Reklama

Czy Chiny zawiodą na własnych igrzyskach?

Szymon Szczepanik

Autor:Szymon Szczepanik

23 listopada 2021, 15:58 • 11 min czytania 6 komentarzy

Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie zbliżają się wielkimi krokami. Nie mamy wątpliwości, że podobnie jak w 2008 roku, kiedy to stolica Chin była gospodarzem letniej odmiany tej imprezy, ta zimowa również zostanie pokazana z wielką pompą i ogromnym przepychem. Chińczycy po prostu tak działają. Nie szczędzą gorsza na sportowy makijaż ze złota, mający przykryć ich niedoskonałości i pokazać wspaniałość oraz bogactwo Państwa Środka. A mają co tuszować – chociażby ostatnie zaginięcie tenisistki Shuai Peng. Nic lepiej nie odciąga uwagi od kontrowersyjnego, chińskiego stylu władzy, niż potencjalny sukces na arenie międzynarodowej. Lecz o ile sama organizacja igrzysk zapewne takowym będzie, to już wynik medalowy reprezentantów gospodarzy może okazać się sporym rozczarowaniem.

Czy Chiny zawiodą na własnych igrzyskach?

To samo miasto, inne możliwości

A przecież wizja nakreślona przez przewodniczącego Xi Jinpinga jest dla chińskich sportowców bardzo klarowna. Ich przywódca liczy na to, że to Chiny zakończą nadchodzące igrzyska na pierwszym miejscu w tabeli medalowej. Dokładnie tak, jak miało to miejsce czternaście lat temu podczas letnich igrzysk. Jednak czy istnieją ku temu realne przesłanki?

Okazuje się, że nie do końca. Znany z opracowywania obliczeń medalowych szans portal Gracenote opublikował swoje przewidywania, wedle których gospodarze będą musieli przełknąć gorzką pigułkę. Spółka należąca do Nielsen Holdings przyznała chińczykom zaledwie 6 medali – 4 złote, 1 srebrny i 1 brązowy – klasyfikując ich dopiero na 14. miejscu w tabeli. I choć nie powinno być aż tak źle, a dotychczasowe przewidywania będą cały czas aktualizowane w oparciu o wyniki zawodów rozgrywających się od listopada do lutego, to nie zmienią się one na tyle, byśmy nagle zobaczyli Chiny na pierwszym miejscu w tabeli. Tym bardziej, że Chińczykom na zimowej odmianie igrzysk dotychczas nie wiodło się rewelacyjnie. Oczywiście, jak na potencjał tego kraju.

Reklama

Podczas letnich igrzysk olimpijskich w 2008 roku Chiny dumnie zwyciężyły w klasyfikacji medalowej, pokazując Stanom Zjednoczonym plecy. I tak, należy zdawać sobie sprawę z tego, że wielu ich reprezentantów było nafaszerowanych sterydami, a część z nich to były istne komety. Pojawiali się na rok przed igrzyskami, osiągali fantastyczne rezultaty, po czym zaraz po starcie w Pekinie kończyli sportowe kariery.  Na szczęście, od tego czasu minęło czternaście lat. Obecnie system antydopingowy, nad którym WADA pieczołowicie sprawuje kontrolę, jest znacznie bardziej dopracowany. Ale przy tym Chiny na letnich igrzyskach już przed 2008 rokiem były bardzo mocnym krajem, od 1992 roku przywożąc z każdej imprezy minimum 50 medali.

Sama specyfika zimowych konkurencji również różni się od letnich odpowiedników. Sportów jest mniej, a w wielu z nich parametry czysto fizyczne nie pomogą bez odpowiedniej techniki. Natomiast konkurencji, które w swoim przygotowaniu są dość jednowymiarowe – lub kładą w przygotowaniu nacisk głównie na element fizyczny – na letniej odmianie igrzysk jest sporo. Weźmy na przykład podnoszenie ciężarów, które zostało zdominowane przez Chiny podczas ostatnich igrzysk w Tokio. Oczywiście, i tam elementy techniczne również mają znaczenie. Jednak przede wszystkim liczy się siła. Coś, co da się wyrobić poprzez typowo chiński etos pracy – ciężką harówkę od rana do nocy. Nijak nie można tego porównać na przykład do skoków narciarskich, w których aspekt czysto fizyczny jest tylko jednym z wielu elementów składowych sukcesu.

