Reklama

Średniak, który nie musi się wstydzić. O rozkwicie Górnika Zabrze

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

15 grudnia 2021, 12:35 • 9 min czytania 14 komentarzy

Wieki temu pierwszą rzeczą, którą Jan Urban zrobił po wejściu do gabinetu trenerskiego w Legii Warszawa, było powieszenie w nim proporczyka Górnika Zabrze. Dostawało mu się za to niemiłosiernie, a on nie widział w tym nic dziwnego i przekonywał, że ani Legia, ani Lech, ani Wisła nie mają prawa czuć swojej wyższości nad innymi polskimi klubami, bo nie broni ich historia, zupełnie przeciwnie właśnie do Górnika, którego Urban uwielbia i sławi całym swoim piłkarskim sercem. Dla 59-letniego szkoleniowca praca przy Roosevelta ma więc charakter wyjątkowo emocjonalny. I choć początkowo szło mu słabo lub przeciętnie, to od kilku tygodni wydaje się, że Jan Urban znalazł swoją formułę dla współczesnego Górnika. 

Średniak, który nie musi się wstydzić. O rozkwicie Górnika Zabrze

Górnik Zabrze jest ligowym średniakiem, ale od początku listopada punktuje gorzej tylko od Radomiaka i Pogoni, tak samo regularnie jak Stal, Lech czy Wisła Płock.

I ważny jest w tej kwestii kontekst. Wiosną 2021 roku, jeszcze za kadencji Marcina Brosza, zabrzanie tworzyli najgorszą drużynę ligi, nikt nie punktował tak źle, jak oni, nawet spadkowicze. Formuła się wyczerpała i gdyby nie fantastyczny start sezonu 2020/21, kiedy wydawało się, że odmieniona nowymi pomysłami taktycznymi drużyna powalczy nawet o europejskie puchary, Górnik musiałby liczyć się z walką o życie na brudnych zasadach z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Stalą Mielec. Ba, wcale nie byłoby powiedziane, że wyszedłby z tej naparzanki obronną ręką.

Latem też nie było specjalnie kolorowo. Świat piłki zachłysnął się wyczekiwanym od miliona lat przybyciem Lukasa Podolskiego do Zabrza, który jednak już po pierwszych ekstraklasowych występach zabezpieczał się, że „Górnik to nie tylko Podolski” i trudno było się z tym nie zgodzić. Przyglądaliśmy się stanowi kadry Górnika Zabrze ze wszystkich stron i rozkładaliśmy ręce. Fasada, sam pierwszy garnitur, prezentowała się całkiem nieźle, ale gdy zajrzało się głębiej – niewiele alternatyw, krótka kołderka. Nawet postać Jana Urbana – trenera, który sam uważał się za bardzo dobrego fachowca, ale przez lata potwierdzał to raczej w krótkoterminowych rolach strażaka niż długoterminowych rolach budowniczego – nie budziła przesadnego zaufania.

Reklama

Kiedy więc na starcie ligi Górnik w słabym stylu przegrał z Pogonią (0:2) i z Lechem (1:3), a wszyscy zdążyli oswoić się z nowym formatem rozgrywek, w którym degradacja czeka aż trzy zespoły, w Zabrzu musiało coś drgnąć, bo widmo kiepskiej kampanii stało się zaskakująco realne.

Raków Częstochowa-Górnik Zabrze. Tęsknota za wielkością

– Nie jest łatwo, ale nie tylko mnie, a wszystkim kibicom Górnika. Wspomnienia i wielkość klubu robią swoje. Chciałbym, aby Górnik znów był w czołówce Ekstraklasy i walczył o najwyższe cele. Niestety w ostatnich latach sytuacja jest taka, a nie inna. Ja i tak jestem tego bardziej świadomy, niż chociażby nasza klubowa legenda, człowiek, który wciąż pracuje w klubie, Stanisław Oślizło. Przy każdej rozmowie z nim widać, że ta sytuacja Górnika go bardzo boli. Chciałby widzieć klub w czołówce tabeli, ale nie tylko w jednym sezonie, jak to się zdarzało, a regularnie, co roku walczącego o zwycięstwo w lidze – mówił w rozmowie z nami Jan Urban.

Górnik Zabrze oddycha historią. Ostatnie mistrzostwo ze swoich czternastu zdobył jeszcze w poprzednim wieku, jeszcze w poprzednim ustroju – w 1988 roku. Raz po raz klubowe legendy wspominają błogie i tłuste lata 60., 70., 80. ubiegłego wieku. Kibice słuchają Huberta Kostki, Andrzeja Pałasza, Włodzimierza Lubańskiego, Waldemara Matysika, Andrzeja Iwana, Henryka Latochy, wspominają minione czasy własnej wielkości, a potem patrzą w tabelę i wracają do niezbyt atrakcyjnej rzeczywistości. Kibice oglądają podobizny klubowych legend, wiszących na koronie stadionu przy ulicy Roosevelta, rozmarzają się, a potem przenoszą wzrok na boisko i znów wracają do niezbyt atrakcyjnej rzeczywistości.

