Milan nie zmarnował zaliczki, jaką była ubiegłotygodniowa wygrana w derbach Mediolanu i po planowym odprawieniu z kwitkiem Sampdorii został nowym liderem Serie A. Inter ma jeszcze mecz zaległy w Bolonii, to prawda, ale przewaga psychologiczna jest dziś po stronie “Rossonerich”. Niestety do zwycięstwa gospodarzy solidnie przyłożył się Bartosz Bereszyński.
Milan – Sampdoria 1:0. Bereszyński łatwo ograny przy golu
Polak po raz piąty w tym sezonie założył opaskę kapitana Sampdorii. On i koledzy w poprzedniej kolejce przełamali serię czterech porażek z rzędu i rozbili Sassuolo 4:0, co dawało jakiś cień nadziei, że powalczą na San Siro. Wszystkie plany jednak szybko wzięły w łeb, bo już w 8. minucie gospodarze prowadzili. Wystarczyło dalekie wybicie bramkarza do Rafaela Leao, który samą swoją dynamiką i dobrym przyjęciem piłki minął Bereszyńskiego przy zejściu do środka, wpadł w pole karne i pewnie strzelił obok Wladimiro Falcone. Można się czepiać, że zabrakło asekuracji, ale fakty są takie, że tego gola zawalił przede wszystkim reprezentant biało-czerwonych.
Bereszyński na początku generalnie nie najlepiej radził sobie z dalekimi podaniami. Głównie z tego wyniknął potem faul nakładką Brahima Diaza. Polski obrońca upadając nadwyrężył sobie bark i w pewnym momencie wydawało się, że zostanie zmieniony jeszcze przed upływem 30 minut. Tommaso Augello już intensywnie się rozgrzewał, a “Bereś” leżał na boisku opatrywany przez lekarzy. Jakoś jednak ten uraz rozruszał, przy innej przerwie w grze został obandażowany i zdołał dotrwać do ostatniego gwizdka.
Nasz rodak innych większych wpadek nie zanotował, choć dwukrotnie miał szczęście, gdy sędzia odgwizdywał mu faule po uwikłaniu się w ryzykowne dryblingi. Na papierze statystyki za ten występ ma niezłe:
- 36/43 w podaniach (84% celności)
- 6/7 w pojedynkach na ziemi
- 1/2 w pojedynkach powietrznych
- 2 kluczowe podania
- 3 wślizgi
- 2 przechwyty
- 1 wybicie
Milan – Sampdoria 1:0. Popis Wladimiro Falcone
Problem Sampdorii polegał na tym, że była żałosna w ofensywie, absolutnie żałosna. Atakowała rzadko, bardzo nieśmiało, małą liczbą zawodników. Nie miało to najmniejszych szans powodzenia. Odnosiliśmy wrażenie, że goście zaakceptowali swoje miejsce w szeregu i nie zamierzali z nim dyskutować. Jedyny celny strzał na początku drugiej połowy oddał zza pola karnego Antonio Candreva, Mike Maignan pewnie interweniował. Później jeszcze po podaniu Bereszyńskiego wbiegający Candreva próbował uderzać w bliższy róg, lecz chyba trochę przestraszył się obecności Tomoriego i kopnął daleko obok słupka.
To wszystko, co możemy napisać o atakach “Blucerchiatich”. W ostatnim kwadransie niby wreszcie wysyłali do przodu więcej piłkarzy i nawet rozgrywali dłużej na połowie Milanu, ale efekty nie były nawet symboliczne.
Zespół z Mediolanu nie zachwycał, jednak gdy już wrzucał wyższy bieg, obrona Sampdorii mocno się gubiła. Rozgrywający dopiero ósmy mecz w Serie A Falcone pięknie się dziś wypromował. 26-letni bramkarz w świetnym stylu bronił strzały Juniora Messiasa, Giroud (dwukrotnie) i Rebicia. Gdyby nie on, Milan wygrałby nie tylko pewnie, ale i efektownie.
Mimo tego 1:0 kibice mediolańczyków nie musieli nerwowo spoglądać na zegarek. Wygrana ich drużyny nawet przez sekundę nie była zagrożona.
Milan – Sampdoria 1:0 (1:0)
1:0 – Rafael Leao 8′
CZYTAJ WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:
- Lata mijają, a Tomasz Kupisz wciąż mknie przez Italię. Dwunasty włoski klub Polaka
- Skała w kadrze, problemy w klubie. Czas się martwić o Glika?
- Karol Linetty w uniwersum Torino
Fot. Newspix