Stąd nie ma najmniejszych szans na to, by Chiny nagle wygrały klasyfikację medalową. W wielu sportach zimowych nie posiadają żadnej tradycji, a jeżeli w nie inwestują, to robią to bardzo chaotycznie, oczekując natychmiastowych efektów. Rekordowo reprezentanci Państwa Środka zdobywali w zimie 11 medali – miało to miejsce w Turynie oraz Vancouver. Tymczasem do uplasowania się w czubie tabeli potrzeba będzie około trzydziestu krążków. W przypadku Chin to jest niewykonalne.

Jednak czy Chińczycy skończą z zaledwie sześcioma medalami? W których konkurencjach mogą liczyć na jakiekolwiek zdobycze, a gdzie będą tylko statystami? Postaramy się odpowiedzieć na te pytania.

Honorowy zjazd do mety

Gospodarze poszli na całość i mają zamiar wystawić reprezentację złożoną z aż 480 sportowców. Dla porównania dodajmy, że podczas zimowych igrzysk olimpijskich Państwo Środka nigdy nie posłało do boju więcej, niż 100 reprezentantów, a cztery lata temu ich liczba wynosiła 81. Chińscy zawodnicy (lub zawodniczki) prawdopodobnie wystąpią we wszystkich 109. przewidzianych konkurencjach. Choć mógł nastąpić jeden wyjątek, do czego dojdziemy.

Ale zacznijmy od tego, że za ilością nie idzie jakość. Sama liczba może robić wrażenie, jednak w wielu konkurencjach gospodarze prawdopodobnie będą tłem dla innych zawodników. Dość powiedzieć, że Chiny nigdy w historii nie wywalczyły medalu w bobslejach, saneczkarstwie oraz skeletonie. W tych konkurencjach rządzą Niemcy i Austriacy, bardzo mocni są również Amerykanie, Rosjanie czy Kanadyjczycy.

Reklama

Jedyną niewiadomą stanowił tor olimpijski Yanqing, który z powodu pandemii przez długi czas był dostępny wyłącznie dla chińskich sportowców. Znajomość trasy stanowi ważny aspekt w tego rodzaju konkurencjach. Można było wręcz wysnuć teorię, że ten element zniweluje przewagę umiejętności reszty stawki nad gospodarzami. Czy tak będzie? Miniony weekend zweryfikował te słowa. Na torze Yanquing odbyły się inauguracyjne zawody Pucharu Świata w saneczkarstwie, podczas których reprezentanci gospodarzy nie mieli nic do powiedzenia.

Chińczycy nie będą też błyszczeć w narciarstwie alpejskim, w którym również nie posiadają właściwie żadnych tradycji. Równo miesiąc temu w zawodach Pucharu Świata wśród kobiet wystartowała niejaka Yueming Ni. Zajęła ostatnie miejsce, przegrywając miedzy innymi z kobiecą wersją Noriakiego Kasaiego w tym sporcie – czterdziestodwuletnią Sarą Schleper. Schleper brała udział jeszcze w igrzyskach w Nagano, a od 2015 roku reprezentuje barwy Meksyku.

Wprawdzie w biegach narciarskich Puchar Świata jeszcze nie wystartował – inauguracja będzie miała miejsce za kilka dni w Ruce. Ale w tym przypadku również możemy powiedzieć, że Państwo Środka nie powali konkurencji na kolana. Najlepsza z ich biegaczek obecnie zajmuje 96. miejsce w rankingu punktowym FIS. Przy czym kolegom z reprezentacji wcale nie wiedzie się lepiej. Jeszcze gorzej jest z biathlonistami. Nie punktują w Pucharze Świata, natomiast w mistrzostwach globu w ogóle nie biorą udziału. Przy czym sam start na tej imprezie nie jest wielkim wyczynem, zarezerwowanym dla elity. Na tegorocznych mogliśmy zobaczyć reprezentantkę Australii.

