Kiedy przychodził do Sampdorii, był tylko Karolkiem. Odchodził już jako Karol i zostawił za sobą kawał historii. Opuścił zespół, w którym zbudował sobie pozycję w poważnej lidze. Chwalono go za ogładę taktyczną w lidze, w której mają fioła właśnie na punkcie taktyki. Był przecież jedną z najważniejszych postaci Sampdorii. Zdarzały się spotkania, w których pełnił rolę kapitana. Należał do grona najrówniej grających zawodników Sampy, co przełożyło się na to, że dostąpił zaszczytu znalezienia się w jedenastce dekady klubu ze Stadio Luigi Ferraris.
Zmiana barw klubowych była nagła i wynikała z chęci sprawdzenia się w nowych warunkach oraz powalczenia o coś więcej niż w Genui. Stąd pojawił się temat przeprowadzki do Turynu, ale czy było warto? Przygoda Karola Linettego w Torino nie jest szczególnie udana. Oczekiwał zrobienia kroku do przodu. Nie zrobił kroku w bok, stopę skierował w tył. Ma prawo czuć się rozczarowany obrotem spraw. Ciągle przeplata średnie okresy słabymi.
Sytuacja Polaka często się zmienia pod wpływem rotacji na ławce trenerskiej. Z tego względu uznaliśmy, że przedstawimy losy 26-latka w okresach pracy poszczególnych szkoleniowców.
Karol Linetty. Marco Giampaolo i wielkie plany
To właśnie za sprawą tego trenera zrodziło się zainteresowanie sprowadzeniem Polaka. Panowie wcześniej pracowali ze sobą w Sampdorii. Karol Linetty był jednym z ulubionych piłkarzy włoskiego szkoleniowca, a dziś pomocnik jest tym zawodnikiem, którego Giampaolo najczęściej w swojej karierze posyłał do gry (122 występy, drugi Fabio Quagliarella ma ich 113). Cenił go za całokształt, za pracę, charakter, umiejętność. Z tego względu uznał, że jest brakującym ogniwem w jego układance.
W założeniach celem minimum Torino prowadzonego przez Marco Giampaolo było miejsce w dziesiątce. Spodziewano się, że transfery przychodzące pomogą włoskiemu trenerowi w napisaniu fajnej historii. Z tą myślą do klubu przychodził też Polak. Przekonywano go, że projekt ma zdrowe podstawy, będzie tylko rósł w siłę, więc warto dołączyć, bo przy jego udziale może wydarzyć się nawet coś wielkiego. Skusił się i po czasie mógł żałować podjętej decyzji.
Grał regularnie, ale nie przewidział, że 2020 zakończy na dnie tabeli. Granatę wyprzedzili wszyscy. Beniaminkowie, a nawet fatalna Genoa. A Sampdoria? Na tamtym etapie uzbierała dwa razy więcej punktów niż drużyna z Piemontu. Być może nikt nie oczekiwał, że Granata momentalnie dołączy do wyścigu o scudetto, jednak miejsce w górnej połowie tabeli powinno być dla nich obowiązkiem. Częstotliwość i siła narzekań rosła liniowo. Nie chodziło już nawet o to, że tabela nie wyglądała optymistycznie. Torino po prostu grało padakę i na to miejsce zasługiwało.
Wszyscy bez wyjątku spisywali się słabo. Polak mógł się pocieszać tylko tym, że grał dużo. Do czasu. Zwolniono Giampaolo, bo w zasadzie nie było powodów, by go trzymać na ławce. I pojawiły się czarne chmury nad głową reprezentanta Polski, który nie miał wówczas zbyt wielu asów w rękawie.
Davide Nicola i misja utrzymanie
Nowy trener, nowy początek. Zapowiadał, że wszyscy piłkarze startują u niego z czystą kartą. Misja? Utrzymanie w Serie A. O niczym więcej nie mogło być mowy. Jak to zwykle bywa, przyjście nowego szkoleniowca oznacza przewrót. A jak przewrót, to i ofiary zachodzących zmian. Davide Nicola chciał, by jego zespół grał nieco inaczej niż za poprzednika. Lepiej, szybciej i skuteczniej.
W pewnym momencie odstawił Linettego na boczny tor. Sprowadzono Rolando Mandragorę, który znacznie swobodniej czuję się z piłką przy nodze. Nie tylko od Polaka, ale też od Tomasa Rincona. Wenezuelczyk utrzymał miejsce w składzie, ale ktoś musiał zwolnić plac dla Włocha. Padło na Linettego, który od tego momentu grał ogony. Na dwadzieścia możliwych do rozegrania spotkań u Nicoli, zagrał tylko w dziewięciu. Uzbierał łącznie jedynie 330 minut. W całym sezonie 1836. Jeden gol, asyst brak. Słabo. W ostatnim sezonie gry dla Sampdorii miał cztery bramki i trzy asysty. Wcześniej 3+3, 3+2, 1+4. Widzicie różnicę?
