Kiedyś nam się wydawało, że nie ma na świecie bardziej zatłoczonego miejsca niż autobus jadący do centrum miasta o siódmej rano w poniedziałek. Ale okazało się, że jednak takie miejsce istnieje – to pole karne FSV Mainz. Nieprawdopodobnie uszczelniła dzisiaj defensywę ekipa z Moguncji, w efekcie Bayern Monachium przez niespełna godzinę meczu tłukł głową w mur bez wyraźnych efektów poza okazałym guzem na czole. Ostatecznie Bawarczycy zgarnęli trzy punkty, ale strasznie się musieli wcześniej nacierpieć.
Bayern – Mainz. Gong w pierwszej połowie
Spotkanie zaczęło się – choć tylko pozornie – zgodnie z planem podopiecznych Juliana Nagelsmanna. Bayern zdominował pierwsze minuty, z dużą łatwością przenosił ciężar gry pod pole karne przyjezdnych. No ale tutaj właśnie dochodzimy do kluczowego sformułowania. „POD pole karne”. Mistrzowie Niemiec nie byli w stanie wedrzeć się w obręb szesnastego metra, a jeśli już im się udawało, to brakowało precyzji w ostatnim podaniu lub wykończeniu okazji. Głównie dlatego, że do sytuacji strzeleckich dochodzili tacy piłkarze jak Alphonso Davies. Gościom udało się kompletnie odciąć od podań Thomasa Muellera i – przede wszystkim – Roberta Lewandowskiego. Polaka momentami powstrzymywali wręcz brutalnie – a to łokietek w kark, a to bark wbity w środek pleców, a to delikatne poskrobanie po piętach. Chwalebne? Niekoniecznie. Skuteczne? Absolutnie, bo Polak na boisku praktycznie nie istniał.
Mało tego, gracze Mainz nie ograniczali się wyłącznie do defensywy. Zniecierpliwiony Bayern z każdą kolejną minutą angażował coraz większe siły w swoje ataki i coraz bardziej odsłaniał się w tyłach. Stąd olbrzymie pole do popisu dla zawodników Bo Svensson, jeśli chodzi o kontry. No i wreszcie goście dopięli swego – w 22. minucie Karim Onisiwo wykorzystał drzemkę Corentina Tolisso w kryciu i z najbliższej odległości wpakował futbolówkę do sieci. Będzie musiał Nagelsmann ze swoim sztabem rozłożyć całą tę akcję na czynniki pierwsze, ponieważ defensorzy Bayernu popełnili tam chyba z dziesięć baboli w ciągu kilkunastu sekund.
Tak czy owak, Bayern znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Niekorzystny wynik, twardy i doskonale zorganizowany w obronie przeciwnik, kłopoty z przyspieszeniem akcji i wprowadzeniem elementu zaskoczenia. No i największa gwiazda nakryta czapką przez defensorów rywali.
Bayern – Mainz. Udany pościg Bawarczyków
Trzeba zatem pochwalić Bawarczyków, że udało im się w takich okolicznościach wyszarpać trzy punkty. Okej, oczekujemy od tej drużyny piłkarskich fajerwerków. Zwycięstw gładkich, efektownych, okraszonych olbrzymią liczbą goli. Ale wiadomo, że w trakcie sezonu ligowego po prostu nie da się w każdym spotkaniu imponować bramkostrzelnością. I dzisiaj Bayern ewidentnie znalazł się w sytuacji, w której zwycięstwo trzeba było po prostu wymęczyć.
Kluczowe niewątpliwie okazało się trafienie Kingsleya Comana.
Francuz w 53. minucie zdołał strzelić wyrównującego gola po podaniu z głębi pola. Mimo że niewiele wówczas wskazywało, by „Die Roten” mieli się akurat w tej akcji przełamać. Wyglądała ona dość niepozornie. Będzie sobie pewnie pluł w brodę Robin Zentner, że nie udało mu się zatrzymać futbolówki, która przemknęła mu między nogami. Bardzo charakterystyczne, gdzie w momencie uderzenia Comana znajdował się Lewandowski. Polak… wbiegał na połowę przeciwnika z pozycji prawego obrońcy, czym chyba wprowadził trochę zamieszania w szeregach obronnych drużyny przeciwnej, bo reakcja graczy Mainz na długą piłkę ze strony Tolisso była zdecydowanie spóźniona. Jeden z niewielu momentów w dzisiejszym meczu, gdy piłkarze z Moguncji po prostu dali plamę.
Tolliso zagrywa do Comana, „Lewy” w prawym dolnym rogu
Zwycięstwo gospodarzom zapewnił na kwadrans przed końcem meczu Jamal Musiala, chyba najlepszy aktor całego widowiska. Widać było, że nastolatek świetnie radzi sobie w tłoku, potrafi wygrać pojedynek na małej przestrzeni. Czasami aż przesadzał, chciał kiwnąć zbyt wielu rywali, ale jego błyskotliwość i tak stanowiła doskonałą odpowiedź na siłową grę Mainz. Zasłużył na gola, bez dwóch zdań.
Bayern zgarnia zatem trzy punkty i umacnia się na pozycji lidera Bundesligi. Ale czy Julian Nagelsmann może być w pełni zadowolony z postawy swoich podopiecznych? Raczej nie. Przede wszystkim kolejny już raz Robert Lewandowski wygląda trochę jak ciało obce w systemie taktycznym bawarskiej drużyny. Już pal licho, że Polak nie trafił do siatki, nie można strzelać w każdym meczu (choć od jakiegoś czasu „Lewy” stara się zadać kłam temu twierdzeniu), ale widać było po Lewandowskim frustrację. Po części wynikającą z tego, jak bardzo tłamsili go rywale. Jednak miał również napastnik regularne pretensje do swoich partnerów, że nie odnajdują go podaniami, że nie układają akcji z myślą o nim. Coś tam ewidentnie nie styka.
BAYERN MONACHIUM – FSV MAINZ 2:1 (0:1)
(K. Coman 53′, J. Musiala 74′ – K. Onisiwo 22′)
CZYTAJ TAKŻE:
- Rummenigge: – Mój najlepszy transfer? Lewandowski
- Pożar w raju. O kryzysie RB Lipsk
- Jak mogę być dumny z sukcesów Bayernu? Pieniędzy z Kataru trzeba się wstydzić
fot. NewsPix.pl