Reklama

Nie jestem chciwy. Oddałem Wiśle pieniądze

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

17 lipca 2021, 08:27 • 27 min czytania 158 komentarzy

Aleksander Buksa rozstał się z Wisłą w burzliwych okolicznościach. Gdy obie strony wymierzały sobie kolejne ciosy, on sam, aż do teraz, nie zabierał głosu. Po transferze do Genoi, już na chłodno, napastnik z rocznika 2003 rozlicza się z Wisłą Kraków. – Zwróciłem Wiśle kwotę za podpis oraz wynegocjowaną pensję. Nie chcę mieć etykiety gościa, który rzuca się na pieniądze – opowiada. Dlaczego nie widział dla siebie w Krakowie sportowych perspektyw? Czy Jakub Błaszczykowski podawał mu rękę? Jak Wisła przypierała go do ściany? Czy jest pod butem ojca? Czy władzom Wisły było na rękę wystawianie młodzieżowca na lincz? Zapraszamy na pełną konkretów rozmowę z Aleksandrem Buksą.

Nie jestem chciwy. Oddałem Wiśle pieniądze

– Chcę wyjaśnić kilka rzeczy. Gradobicie, które było kilka miesięcy temu, już mnie nie męczy, nie rusza. Natomiast gdy bitewny kurz już opadł, chcę na spokojnie przedstawić wszystko ze swojej perspektywy i zakończyć temat.

Zacznijmy od tego, czy nie przedobrzyłeś? Rok temu miałeś – patrząc na polską, ale i światową piłkę – znacznie większą pozycję. Debiutowałeś jako bardzo młody chłopak, strzeliłeś cztery bramki w Ekstraklasie, mówiło się o tobie jako o wielkim talencie. Oczywiście nadal nim jesteś, ale mam wrażenie, że ta cała burza nie pomogła ci pod kątem regularnego grania. W kontekście twojego transferu padały takie nazwy jak Barcelona czy Borussia. A tu mamy Genoę. Wciąż zespół z topowej ligi, ale, no właśnie – tylko Genoę.

Pojawiały się większe firmy, ale na koniec ciężko kibicowi czy osobie, która obserwuje z boku, wybrać dla kogoś dobry klub. Mogłem iść do teoretycznie większego klubu. I ktoś zaraz zarzuciłby, że “po co tam idziesz, skoro przepadniesz, takich jak ty mają tam mnóstwo”. Idziesz do klubu, w którym masz teoretycznie większe szanse na rozwój, na grę – i to też komuś nie pasuje, bo pojawiały się inne, większe, bardziej uznane marki. Nie patrzyłbym więc na to w ten sposób. Każda decyzja odnośnie wyboru nowego klubu ma swoje plusy i minusy. Uznałem, że Genoa będzie bardzo dobrym miejscem na kolejny krok w mojej dotychczasowej przygodzie z piłką.

Czy przedobrzyłem? W lecie rok temu moja pozycja była znacznie lepsza. Pojawiały się dobre oferty. Wisła otrzymywała konkretne sumy, które mogłyby zwieńczyć mój ewentualny transfer. Natomiast ja zostałem w Wiśle dlatego, że widziałem w niej szanse rozwoju. W trakcie sezonu sytuacja zaczęła się zmieniać na gorsze. Zwłaszcza w porównaniu do rundy wiosennej, gdy strzeliłem parę bramek i wyglądało to co najmniej obiecująco. Nie ukrywam – byłem bez formy. Ale nie byłem w tym odosobniony. Wydaje mi się, że 99% zespołu było wtedy pod formą. Najlepszym przykładem jest mecz z KSZO Ostrowiec, duża wpadka. Początek sezonu w lidze też nie wyglądał najlepiej. Wtedy zaczęło się psuć.

Opowiedzmy o zeszłym sezonie z twojej perspektywy.

W rozmowie z jednym z asystentów sztabu szkoleniowego chciałem się dowiedzieć, jaki jest na mnie plan, jaka jest wizja. Dowiedziałem się, że planu nie da się określić, bo cały sztab ma niepewną pozycję. Zaczęliśmy przegrywać mecze, atmosfera robiła się gorąca. Nie wiedziałem, jak to będzie wyglądało. Oczywiście nie chciałem wymuszać żadnej presji na to, żebym grał w pierwszym składzie czy coś takiego, bo – jak większość osób w tym zespole – być może nie byłem wtedy w najwyższej formie. Niemniej pierwszy mecz z Jagiellonią zagrałem do 68. minuty. Później wchodziłem z ławki na końcówki.

Reklama

Największym minusem tego wszystkiego było to, że nie widziałem dla siebie planu B. Wisła nie ma zespołu rezerw, w przeciwieństwie do większości zespołów w Ekstraklasie, gdzie młodzi, którzy nie grają, mogą się ogrywać. Niektórzy grają w drugiej lidze, niektórzy w trzeciej. Ale grają. To piłka seniorska. Żeby utrzymać ten rytm meczowy, warto takie jednostki meczowe zaliczać. W Wiśle nie ma takiej możliwości.

