Czy czuje się rozczarowany zwolnieniem z kadry U-19? Dlaczego jego młodzieżówka przegrała eliminacje do Euro U-19? Jak to możliwe, że poprowadził zaledwie osiem treningów ze swoją drużyną? Czy musiał być niewolnikiem systemu z trójką stoperów i dwoma wahadłowymi? Co zawarł w raporcie podsumowującym swoją pracę w Polskim Związku Piłki Nożnej? Czy jego kariera trenerska podąża we właściwym kierunku? Na te i inne pytania w rozmowie z nami odpowiedział były trener reprezentacji Polski U-19, Mariusz Rumak. Zapraszamy.
Praca z reprezentacją U-19 jest największą porażką w pana trenerskiej karierze?
Porażką?
Raczej nie sukcesem. Skończyło się na pięciu meczach, zaledwie jednej wygranej ze słabiutką Maltą i odpadnięciem na pierwszym etapie eliminacji do Euro U-19.
A co pan wie o wynikach tej reprezentacji, poza tym, że skończyło się brakiem awansu na Euro? Orientuje się pan, ile treningów i zgrupowań odbyliśmy, ile meczów rozegraliśmy przed pierwszym meczem eliminacyjnym, jacy zawodnicy byli powoływani, gdzie teraz są ci zawodnicy czy chociażby w jaki sposób ta reprezentacji grała?
Nie testujmy się – wiem, że treningów i zgrupowań było niewiele, że to dalej nie jest stracona reprezentacja dla polskiej piłki.
I dalej określa pan tę pracę jako porażkę?
Czyli to, że objął pan reprezentację U-19 w bardzo specyficznym, post-pandemicznym okresie, że nie dostał pan więcej czasu na budowanie wewnętrznej drużynowej i selekcyjnej struktury, mamy traktować jako usprawiedliwienie dla słabych wyników?
Tu nie chodzi o szukanie usprawiedliwień, nigdy tego nie robiłem. Trzeba wiedzieć, jakie są cele reprezentacji U-19. Jeśli ktoś patrzy na nią tylko przez pryzmat wyników i awansów do kolejnych rund eliminacyjnych, to nie rozumie pracy w piłce młodzieżowej. Takie podejście gubi nas od wielu lat. Wynik powinno osiągać się tylko w sposób, który rozwinie zawodników. Rezultat to tylko jeden z celów reprezentacji U-19. Piłka młodzieżowa ma przede wszystkim służyć rozwojowi piłkarzy i budowaniu zawodników pod kątem przyszłości w pierwszej reprezentacji. Oznacza to narzucenie określonego sposobu pracy, określonego sposobu grania. Tutaj trzeba przysiąść, to trzeba analizować, zamiast skupiać się tylko na braku awansu do kolejnej rundy eliminacyjnej do Euro czy rozpatrywać moją pracę w kategoriach porażki. Zbyt płaskie pojmowanie bywa niebezpieczne i nie dąży do znalezienia istoty sprawy, szczególnie w przypadku piłki młodzieżowej.
Musi mnie pan dobrze zrozumieć. Gdyby dostał pan w Polskim Związku Piłki Nożnej zadanie budowania kadry U-19 przez lata, to pewnie teraz nie wykonałbym do pana telefonu. A jednak najważniejszym zadaniem pana pracy w tej reprezentacji były trzy jesienne mecze eliminacyjne – z Finlandią, z Maltą i z Ukrainą.
Postawiono mi dwa cele. Miałem budować. To nie było tak, że nagle powstała kadra trenera Rumaka, który ma przetrwać do wiosny, do kolejnej rundy eliminacyjnej. Proszę zobaczyć, ilu wyselekcjonowanych przez nas zawodników zostało teraz powołanych do kadry U-20 czy U-21. To jest ciągłość pracy. Piłka młodzieżowa to nie są folwarki poszczególnych trenerów – to jest system, struktura, przekazywanie piłkarzy wyżej, wyznaczenia ścieżek rozwoju. Ale jasne – wynik też był istotny. Wychodzisz na boisko, żeby wygrać, to oczywiste. Ale możesz dokonać tego w różnym stylu: albo ustawiając się w niskiej obronie i licząc na jeden skuteczny kontratak, albo próbując przejąć inicjatywę, tworząc więcej sytuacji niż przeciwnik i rozwijając piłkarzy. Zdecydowanie bliżej mi do drugiego podejścia. Wolę dawać swoim zawodnikom przestrzeń do poprawiania własnych umiejętności niż skupiać się tylko na korzystnym wyniku, sztucznie hamując ich rozwój.
