Reklama

Atletico już nie takie straszne dla rywali

Paweł Ożóg

Autor:Paweł Ożóg

20 grudnia 2021, 16:42 • 6 min czytania 4 komentarze

Od dawna wiadomo, że Atletico Madryt nie gra na miarę oczekiwań. Sygnały ostrzegawcze pojawiały się jeden po drugim, aż w końcu cała deska rozdzielcza Atletico zaczęła razić kierowcę, ale ten udaje, że jest w porządku. Do pewnego momentu Diego Simeone miał kartę przetargową w postaci wyników w lidze, które nieco tłumiły dyskusje. Po ostatnich trzech spotkaniach ligowych certyfikat nietykalności stracił ważność. Komisja, w skład której weszły: Mallorca, Real Madryt i Sevilla jednogłośnie podjęły decyzję o zabraniu Atletico uprawnień. I co teraz?

Atletico już nie takie straszne dla rywali

Głowa Diego Simeone z pewnością nie trafi pod gilotynę, ale należy się zastanawiać, dokąd zmierza jego zespół. Po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii drużyna z Madrytu miała wykonać kolejny krok ku wielkości. Zamiast tego wykonała krok w bok, a może i w tył. Tak, zdecydowanie w tył. To lepsze określenie. Już wcześniej pisaliśmy o tym, że coś zaczyna się psuć w zespole z Estadio Wanda Metropolitano i stać ich tylko na przebłyski. Silnik kilometr po kilometrze się zacierał, na przegląd już za późno. Czas na naprawę, ale od czego tu zacząć?

Suche fakty

Skupmy się na ostatnich spotkaniach ligowych. Przeanalizujmy, co wydarzyło się od meczu z Betisem, w którym Atletico zagrało na miarę oczekiwań i ograło rewelację tego sezonu 3:0. Oznacza to, że bierzemy pod uwagę tylko sześć ostatnich ligowych spotkań, czyli:

  • Valencia 3:3 Atletico,
  • Atletico 1:0 Osasuna,
  • Cadiz 1:4 Atletico,
  • Atletico 1:2 Mallorca,
  • Real Madryt 2:0 Atletico,
  • Sevilla 2:1 Atletico.

Wychodzi na to, że w sześciu spotkaniach piłkarze madryckiego klubu zdobyli siedem punktów. W tym czasie lepiej radziło sobie aż jedenaście zespołów — na przykład Granada i Getafe, czyli drużyny, które zaliczyły falstart, trafiły w okolice strefy spadkowej.

Do tego dochodzi kwestia gry obronnej Atletico. W sześciu ostatnich spotkaniach stracili aż dziesięć bramek. Nie wypada mistrzom Hiszpanii tracić goli z podobną częstotliwością jak zespołom pokroju Elche lub Cadiz.

Reklama

Strzelić gola Atletico? Do zrobienia

Przypomnijcie sobie stare, dobre Atletico. Raz, że trzeba się było urobić po pachy, by wejść w ich pole karne. Dwa, że pokonanie Jana Oblaka było sztuką, bo uderzający na jego bramkę musiał się liczyć z tym, że kilku chłopów ruszało na niego w tempie drapieżnika, który atakuje ofiarę.

Dzisiejsze Atletico pod względem bronienia jest family friendly, w przeszłości kwalifikowało się do treści przeznaczonych dla dorosłych. Teraz lubi rozdawać prezenty i zapraszać na piknik organizowany we własnym polu karnym. Na domiar złego jeśli weźmiemy pod uwagę statystykę oczekiwanych bramek przeciwników i porównamy ją z liczbą bramek straconych przez Rojiblancos należy bić na alarm.

Spośród wymienionych wcześniej spotkań, piłkarze Cholo Simeone zachowali czyste konto tylko w meczu przeciwko Osasunie, więc to spotkanie wyciągamy poza nawias. Na potrzeby tego artykułu porównaliśmy liczbę bramek zdobywanych przez przeciwników Atletico do ich xG (dane z FBREF):

  • Valencia – 3 bramki i 0,9 xG,
  • Cadiz – 1 bramka i 1 xG,
  • Mallorca – 2 bramki i 0,6 xG,
  • Real Madryt – 2 bramki i 0,7 xG,
  • Sevilla – 2 bramki i 0,4 xG.

Według statystyk Atletico powinno stracić 3,6 bramki, a straciło ich aż dziesięć. Wymuszone rotacje nie mogą tego usprawiedliwiać. Gorsze momenty mogą przytrafiać się każdemu, ale gdy mówimy o najlepszej drużynie poprzedniego sezonu, należy ustalić granicę przyzwoitości. Ta została naruszona. Jak rywal ma pół okazji do zdobycia gola, to nie można mu pozwolić, by wyczarował dwie bramki. A to uczyniła Sevilla — i co warto podkreślić — osłabiona Sevilla bez kilku ofensywnych graczy, ale i w obronie zabrakło kilku elementów. Wyszła na Atletico bez Fernando, bez Jesusa Navasa, a jego zastępca musiał zejść w trakcie spotkania. Na lewej obronie zagrał Karim Rekik, więc sami widzicie, że Julen Lopetegui miał mnóstwo problemów do rozwiązania. Hiszpan jednak podołał w przeciwieństwie do Diego Simeone, który nieustannie podkreśla, że wierzy w zespół i jest zadowolony z postawy zawodników.