Wielokrotnie postulowałem do trenerów, żebym w takich przypadkach – gdy się dobrze układa terminarz – schodził chociaż do juniorów. Pamiętam sytuację z jesieni. Juniorzy grali w środę w Lubinie, Ekstraklasa była w niedzielę. Teoretycznie mógłbym pojechać na taki mecz. Ale zawsze dostawałem informację “nie, potrzebujemy cię w Ekstraklasie”. Potem jechałem na Ekstraklasę i grałem dwie minuty, pięć minut, nieważne. Często wchodziłem na skrzydło. Przy naszym defensywnym stylu gry, zwłaszcza w końcówkach meczów, w praktyce nie wychodziłem z własnej połowy i grałem na prawej obronie. Takie wyjazdy – nie powiem – dosyć irytowały. Zwłaszcza, że miałem perspektywę gry w juniorach, która była blokowana.

To był największy minus tego sezonu. Nie miałem regularności… gdziekolwiek. Największą regularność złapałem pod koniec, kiedy zagrałem w czterech meczach Centralnej Ligi Juniorów. Chciałem w jakiś sposób wynagrodzić sobie ten sezon grą. Uważam, że to był dobry czas. To nie jest Ekstraklasa, natomiast ważne jest, by grać. Udało mi się tam strzelić 5 bramek w 4 meczach i pare razy asystować. Regularną grę dostałem więc jedynie w ostatnich tygodniach, już po sezonie Ekstraklasy.

To ile ty w ogóle minut rozegrałeś w zeszłym sezonie, jeśli zliczymy wszystkie rozgrywki?

W Ekstraklasie było ich 150. W Pucharze z KSZO 90. To już mamy 240. I cztery mecze w Centralnej Lidze Juniorów, gdy już wszyscy pojechali na wakacje. Wcześniej, w trakcie sezonu, zdarzyło mi się raz czy dwa zejść też do CLJ. Ale nie grałem tam całych meczów. Pojechałem na pewno pod koniec sezonu do Kielc, zagrałem 45 minut, pojechałem też do Zabrza.

Reklama
Byłeś w klinczu – jesteś młodym, zdrowym piłkarzem i nie masz gdzie grać. Trochę to absurdalne.

Tak, to jest absurdalne i to na koniec zdecydowało, że nie chciałem przedłużać tej umowy. Zaraz ktoś mi zarzuci – Buksa, rzuciłeś się na pieniądze. Mogę powiedzieć w tym momencie publicznie, że zwróciłem Wiśle Kraków większość pieniędzy za ten sezon, włącznie z całym bonusem za podpis. Sam to zaproponowałem. Chciałem oddać całość zarobionych pieniędzy i Wisła się zgodziła, z tym że zaproponowała kwotę – to juniorska kwota, niewielkie pieniądze w porównaniu do tego, co miałem zarabiać przez cały sezon – i tylko to mi przysługiwało. Natomiast zdecydowaną większość zwróciłem – kontrakt i całą kwotę za podpis. Dlatego chcę, by to jasno wybrzmiało – nie zostałem w Wiśle Kraków dla pieniędzy. Zostałem po to, żeby się rozwijać. Natomiast cała sytuacja wyniknęła przez to, o czym przed chwilą mówiłem. Nie rozwinąłem się. Nie było miejsca, gdzie mógłbym grać. Dlatego podjąłem decyzję, że odchodzę. Jakby ktoś miał jeszcze jakieś pretensje czy wątpliwości – rzeczywiście, lepsza sytuacja do odejścia była rok temu w lecie, kiedy i Wisła by zarobiła, i ja bym miał lepsze warunki.

OK, padła ważna kwestia – zwróciłeś Wiśle pieniądze. Dlaczego to zrobiłeś?

Aneks, który przygotowali moi prawnicy i który został podpisany przez Wisłę, zawierał kwotę za podpis. Zwróciłem ją oraz wynegocjowaną pensję. Dlaczego? Dlatego, że zostało mi zarzucone – widziałem na ten temat niejeden artykuł, nawet ktoś z Wisły publicznie o tym mówił – że to był zwykły skok na kasę. Nie chcę mieć etykiety gościa, który rzuca się na pieniądze. Nie o to tu w tym wszystkim chodziło. Zostałem w Wiśle, żeby zaliczyć fajny sezon, rozwijać się. Natomiast nie uważam, że się rozwinąłem. Przeciwnie – zwinąłem się. I te pieniądze na koniec zdecydowałem się oddać.

Teraz nikt nie może ci czynić z tego zarzutu. Jesteś w stanie powiedzieć, jakiego rzędu to były pieniądze?

Kwota mojego miesięcznego wynagrodzenia pojawiała się w mediach. Nie wiem skąd, takie informacje nie powinny wypływać. Można sobie ją odszukać. Kwota za podpis? Była pokaźna, większa niż ta miesięczna. Co do całości – jeśli ktoś chce, może łatwo to oszacować. Nie chciałem po prostu, żeby sprawa pieniędzy przesłoniła to, co najistotniejsze. Ludzie myślą, że chodziło tylko o pieniądze. Odnoszę wrażenie, że niektórzy myśleli, że ja od początku wiedziałem, że nie podpiszę tego kontraktu w styczniu, mimo iż byłem wcześniej dogadany z klubem. I zostaję tylko po to, by zbierać sobie pensje, wziąć za podpis i odejść w lecie z gotówką w kieszeni. Tak nie było.

Też się spotkałem z takimi opiniami. Inna z teorii – zobaczyłeś, że kluby proponują ci bardzo duże kwoty za podpis, więc wolałeś przygarnąć ją dla siebie, a nie dla Wisły, i w taki sposób wygrać to rozstanie. Dlatego zdecydowałeś się zerwać słowną umowę.

