Pogoń grała dziś o udane zakończenie rundy i danie sobie szansy na pozycję lidera przed zimą. Wydawałoby się, że rywal oraz okoliczności były ku temu idealne – u siebie, w twierdzy Szczecin z Wartą, która ostatnio nieco wzięła się w garść, ale faworyt wciąż był jeden. Kibice chcieli tu pewnie liczyć bramki od 2:0, bo lepsi od poznaniaków musieli łykać gorzkie pigułki, by wspomnieć choćby Lechię. No i cóż: plany swoje, a Ekstraklasa swoje. Pogoń zagrała – bez cienia przesady – koszmarny mecz i może dziękować, że zapisała choćby jeden punkt.
POGOŃ SZCZECIN – WARTA POZNAŃ. INDOLENCJA W OFENSYWIE
Momentami aż żal było patrzeć jak Portowcy nie mają pomysłu na sforsowanie defensywy Warty Poznań. Prawa strona i środek istniały tylko teoretycznie. Kucharczyk „błysnął” głównie tym, że w pierwszej połowie wyprowadził dwie akcje, w których chciał grać z wymyślonymi kolegami. To znaczy: podawał do nikogo. Był pod polem karnym, parę opcji do ogarnięcia, ale nie – Kucharczyk dostrzegał faceta w pelerynie-niewidce. Ale ten najwyraźniej nie miał ochoty na futbol, bo futbolówka trafiała do Warty.
Kowalczyk w środku bardzo chciał, ale jeszcze bardziej też nie potrafił. Zagrywał źle, niecelnie, Grosicki w pewnym momencie opieprzył go solidnie, bo już po prostu nie miał siły patrzeć na te cuda, które Kowalczyk prezentował. Inna sprawa, że choć Grosicki na swojej flance był aktywny, to jednak nie proponował konkretów. Męczył się z ostatnim podaniem, jego dośrodkowania mijały celu, a stałe fragmenty gry… Źle, bardzo źle albo fatalnie.
Można się też zastanowić, czy nie przekombinował również Runjaić? Jean Carlos na szpicy, Zahović na dziesiątce – no, to nie zagrało. Pogoń była całkowicie bezzębna.
W pierwszej połowie nie oddała żadnego celnego strzału. W drugiej dwa – jeden denny, w środek bramki, drugi na wagę remisu. Fornalczyk zrobił to, czego nie robili wcześniej koledzy i podniósł głowę, spojrzał, gdzie można zagrać i – co więcej – posłał piłkę celnie. Kostas pieprznął, a Lis nie miał za wiele do powiedzenia. Natomiast czy wcześniej nie mógł pomóc Fiedosewicz? Mógł, ale stał i patrzył, zapraszając Fornalczyka do szesnastki. No to Fornalczyk skorzystał z zaproszenia.
POGOŃ SZCZECIN – WARTA POZNAŃ. NALEŻY DOCENIĆ GOŚCI
Natomiast ten gol nie ma prawa zmienić oceni Pogoni jako całości. Portowcy zagrali bardzo źle. W taki sposób, od jakiego nas odzwyczaili. Wolno, nudno, bez pomysłu i bez sensu.
Ale! Jednocześnie nie można budować narracji, że taki wynik padł tylko dlatego, bo Pogoń nie dojechała. Słowa pochwały należą się bowiem Warcie, która miała plan na to spotkanie i go zrealizowała. Wiadomo, że nie mogli się rzucić na Pogoń, musieli poczekać z tyłu i poszukać szans na kontrę. W pierwszej połowie nieźle uderzył Czyż, ale dobrze bronił Stipica, natomiast wypad z drugiej połowy już przyniósł oczekiwany skutek.
Znów błysnął Ivanov. Przedarł się lewą stroną, wiadomo, chciał grać z Kuzimskim, to nie wyszło, ale Fin się nie zatrzymał i po prostu pognał za futbolówką. Pogoń zgłupiała, bo po chwili miała obrońcę Warty w swoim polu karnym, ale ten głupieć nie miał zamiaru. Wystawił Zrelakowi patelnię, a ten z trzech metrów nie miał problemu, by władować bramkę.
Ivanov w klubie z wyższej półki na poziomie Ekstraklasy? To naprawdę nie jest głupi pomysł, ponieważ ten facet naprawdę potrafi grać w piłkę.
W każdym razie – żałować mogą jedni i drudzy. Pogoń, bo mając przed meczem wszystkie dobre karty w ręku, spaliła je i wywiesiła białą flagę, dopiero na końcu decydując się na cokolwiek sensownego. Warta wzięłaby remis przed meczem z pocałowaniem ręki, ale skoro już prowadziła… Tych łupów na koniec sezonu może po prostu brakować.
Fot. Newspix