Taki klimat panował tu od lat, choć też – trzeba przyznać – wielu pogodziło się z zastanym stanem rzeczy. Ten sezon trochę zmienia tę atmosferę. Artur Płatek opowiadał, że obserwujemy efekt Podolskiego – że zwiększyła się stadionowa frekwencja, że lepiej sprzedają się klubowe gadżety, że obroty klubowego sklepu są najwyższe od lat, że kibice jeszcze cieplej mówią o klubie…

I tak jak początkowo dużo było w tym kredytu zaufania, tak ostatnio Górnik Zabrze zaczął dojeżdżać na murawie.

Raków Częstochowa-Górnik Zabrze. Wkomponowanie Poldiego

Najważniejszym elementem w listopadowym renesansie Górnika Zabrze było mądre wkomponowanie Lukasa Podolskiego. Sam Jan Urban przyznaje, że nie ma pojęcia, czy mistrz świata z 2014 już jest w swojej najlepszej formie fizycznej, czy jeszcze nie, czy w ogóle możliwe jest, żeby regenerował się jeszcze lepiej albo jeszcze gorzej. I tak jak jeszcze kilka miesięcy temu było to jakiś temat, tak od kilku kolejek opowieści wokół przygotowania motorycznego Poldiego zeszły na drugi plan, bo stukrotny reprezentant Niemiec po prostu wziął piłkę i zaczął robić z niej użytek.

Reklama
  • Legia Warszawa – gol,
  • Górnik Łęczna – gol,
  • Śląsk Wrocław – gol.

Z Pogonią Szczecin najpierw maczał palce przy golu numer jeden, bo to od jego bomby zaczęła się akcja, w której Robert Dadok nabił Luisa Matę, a potem mógł strzelić gola lub zaliczyć asystę, ale tylko on sam wie, co wymyślił w tej akcji.

Przed tym spotkaniem pisaliśmy zresztą, że Podolski na wóz, koniom lżej:

Życie lidera składa się bowiem w dużej mierze z małych gestów, nabierających znaczenia z czasem. Lukas Podolski nie sili się na bycie gwiazdą Ekstraklasy, ale w ostatnim czasie kreuje się na kogoś, kto za Górnika jest w stanie wskoczyć w ogień.

Górnik wreszcie ma lidera poza boiskiem. Ilu takich udało mu się uchować w ostatnich latach? Nawet jeśli dojeżdżali z formą na boisku, to po drugiej stronie lustra czegoś brakowało. Jesus Jimenez nie zabierze raczej głosu w sprawach kibicowskich, Erik Janża też nie wydaje się do tego stopnia zasymilowany. Podolski zaś wychodzi z założenia – to mój klub, moi kibice. Dla niego Ekstraklasa może zaczynać się i kończyć na Zabrzu, i chyba nikogo nie powinno to dziwić.

W gruncie rzeczy nie jest to niczym złym. Podolski nie odejdzie już do Legii, Lecha, Rakowa. On w tym Zabrzu zakończy swoją karierę, więc pomnik – nawet ten niematerialny – buduje na pełnej pompie.

Tak czy inaczej, dopiął swego Jan Urban, który wspominał niedawno, że „nad Podolskim unosi się aureola zwycięzcy” i dodawał, że „wszyscy będą szczęśliwsi, jeśli Podolski zacznie grać bardziej egoistycznie” – Górnik wygrywa pod wodzą Podolskiego, a Podolski strzela gole dla Górnika. A tylko o to od samego początku chodziło.

Raków Częstochowa-Górnik Zabrze. Formuła na atak

Co więcej, jeszcze latem bywało tak, że piłkarze Górnika patrzyli na Podolskiego na zasadzie: „wodzu prowadź, a my będziemy stać”. Brzmi to karykaturalnie, ale sami zainteresowani przyznawali, że bywali nienaturalnie spięci wejściem tak dużej postaci do drużyny. W mediach – tylko Podolski. W szatni – tylko Podolski. Na treningach – tylko Podolski. A więc, na boisku – też tylko Podolski. Jakimś przełomem był długo wyrównany mecz ze Stalą Mielec, kiedy Jesus Jimenez magicznie przypomniał sobie, że też jest dobrym piłkarzem, że też umie kiwać, że też umie strzelać i zamiast oglądać się na bardziej doświadczonego kolegę z ataku – najzwyczajniej w świecie sam wykończył akcję i dał Górnikowi pierwsze punkty w sezonie. Od tego momentu więcej rzeczy zaczęło się składać. Wystarczy zerknąć na statystyki liderów ofensywy:

  • Jesus Jimenez – sześć goli, cztery asysty, dwa kluczowe podania,
  • Bartosz Nowak – cztery gole, trzy asysty, jedno kluczowe podanie,
  • Lukas Podolski – trzy gole, jedna asysta, dwa kluczowe podania.