Pojawiały się takie zarzuty. Pod względem finansowym najlepsze oferty miałem w zeszłym roku w lecie, a miałbym jeszcze lepsze, podobnie jak Wisła Kraków, gdybym po prostu grał i się rozwijał. Taki scenariusz byłby optymalny zarówno dla mnie jak i dla klubu. Nie stało się tak. Wisła miała pełne prawo zarządzać moją osobą w dowolny sposób, ale na koniec ja musiałem mieć przekonanie, że to się odbywa z korzyścią sportową dla mnie. Niestety tak nie było i dlatego nie przedłużyłem kontraktu i przeniosłem się do Genui.

OK. Natomiast jak rozumiem, nie wybrałeś tego klubu dla pieniędzy, a dla perspektywy rozwoju. Jaki plan przedstawiła na ciebie Genoa?

Kwestie finansowe nie były na pewno najważniejsze. Dlaczego wybrałem Genoę? Patrzyłem, jaka jest droga Polaków w Serie A. Byłem w bazie treningowej, widziałem infrastrukturę, spodobało mi się to miejsce. Perspektywa trenowania i grania z najlepszymi zawodnikami na świecie okazała się kluczowa.

Natomiast trzeba wziąć pod uwagę to, że w zeszłym sezonie praktycznie nie grałem. Dlatego jadę tam z czystą kartą, bez żadnego handicapu. Zdaję sobie sprawę, że o żadnych minutach w kontrakcie nie ma mowy i nigdy nie było (śmiech). Ale pewnie o tym będziemy jeszcze rozmawiać. Potrzebuję przede wszystkim regularności. Dobrego treningu, dobrej gry. Czy to będzie gra w Primaverze? Bardzo możliwe, że tak. Przygotowuję się na to, że to nie będzie łatwy okres, bo nikt mi nie da pierwszego składu od razu. Być może będzie to wypożyczenie. Też biorę taki wariant pod uwagę. Natomiast kluczowy będzie dla mnie okres przygotowawczy, najbliższe tygodnie, kiedy będę trenował z zespołem i będziemy widzieć, jak się rozwija sytuacja. Jestem przygotowany na różne scenariusze.

Czyli pierwsze tygodnie spędzasz z pierwszym zespołem. A potem decyzja, co dalej.

Tak.

Wspomniałeś o minutach w kontrakcie. Pojawiały się też zarzuty, że chciałeś wynegocjować sobie minuty w kontrakcie, co miałoby sprawić, że dostajesz szanse niezależnie od twojej formy.

Wszystko sprowadza się do mojego jednego zarzutu w stronę Wisły – za mało grałem. Nie było tego, co najważniejsze, co mnie miało rozwijać, czyli gry. Obracano też to w żart, że niby miałbym chcieć zapisać w umowie liczbę kontaktów z piłką, to analogia do wypowiedzi mojego taty. Chodziło mi tylko o regularność w grze. Mamy sytuację, o której mówiłem. Mecz w Ekstraklasie jest w niedzielę, młody zawodnik nie może liczyć na grę, bo jest w danym momencie za słaby i to normalne – nie kwestionuję tego, nie mam żadnych pretensji. Ale dlaczego nie miałem możliwości gry w juniorach? Już nie biorę pod uwagę meczów z Podbeskidziem, gdy wygrywamy 3:0 i gram dziesięć minut. Albo gdy przegrywamy 1:3 i dostaję też dziesięć minut. To nie o to chodzi – to decyzje trenera, z którymi nie polemizuję. Być może się nie nadaję, nie ma najmniejszego problemu.

Natomiast nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego nie miałem możliwości gry w juniorach. Zgadzam się z tym, co mój tata powiedział. Natomiast zostało to obrócone w prześmiewczy sposób, że Buksa musi mieć wpisane w kontrakt 40 kontaktów z piłką. Ja w tamtym czasie chciałem, by to było chociaż pięć tygodniowo. Nie chodzi o to, ile mam kontaktów z piłką, a o ciągłość pracy. Mam na myśli trening i granie co tydzień. Jeśli klub nie jest w stanie mi tego zapewnić w moim wieku – 16, 17, 18 lat, gdy granie jest dla mnie najcenniejsze – to ja w tej sytuacji nie chcę w tym klubie być. Dlatego zdecydowałem się nie przedłużać umowy.

Jak wyglądał moment, o którym w oświadczeniu na meczyki.pl opowiadał twój tata, gdy zostałeś zaproszony do biura Wisły i dano ci do podpisania umowę, której nigdy nie widziałeś na oczy?

To był koniec stycznia. Parę dni przed spotkaniem dostałem maila z sekretariatu z zaproszeniem, w którym było napisane, że mam przyjść do siedziby klubu – bez taty, bez agenta, bez nikogo. Domyślałem się, że chodzi o kwestie kontraktowe, bo jak tu się nie domyślać? Natomiast na spotkaniu, można powiedzieć, zostałem trochę przyparty do ściany. Wymuszali ode mnie odpowiedź – albo podpisujemy teraz, albo nie podpisujemy nigdy. Dowiedziałem się od prezesa Błaszczykowskiego i wiceprezesa Bałazińskiego, bo oni byli obecni na tym spotkaniu, że deadline wygasa dzisiaj. Że muszę podjąć decyzję. Już, teraz. A umowa jest na biurku. Oczywiście odmówiłem, a po zakończeniu rozmowy pan Błaszczykowski prześmiewczo stwierdził, iż mogę wyłączyć już dyktafon… To zostawiłem już bez komentarza.

