Gdy były selekcjoner reprezentacji Polski wraca na klubową ławkę trenerską, najczęściej nie jest mu łatwo. Spada jednak z najwyższego dostępnego w naszych realiach konia, bywa, że trudno mu się odnaleźć – najświeższym przykładem jest oczywiście Adam Nawałka, ale przecież Franciszek Smuda po kadrze też już nie pisał specjalnie ciekawych historii, Paweł Janas również jednak zjeżdżał do bazy. Jakkolwiek spojrzeć to reprezentacja jest szczytem profesjonalizmu polskiej piłki, gdzie indziej bywa różnie, delikatnie mówiąc, dochodzi do zderzenia rzeczywistości. Wyłamał się z tego Waldemar Fornalik, który z powodzeniem pracuje w Piaście, ale to wciąż wyjątek. Czy tą drogą będzie w stanie podążyć Jerzy Brzęczek?
JERZY BRZĘCZEK W WIŚLE KRAKÓW. ZERWAĆ Z ŁATKĄ
Jego przypadek, jak wiemy, jest bardzo skomplikowany. Do niedawna był to trener z fatalną prasą, z beznadziejnym wręcz odbiorem medialnym, bo reprezentacja przerosła go na wielu polach. Po pierwsze mało kto miał jakiekolwiek przekonanie, że Brzęczek do tej reprezentacji pasuje, że potrafi ją podstemplować swoją filozofią i charakterem. Bujaliśmy się przecież od meczu do meczu bez większych nadziei, laga na Roberta to jednak nie jest filozofia, tylko styl po prostu ordynarny.
Po drugie Brzęczek nie dźwigał reprezentacyjnej presji. Czym innym jest prowadzenie Wisły Płock, czym innym zespołu – mówiąc górnolotnie – wszystkich Polaków. Trzeba być twardym, z cierpliwością znosić krytykę i nie obrażać się o każde negatywne zdanie. Brzęczek tego nie potrafił. Budował tę oblężoną twierdzę, potrafił nawet wyskoczyć z pretensjami do Michała Pola, będąc wówczas chyba jedynym człowiekiem na świecie, który potrafi mieć pretensje do Michała Pola.
Janusz Basałaj mówił w naszym wywiadzie: – Niestety, Jerzy Brzęczek, mój dobry kolega, nie chciał słuchać ludzi, podpowiadających mu inne rozwiązania, proponujących mu inne drogi. Trzymał się swojego stylu, podążał własnym tropem. Uważał się za wielkiego selekcjonera. Zrobił awans na Euro. Wierzył w swoją misję. I dobrze się z tym czuł. Wiele razy mu mówiłem:
– Jurek, ta książka nie jest teraz potrzeba.
I nie tylko ja, bo Zbigniew Boniek czy Jakub Kwiatkowski myśleli podobnie. Brzęczek robił swoje. Uważał, że są dwa światy. Pierwszy – jego świat piłki, celów, planów. Drugi – cudzy świat związku, który powinien go wspierać, nie przeszkadzać mu, a w zasadzie najlepiej byłoby, gdyby tylko organizował mu mecze i zgrupowania, a do reszty się nie wtrącał. Teraz głośno myślę, ale może wcześniej trzeba było zareagować, może trzeba było zainterweniować przy dołączeniu do sztabu Andrzeja Woźniaka, ale… Jerzy Brzęczek i tak nie chciałby słuchać. Poza tym był bardzo skuteczny w negocjacjach ze Zbigniewem Bońkiem, bo takie rzeczy akceptuje najpierw prezes, a później zarząd.
Więc nawet jeśli w kwestii wyników mówiliśmy o pewnej przyzwoitości, ta kadencja była nie do obrony. I Brzęczek stał się symbolem co najmniej nieudacznictwa. Kapitalnym odniesieniem dla tych, którzy lubią forsować teorię, jakoby polscy trenerzy nic nie potrafili, bo są generalnie gamoniami.
JERZY BRZĘCZEK W WIŚLE KRAKÓW. UDOWODNI, ŻE JEST FACHOWCEM?
A przecież to nieprawda. Polscy trenerzy to nie są gamonie, a Jerzy Brzęczek nie jest nieudacznikiem.
Wyniki z Wisłą Płock nie upoważniały go do prowadzenia reprezentacji Polski, Zbigniew Boniek kuriozalnie przestrzelił, natomiast nic nie zabierze Brzęczkowi tego, że wykonywał w Płocku bardzo dobrą robotę. Zajął z Nafciarzami porządne, piąte miejsce, a powinien być jeszcze wyżej i wylądować w eliminacjach europejskich pucharach, natomiast pamiętamy błędy Piotra Lasyka z ostatniej kolejki sezonu 17/18 w Białymstoku.
Brzęczek na Wisłę miał pomysł. Czy Michalak, Varela czy Kante to byli wielcy piłkarze? No niezbyt. Natomiast Brzęczek uwypuklał ich atuty, maskował słabości. Tamta Wisła była świetna w szybkim ataku – skoro Kante potrafił utrzymać się przy piłce, to miał to robić, skoro Michalak słynął z gazu, to miał na piłki zgrywane przez Kante regularnie nabiegać i ciągnąć akcje do przodu, kiedy z drugiej flanki nadciągał Reca. Z jednej strony żadna wielka filozofia, z drugiej – idealne ułożenie taktyki pod dostępny materiał ludzki. Nie ma wątpliwości, że wypaliło.
I może dziś Wisła takiego trenera potrzebuje? Adrian Gula ma swoją filozofię i trzymał się jej w Krakowie wręcz ślepo, nie potrafił dostosować taktyki do piłkarzy, działał odwrotnie. Jak to się skończyło – widzieliśmy. Brzęczek, tak jak w Wiśle Płock, może okazać się elastyczniejszy.
Dla niego to wielka szansa. Zerwać z reprezentacyjną łatką, udowodnić, że jest porządnym fachowcem, który potrafi robić wynik. Oczywiście jest też druga strona medalu – jeśli nie poradzi sobie w klubie, którym rządzi członek jego rodziny, znów oberwie po głowie. Znów będzie czytał, że jest „wuja” i głównie tyle.
Nie jest to pewnie jeszcze historia typu „make or break”, ale dla Brzęczka praca w Krakowie to kluczowy moment kariery. Albo zrobi krok do przodu, albo bardzo mocno zostanie w tyłach i w opinii wielu nie doskoczy do marki jednego z czołowych trenerów w Polsce.
WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW:
- Wisła, Gula i Brzęczek. Porażka koncepcji, a nie trenera
- Wiślacy, oddajcie kibicom pieniądze za bilety. Relacja z meczu Wisła – Stal
- Kto chce dołączyć do walki o spadek?
- Merytoryczny, opanowany, interesujący Brzęczek. Felieton po występie w Kanale Sportowym
Fot. Newspix