PZPN narzucił operowanie na wariacji wokół trójki stoperów i dwójki wahadłowych czy dostał pan większa dowolność w dobieraniu systemu?
Kiedy podejmowałem pracę w reprezentacji U-19, ustawienie z trójką stoperów i dwójką wahadłowych było wymogiem, zostało odgórnie przyjęte dla wszystkich reprezentacji. Po wyborach dostaliśmy sygnał, że możemy próbować różnych wariantów, ale znajdowaliśmy się w połowie procesu, więc karkołomne byłoby wycofywanie się i podążanie w innym kierunku, jeśli już edukowało się zawodników wokół określonego sposobu grania.
Selekcja graczy do kadry U-19 była problematyczna czy wprost przeciwnie?
Rocznik 2003, grający wcześniej w kadrze U-17, funkcjonował bardzo dobrze, ale był to też moment, kiedy ci chłopcy występowali w Centralnej Lidze Juniorów i regularnie znajdowali się w rywalizacji meczowej. Później, przez półtora roku, ten zespół nie istniał, nie rozegrał żadnego meczu, nie spotkał się ani razu. W tym czasie chłopcy przeszli z zespołów juniorskich do zespołów seniorskich, ale jeszcze nie byli zawodnikami wyjściowego składu, często po prostu mieścili się w szerokich kadrach zespołów. Zaczęły się problemy. W pierwszoligowych i ekstraklasowych zespołach występowali epizodycznie – wchodzili na trzy minuty, na pięć minut, na dziesięć minut. Mało meczów, mało minut. Niby schodzili do rezerw, ale większość zespołów, poza Śląskiem i Lechem, drugie drużyny ma najwyżej w trzeciej lidze, a czwarty poziom rozgrywkowy jest nieadekwatny do poziomu reprezentacji U-19.
Przeprowadziliśmy więc bardzo szeroki proces selekcji i weryfikacji tych młodych piłkarzy. Obejrzeliśmy siedemdziesiąt pięć meczów w cztery i pół miesiąca. Pod ciągłą obserwacją mieliśmy pięćdziesięciu piłkarzy. Chcieliśmy stworzyć grupę najlepszych, ale też nikogo nie pominąć, nikogo nie przegapić. Ale wie pan, selekcja to jedno, a uczenie grania w piłkę to zawsze będzie trening, to zawsze będzie zgrupowanie, to zawsze będzie mecz. I tu był największy problem. Objąłem reprezentację w kwietniu. Miałem tylko wrześniowe okienko, bo niby było jeszcze czerwcowe, ale to był sezon urlopowy – ekstraklasowe ekipy wysłały swoich piłkarzy na wakacje, a pierwszoligowe nie mogły przełożyć kolejek. W związku z tym: odbyło się trzydniowe zgrupowanie, na które raz, że nie przyjechali wszyscy, dwa, że część zawodników miała treningi indywidualne. Chodziło właściwie tylko o to, żeby się poznać. Zostało wrześniowe zgrupowanie i październikowe mecze eliminacyjne.
Mało czasu.
Od kwietnia do września zmieniło się bardzo dużo, jeśli chodzi o to, gdzie ci młodzi piłkarze byli i gdzie ci młodzi piłkarze grali.
Bo to piłkarze w wieku ciągłego rozwoju, dalecy jeszcze od jakiejkolwiek stabilności.
Tak, tak, jedno wielkie szukanie swojego miejsca w środowisku. Taki Ariel Mosór, kapitan reprezentacji, zamienił Legię na Piasta. Po okresie przygotowawczym nie grał, pierwsze szanse zaczął dostawać trochę później, a przecież wiosną, zanim doznał kontuzji, regularnie występował w rezerwach Legii. Olek Buksa zamienił Ekstraklasę na Serie A i przed eliminacjami nie zagrał ani minuty w Genui. Zupełnie inna perspektywa. Selekcja musiała być szeroka, stąd też taka liczba debiutantów na arenie międzynarodowej. To też miało wpływ na wynik w pierwszej rundzie eliminacji.
Po przegranych eliminacjach wspominał pan, że Ukraińcy i Finowie mieli dużo więcej czasu na zbudowanie zgranych reprezentacji U-19. Z czego to wynikało?