Czytałeś tę umowę?

Nie. Nawet jej nie widziałem. Powiedziałem, że na ten moment na pewno nic nie podpiszę. Nie wiem, czemu to miał być deadline, skoro był przecież koniec stycznia. Nie chciałem niczego podpisać ze względu na brak gry i brak perspektyw rozwoju. Rozmowa skończyła się na tym, że “nie to nie”. Cała sytuacja została obrócona w ten sposób, że ja nie dotrzymałem słowa, a oni wywiązali się w stu procentach z tego, co ustaliliśmy. Mówili, że wyciągnęli wnioski, zatrudnili nowego trenera, Petera Hyballę, który nie jest tani w utrzymaniu, o którego długo zabiegali i teraz na pewno będzie wszystko szło w dobrą stronę. Według nich jeśli miałbym myśleć o rozwoju, najlepiej byłoby zostać w Wiśle i pracować z trenerem Hyballą. A jak było z tym trenerem – wszyscy wiemy. Chyba nie potoczyło się to po ich myśli.

Chyba tak. Czyli mamy gościa, na którym możemy zarobić, ale nie potrafimy się dogadać z jego ojcem i agentem, więc weźmiemy go na rozmowę, skoro jest młody, i przymusimy do podpisania kontraktu.

Tak. Natomiast nie dałem omamić się jednym spotkaniem. Prezesi mówili mi, że tu chodzi o mój rozwój i na pieniądze przyjdzie czas, bo mamy super trenera. Nie wiem, na co liczyli. Od początku wiedziałem, że tego dnia nic nie podpiszę, bo tego nie robi się w pięć minut. Umowę trzeba przejrzeć, przeanalizować i ewentualnie wtedy podejmować decyzje. Dlaczego ja szedłem na to spotkanie sam i nie było to skonsultowane z moim agentem czy nawet tatą? To już trzeba pytać ich.

Stwierdziłeś, że nie możesz w takich okolicznościach podejmować decyzji, która miałaby cię związać na kilka lat.

Oczywiście, że tak. Skoro decyzja miała być podjęta tamtego dnia… Umowa ma przecież kilkanaście stron, sam nie byłbym w stanie podjąć obiektywnej decyzji w trakcie jednego spotkania. Nie powiedziałem, że na pewno nie podpiszę. Powiedziałem, że nie podpiszę dzisiaj. Oni mówili, że nie mogą sobie dać więcej czasu, bo muszą kompletować kadrę, trener musi mieć odpowiedź, dlatego jeśli nie chcę podpisać tej umowy teraz, tego konkretnego dnia, to jej nie podpiszemy w ogóle.

Z drugiej strony, twój ojciec na meczyki.pl formułował zarzut, że to była umowa, której nigdy jej nie negocjowaliście. Skąd ten zarzut, skoro nawet na nią nie spojrzałeś?

Nie widziałem tej umowy tego dnia. Natomiast podpisując umowę w sierpniu były wstępne ustalenia jak będzie wyglądała dalsza część tej umowy, jeśli ją podpiszemy w styczniu. Bardziej o to chodziło. Być może w tej umowie były wcześniejsze założenia, a być może nie. Ja nie byłem w stanie stwierdzić, że tam na pewno jest wszystko dobrze i nikt nie wpisał żadnych kruczków. Dlatego powiedziałem, że w tym momencie tego nie podpiszę.

Ty jesteś od grania, a nie od sporządzania umowy, po to masz swoje otoczenie – zaangażowanego ojca, menedżera – żeby to oni dbali o takie rzeczy.

Oczywiście, że tak. Mogli zaprosić agenta, mogli zaprosić mojego tatę. Mogliśmy zrobić jakąś konferencję, cokolwiek.

Czujesz, że to nieprzedłużenie umowy spowodowało, że nie dostawałeś minut na wiosnę?

Nie wiem. I nie chcę się domyślać. Nie wiem, kto był osobą decyzyjną w całej tej sprawie – czy to w stu procentach trener, czy został puszczony jakiś sygnał z góry. Nie mam pojęcia. Nie grałem dużo na jesień, nie grałem też dużo na wiosnę, nie tracę czasu na domysły.

Czułeś sam po swojej formie, że zasługujesz wiosną na szansę? Widzieliśmy Żana Medveda, który – umówmy się – nie był wirtuozem piłki. Jesienią z kolei wybiegał Fatos Beciraj, o którym można powiedzieć to samo. Podejrzewam, że oglądanie takich piłkarzy – obcokrajowców, którzy średnio ogarniają – jeszcze bardziej mogło pogłębiać twoją frustrację.

Tak jak i jesienią, tak i na wiosnę – pracowałem sumiennie. Nie odpuszczałem żadnych treningów. Dawałem tyle, ile mogłem dać. Można powiedzieć oczywiście, że gdybym wyszedł na boisko, nie wyglądałbym gorzej niż napastnicy w niektórych meczach. Ale nie chcę też, żeby to było obrócone w ten sposób, że ja na pewno wyglądałem lepiej od takiego Żana Medveda i to ja powinienem grać. Taka była, mam nadzieję, decyzja trenera. I mógł ją podjąć. Nie mam z tym najmniejszego problemu. Tak jak zresztą i jesienią – skoro jestem słabszy, to nie gram. A jakie są opinie innych na tych temat, można ich wysłuchać, ale osobą decyzyjną powinien być trener. Skoro zdecydował, że mam grać tyle, ile zagrałem, czyli niewiele, to być może byłem słabszy. Ale to najmniejszy problem w tej całej dyskusji.