Kombinacja norweska czy skoki narciarskie też nie należą do chińskiej domeny. Ale zatrzymajmy się przy tych ostatnich, bo być może ich przykład definiuje problem Chin. Pieczę nad przygotowaniem skoczków do występów w Pekinie sprawował Mika Kojonkoski. Fin, powszechnie uważany za jednego z najlepszych szkoleniowców w branży, spokojnie pracował ze swoimi podopiecznymi, a jego robota przynosiła pierwsze efekty. Takie, jak punkty Songa Qiwu w Letnim Grand Prix, czy regularnie występujące zawodniczki kadry żeńskiej, które potrafiły nawet wygrywać w zawodach FIS Cup.

Historyczna chwila dla chińskich skoków narciarskich. Songa Qiwu skacze po pierwsze w historii swojego kraju punkty, w zawodach z cyklu Letniego Grand Prix.

Jednak chińscy mocodawcy Kojonkoskiego chcieli wyniki na już. Ich zdaniem Fin – szkoląc od 2018 roku totalnych żółtodziobów – czynił z nimi za mały progres! Powód takiego stanu rzeczy był dla nich oczywisty. Skoczkowie za mało pracowali. Kiedy działacze zaczęli coraz bardziej wchodzić trenerowi w paradę, ten powiedział jasno, że jeżeli jego metody im nie pasują, zawsze mogą rozwiązać kontrakt. Godzinę później odebrał telefon informujący o zwolnieniu.

Wspomnieliśmy, że Chińczycy chcą wystawić swoich reprezentantów w każdej dyscyplinie. Jednak władze niektórych sportów nie są ślepe i widzą, jak dramatyczny poziom prezentują zawodnicy gospodarzy. Stąd do bezprecedensowej sytuacji mogło dojść w hokeju na lodzie – dyscyplinie obecnej na igrzyskach od 1920 roku. Jedno z miejsc w turnieju od zawsze przypadało gospodarzom. Ale prezydent IIHF Luc Tardif, który objął stanowisko w 2021 roku, poważnie zastanawiał się nad odebraniem Chińczykom prawa do gry. Obawiał się kompromitujących meczów, które kończyłyby się dwucyfrową porażką gospodarzy. A jest się czego obawiać, bo Chińczycy w grupie trafili na USA, Kanadę oraz Niemcy – sensacyjnych, ale jednak wicemistrzów olimpijskich. Ostatecznie Tardif zapewnił, że Chiny zagrają w turnieju. Chyba tylko dlatego, że pierwszy w historii igrzysk brak gospodarza byłby nawet większą kompromitacją, niż solidny oklep na lodzie.

Jest lód, nie ma kijka, będzie krążek?

Ale bynajmniej nie jest tak, że w najludniejszym kraju świata nie znalazł się nikt, kto by nie potrafił zasuwać na łyżwach. Przeciwnie, to Chińczykom wychodzi na tyle dobrze, że spośród 62. medali, które dotychczas wywalczyli na zimowych igrzyskach, większość zdobywali właśnie na lodzie. A konkretnie w short tracku, łyżwiarstwie szybkim oraz łyżwiarstwie figurowym.

W szczególności w pierwszej z wymienionych dyscyplin mają kim straszyć rywali. Jest Fan Kexin, wicemistrzyni olimpijska z Soczi, która w latach 2011-2017 zdominowała bieg na dystansie 500 metrów. Być może najlepsze lata ma już za sobą, jednak jeszcze w 2019 roku w Sofii zdobyła wicemistrzostwo świata, a w obecnym sezonie Pucharu Świata sztafeta z nią w składzie zwyciężyła w Pekinie oraz zajęła trzecie miejsce w Debreczynie. W rywalizacji na 1500 metrów dobrze radzi sobie Yuting Zhang, która w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zajmuje szóste miejsce.

