Reklama

Vuković natchnął Legię, Zagłębie Lubin rozgromione

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

15 grudnia 2021, 23:16 • 4 min czytania 172 komentarzy

Aleksandar Vuković zrobił to, po co go sprowadzono. Miał oczyścić głowy piłkarzy Legii po wydarzeniach z niedzieli, natchnąć ich do walki i sprawić, że drużyna wreszcie się podniesie. W pierwszym akcie wszystko wyszło znakomicie, bo naprzeciwko stali chłopcy do bicia z Zagłębia Lubin, którzy tylko na początku stawiali jakikolwiek opór.

Vuković natchnął Legię, Zagłębie Lubin rozgromione

Legia – Zagłębie Lubin 4:0: efektowne przełamanie

Jeśli goście gdzieś mogli czuć, że nie jest tak źle, to do momentu utraty pierwszego gola. Po zawodnikach „Wojskowych” widać było, że jednocześnie strasznie chcą, wióry leciały, taki Rafael Lopes interweniował wślizgami jak szalony. Z drugiej strony, rzucało się w oczy, że gra gospodarzy jest nerwowa, brakuje pewności i luzu. Proste błędy z piłką przy nodze popełniał Wieteska, puste wślizgi notował Hołownia. Wtedy lubinianie mieli szansę ukąsić, ale albo Johansson czy Nawrocki w ostatniej chwili interweniowali, albo Chodyna strzelił w rozgrywającego swój najlepszy mecz na polskich boiskach Yuriego Ribeiro.

Do tego dochodziła grobowa atmosfera na trybunach, przerywana czasami szyderczymi okrzykami, gdy Slisz oddał łatwy do obrony strzał, albo gdy Johansson po przyjęciu piłki wycofał ją na kilkadziesiąt metrów.

Aż wreszcie nastąpił przełom. Slisz wspaniale ze środka pola zagrał do wbiegającego Lopesa, który uciekł Ratajczykowi i dziubnął piłkę przed zdezorientowanym Hładunem. W przypadku Portugalczyka także plotkowano przez moment, że może chcieć rozwiązać kontrakt, ale potem pojawiały się doniesienia, że on akurat chce zostać. I tym występem dobitnie to udowodnił. Do przerwy poprawił jeszcze pięknym uderzeniem głową po wrzutce Ribeiro. Karygodnie zachował się Lorenco Simić, który był za daleko od rywala i potem nie zdążył doskoczyć. Mimo że jest wyższy od Lopesa o 10 centymetrów, w finalnej fazie akcji nie mógł już nic zrobić.

Legia – Zagłębie Lubin 4:0: świetni Josue i Lopes, komedia w obronie gości

Przy stanie 1:0 Boruc wykazał się refleksem po strzale Szysza, ale po drugim golu z zawodników Legii całkowicie zeszło ciśnienie, za to podopieczni Dariusza Żurawia zupełnie stracili rezon. Zbiegło się to z przymusowym zejściem kapitana Łukasza Poręby, który jeszcze jako tako trzymał w ryzach środkową strefę.

Reklama

Niedługo po zmianie stron Pekhart podwyższył prowadzenie po centrze Josue i było pozamiatane. Nie minęła godzina gry, gdy drogę do siatki znalazł Hołownia (kolejna asysta Josue) i nawet kibice na trybunach docenili wysiłek swojej drużyny, wracając z dopingiem.

To, co defensywa Zagłębia wyczyniała przy dośrodkowaniach Legii to była kpina. Kompletnie jako wahadłowy nie poradził sobie Ratajczyk. W ofensywie jeszcze zdarzyło mu się błysnąć, to po jego kiwce i wrzutce sytuację w pierwszej połowie miał Chodyna, ale w kryciu młody skrzydłowy spisywał się dramatycznie. Zawalił je przy trzech golach, w przypadku bramki Pekharta do spółki z Simiciem.

A jak już zaczęło warszawskiej ekipie żreć, to w każdym aspekcie. Jeśli w jednej akcji po dwóch strzałach ratują cię trzy słupki, to wiedz, że los ci sprzyja. Dziś jednak Legia znacznie temu szczęściu pomogła. Vuković trafił praktycznie z każdym ruchem dotyczącym wyjściowego składu, na czele z wystawieniem Bartłomieja Ciepieli. 20-latek w swoim premierowym występie od początku w Ekstraklasie nie uciekał od odpowiedzialności, dobrze doskakiwał przy wysokim pressingu i potrafił sensownie rozegrać. Dołożył swoją cegiełkę do drugiej bramki Lopesa.

Pierwszy etap przeprosin dla kibiców odhaczony, przeprosiny chyba zostały przyjęte.

Zagłębie? Obraz nędzy i rozpaczy, wygrana z Wisłą Kraków była fartem, wynikającym z tego, że rywale przez większość czasu grali w dziesiątkę, choć na początku drugiej odsłony siły powinny się wyrównać. Serio, gdybyśmy mieli wskazać zespół, który całościowo jesienią najbardziej męczył bułę w Ekstraklasie, to jedynym konkurentem „Miedziowych” byłaby właśnie Legia. Nawet jeśli punktowali, to często w słabym stylu, nie mieliśmy przyjemności z oglądania ich gry. No, może poza początkiem sezonu, kiedy zawodnicy Żurawia wygrywali z Górnikiem Łęczna i Pogonią Szczecin. Ostatnich 10 meczów to zaledwie pięć zdobytych punktów, 21 goli straconych i raptem osiem strzelonych. Z tej mąki raczej nie wyjdzie nic więcej niż niestrawny zakalec.

CZYTAJ TAKŻE:

Reklama

 

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

172 komentarzy

Loading...