I kto tu wypada najlepiej, a kto najgorzej? Mało. Zajrzyjmy do Ekstrastats i statystyki liczby ostatnich podań przed strzałem:

  • Bartosz Nowak – dwadzieścia siedem,
  • Jesus Jimenez – dwadzieścia dwa,
  • Lukas Podolski – siedemnaście.

Jeszcze mało? Stworzone okazje strzeleckie:

  • Jesus Jimenez – sześć,
  • Bartosz Nowak – pięć,
  • Lukas Podolski – cztery.

Jimenez i Nowak grają na miarę własnego ekstraklasowego potencjału, a niewątpliwie są to piłkarze, którzy potrafią się w tej lidze wyróżniać. Hiszpan rozgrywał już świetne mecze ze Stalą, z Jagiellonią, z Legią czy z Wisłą Płock, a Polak z Górnikiem Łęczna i ze Śląskiem Wrocław. I to też duża zasługa Jana Urbana, że potrafi znaleźć miejsce i rolę na murawie dla trzech zawodników o charakterystyce wymykającej się pozycjom i rolom. Każdy z nich jest trochę dziewiątką, trochę dziesiątką, trochę ósemką, trochę skrzydłowym, trochę wolnym elektronem. Rozpisanie tego i wdrożenie bez szkody dla całości systemu wymaga kunsztu.

Raków Częstochowa-Górnik Zabrze. Rozwój 

Tym bardziej, że ostatnio Górnik Zabrze ogląda się całkiem przyjemnie nie tylko przez wzgląd na trójkę Jimenez-Podolski-Nowak. Ekipa Jana Urbana stała się dosyć powtarzalna. Nie dość, że – wedle pomysłu i filozofii swojego trenera – w większości meczów może pochwalić się przeważającym procentem posiadanej piłki, to jeszcze zazwyczaj nie jest to jałowe wymienianie podań między zawodnikami w strefie defensywnej.

Górnik się rozwija.

Dosyć równy sezon rozgrywa Alasana Manneh, który półtora roku temu wyglądał świetnie, ale tylko przez kilka kolejek, a potem przez wiele miesięcy nie był w stanie wspiąć się na poziom, do którego predestynuje go szkółka Barcelony w CV i własny potencjał. Świetnie rozwinął się Krzysztof Kubica, o którym jeszcze pół roku temu nikt nie powiedziałby, że rundę jesienną może skończyć z czterema bramkami na koncie (a przecież mogło być ich znacznie więcej!), a dzisiaj to jeden z najlepszych młodzieżowców w Ekstraklasie. Urban coraz odważniej wprowadza też młodziutkiego Dariusza Stalmacha, stojącego się powoli bezpośrednią i godną alternatywą dla dwójki Manneh-Kubica.

Od kilku tygodni podobać może się Robert Dadok, który dostał duży kredyt zaufania po katastrofalnym początku sezonu i widać, że nabrał dużej pewności siebie – solidnie ustawia się w defensywie, decyduje się na szarże na skrzydle i zaczyna nawet dostarczać liczby (gol i asysta z Górnikiem Łęczna, asysta ze Śląskiem, nabicie Luisa Maty z Pogonią). Nie najgorszym liderem obrony jest Rafał Janicki, z presją opaski kapitana radzi sobie Przemysław Wiśniewski…

Wniosek? Latem Jan Urban dostał średnio ekskluzywną drużynę i jesienią zrobił z nią całkiem sympatyczną robotę. Oczywiście – daleko nam do hurraoptymizmu, daleko nam do kreślenia mocarstwowych scenariuszy. Górnik Zabrze dalej dysponuje ubogą ławką rezerwowych, co pewnie będzie widać w dzisiejszym meczu z Rakowem, podczas którego pauzuje trójka Janicki-Gryszkiewicz-Podolski, dalej jest ligowym średniakiem, ale… chyba właśnie takich średniaków, jak Górnik Zabrze z ostatnich tygodni, chcemy oglądać w Ekstraklasie.

Raków Częstochowa-Górnik Zabrze. Typ Weszło na Fuksiarz.pl

Jan Mazurek: Górnik Zabrze przyjeżdża pod Jasną Górę osłabiony, ale wcale nie oznacza to, że nie będzie w stanie ukąsić Rakowa. Wbrew pozorom ofensywa ekipy Jana Urbana nie opiera się tylko na przebłyskach geniuszu Lukasa Podolskiego. Dlatego też – po kursie 1,78 na Fuksiarz.pl – obstawiam, że Górnik strzeli gola w meczu z Rakowem. 

Czytaj więcej:

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

14 komentarzy

Loading...