Jak ty sam odbierałeś to wszystko, co się działo wokół twojej osoby? W pewnym momencie dyskutowała o tej sprawie cała piłkarska Polska. Każdy miał jakieś zdanie na ten temat – albo Buksa zachował się nielojalnie, albo to Wisła zawaliła temat. A ty byłeś gdzieś obok tego wszystkiego. Nie wypowiadałeś się, zbierałeś strzały w twoim kierunku od właścicieli Wisły Kraków.

Wszedłem w dorosłość z gongiem. Szambo się wylało, gdy skończyłem 18 lat. Ten bagaż doświadczeń pewnie zostanie ze mną na całe życie. Dla mnie to był bardzo ciężki sezon, nie ukrywam. Nie chciałem, żeby to się tak potoczyło. Jestem z Krakowa, w Wiśle byłem od jedenastego roku życia. Nigdy nie myślałem, że tak się to może skończyć. Ale życie pisze różne scenariusze. Wcześniej, gdy grałem w juniorach i wchodziłem do pierwszego zespołu, był jasny podział pracy – ja się skupiam na piłce, wszystko co ma pośredni związek z futbolem typu odpowiednia regeneracja to też moja działka, a o reszcie decydują tata i agent. Wydaje mi się, że to była zdrowa współpraca.

Natomiast w momencie, gdy rozmowy z Wisłą zmierzały do tego, że umowa nie będzie przedłużona – a negocjował mój tata i agenci – to tego gonga na koniec dostałem właśnie ja. Bo przecież mam 18 lat i już od trzech dni mogę decydować o sobie. Stąd się wzięła opinia – jak to ktoś poetycko napisał na prześcieradłach w Myślenicach – że tatuś kupił mi karierę, Buksa jest pod butem taty, nie ma nic do powiedzenia. To nie tak. Przecież decyzja o tym, że nie przedłużam umowy z Wisłą, była moją wolą. Widziałem, jak wygląda sytuacja. Wyjaśniałem wcześniej, dlaczego tak się skończyło. Natomiast po całych tych negocjacjach, po całej tej historii, dostałem po łapach. Skończyłem 18 rok życia i od razu wszedłem na – w cudzysłowie – wojenną ścieżkę.

Z czego się twoim zdaniem biorą takie głosy, że jesteś pod butem taty? Faktycznie było ich dużo. Nawet gdy rozmawiałem o całej sprawie z Piotrem Obidzińskim, który negocjował twój kontrakt na wczesnym etapie, wysnuł taki wniosek, że w sprawie swojej kariery nie masz nic do powiedzenia.

Wydaje mi się, że to pokłosie charakteru mojego taty, który jest wymagającym człowiekiem w negocjacjach. Szczerze mówiąc – nie chciałbym być pod drugiej stronie, jeśli miałbym z nim negocjować. Zupełnie się nie dziwię, że takie głosy padają. Ja – na tyle, ile było to możliwe – byłem wyłączony z tych rozmów. I tak to miało wyglądać od początku. Być może stąd wzięła się opinia, że ja nie miałem nic do powiedzenia. Po prostu nie byłem obecny przy negocjacjach. Wiedziałem tylko, w którą stronę to idzie, natomiast bezpośrednio nie brałem w nich udziału. Grałem w piłkę, zajmowałem się szkołą. Dobrze pamiętam jedną z wypowiedzi pana Obidzińskiego dla Weszło. Tłumaczył w niej, że mój tata jest wspaniałym człowiekiem oraz bardzo wyważonym biznesmenem. Zgadzam się z nim, dlatego właśnie to mój tata prowadził rozmowy z Wisłą.

Na meczach juniorów roi się od różnych agentów. Ja miałem to szczęście, że moją przyszłością zajmował się mój tata. Dlaczego szczęście? Ano dlatego, że po pierwsze – miał doświadczenie z moim bratem, po drugie – wiedziałem, czego można się po nim spodziewać, po trzecie – miałem pewność, że mnie nigdy nie oszuka. I będę miał realny wpływ na to, w którą stronę chcę iść w życiu.

To brzmi inaczej niż siedzenie pod butem.

Myślenie, że to on decyduje, a ja nie mam nic do powiedzenia, jest bezpodstawne. Nikt nie siedzi u nas w domu i nie słyszy, o czym rozmawiamy. Dla mnie to duża zaleta, gdy w wieku 15 lat nie musiałem korzystać z pomocy agenta, bo miałem wszystko zapewnione – czy to logistykę, czy inne rzeczy pozaboiskowe. Dlatego nie potrzebowałem żadnych menedżerów, bo większe zaufanie miałem do mojego taty. To tłumaczy dlaczego on też prowadził negocjacje kontraktowe – czy to z panem Piotrem Obidzińskim, czy z panem Dawidem Błaszczykowskim.