Te dwie zawodniczki wchodzą w skład sztafety mieszanej w biegu na 2000 metrów, którą współtworzą Ren Ziwei oraz Wu Dajing. Wprawdzie to Dajing jest bardziej utytułowany – mowa o mistrzu olimpijskim na 500 metrów z Pjongczang. Lecz w obecnym sezonie Ziwei imponuje formą. W Nagoi zwyciężył w rywalizacji na 1000 metrów, w Debreczynie wygrał na 1500, a do tego startując na pięćsetce dwukrotnie znalazł się na pudle.  Ziwei oraz Wu Dajing cztery lata temu wywalczyli wicemistrzostwo olimpijskie w short tracku w sztafecie męskiej. Do dyspozycji są też bardzo solidni Kai An czy Sun Long.

Tym sposobem z wyliczenia Gracenote, które przyznawało Chinom 6 medali, taki wynik – oczywiście, przy sprzyjających okolicznościach – gospodarze mogą zrobić w samym short tracku.

A przecież jest jeszcze łyżwiarstwo szybkie, w którym Chiny posiadają dwóch mocnych zawodników. Pierwszym z nich jest Ning Zhongyan – dwudziestodwuletni panczenista, który w 2020 roku zdobył wicemistrzostwo świata w sprincie drużynowym, ale nieźle poczyna sobie również w obecnym sezonie. Co prawda na dystansie 1000 metrów nie ma mocnych na holenderską koalicję, której reprezentanci zajmują cztery pierwsze miejsca w klasyfikacji Pucharu Świata. Ale na 1500 Chińczyk już prowadzi w klasyfikacji, zatem trudno nie traktować go jak kandydata do miejsc medalowych w tej konkurencji. Zwłaszcza, że w starcie drużynowym wspomaga go dwa lata starszy Gao Tingyu, który sam jest brązowym medalistą olimpijskim z Korei.

O drugim z Chińczyków krążyły plotki, jakoby już we wrześniu pokonywał dystans 500 metrów w czasie 33.83. Dodajmy, że rekord świata Pawieła Kuliżnikowa wynosi 33.61. Gao miał wykręcić taki wynik na zawodach w Pekinie. Rzecz w tym, że nie zostało to nigdzie udokumentowane. Możemy nie dać wiary sensacyjnym wynikom – bardzo możliwe, że Chińczycy trochę podkoloryzowali rezultat swojego zawodnika. Ale Tingyu pobił inny rekord, należący do Rosjanina. Podczas zawodów Pucharu Świata w Tomaszowie Mazowieckim wykręcił czas 34.26, przez co poprawił rekord obiektu, który wcześniej ustanowił właśnie Kuliżnikow.

Trzecim filarem chińskich sukcesów na lodzie jest łyżwiarstwo figurowe i para Sui Wenjing-Han Cong. To aktualni wicemistrzowie olimpijscy oraz wicemistrzowie świata. Wcześniej dwukrotnie wygrywali rozgrywki światowego czempionatu. Mało tego, para w 2019 roku ustanowiła rekord świata pod względem noty łącznej. Niewtajemniczonym spieszymy wyjaśnić, że łyżwiarstwo figurowe składa się z programu jazdy krótkiej oraz dowolnej. Z połączenia wyników – czyli not – w tych dwóch przejazdach wyłaniany jest zwycięzca.

Skok po medal

Jednak spośród wszystkich reprezentantów Państwa Środka jedną z największych – o ile nie największą – faworytek do medali jest Eileen Gu. Osiemnastolatka, urodzona w San Francisco. Jej ojciec jest Amerykaninem, natomiast matka pochodzi z Chin. Sama Eileen już od trzeciego roku życia jeździła na nartach, gdyż sport ten był wielką pasją jej rodzicielki. Żeby nie było – mama do niczego nie zmuszała swojej córki. Umieściła ją w szkole narciarskiej, gdyż chciała, by w razie wspólnych przejażdżek dziecko mogło za nią nadążyć. W ten sposób stworzyła jeden z największych diamentów współczesnego narciarstwa dowolnego.