W naszej federacji nie ma zespołu U-18. Teraz ma zostać powołana taka reprezentacja, to jest jeden z wniosków po tych eliminacjach do Euro. Ale do tej pory sprawa wyglądała tak: jest U-17, dziura bez U-18 i U-19. I może to nie jest rok stracony, ale to jest rok bez rywalizacji, bez przygotowań, bez monitorowania, bez wyznaczania ścieżek rozwoju. Aktualnie ten problem dotyczy rocznika 2004. Ten zespół od dwóch lat nie gra w narodowych barwach, trzeba to sobie jasno powiedzieć. Wracając, widzieliśmy się rzadko, bardzo rzadko. Mój zespół rozegrał pięć spotkań, a wie pan, ile poprowadziłem z nim treningów?
Nie wiem.
Osiem treningów zespołowych, sześć treningów regeneracyjnych.
Absurdalnie niewiele.
Wracamy do pytania, które postawił pan na wstępie: czy to była największa moja porażka? Proszę mi wierzyć, nie da się przygotować i stworzyć silnego zespołu, zajmując się tylko analizą, selekcją i obserwowaniem. To na boisku przekazujesz sposób gry, wprowadzasz automatyzmy w funkcjonowaniu. A przypomnę, że zmieniliśmy system gry i oparliśmy go o trzech obrońców.
Inna sprawa, że polska grupa eliminacyjna nie należała do mocarnych.
Byliśmy losowani z drugiego koszyka. Z Finlandią zawaliliśmy pierwszą połowę. W drugiej się poprawiliśmy. Myślę, że gdybyśmy mieli trochę bardziej doświadczony zespół, bardziej ograny międzynarodowo, wynik byłby inny. Potem wygraliśmy z Maltą. Zremisowaliśmy z Ukrainą, ale to też był najsilniejszy zespół w grupie. I patrząc na to, w jaki sposób graliśmy, w jaki sposób się organizowaliśmy i na to, że straciliśmy gola dopiero w samej końcówce, naprawdę można uważać, że ten zespół się rozwijał. Powiem więcej: byliśmy w stanie zmienić system z 1-3-4-3 na 1-3-5-2, a to było ryzyko, bo w ogóle nie pracowaliśmy nad tym drugim ustawieniem.
Jakby spojrzeć głębiej na mecze tej reprezentacji, abstrahując od wyników, to w każdym spotkaniu stwarzaliśmy więcej sytuacji niż nasz rywal. Za każdym razem nasz współczynnik expected goals był wyższy niż współczynnik expected goals przeciwników. Rozwijaliśmy piłkarzy. Można było zagrać inaczej. Postawić piątkę z tyłu. Zamurować się. Wyszarpać rezultat. Tu nie chodzi o to, że pół roku to mało. Nie, to wystarczający czas, żeby to wszystko poskładać, ale mieliśmy mało czasu na pracę z zawodnikami. Nasi reprezentanci w klubach i w kadrze U-17 zazwyczaj operowali w systemie z czwórką z tyłu. Musieli się wszystkiego uczyć od początku, ale proszę mi wierzyć: stawialiśmy się coraz pewniejsi, coraz mądrzejsi, coraz bardziej kontrolujący grę. Najzwyczajniej w świecie zabrakło nam czasu, by automatyzmy zadziałały.
Był pan rozczarowany zwolnieniem?
Byłem bardzo rozczarowany. To chyba rekord zwolnić trenera po pięciu meczach i ośmiu pełnych treningach. Do tego nikt nie podjął ze mną rozmowy. Chwilę rozmawiałem z nowym dyrektorem sportowym, ale to były codzienne rozmowy. Zabrakło merytorycznego spotkania z osobami, które podejmują strategiczne decyzje, chociażby o obsadach selekcjonerskich. Mogłem przekazać dużo ciekawych wniosków. Dopiero później można byłoby podjąć decyzję o tym, kto dalej będzie zarządzał tym projektem w PZPN-ie. Wraz ze sztabem przygotowałem bardzo obszerny raport podsumowujący kilka miesięcy mojej pracy. Szczegółowo opisałem wszystkie treningi, zgrupowania i mecze. Zawarłem mnóstwo statystyk, detali, trendów, które zaobserwowaliśmy w ciągu tych paru meczów. Szukałem wniosków: co można zmienić, co trzeba zmienić, co można poprawić, co trzeba poprawić, żeby w końcu reprezentacja U-19 zaczęła funkcjonować. To ważna kadra, taki próg między piłką juniorską a piłką seniorską. I nie ma przypadku w tym, że od wielu lat nie awansowaliśmy na turniej finałowy w tej kategorii.