W ślepym zaułku

Należy zadać kluczowe pytanie: czy jeśli wierzy się w swój zespół i jest się zadowolonym z postawy piłkarzy, czy należy podkreślać to na każdym kroku? Szczególnie po beznadziejnych spotkaniach? Czy takie zaklinanie rzeczywistości nie przynosi rezultatu odwrotnego do założonego? Przełóżmy to na normalne życie. Uczeń ma w nosie naukę i oblał kilka kartkówek z rzędu. Wiedzie spokojne życie, tylko nie chce mu się otworzyć książek i skupić na obowiązkach. Nauczyciel jest wkurzony, że znów młodzian się nie przyłożył, ale co tam. Postanawia z wyprzedzeniem postawić mu czwórkę na koniec roku, dziękuje za postawę i wysyła jego rodzinie drobny upominek. Tak to mniej więcej wygląda w Atletico. Przecież to przypomina scenę malowania trawy na zielono z serialu Alternatywy 4.

Reklama

Tuba propagandowa Diego Simeone urosła do niespotykanych dotąd rozmiarów i ciężko powiedzieć, gdzie jest jej kres. Dołóżmy do tego gesty i mimikę trenera. Cholo sprawia człowieka wypalonego, którego oczy bolą od patrzenia na zielony dywan z wymalowanymi liniami. To sprawia, że narracja nie zgrywa się z przekazem słownym, który wysyła w świat. Widać, że męczy go sytuacja i najchętniej wywołałby burzę, ale woli dusić w sobie emocje. Kiedyś był człowiekiem porywającym tłumy, dla wielu stanowił inspirację, ale w ostatnich tygodniach zdegradował się do roli syntezatora mowy.

Kiedy nadjeżdża mistrzostwo? Właśnie odjeżdża

Argentyńczyk dobrze wie, że na tym samym etapie rozgrywek 20/21 Atletico miało o piętnaście punktów więcej  i straciło o 13 bramek mniej niż w obecnym sezonie. Dostrzega, że krok po kroku wypisuje się z walki o mistrzostwo Hiszpanii. Bierze odpowiedzialność za wyniki na siebie, ale nie dostosowuje tempa zmian do skali problemów, z którymi przyszło mu się mierzyć. W tyłach mnóstwo błędów indywidualnych i gapiostwa. W ofensywie wciąż mało konkretów.

Niech nie zmyli was to, że Atletico zagrało lepiej od Sevilli. Zespół z Andaluzji gasł w oczach. Atletico nieco nabrało odwagi i pędu ze względu na zmiany, które dużo wniosły, ale to była naprawa powielanych błędów. Nie potrzeba kursu trenerskiego, by dostrzec, że obecnie Luis Suarez daje drużynie mniej niż któryś z dwójki Joao Felix lub Matheus Cunha. W przypadku Cunhi obawiano się, że nie będzie pracował dla zespołu, ale Brazylijczyk zasuwa aż miło. Dodatkowo w jego zagraniach tkwi radość i polot, którego brakuje wielu innym zawodnikom. O ile latem 2021 priorytetem powinno być sprowadzenie piłkarzy na inne pozycje, o tyle sam Cunha się wybronił. Tylko trzeba częściej korzystać z jego umiejętności.

Panie Simeone, czas wziąć się do roboty. Zwykle w naprawianiu był pan dobry. Trzy ligowe porażki z rzędu, które przytrafiły się Atletico po raz pierwszy od dekady, powinny przyspieszyć tempo napraw. Do dzieła. Czas goni a was wyprzedza nawet Rayo Vallecano.

Czytaj też:

Fot. Newspix

Redakcyjny defensywny pomocnik z ofensywnym zacięciem. Dziennikarski rzemieślnik, hobbysta bez parcia na szkło. Pochodzi z Gdańska, ale od dziecka kibicuje Sevilli. Dzięki temu nie boi się łączyć Ekstraklasy z ligą hiszpańską. Chłonie mecze jak gąbka i futbolowi zawdzięcza znajomość geografii. Kiedyś kolekcjonował autografy sportowców i słuchał do poduchy hymnu Ligi Mistrzów. Teraz już tylko magazynuje sportowe ciekawostki. Jego orężem jest wyszukiwanie niebanalnych historii i przekładanie ich na teksty sylwetkowe. Nie zamyka się na futbol. W wolnym czasie śledzi Formułę 1 i wyścigi długodystansowe. Wierny fan Roberta Kubicy, zwolennik silników V8 i sympatyk wyścigu 24h Le Mans. Marzy o tym, żeby w przyszłości zobaczyć z bliska Grand Prix Monako.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Hiszpania

Komentarze

4 komentarze

Loading...