Od dawna wiadomo, że Atletico Madryt nie gra na miarę oczekiwań. Sygnały ostrzegawcze pojawiały się jeden po drugim, aż w końcu cała deska rozdzielcza Atletico zaczęła razić kierowcę, ale ten udaje, że jest w porządku. Do pewnego momentu Diego Simeone miał kartę przetargową w postaci wyników w lidze, które nieco tłumiły dyskusje. Po ostatnich trzech spotkaniach ligowych certyfikat nietykalności stracił ważność. Komisja, w skład której weszły: Mallorca, Real Madryt i Sevilla jednogłośnie podjęły decyzję o zabraniu Atletico uprawnień. I co teraz?

Głowa Diego Simeone z pewnością nie trafi pod gilotynę, ale należy się zastanawiać, dokąd zmierza jego zespół. Po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii drużyna z Madrytu miała wykonać kolejny krok ku wielkości. Zamiast tego wykonała krok w bok, a może i w tył. Tak, zdecydowanie w tył. To lepsze określenie. Już wcześniej pisaliśmy o tym, że coś zaczyna się psuć w zespole z Estadio Wanda Metropolitano i stać ich tylko na przebłyski. Silnik kilometr po kilometrze się zacierał, na przegląd już za późno. Czas na naprawę, ale od czego tu zacząć?
Suche fakty
Skupmy się na ostatnich spotkaniach ligowych. Przeanalizujmy, co wydarzyło się od meczu z Betisem, w którym Atletico zagrało na miarę oczekiwań i ograło rewelację tego sezonu 3:0. Oznacza to, że bierzemy pod uwagę tylko sześć ostatnich ligowych spotkań, czyli:
- Valencia 3:3 Atletico,
- Atletico 1:0 Osasuna,
- Cadiz 1:4 Atletico,
- Atletico 1:2 Mallorca,
- Real Madryt 2:0 Atletico,
- Sevilla 2:1 Atletico.
Wychodzi na to, że w sześciu spotkaniach piłkarze madryckiego klubu zdobyli siedem punktów. W tym czasie lepiej radziło sobie aż jedenaście zespołów — na przykład Granada i Getafe, czyli drużyny, które zaliczyły falstart, trafiły w okolice strefy spadkowej.
Do tego dochodzi kwestia gry obronnej Atletico. W sześciu ostatnich spotkaniach stracili aż dziesięć bramek. Nie wypada mistrzom Hiszpanii tracić goli z podobną częstotliwością jak zespołom pokroju Elche lub Cadiz.
Strzelić gola Atletico? Do zrobienia
Przypomnijcie sobie stare, dobre Atletico. Raz, że trzeba się było urobić po pachy, by wejść w ich pole karne. Dwa, że pokonanie Jana Oblaka było sztuką, bo uderzający na jego bramkę musiał się liczyć z tym, że kilku chłopów ruszało na niego w tempie drapieżnika, który atakuje ofiarę.
Dzisiejsze Atletico pod względem bronienia jest family friendly, w przeszłości kwalifikowało się do treści przeznaczonych dla dorosłych. Teraz lubi rozdawać prezenty i zapraszać na piknik organizowany we własnym polu karnym. Na domiar złego jeśli weźmiemy pod uwagę statystykę oczekiwanych bramek przeciwników i porównamy ją z liczbą bramek straconych przez Rojiblancos należy bić na alarm.
Spośród wymienionych wcześniej spotkań, piłkarze Cholo Simeone zachowali czyste konto tylko w meczu przeciwko Osasunie, więc to spotkanie wyciągamy poza nawias. Na potrzeby tego artykułu porównaliśmy liczbę bramek zdobywanych przez przeciwników Atletico do ich xG (dane z FBREF):
- Valencia – 3 bramki i 0,9 xG,
- Cadiz – 1 bramka i 1 xG,
- Mallorca – 2 bramki i 0,6 xG,
- Real Madryt – 2 bramki i 0,7 xG,
- Sevilla – 2 bramki i 0,4 xG.
Według statystyk Atletico powinno stracić 3,6 bramki, a straciło ich aż dziesięć. Wymuszone rotacje nie mogą tego usprawiedliwiać. Gorsze momenty mogą przytrafiać się każdemu, ale gdy mówimy o najlepszej drużynie poprzedniego sezonu, należy ustalić granicę przyzwoitości. Ta została naruszona. Jak rywal ma pół okazji do zdobycia gola, to nie można mu pozwolić, by wyczarował dwie bramki. A to uczyniła Sevilla — i co warto podkreślić — osłabiona Sevilla bez kilku ofensywnych graczy, ale i w obronie zabrakło kilku elementów. Wyszła na Atletico bez Fernando, bez Jesusa Navasa, a jego zastępca musiał zejść w trakcie spotkania. Na lewej obronie zagrał Karim Rekik, więc sami widzicie, że Julen Lopetegui miał mnóstwo problemów do rozwiązania. Hiszpan jednak podołał w przeciwieństwie do Diego Simeone, który nieustannie podkreśla, że wierzy w zespół i jest zadowolony z postawy zawodników.
W ślepym zaułku
Należy zadać kluczowe pytanie: czy jeśli wierzy się w swój zespół i jest się zadowolonym z postawy piłkarzy, czy należy podkreślać to na każdym kroku? Szczególnie po beznadziejnych spotkaniach? Czy takie zaklinanie rzeczywistości nie przynosi rezultatu odwrotnego do założonego? Przełóżmy to na normalne życie. Uczeń ma w nosie naukę i oblał kilka kartkówek z rzędu. Wiedzie spokojne życie, tylko nie chce mu się otworzyć książek i skupić na obowiązkach. Nauczyciel jest wkurzony, że znów młodzian się nie przyłożył, ale co tam. Postanawia z wyprzedzeniem postawić mu czwórkę na koniec roku, dziękuje za postawę i wysyła jego rodzinie drobny upominek. Tak to mniej więcej wygląda w Atletico. Przecież to przypomina scenę malowania trawy na zielono z serialu Alternatywy 4.
Tuba propagandowa Diego Simeone urosła do niespotykanych dotąd rozmiarów i ciężko powiedzieć, gdzie jest jej kres. Dołóżmy do tego gesty i mimikę trenera. Cholo sprawia człowieka wypalonego, którego oczy bolą od patrzenia na zielony dywan z wymalowanymi liniami. To sprawia, że narracja nie zgrywa się z przekazem słownym, który wysyła w świat. Widać, że męczy go sytuacja i najchętniej wywołałby burzę, ale woli dusić w sobie emocje. Kiedyś był człowiekiem porywającym tłumy, dla wielu stanowił inspirację, ale w ostatnich tygodniach zdegradował się do roli syntezatora mowy.
Kiedy nadjeżdża mistrzostwo? Właśnie odjeżdża
Argentyńczyk dobrze wie, że na tym samym etapie rozgrywek 20/21 Atletico miało o piętnaście punktów więcej i straciło o 13 bramek mniej niż w obecnym sezonie. Dostrzega, że krok po kroku wypisuje się z walki o mistrzostwo Hiszpanii. Bierze odpowiedzialność za wyniki na siebie, ale nie dostosowuje tempa zmian do skali problemów, z którymi przyszło mu się mierzyć. W tyłach mnóstwo błędów indywidualnych i gapiostwa. W ofensywie wciąż mało konkretów.
Niech nie zmyli was to, że Atletico zagrało lepiej od Sevilli. Zespół z Andaluzji gasł w oczach. Atletico nieco nabrało odwagi i pędu ze względu na zmiany, które dużo wniosły, ale to była naprawa powielanych błędów. Nie potrzeba kursu trenerskiego, by dostrzec, że obecnie Luis Suarez daje drużynie mniej niż któryś z dwójki Joao Felix lub Matheus Cunha. W przypadku Cunhi obawiano się, że nie będzie pracował dla zespołu, ale Brazylijczyk zasuwa aż miło. Dodatkowo w jego zagraniach tkwi radość i polot, którego brakuje wielu innym zawodnikom. O ile latem 2021 priorytetem powinno być sprowadzenie piłkarzy na inne pozycje, o tyle sam Cunha się wybronił. Tylko trzeba częściej korzystać z jego umiejętności.
Panie Simeone, czas wziąć się do roboty. Zwykle w naprawianiu był pan dobry. Trzy ligowe porażki z rzędu, które przytrafiły się Atletico po raz pierwszy od dekady, powinny przyspieszyć tempo napraw. Do dzieła. Czas goni a was wyprzedza nawet Rayo Vallecano.
Czytaj też:
- Gerard, na którym przystanku wysiadasz?
- Juanmi – piłkarz z odzysku
- Piłkarz i współwłaściciel klubu w jednej osobie? Poznajcie historię Dario Benedetto
- Real Sociedad 2002/03 – nieudany zamach na „Galaktycznych”
Fot. Newspix
Mam już dość tego dziada z Argentyny. Dobrze że zaczynacie go cisnąć, bo tego nie da się oglądać. Przez niego przerzuciłem się na włoską ligę i nie żałuję tylko niech mi nie idzie do Interu
„Według statystyk Atletico powinno stracić 3,6 bramki, a straciło ich aż dziesięć. Wymuszone rotacje nie mogą tego usprawiedliwiać. Gorsze momenty mogą przytrafiać się każdemu, ale gdy mówimy o najlepszej drużynie poprzedniego sezonu, należy ustalić granicę przyzwoitości. Ta została naruszona. Jak rywal ma pół okazji do zdobycia gola, to nie można mu pozwolić, by wyczarował dwie bramki. A to uczyniła Sevilla — i co warto podkreślić — osłabiona Sevilla bez kilku ofensywnych graczy, ale i w obronie zabrakło kilku elementów.”
Atletico Madryt grało na wyjeździe z Sevillą (aktualnie drugie miejsce w tabeli, w zeszłym sezonie 4 miejsce) oraz na wyjeździe z Realem Madryt (lider tabeli, w zeszłym sezonie drugie miejsce). Już samo to powoduje, że porażka w tych meczach nawet w najmocniejszym składzie była jak najbardziej prawdopodobna. A to, że się wydarzyły te dwie porażki wynika moim zdaniem z prostego faktu, że w obu tych meczach Atletico M. zagrało bez swoich dwóch podstawowych środkowych obrońców Savica oraz Gimeneza, a jakby tego było mało to w meczu z Realem i Sevillą na środku obrony musiał grać defensywny pomocnik Kondogbia.
Niech sobie autor tego artykułu przenalizuje, co się stało w zeszłym sezonie z Liverpoolem, gdy wypadł im Van Dijk, a potem drugi środkowy stoper jakie to granice przyzwoitości osiągał wtedy Liverpool. Najpierw cztery porażki z rzędu: u siebie 0-1 z Brighton, potem u siebie z MCity 1-4, dalej na wyjeździe 1-3 z Leicester, aż po 0-2 u siebie w derbach z Evertonem. Po chwilowym ogarnięciu się 2-0 wyjazdowe zwycięstwo z Shieffield, dalej porażka 0-1 u siebie z Fulham , następnie zwycięstwo 1-0 z Wolverhampton, i znowu w plecy 0-1 u siebie z Chelsea. Wspaniała seria Liverpoolu 4 porażek z rzędu, a na 7 kolejnych meczy 5 porażek bez dwójki podstawowych środkowych obrońców. Doliczając, że przed tą serią mieli w ciagu 5 kolejnych meczy dwie porażki i remis bilans Z-R-P na przestrzeni 12 kolejnych meczy był Z-4 R-1 P-7. Jakoś nikt wtedy w Weszło nie jechał po Kloppie ani nie ośmielał się go strofować. No, ale to Simeone „ulubieniec” Weszło nr 2 po Kudłatym z Warszawy, którego zwalnialiście nawet w jego zeszłorocznym mistrzowskim sezonie.
Tak więc, Creme de la crème autora artykułu „Wymuszone rotacje nie mogą tego usprawiedliwiać” mają się nijak do rzeczywistości. Otóż to Panie Redaktorze wymuszone rotacje mogą usprawiedliwiać jak ktoś nie ma dostatecznie silnej ławki rezerwowych, gra ponadto z silnymi oraz bardzo silnymi rywalami, do tego na wyjeździe, a jakby było tego mało jeszcze mecz derbowy. W praktyce bowiem nie każdy z TOP-20 klubów Europy (ani w ogóle z jakiejkolwiek ligi) posiada na tyle silną i wyrównaną kadrę, że bez zauważalnego spadku poziomu sportowego jest w stanie zastąpić aż 2 zawodników na jednej pozycji (w tym przypadku dwójkę środkowych obrońców czyli na absolutnie kluczowej pozycji).
Masz trochę racji, jednak nie można słabej gry w defensywie zwalać na absencję dwóch obrońców wyjściowego składu. Problemem jest to, że Atletico najzwyczajniej straciło jakość w defensywie i obecnie posiada chyba więcej graczy czujących się lepiej w ataku niż w obronie. O ile Gimenez i Samic jeszcze dają radę to reszta obrony nie dojeżdża. Koke to już nie ten walczak co kiedyś, Kondogbia gra w kratkę a pozostali pomocnicy to zawodnicy stricte ofensywni. W ogóle w ataku to aż za dużo tych grajków tam jest i choć na papierze mają jakość to nie potrafią tego przekuć na wyniki.
Dużo w tym racji, niemniej jeszcze brak powodów do rozdzierania szat. Mistrzostwo odjeżdża, ale Atletico nigdy nie było klubem, który tytuł zdobywałby seryjnie. Podium jest zaś wciąż w zasięgu bez większego wysiłku. W Lidze Mistrzów zrobiono awans do 1/8, a więc plan minimum wykonany. Prawdą jest natomiast, iż o ile dotychczas słaba forma jeszcze była do przełknięcia, tak obecnie już nadszedł czas by się ogarnąć. Dalsza gówniana gra wypchnie Atletico na dobre poza strefę Ligi Mistrzów i skończy się wyprzedażą.