Myślę, że dlatego mogło pozostać takie wrażenie, że tata układa mi karierę, a ja nie mam nic do powiedzenia. Ale wydaje mi się, że sytuacja, którą opisałem – ten cały sezon w Wiśle – przeczy temu, że to mój tata był wszystkiemu winien, bo to on zdecydował, że mam odejść z Wisły i ja nie mam nic do powiedzenia. Sytuacja wyniknęła w sposób naturalny. I myślę, że w głowach większości zawodników pojawiłaby się podobna myśl, że może warto pomyśleć o tym, by zmienić klub, że może wyczerpałem swojego maksa w Wiśle. Ja po prostu nie widziałem szansy na to, żeby zrobić jeszcze krok do przodu w tym miejscu. Ewidentnie cofałem się w rozwoju.

Jakie podejście do ciebie po tej całej aferze miał Jakub Błaszczykowski? Nie pytam o niego jako o właściciela klubu, a kolegę z szatni.

Mieliśmy chłodne relacje. Po paru dniach od całej sytuacji Kuba nie przywitał się ze mną. Ciężko powiedzieć, żeby wszystko było w porządku.

Nie przywitał się raz czy nie witał się regularnie?

Nie witaliśmy się. Po całej sytuacji, gdy było wiadomo, że nie przedłużę kontraktu, nie przywitał się ze mną raz, a później ja sam stwierdziłem, że nie muszę się z nim witać na siłę, to nie był mój pomysł.

Jeżeli Błaszczykowski jest kapitanem zespołu i się z tobą nie wita, podejrzewam, że mogłeś czuć się w jakiś sposób wykluczony z tej grupy.

Takie teatralne sceny były według mnie bardzo słabe. Ja nie rozumiem tego, szczerze mówiąc. Zwłaszcza, że było wiadomo, że jeszcze pół roku jestem w klubie. Zawodnicy dookoła to widzieli. Każdy może to pozostawić swojej subiektywnej ocenie, ale w moim odczuciu było to słabe.

Dlaczego zapozowałeś z koszulką “Buksa 2023”?

Teraz łatwo mówić, że to był błąd. Gdybym miał zrobić to jeszcze raz, to bym tego nie zrobił. Natomiast patrząc na to z perspektywy tamtego momentu – to było potwierdzenie, że ja naprawdę byłem pewny, że przedłużę ten kontrakt w styczniu. I to był błąd, bo druga strona, mam na myśli Wisłę, też była praktycznie pewna. Pomiędzy tą pewnością była jeszcze cała runda jesienna, która na koniec sprokurowała całą sytuację. No wiadomo – gdybym mógł jeszcze raz to zrobić, to bym tego po prostu nie zrobił.

To zdjęcie bardziej obciąża Wisłę jako klub.

Klub jest większy niż zawodnik, to zawsze będzie bardziej obciążać klub.

Tak. Ale wiesz – oni przedstawili to jako sukces, że dogadaliśmy się z młodym chłopakiem, który nam zapewni miliony w przyszłości. PR-owo na tym zdjęciu – w momencie publikacji oczywiście – Wisła zyskała bardzo dużo. Ale nie przeszło ci przez myśl, że skoro nie jest wszystko podpisane, może nie lepiej pakować się w taką szopkę?

Wtedy? Nie, nic takiego nawet mi nie przeszło przez myśl. Pewnie dlatego udostępniłem to zdjęcie u siebie. Chciałem zostać w Wiśle. I nie chciałem, by coś takiego wyniknęło. Nie miałem więc takiej myśli w głowie, że może coś nie wypalić. Wszystko było dogadane, ja byłem zadowolony z tego, że zostaję i z chęcią się podzieliłem tą informacją w mediach społecznościowych. Można powiedzieć – błąd, który dużo nauczył. Bo póki nic nie jest jeszcze klepnięte, lepiej nie wychodzić przed szereg.

Usunąłeś to zdjęcie z Instagrama?

Nie. I komentarzy też nie wyłączyłem. Stwierdziłem, że nie będę tego usuwał, bo nie ma po co. Naczytałem się w komentarzach wiele miłych rzeczy. Było ich ponad trzysta, mój absolutny rekord. Stwierdziłem, że nie będę tego usuwał, bo skoro już się popełniło błąd, to nie trzeba go zamiatać pod dywan i udawać, że się nic nie stało. W internecie i tak nic nie ginie. Będę traktował to zdjęcie jako przestrogę dla siebie. Ktoś inny też może potraktować je jako przestrogę, by pewnych decyzji nie podejmować zbyt pochopnie.

Jak byłeś dogadany z Wisłą w momencie, gdy publikowaliście to zdjęcie? Jaki plan na ciebie miała Wisła, co nie zostało finalnie spełnione? Mówiłeś choćby o drużynie rezerw, natomiast w momencie dogadywania się wiedziałeś, że jej nie ma.

Miałem wizję gry. Ale w sposób fair play – nie wpisując żadnych minut w kontrakt, o tym nikt nie mówił. Po prostu – wizję gry na uczciwych zasadach, kto jest lepszy w danym momencie, ten gra. Miałem wrażenie, że rzeczywiście cały zespół na początku sezonu był w słabej formie. Natomiast nie podobało mi się to, że nie było zindywidualizowanych zajęć, indywidualnych odpraw, które były na początku, gdy wchodziłem do drużyny seniorów. Dlatego mi to imponowało i chciałem tu zostać. Zawsze, po każdym meczu, nawet jak to był trzyminutowy występ, wiedziałem, co muszę poprawić w następnej kolejce. Szedłem na indywidualną analizę, widziałem wszystko, co zrobiłem źle, co dobrze. Byłem rozliczany z błędów, które popełniłem. To się zatraciło.

Kolejna rzecz – jakość treningów nie do końca wyglądała tak, jak powinna. Mało było indywidualizacji. Nie widziałem specjalnie… Kurczę, to trzeba popatrzeć na to też w ten sposób, że skoro klub chce zarobić na piłkarzu miliony, to musi też temu piłkarzowi coś dać, żeby on mógł się rozwinąć. Wisła nie dała mi narzędzi, żebym się rozwinął. No bo tak – nie grałem, treningów zindywidualizowanych nie było, analizy indywidualnej nie było, nie schodziłem do juniorów, drużyny rezerw nie ma. Jak ja się miałem rozwijać? Mamy tyle minusów, że ciężko z tego wszystkiego wyciągnąć pozytywny wniosek, że klub zrobił wszystko, co w jego mocy, bym poszedł do przodu. Ale że się nie rozwinął, to znaczy, że był pod formą i to jego wina. Nie wydaje mi się, żeby tak było. Ja dawałem z siebie sto procent i robiłem taką samą robotę, jak wcześniej, gdy mi szło. Chodziło o coś innego. O coś, czego zabrakło.

Jesteś generalnie kibicem Wisły.

Tak. Niezmiennie.

Masz ścianę przemalowaną w barwy Wisły Kraków.

Jeszcze jej nie przemalowałem w barwy Cracovii!

Nie planujesz?

Nie!

Wiesz, do czego zmierzam. Jesteś chłopakiem emocjonalnie związanym z tym klubem. Wychowałeś się niedaleko stadionu. A tu nagle jesteś w konflikcie ze swoim ukochanym klubem. Kibice twojego ukochanego klubu mają cię za wroga. Podejrzewam, że z tej perspektywy to też nie była dla ciebie łatwa sytuacja. Mierzysz się z takim czymś, a mimo wszystko życzysz temu klubowi jak najlepiej.

Ciężka jest to miłość, jeśli można tak to nazwać. Mówię całkowicie szczerze – nie dziwię się kibicom Wisły, że tak do tego podeszli. Zobacz – mamy gościa, juniora, 17-latka i mamy żywą legendę klubu, Jakuba Błaszczykowskiego, który przyszedł do Wisły, wyłożył pieniądze i uratował ten klub. I za to należy mu się jak najbardziej szacunek, bo nikt tego nie chciał zrobić, zrobił to on. I teraz mamy sytuację, w której właściciel klubu mówi, że dogadał się z młodym i jego ojcem, ale nie dotrzymali słowa. Próbowaliśmy przedstawiać sprawę z naszej perspektywy, tata udzielał wypowiedzi, ale w dyskusji z klubem byliśmy skazani na porażkę. W Krakowie jest wielu fanatyków, którzy – co oczywiste – stanęli za Błaszczykowskim. I wcale im się nie dziwię.

Natomiast bardzo łatwo jest rzucić słowa na wiatr, że Buksa jest chciwy, że decyduje chytrość, że decyduje ojciec, a nie zawodnik. Bardzo łatwo się to mówi, trudniej weryfikuje. Zwłaszcza w momencie, gdy po drugiej stronie jest Jakub Błaszczykowski jako właściciel klubu, z którym poniekąd ten konflikt istniał. Nie mam żalu do Wisły i rozumiem tych ludzi, że mogą być zdenerwowani na całą sytuację. Oni myślą, że to na pewno było tak, jak przedstawia to druga strona – czyli Wisła. Natomiast fakty były troszkę inne. Jak było naprawdę, wiedzą tylko osoby, które były w to zamieszane, w tym ja. Dlatego też to tak przedstawiam.

Chcesz powiedzieć, że Wisła przedstawia fakty w taki sposób, by obciążyły ciebie, a kibice poparli władze Wisły? Że Wisła buduje PR-ową barykadę, która miała oddzielić dobrą Wisłę od złego Buksy?

Mi się wydaje, że nie jest ciężko wykreować taką otoczkę.

To bardzo proste, oczywiście.

Tak, to bardzo proste i wydaje mi się, że… tak było. Gdy padło pytanie do któregoś z właścicieli – to chyba był pan Jażdżyński – czyj to był pomysł, żeby udostępniać zdjęcie do mediów i ogłaszać podpisanie kontraktu 2023, odpowiedział, że na pewno nie Wisły, ale nie wskazał, czyj konkretnie. No przecież na pewno nie mój. To ja decyduję, co Wisła wrzuca w media społecznościowe jako oficjalne informacje? Ja tylko decyduję o tym, co wrzucę na swój Instagram i teraz widzę, że to był błąd. Wprost tego nie mówiono, ale automatycznie taka barykada się tworzy. Mamy po jednej stronie Jakuba Błaszczykowskiego, po drugiej 17-latka z ojcem. No to nietrudno stwierdzić, za kim pójdą ludzie.

Byłeś łatwym celem.

Tak.

Chciałbym, żebyśmy na koniec odbiegli trochę od tematu Wisły. Jeśli mogę pozwolić sobie na taką opinię, mam wrażenie, że jesteś – brzydkie słowo – trochę produktem. Twoje całe życie jest zaprogramowane pod piłkę. Od najmniejszych lat jesteś otoczony niesamowitą opieką i masz zapewnione wszystko, by się rozwijać – nawet psychologa czy własne boisko w domu. Nie mówię, że to jest złe, bo zostały ci stworzone od bardzo młodych lat świetne warunki. Natomiast jest to pewnie w jakiś sposób obciążające. Czujesz się produktem? Jak ty się w tym odnajdujesz?

To też nie jest tak do końca. Mnie nikt do niczego nigdy nie zmuszał. Gdy miałem 10 lat, chodziłem na zajęcia artystyczne, plastykę, najpierw z mamą, potem sam. Mama była zachwycona, mówiła, że mam wielki talent artystyczny. Oczywiście jest on już zatracony, więc niech nikt mnie nie próbuje testować! Umiejętności artystycznych już nie ma, ale na tamten czas byłem uzdolniony. Chodziłem też na taekwondo. Jestem dwukrotnym mistrzem Małopolski młodzików. Wygrywałem ze starszymi. Szło mi bardzo dobrze, trener był bardzo zasmucony, gdy zdecydowałem się zrezygnować na rzecz piłki. Było jeszcze wędkarstwo. Bardzo często jeździłem na ryby, byłem na tym punkcie nakręcony. Utopiłem w różnych jeziorach sporo pieniędzy na sprzęt wędkarski. Mówię to po to, by zobrazować moje dzieciństwo – miałem wiele różnych możliwości, które albo sobie sam wyszukiwałem, albo moi rodzice w jakiś sposób próbowali mi je pokazać.

I myślę, że to była dobra droga. Miałem komfort, żeby wybrać sobie właściwą ścieżkę. Nie wiedziałem, czy na życie, czy na chwilę. Zdecydowałem się grać w piłkę, mimo że w wieku 9 lat miałem roczną przerwę. Po roku zdenerwowałem się: codziennie mam jakieś inne zajęcia i przez to w ogóle nie chodzę na treningi. Zaczęło mi brakować piłki. I zdecydowałem się wrócić. Zapisałem się do Bronowianki Kraków. Grałem hobbystycznie, ale z biegiem czasu zaczęło to wyglądać coraz bardziej profesjonalnie. Przeszedłem do Akademii Piłkarskiej 21, później do Wisły Kraków. Zaczęły się pojawiać pierwsze powołania na LAMO, ZAMO. I wtedy jeszcze nikt nie myślał o tym, że będę grał profesjonalnie. Ale szło w tym kierunku.

W wieku 15 lat dostałem powołanie do pierwszego rocznika reprezentacji młodzieżowych – U-15. Wiedziałem, że już będę chciał iść w tę stronę. Wyszło to naturalnie. Zaczęły pojawiać się cięższe zagadnienia w szkole, trzeba było to jakoś godzić. I wybrać – albo stawiamy na piłkę i godzimy ją ze szkołą, albo stawiamy na poważnie na szkołę. Zdecydowałem się godzić te dwie rzeczy na tyle, ile to możliwe. Ale chciałem, byśmy stworzyli do tego odpowiednie warunki, by to miało sens i przynosiło profity. Dlatego na tyle, ile moi rodzice mogli, próbowali mi zapewnić te warunki. Opierało się to na indywidualnych treningach personalnych, na opiece medycznej. Niestety, ale w Polsce ciężko jest znaleźć klub, który poświęci młodemu chłopakowi tyle czasu i pieniędzy, co rodzice. Nikt nie wdaje się w takie ryzyko. Wybierając tę ścieżkę, mój tata automatycznie też na nią wkroczył. Skoro grałem w piłkę, to chciał mi pomóc w niej zaistnieć. Do pełnoletności próbował mi torować drogę. I pomagał też negocjować różne umowy. Bo wiadomo – kompetencje miał w tym temacie większe niż ja dzięki doświadczeniu z moim bratem.

Jak wyglądała ta opieka, którą miałeś zapewnioną? Generalnie miałeś dużą przewagę nad rówieśnikami.

Jak najbardziej to była moja przewaga. Niektóre rzeczy byłem sobie w stanie zapewnić sam, innych nie. Z boiskiem w piwnicy to trochę wyolbrzymione – to tylko mały pokój ze sztuczną nawierzchnią.

Miejsce, gdzie można poodbijać piłkę i tyle.

Tak. Zwykły pokój wyłożony sztuczną trawą, na którym się można rozgrzać czy porozciągać. Psycholog? Sam się interesowałem tym tematem, zacząłem go zgłębiać, a rodzice byli na tyle przychylni, że pomagali mi o takie kwestie zadbać. Do tego dietetyk, treningi motoryczne… Nie będę nikogo przepraszał za to, że korzystałem z różnych elementów, które pomagały mi stać się lepszym.

Nie musisz przepraszać, jasne.

Do tego zmierzam. Tak było, po prostu.

Jak w Genoi poradzisz sobie ze szkołą? Przed tobą klasa maturalna.

Nie będzie to aż tak trudne, bo pandemia spowodowała, że każdy przeniósł się na tryb, na którym jestem od lat – indywidualny tok nauczania online. Będę go kontynuował we Włoszech. Będę musiał przyjechać tylko na koniec roku szkolnego, napisać parę egzaminów klasyfikacyjnych i maturę.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. newspix.pl / FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Feio zesłał piłkarza do rezerw. „W tej drużynie trzeba zasłużyć sportowo i jako człowiek”

Bartosz Lodko
8
Feio zesłał piłkarza do rezerw. „W tej drużynie trzeba zasłużyć sportowo i jako człowiek”

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
29
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

158 komentarzy

Loading...