Reklama

Zmarł sir Frank Williams. Jak stał się legendą Formuły 1?

redakcja

Autor:redakcja

29 listopada 2021, 16:34 • 6 min czytania 3 komentarze

Sir Frank Williams w Formule 1 był obecny już od końca lat sześćdziesiątych. Przeżył w tym sporcie wszystko – od wielkich triumfów, po ogromne rozczarowania. Bolidami sygnowanymi jego nazwiskiem jeździli najlepsi kierowcy w historii, tacy jak Alain Prost, Nigel Mansell czy Ayrton Senna. Choć ten ostatni zaledwie przez kilka miesięcy, a z jego śmiercią Williams długo nie mógł się pogodzić.

Zmarł sir Frank Williams. Jak stał się legendą Formuły 1?

Do 2020 roku, kiedy ostatecznie zdecydował się sprzedać swój zespół, ten zdobył dziewięć tytułów mistrza świata wśród konstruktorów. Czyni to brytyjski team drugim najbardziej utytułowanym w historii. I choć ostatnie lata działalności rodziny Williamsów w F1 nie przynosiły im chluby, to bez wątpienia królowa motorsportu straciła swoją ikonę. Wczoraj, w wieku 79 lat zmarł bowiem sir Frank Williams.

Kim był Frank Williams?

Trzydzieści tysięcy funtów. Przyznacie, że to suma, z którą można wejść do salonu samochodowego i kupić całkiem niezłą furę. Ale zbudować za nią bolid F1? Z dzisiejszej perspektywy to wydaje się nierealne. Jednak w 1977 roku, właśnie taką kwotę w ramach pożyczki z banku Barclays otrzymał Williams. Pozwoliło mu to wystawić „swój” samochód w najbardziej prestiżowej serii wyścigów na świecie. Cudzysłów przy słowie „swój” jest jak najbardziej uzasadniony. W pierwszym sezonie, w którym Frank postanowił kierować swoim własnym zespołem, odkupił jeden z bolidów teamu March.

Już wtedy postępowanie Williamsa odcisnęło na tym sporcie piętno, które widać do dziś. Ze względu na niewielki budżet, jako kierowcę zaangażowano Patricka Neve’a, który był wspierany przez browar Bellevue. Zatem na jego wybór wpłynął fakt, że Belg miał za sobą możnego sponsora. Przeszło czterdzieści lat temu Frank wziął pod uwagę czynnik, który dziś w wielu przypadkach decyduje o tym, kto zasiądzie za sterami danego pojazdu. Ale też nie kto inny, jak Frank Williams zauważył potencjał w pozyskiwaniu pieniędzy na starty z krajów Bliskiego Wschodu. W ten sposób dowodzony przez niego zespół w kilka lat z kopciuszka F1 przemienił się w ekipę, która nadawała ton rywalizacji. Już w 1980 roku Alan Jones wywalczył pierwszy tytuł mistrzowski dla Williamsa wśród kierowców, a cała stajnia dołożyła do tego mistrzostwo w klasyfikacji konstruktorów.

Reklama

ODBIERZ PRAWDZIWY CASHBACK NA START! 50% DO 500 ZŁ W FUKSIARZ.PL

Frank był człowiekiem totalnie pochłoniętym Formułą 1, który pracę przedkładał nad sprawy swojej rodziny, czy też własną płynność finansową. Niejednokrotnie zdarzało mu się sypiać w warsztacie, by zaraz po przebudzeniu od razu brać się do pracy. Chociaż w 1986 roku historia Williamsa mogłaby mieć tragiczne zakończenie. Wtedy, jadąc na lotnisko w Nicei z przedsezonowych testów, uległ poważnemu wypadkowi. W wyniku nadmiernej prędkości stracił panowanie nad prowadzonym Fordem Sierrą. Samochód wraz z kierowcą dachował, a brak zapiętych pasów spowodował u Brytyjczyka trwały uraz kręgosłupa. Do końca życia Frank poruszał się na wózku inwalidzkim, ale – jak twierdzą osoby z jego otoczenia – nigdy nie użalał się nad swoim losem.

W tym samym roku ekipa Williamsa po raz trzeci została mistrzem w klasyfikacji konstruktorów.

Pasjonat nie bez wad

Frank Williams był człowiekiem zaprogramowanym na sukces, dla którego Formuła 1 stanowiła całe życie. Za swoje osiągnięcia królowa odznaczyła go Orderem Imperium Brytyjskiego, a z czasem otrzymał tytuł szlachecki. Jednak nie posiadał łatwego charakteru. Wspomniana determinacja na drodze do sukcesu ekipy nie raz przeradzała się w bezwzględność. Williams często zmieniał kierowców. Również z powodów finansowych, ale też dlatego, że wyznawał zasadę, iż żaden z nich nie może być większy, niż sam zespół.