Torino zakończyło sezon nad kreską, ale jak sami widzicie, rola Polaka w utrzymaniu zespołu była niewielka. Grał głównie na początku sezonu. Notowania miał słabe i mógł tylko po cichu liczyć na to, że kontrakt Nicoli nie zostanie przedłużony i nowy trener znajdzie na niego pomysł.
Ivan Jurić i nieudana dziesiątka
Nicola pożegnał się z robotą. Uznano, że w zasięgu klubu są lepsi trenerzy. Urbano Cairo zależało na zatrudnieniu Ivana Juricia, który zapunktował w środowisku dzięki dobrej pracy w Hellasie. Z drużyny, która nie miała wielkich perspektyw, zrobił solidny zespół trzymający się z dala od strefy spadkowej i grający niezłą piłkę. Właściciel Granaty z podziwem obserwował pracę Chorwata i szybko zdał sobie sprawę, że kadra Torino jest skrojona pod tego fachowca. Chodziło o grę wahadłami i poszukiwanie wszechstronnych pomocników, którzy będą koczować tuż za plecami napastnika. Dogadano szczegóły i Linetty miał nowego trenera. Takiego, który chciał dać mu szansę.
W klubie coraz większą rolę zaczął odgrywać Sasa Lukić, ściągnięto Tommaso Pobegę, więc ponownie zaczęło brakować miejsca w składzie dla Polaka. Jurić nie chciał go trzymać na ławce i marnować potencjału zawodnika. Wymyślił sobie, że może zrobić z niego Antonina Baraka, z którym pracował w Hellasie. Sprowadzało się to do tego, że Linetty grał tuż za plecami dziewiątki i dużo biegał.
Próba aktywizacji Polaka jest na ten moment nieudana. Nowa rola odbiega od jego charakterystyki. Nie jest tak wszechstronny jak Czech. Przez to plan Juricia spalił na panewce. Linetty stał się dziesiątką, która nie daje liczb, czyli jest samochodem bez kół. Ciastem bez smaku. Żwirkiem bez Muchomorka.
Zero bramek i tylko dwie asysty przez pół sezonu? Słabo. Antonin Barak na tym samym etapie ma 8 bramek i 4 asysty.
Od powrotu z ostatniego zgrupowania reprezentacji Polski sytuacja Linettego uległa pogorszeniu. Na początku sezonu grał dużo – przeciętnie, ale grał. Zasługiwał na notę wyjściową, ale nie potrafił wyskoczyć poza pewne ramy średniactwa. Od momentu powrotu z ostatniego zgrupowania praktycznie nie pojawia się na boisku. Wynika to z kiepskiej dyspozycji i problemów zdrowotnych. Nie gra regularnie od końcówki listopada. Od tego momentu pojawił się na placu tylko raz w ramach rozgrywek Coppa Italia. Jest źle i konkurencja nie śpi.
Szykuje się transfer?
Na dziesiątce mogą grać również: Josip Brekalo, Dennis Praet i Marko Pjaca. Z tego powodu nie należy wykluczać, że Polak odejdzie już w tym oknie. Już mówi się o potencjalnym powrocie do Sampdorii lub transferze do Cagliari. Obie opcje są możliwe do zrealizowania w najbliższych dniach. Pierwsza wynika z sentymentu do pomocnika i możliwego powrotu do klubu Marco Giampaolo, który mógłby forsować taki transfer.
Druga bierze się z tego, że Torino chce podebrać z Cagliari Nahitana Nandeza, a wtedy w ramach wymiany na Sardynii wylądowałby Polak. O miejsce w składzie byłoby znacznie łatwiej. Konkurencja dość słaba i z Italii dochodzą już głosy, że Walter Mazzarri widzi go w swoim zespole. Ale coś za coś. Ryzyko spadku z Cagliari jest bardzo wysokie. Zespół Mazzarriego traci mnóstwo bramek, rzadko wygrywa i obecnie znajduje się w strefie spadkowej.
Eksperci od ligi włoskiej uważają, że jeśli Linetty nie odejdzie w tym oknie, to odejdzie w następnym. Torino potrzebuje pieniędzy na wzmocnienia. W tym sezonie w dużej mierze posiłkują się piłkarzami wypożyczonymi. Zastrzyk gotówki jest więc mile widziany, a Linetty nie jest piłkarzem nie do zastąpienia. Sprzeciętniał, zgasł, a lata lecą.
Czytaj więcej o reprezentacji Polski:
- Czy skrzydła kadry mogą latać? Nie bardzo…
- Ranking Weszło – ofensywni pomocnicy 2021
- Ranking Weszło – skrzydłowi 2021
Fot. FotoPyk