Diament, który ku zdziwieniu oraz złości Amerykanów – czemu dawali wyraz na jej profilach społecznościowych – zdecydował się w 2019 roku reprezentować Chiny. Już wtedy przejawiała ogromny potencjał, zajmując w slopestyle’u trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Później było już tylko lepiej. Dziś Gu jest mistrzynią świata w halfpipe i slopestyle, w tych dwóch konkurencjach wygrała również prestiżowe X-Games. Dodatkowo, zarówno na mistrzostwach jak i X-Games zajęła trzecie miejsce w Big Air. Każda z tych konkurencji na igrzyskach jest traktowana osobno, zatem jej triki mogą przynieść Chinom aż trzy medale.

Jednak chińskie narciarstwo dowolne to nie tylko jedna zawodniczka. Inni reprezentanci gospodarzy nadchodzących igrzysk dobrze sobie radzą w tej dziedzinie, choć zaliczalibyśmy ich raczej do szerokiego grona faworytów. Lecz trudno całkowicie skreślić doświadczoną Xu Mengtao – byłą mistrzynię świata w skokach akrobatycznych, która jeszcze dwa lata temu dwukrotnie stanęła na podium tej imprezy. Albo Qi Guangpu, która w tej samej konkurencji również była mistrzynią świata.

Ale to jeszcze nie wszystko, co chińscy sportowcy mają do zaoferowania. Uprawiająca snowboard Cai Xuetong dalej wymiata na rampie, regularnie zdobywając Małe Kryształowe Kule. Często zaraz za nią na podium staje Liu Jiayu, wicemistrzyni olimpijska z Pjongczang. Zaprezentuje się również siedemnastoletni Yiming Su, który już dwa lata temu potrafił zaskoczyć i wygrać zawody.

Zatem czy październikowe przewidywania Gracenote są przesadzone i nazbyt pesymistyczne? Z pewnością tak. Chiny nie mają szans na wygranie klasyfikacji medalowej nadchodzących igrzysk, lecz zaledwie sześć medali w ich wykonaniu to spore niedoszacowanie. Wynika ono z faktu, że przez pandemię wielu chińskich sportowców nie brało udziału w międzynarodowych rozgrywkach. Lub te w ogóle były zawieszone. Dopiero teraz gospodarze będą odkrywać wszystkie karty. Analitycy z Gracenote już jutro opublikują nowy ranking medalowych przewidywań. Biorąc pod uwagę wyniki chociażby panczenistów, przewidywana liczba medali dla Chin wzrośnie.

Naszym zdaniem Chińczycy będą w stanie pobić swój rekord jeżeli chodzi o dorobek na zimowych igrzyskach olimpijskich, czyli przywieźć ponad jedenaście medali. Pytanie, czy taki wynik zadowoli Xi Jinpinga, który zapewne pragnąłby o wiele więcej.

SZYMON SZCZEPANIK

Fot. Newspix

Przeczytaj też:

Pierwszy raz na stadionie żużlowym pojawił się w 1994 roku, wskutek czego do dziś jest uzależniony od słuchania ryku silnika i wdychania spalin. Jako dzieciak wstawał na walki Andrzeja Gołoty, stąd w boksie uwielbia wagę ciężką, choć sam należy do lekkopółśmiesznej. W zimie niezmiennie od czasów małyszomanii śledzi zmagania skoczków, a kiedy patrzy na dzisiejsze mamuty, tęskni za Harrachovem. Od Sydney 2000 oglądał każde igrzyska – letnie i zimowe. Bo najbardziej lubi obserwować rywalizację samą w sobie, niezależnie od dyscypliny. Dlatego, pomimo że Ekstraklasa i Premier League mają stałe miejsce w jego sercu, na Weszło pracuje w dziale Innych Sportów. Na komputerze ma zainstalowaną tylko jedną grę. I jest to Heroes III.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Inne sporty

Polecane

Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Szymon Szczepanik
7
Nawet jak jest dobrze, to coś musi nie wypalić. Żyła zdyskwalifikowany w drugiej serii w Engelbergu

Komentarze

6 komentarzy

Loading...