Kierowcy Williamsa aż siedmiokrotnie zdobywali tytuły mistrzów Formuły 1. Ale też niewielu było takich, którzy zagrzewali w brytyjskim zespole miejsce na dłużej. W przypadkach Nelsona Piqueta, Alaina Prosta i Damona Hilla dochodziło nawet do tego, że odchodzili z teamu zaraz po wywalczeniu mistrzowskiego tytułu.

Ale najbardziej znanym kierowcą jeżdżącym w Williamsie bez wątpienia był Ayrton Senna. Właściciel zespołu wręcz chorował na punkcie sprowadzenia Brazylijczyka do siebie. Udało się tego dokonać w sezonie 1994. Jednak wówczas Williams przygotował słaby bolid z poważnymi wadami konstrukcyjnymi, w którym szwankowała trakcja pojazdu. 1 maja 1994 roku Senna zginął w wypadku podczas wyścigu na torze Imola. Prawdopodobnie nie opanował bolidu, który w wyniku zmiany przepisów był pozbawiony aktywnego zawieszenia, systemu kontroli trakcji oraz systemu ABS. Brytyjczykom trudno było zaadoptować się do nowych regulacji, czego skutkiem był tak źle skonstruowany pojazd. Frank Williams nigdy nie mógł sobie wybaczyć tego, co zdarzyło się na Imoli.

Reklama

Przegrał w nierównej walce

W 1997 roku zespół Williamsa wywalczył swoje ostatnie mistrzostwa – zarówno wśród kierowców jak i konstruktorów. Chociaż wciąż znajdowali się wśród czołowych ekip Formuły 1, to z biegiem lat trudno było nie odnieść wrażenia, że stosunkowo skromnemu jak na warunki tego sportu zespołowi swoją pomysłowością coraz trudniej jest nawiązać walkę z konkurencją, dysponującą znacznie większym budżetem. Ostatnie zwycięstwo w wyścigu Grand Prix Williams odniósł w 2012 roku. Patenty, które kiedyś dawały Brytyjczykom przewagę nad resztą stawki, w najnowszych czasach ledwie pomagały związać koniec z końcem. Jak na przykład zatrudnianie kierowców, za którymi stali możni sponsorzy.

Sam Frank w dalszym ciągu był bez reszty zaangażowany w losy zespołu. Kiedy wyniki były niezadowalające, a budżet się nie spinał, założyciel sprzedał swój samolot, którym przemieszczał się na wyścigi organizowane w dalszych zakątkach świata. Wszystko po to, by pozyskane środki zainwestować w budowę tunelu aerodynamicznego, mającego poprawić właściwości konstruowanych pojazdów. Jednak z czasem było coraz gorzej.

W 2013 roku Frank zrezygnował z miejsca w zarządzie firmy, zaś zastąpiła go córka – Claire. Ale twórca zespołu cały czas aktywnie uczestniczył w jego funkcjonowaniu. Pod koniec rządów rodziny Williamsów team znajdował się na dnie Formuły 1. Wielki sukces odtrąbiono wtedy, kiedy Robert Kubica wywalczył w jego barwach jedyny punkt dla ekipy w całym sezonie. Oczko warte miliony, gdyż tylko zespoły które pod koniec sezonu zanotowały jakąkolwiek zdobycz punktową, otrzymywały zwrot kosztów transportu za cały rok. Ale na dłuższą metę funkcjonowanie zespołu w takim stylu nie miało sensu. Williamsowi groziło bankructwo, lecz wtedy pomocną dłoń wyciągnęła spółka Dorilton Capital, zainteresowana wykupieniem zespołu od rodziny, co ostatecznie nastąpiło w lecie ubiegłego roku.

Być może przez najmłodszych kibiców Formuły 1 Frank Williams będzie kojarzył się z uosobieniem porażki. Złych decyzji, słabiutkich wyników oraz ogólnego chaosu panującego w zespole. Lecz świat królowej motorsportu nie ma wątpliwości, że opuściła go wielka osobowość. Żegnają go najwięksi. Odszedł wizjoner, który swoimi pomysłami pomógł ukształtować ten sport takim, jakim jest obecnie. Legendarny prezes Formuły 1 Bernie Ecclestone stwierdził, że to koniec pewnej epoki, a gdyby nie Frank, być może F1 nie przetrwałaby tylu lat. I trudno się z taką tezą nie zgodzić.

Fot. Newspix

Przeczytaj też:

Najnowsze

Formuła 1

Komentarze

3 komentarze

Loading...