Selekcjoner takiej reprezentacji musi być bardzo doświadczony. Musi umieć umiejętnie prowadzić tych chłopaków i budować relacje z klubami. Trzeba dużo oglądać, dużo obserwować. Tacy Duńczycy, w czasie meczu z nami, trzy razy zmieniali system. A my wyszliśmy na nich po trzech wspólnych treningach, na samym początku procesu uczenia się jednego ustawienia. Jeśli jednak ułożymy to wszystko w ciąg metodyczny – od najmłodszych roczników do najstarszych – to polscy piłkarze też będą mogli to robić. Będą odważni, będą sprawni, bo wiem, że tylko tacy zawodnicy trafią do pierwszej reprezentacji. Nie tacy, którzy tylko się bronią i tylko reagują na ruchy przeciwników, ale tacy, którzy przejmują kontrolę.
Praca selekcjonera jest trudniejszą pracą niż praca trenera klubowego?
Inna specyfika. Trzeba być elastycznym, dopasowywać zadania indywidualne pod profile i zachowania zawodników. Chciałem, żeby role moich piłkarzy w reprezentacji były jak najbliższe ich rolom w klubach. To logiczne, bo łatwiej o automatyzmy. Ale to było niemożliwe, bo oni po prostu na co dzień nie grali. Rozmawiałem z ich trenerami. Pytałem, jak oni ich widzą, co oni od nich wymagają, ale to też zakładanie czegoś, czego się nie widzi – potem trzeba to przełożyć na boisko w krótkim okresie treningowym. Mówię: nikt jeszcze nie nauczył zawodników grania w piłkę przez samą obserwację czy rozmowę. Trzeba wyjść na trening i zagrać mecz by nabrać doświadczenia.
Podjąłby się pan jeszcze raz takiej pracy?
Praca w reprezentacji to największe wyróżnienie dla trenera, więc tak, jak najbardziej, tylko chciałbym, żeby to było merytoryczne, systemowe.
Niedługo minie dziesięć lat pana kariery trenerskiej. Ma pan przekonanie, że podąża pan we właściwym kierunku?
Trenerem jestem ponad dwadzieścia lat. Ostatnią dekadę pracowałem z profesjonalnymi zespołami. Przez ten czas zdobyłem cztery medale mistrzostw Polski. Mam wielu piłkarzy, wychowanków, których wprowadzałem do piłki seniorskiej, a dzisiaj występują w pierwszej reprezentacji czy w czołowych ligach europejskich. Czy to jest wymierne, czy tak można rozpatrywać sukces trenera? Pozostawiam to ocenie innych.
Patrzę na pana CV w roli pierwszego trenera. Lepiej wyglądałoby, gdyby odwrócić chronologię.
Tak, tak, zgadzam się. Potencjał moich ostatnich pracodawców był znacznie mniejszy niż chociażby potencjał Lecha. Przez ostatnie dziesięć lat zdobyłem mnóstwo doświadczenia. W każdym klubie, na każdym polu. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszystkie moje wybory były trafione. Mam 44 lata, ale też dwudziestoletnie doświadczenie w tym fachu, ponad dwieście meczów w roli pierwszego trenera – nie tylko w Polsce, ale też w Europie. Uczę się każdego dnia. Można sobie postawić pytanie: czy to nie dopiero początek mojej drogi w tym zawodzie?
Potrzebuje pan kilku miesięcy odpoczynku czy chciałby pan szybko wrócić na ławkę trenerską?
Nie muszę odpoczywać. Jestem pełen zapału. Po przegranych eliminacjach dalej jeździłem, dalej obserwowałem, dalej oglądałem mecze. Decyzja o zwolnieniu mnie zaskoczyła. Przerwała mój rytm pracy, bo nie lubię bezczynności. Nie ukrywam, że byłem rozczarowany czasem przekazaniem mi informacji o końcu współpracy, bo miało to miejsce pod koniec okienka listopadowego i każdy zdaje sobie sprawę z tego, że raczej zbyt wielu zmian na ławkach trenerskich na razie nie będzie. Jeżeli ktoś podjął decyzję o zwolnieniu mnie, kierując się tylko niesatysfakcjonującym wynikiem sportowym, to szkoda, że nie zrobił tego od razu po eliminacjach, bo wtedy na pewno miałbym więcej możliwości…
ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK
Fot. Newspix
Czytaj więcej: