała mu się po nodze,
  • mocną, płaską wrzutkę od Grosickiego, która powinna skończyć się golem Zahovicia, lecz ten nie trafił w futbolówkę (tak, jakby był zaskoczony tym, że może dostać tak mocne podanie – ale ono musiało takie być, by Strączek go nie przeciął),
  • pudło z kilku metrów Kucharczyka po wrzutce Maty.

No, z tych sytuacji Pogoń powinna spokojnie zmieścić coś w siatce. Tymczasem goście przestali forsować tempo, a i w ich defensywie pojawiły się kolejne kłopoty. I nie dlatego, że Stal zaczęła cisnąć. Jeszcze przed przerwą z boiska musiał zejść Benedikt Zech (wyglądało to na jakiś uraz mięśniowy), a przecież w wyjściowym składzie „Portowców” z konieczności pojawił się Igor Łasicki, który po raz ostatni w jedenastce znalazł się mniej więcej wtedy, gdy skutki zjedzenia nietoperza w Wuhan przedostawały się przez nasze granice. Jego rozbrat z futbolem na ligowym poziomie potrwał szmat czasu, ale dał radę, podobnie zresztą jak Bartkowski, który przez ponad połowę meczu musiał grać na stoperze. Tak na marginesie – Kosta Runjaić powiedział w Canal+, że pauza Malca potrwa przy dobrych wiatrach cztery tygodnie. Jednocześnie nie wiadomo jeszcze, co z Zechem.

Stal skuteczna w defensywie, aż do doliczonego czasu gry

Druga połowa? Pogoń cisnęła z jeszcze większą intensywnością, choć nie stworzyła tak okazałej liczby klarownych sytuacji. Powodem było w dużej mierze to, że Stal ustawiła się znacznie głębiej. Zaczęło się od strzału Kucharczyka w Strączka, potem Łasicki próbował czymś na kształt szczupaka po krótko rozegranym rogu (znów dobra interwencja bramkarza), Zahović strzelał niecelnie po ciekawym podaniu za linię obrony od Stolarskiego, Bartkowski uderzył po stałym fragmencie gry do koszyczka Strączka (a wcześniej Grosicki strzelił w Czorbadżijskiego), była kolejna celna główka Łasickiego, był strzał Grosickiego z woleja… No, sporo tego, choć Pogoń poszła bardziej w ilość niż jakość. Stal z kolei zaczęła sprawiać wrażenie drużyny, która chętnie rozeszłaby się do domów ze stanem 0:0. Golem dla gości zapachniało dwa razy w ostatnim kwadransie, gdy…

  • Bartkowski mógł strzelać po wrzutce ze stałego fragmentu gry, ale jeszcze niespodziewanie zgrał klatką do Jeana Carlosa, którego strzał niemalże z linii wybił Żyro,
  • Carlos ponownie błysnął, idealnie podając w pole karne do Grosickiego, który znów wyprzedził obrońców i znów nie trafił w piłkę.

Mecz składał się w niezbyt przyjemny dla szczecinian obrazek, który można było zamknąć w określeniu „typowa Pogoń”. Typowa, bo w jej najnowszej historii wielokrotnie obserwowaliśmy mecze, w których „Portowcy” nie potrafili udokumentować swojej przewagi i schodzili do szatni z niczym – rzucało się to w oczy zwłaszcza z niżej notowanymi rywalami. Od kiedy w Szczecinie pojawił się Biczachczjan, to określenie nie funkcjonuje. Swoją bramką, którą opisaliśmy już we wstępie, Ormianin ponownie zapewnił komplet punktów swojej nowej drużynie. Nie wyobrażamy sobie, by ten talenciak nie znalazł się w wyjściowej jedenastce na Lecha. Nie wyobrażamy sobie też, by Pogoń pożałowała choć jednego euro z 900 tysięcy, które wydała na ten transfer.

AKTUALIZACJA: Po dokładniejszej weryfikacji uznaliśmy (podobnie jak większość źródeł), że jedyny gol w tym meczu to trafienie samobójcze Strączka. Co oczywiście nie zmienia faktu, że Biczachczjan ma kozackie wejście do ligi.

WIĘCEJ O POGONI:

Reklama

Fot. FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

105 komentarzy

Loading...