Ależ to był nudny mecz. Matko z córką… My wiemy, że nawet w Lidze Mistrzów zdarzają się paździerze, ale jeśli chodzi o tę edycję Champions League – w Madrycie dostaliśmy mocnego kandydata do najsłabszego meczu tej edycji. Emocje zaczęły się dopiero na kilka minut przed końcem tego starcia. Milan może dokonać niemożliwego – w 86. minucie mieli trzy punkty po pięciu meczach grupowych. A dzięki bramce Messiasa są wciąż w grze o wyjście z grupy.
Atletico zostało słusznie ukarane za to, jak dzisiaj grało. Gospodarze wyglądali tak, jakby to dzisiejsze spotkanie z Milanem chcieli tylko odbębnić i losy awansu rozstrzygnąć starciem z Porto, które zadecydowałoby o tym, kto będzie wiosną grał w Lidze Mistrzów.
Atletico – Milan 0:1. Pierwsza połowa – festiwal nudy
Milan dzisiaj był lepszy. Może nie była to dominacja, może nie była to przytłaczająca przewagę, może nie była to wyraźna ofensywa. Ale jeśli mielibyśmy wskazywać zespół częściej atakujący, częściej strzelający, wykazujący większa inicjatywę w okolicach pola karnego, to wskazalibyśmy na mediolańczyków. Ale do przerwy zobaczyliśmy JEDEN celny strzał. I sześć niecelnych. No nie kleiło się tutaj nic. W ofensywie Atleti nie było widać Suareza, Lemar z Carrasco rozbijali się na bocznych obrońca Milanu. Milan? Podobać mógł się hasający na lewej flance Hernandez, ale czy poza tym ktoś wpadł nam w oko? No nie.
Pierwsze 45 minut – totalnie do zapomnienia.
Atletico taki wynik pasował. To znaczy wygodniej byłoby podchodzić do starcia z Porto z drugiego, a nie trzeciego miejsca. Ale koniec końców ekipa Simeone odkładałaby losy awansu do fazy pucharowej właśnie na ostatnią serię gier tej jesieni. Chociaż tak z drugiej strony – gospodarze nie wyglądali na takich, co to im się nie chce. Wyglądali raczej na takich, co to nie bardzo wiedza, jak dobrać się do Milanu. Po przerwie przy 0:0 stać było ich tylko na zryw Griezmanna i wrzutkę do De Paula, no i… to tyle. Tak, mistrz Hiszpanii przez 85 minut meczu zdołał wykreować sobie jedną w miarę dobrą okazję strzelecką.
I mistrz słono za to zapłacił.
Milan najpierw oddał strzał ostrzegawczy – Bakayoko dostał piłkę na wprost bramki, w okolicach punktu rzutu karnego, miał sporo swobody, ale trafił w leżącego już na ziemi Savicia. Trudniej było w tej sytuacji ustrzelić Savicia lub Oblaka niż trafić w odsłonięty punkt bramki. Ale Bakayoko dał radę.
Atletico – Milan 0:1. Messias bohaterem
A później mieliśmy gola, który być może będzie punktem zwrotnym dla Milanu w fazie grupowej. Bo ta faza nie układała im się kompletnie. W pierwszym meczu z Atletico mogli mieć pretensje do arbitra za czerwoną kartkę i rzut karny. Z Liverpoolem prowadzili już 2:1, by przegrać 2:3. A z Porto zagrali po prostu dwa kiepskie spotkania. Na kilka minut przed końcem tego dzisiejszego meczu mieli na koncie trzy punkty.
Ale wtedy przyszła kapitalna akcja gości. Rozegranie piłki w środku pola, przerzut na lewą flankę, penetrujące podanie w pole karne, mięciutka wrzutka Kessiego i zostawiony kompletnie sam Messias głową przesądza sprawę zwycięstwa.
Zapytacie – kim do cholery jest Messias? Cóż, gość jest wypożyczony do Milanu z Crotone. Jeszcze kilka lat temu grywał sobie na półprofesjonalnym poziomie. Zwiedział Gozzano, Chieri, Casale (nie wiemy co to za kluby, nie pytajcie). I nie, to żaden młody talenciak. To 30-letni pomocnik, który w tym sezonie uzbierał 49 minut w Serie A.
Dzisiaj facet zaliczył wieczór, o którym będzie opowiadał na stare lata przy lampce smacznego wina.
Atletico ruszyło wówczas do ofensywy, ale stać ich było tylko na zmarnowaną setkę Cunhy, który spudłował z dwóch metrów. I to tyle.
Strasznie skomplikowało sobie sprawę Atleti.
Sytuacja przed ostatnią kolejką wygląda tak:
- Liverpool ma już pewny awans z pierwszego miejsca
- Drugie jest Porto z pięcioma punktami
- Trzeci jest Milan, który ma tyle samo punktów, co Atletico
I w ostatniej kolejce Porto podejmuje mistrzów Hiszpanii, a Liverpool jedzie do Mediolanu. Czy wyobrażamy sobie, że Klopp wypuści na Włochów rezerwowy skład? A i owszem. Czy Porto stoi na straconej pozycji, skoro Portugalczycy u siebie ograli już Milan? Niekoniecznie.
Atletico musi wygrać z Porto i liczyć na to, że Liverpool poważnie potraktuje mecz z Milanem i przynajmniej zremisuje (lub ułoży się korzystny uklad bramkowy). A Milan? Musi ograć Liverpool i liczyć na to, że w starciu Porto z Atletico padnie remis. Wówczas to mediolańczycy zagrają w fazie pucharowej.
Fun fact: jeśli Milan wygra z Liverpoolem 1:0, a Atletico z Porto wygra 2:0, to Atletico awansuje dzięki… lepszemu współczynnikowi za lata 2016-2021.
— Marcin Długosz (@DlugoszMarcin) November 24, 2021
A jest przecież jeszcze scenariusz, w którym mistrzowie Hiszpanii w ogóle nie zagrają w jakichkolwiek pucharach na wiosnę.
Atletico Madryt – AC Milan 0:1 (0:0)
Messias Junior (87.)
fot. NewsPix