Arka Gdynia uprawiała grę w piłkę nożną jedynie do 45. minuty. Potem oddała pole Zagłębiu Lubin, w ofensywie stworzyła sobie bardzo niewiele. To jednak wystarczyło, żeby sprawić niespodziankę. Taką jest mimo wszystko awans pierwszoligowca kosztem drużyny ze środka tabeli Ekstraklasy i to drużyną, która miała dzisiaj okazje, żeby odwrócić losy meczu. Zepsuł rzut karny Starzyński, w kilku innych sytuacjach „Miedziowym” zabrakło skuteczności. Czarne chmury nad Lubinem już były, a teraz są jeszcze większe. Dariusz Żuraw może mieć nieciekawą podróż powrotną.
Arka Gdynia – Zagłębie Lubin. Mecz ustawiony w pierwszej połowie
Bramka na 0:1, którą straciło Zagłębie, miała w sobie trochę memiczności. Gdy Valcarce zdecydował się na dośrodkowanie w pole karne, dużą rolę odegrał przypadek. Nie była to jakaś wyjątkowa wrzutka, Balić miał ją na wysokości pasa i chciał wybić głową. Schylił się, niemalże witał się z gąską, ale uprzedził go Deja. Hładun zrobił dwa kroki w kierunku dalszego słupka, bo piłka została przedłużona nogą, lecz po nagłym odbiciu się od uda Czubaka wpadła w odsłonięty róg.
Do tego momentu Arka nie grała w taki sposób, żebyśmy powiedzieli „okej, zasłużenie, w końcu wcisnęli”. Bardziej to Zagłębie z biegiem minut starało się o kolejne strzały, choć większość z nich padała z nieprzygotowanych pozycji. Nieźle strzelał jedynie Daniel, ale dobrze do interwencji złożył się Krzepisz.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Czy po Zagłębiu było widać jakiś zryw, chęć rzucenia się do ataku i wyrównania wyniku? No niespecjalnie. Ba, minęło ledwo 10 minut od pierwszego gola, a Arka prowadziła już 2:0. Znów dał znać o sobie duet Deja-Czubak, choć tym razem piłkarze gospodarzy nie oddali futbolówki w ręce przypadku. Pomocnik gdynian dośrodkował z rzutu wolnego w pole karne, gdzie Czubak bardzo ładnie odprowadzany przez Balicia skontrował wrzutkę, wycelował głową obok bliższego słupka. Środkowi obrońcy Zagłębia mieli ze dwie sekundy, żeby zareagować, zrobić cokolwiek. Ale tego nie zrobili, więc Czubak mógł cieszyć się z dubletu.
Kolejnych dziesięć minut później Zagłębie dostało rzut karny po zagraniu ręką Czubaka. Do wykonania podszedł Starzyński i… spartolił po całości. To była fajna szansa na gola kontaktowego przed zejściem do szatni, ale Krzepisz obronił strzał. Pierwsza połowa ułożyła się zatem po myśli gospodarzy, a jeden z liderów „Miedziowych” mógł pluć sobie w brodę, bo uderzył jedenastkę tak, jakby robił to za karę. Już wcześniej goście nie wyglądali na mocnych mentalnie, a zmarnowanie tego uśmiechu od losu mogło tylko odebrać im pewności siebie.
Arka Gdynia – Zagłębie Lubin. Znów zgasło światło
Kilka minut po wejściu na boisko świetnie na linii ponownie zachował się Krzepisz. Obronił groźny strzał głową, a kilkanaście sekund później musiał już liczyć wyłącznie na szczęście. Patryk Szysz, który wszedł z ławki w przerwie, spudłował w dość prostej sytuacji po rzucie rożnym. Potem niezłym strzałem postraszył trochę Ratajczyk. Generalnie przez pierwszą fazę drugiej połowy Arka potrafiła te ofensywne zapędy odpierać. Czasami piłkarzom gości plątały się nogi w kluczowym momencie, tak jak przy genialnym podaniu prostopadłym Poręby, którego były skrzydłowy ŁKS-u nie wykorzystał. W każdym razie było tego sporo, obrońcy Arki nie mogli odetchnąć.
Zagłębie dokręcało śrubę. Widać było zmianę nastawienia. W końcu też skutecznością popisał się Ratajczyk, który potwierdził zdecydowanie lepszą dyspozycję zespołu po zmianie stron. Dostał piłkę, wjechał w pole karne, zszedł na lewą nogę i pewnie pokonał Krzepisza. Warto dodać, że wejście na boisko Szysza i Ziveca dało impuls, którego ekipa trenera Żurawia potrzebowała. Obaj panowie trochę rozkręcili imprezę. Dobrze, bo do 45. minuty ze strony lubinian była lekka stypa.
Stypa była także wtedy, gdy na stadionie zgasły światła. 79. minuta, ciemność, kilkanaście minut przerwy. To mogło obie ekipy zdekoncentrować, szczególnie Zagłębie będące w natarciu, ale nic z tych rzeczy. Inna sprawa, że dopiero co doświadczyło tego samego w Częstochowie. Dwa razy z rzędu taka akcja? Coś niespotykanego.
„Miedziowi” wjechali na boisko z pompą za sprawą pięknego strzału z dystansu Poręby. Szkoda, że to nie wpadło. Piłka odbiła się od słupka. Chwilę później Simić wprowadzony z ławki odwalił kryminał, skiksował przy próbie prostej interwencji przed własnym polem karnym, dzięki czemu Deja mógł stanąć oko w oko z Hładunem. Uderzył jednak słabiutko, a to mógł być decydujący gwóźdź do trumny Zagłębia.
Znamiennie jest to, że w drugiej odsłonie meczu Arka praktycznie nie istniała. Była jak ten gracz w rozgrywce online, któremu nagle rozłączono Internet. Wtedy jeszcze przez kilka chwil stał nieruchomo na mapie, był łatwym celem, ale przeciwnik nie potrafił tego faktu wykorzystać.
Arka Gdynia – Zagłębie Lubin 2:1 (2:0)
Czubak 22′ i 32′ – Ratajczyk 57′
CZYTAJ TAKŻE:
- Błyszczy w Dynamie, nie istnieje w kadrze. Przypadek Sebastiana Szymańskiego
- Niewulis: – Nie jestem zaskoczony, że Legia mocno walczy o Papszuna
Fot. Newspix