Matty Cash odśpiewał Mazurka Dąbrowskiego. Pierwszy raz wyszedł w pierwszym składzie reprezentacji Polski, od razu na płytę wypełnionego po brzegi Stadionu Narodowego. Wszystkie oczy zwrócone na niego. Wcześniej Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN, postawił mu warunek – jeśli nie chcesz mieć problemów, ludzie muszą zobaczyć, że znasz hymn. Cash wziął te słowa na poważnie, to już mamy odhaczone. Pozostało skupić się na jego boiskowych poczynaniach. Jak wypadł z Węgrami? Banku nie rozbił, wstydu sobie nie przyniósł, ale jeszcze daleka droga do wkomponowania go w ten zespół. Oj, daleka. I – co gorsza – nie jest to zależne tylko od niego.
500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!
Najważniejszy mecz kariery
– W wejściu nowego zawodnika do drużyny bardzo istotną rolę odgrywają emocje. Trudno sobie wyobrazić, jak on może się czuć – mówił Paulo Sousa na przedmeczowej konferencji prasowej o presji spoczywającej na Mattym Cashu podczas jego pierwszego zgrupowania w barwach reprezentacji Polski.
Z Andorą miał luz, takie wkupne. Rywal słabiutki, boiska sytuacja opanowana. Nie popełnił żadnego głupiego błędu, parę razy pokazał się z przodu, kilka razy spróbował dośrodkować, wylądował na fajnej fotce z Robertem Lewandowskim. Ot, pierwsze koty za płoty, całkiem obiecujące, bezpieczne wejście do nowej drużyny. Kiedy więc Paulo Sousa zapowiedział, że Cash wyjdzie na boisko w pierwszym składzie w meczu z Węgrami, oczywiste stało się, że dopiero po tym występie przyjdzie czas na pierwsze wiekopomne wnioski.
Można się śmiać, można zaprzeczać, bo to przecież poważny piłkarz z Premier League, ale niewykluczone, że to był najważniejszy mecz w jego dotychczasowej karierze. Ba, pod kątem czysto emocjonalnym – chyba nie ma wątpliwości, że tak właśnie było. Na trybunach – rodzice, rodzeństwo, wujostwo. Bliższa, dalsza rodzina. Sam Cash, raczej całkiem szczerze, mówił, że to spełnienie jego marzeń. To wszystko musiało na niego oddziaływać, to wszystko trzeba brać pod uwagę przy szerszych ocenach, ale… to duża piłka, tu otoczka rzadko się liczy.
Aktywność i energia
Jak więc wypadł Matty Cash?
Werble.
Znośnie. I nic więcej.
Najlepiej wyglądał na samym początku. Wniósł na wahadło energię, zaangażowanie, taką naturalną chęć gry. Szukał piłki, ustawiał się do podania na trzydziestym piątym metrze, ale Paulo Sousa pokazywał mu, żeby podchodził wyżej, bliżej pola karnego Węgrów. Szukał sobie miejsca w ofensywie. Zaskakująco często wparowywał w pole karne Węgrów, kiedy akcja toczyła się po lewej stronie boiska, ewidentnie próbował znaleźć sobie tam miejsce między Krzysztofem Piątkiem a Karolem Świderskim. Podobało nam się, jak swoim wejściem zwiększył liczbę piłkarzy w szesnastce przy podaniu Jakuba Modera do Krzysztofa Piątka, jak pograł dwójkowo z Mateuszem Klichem na skrzydle, jak umiejętnie wyrzucił piłkę z autu w stronę Świderskiego (sic!), jak bezkompromisowo i zdecydowanie podchodził do ultra-wysokiego pressingu po stratach polskiej kadry.
Trochę tych pozytywów było.
Problem w tym, że chyba spodziewaliśmy się jeszcze więcej. Ot, chociażby, że po takim otwierającym przerzucie nie tylko sklei futbolówkę do nogi, ale też będzie potrafił celnie dośrodkować. Skończyło się na zblokowanej centrze.
Problemy Casha
Inna sprawa, że Węgrzy mądrze ustawili się w defensywie. Na skrzydłach Polacy musieli wchodzić w pojedynki, ciągle szukać dryblingu, żeby zdobyć trochę przestrzeni. Cashowi nie wychodziło to zbyt dobrze. To nie jego styl gry. Kilka jego dośrodkowań blokował Zsolt Nagy. W innych przypadkach wyglądało to tak: piłkarz Aston Villi dostawał futbolówkę, widział przed sobą gąszcz węgierskich nóg, nieśmiało zaczynał drybling, ale zaraz się wycofywał i podawał piłkę do tyłu. I tak jak jeszcze na początku spotkania miało to miejsce blisko pola karnego rywali, tak im dalej w las, tym częściej Cash takie decyzje podejmował na własnej połowie. Raz mogło skończyć się to tragicznie.
Czy to jest groźna sytuacja? Nie. Cash ma dwa-trzy warianty przekierowania ciężaru gry do przodu. Co wybiera? Zejście do środka, nawrót i… rozpoczęcie kłopotów.
Mija kilka sekund, Węgrzy wyczuwają krew, podchodzą pressingiem, Cash traci piłkę i idzie kontra trzech na trzech, z której nic nie wynika, ale gdyby piłkarze Marco Rossiego rozegrali to skuteczniej, skończyłoby się błędem kardynalnym. Miał więc Cash dużo szczęścia.
Żeby jednak nie było: w defensywie nie było dramatu, a trochę się o nią martwiliśmy, bo słyszeliśmy, że w Premier League zdarza mu się w niej odstawać. Nie gubił linii, nie spóźniał się, nie ciągnęły jego stroną huraganowe akcje. Kiedy starał się z Nagym w sprincie wzdłuż linii bocznej, mocno zastawił się ciałem i wygrał pojedynek. Nie podobał nam się za to jego wjazd w nogi Adama Sallaia. Typowo złośliwe, niepotrzebne zagranie. Zobaczył żółtą kartką, ale śmierdziało czymś więcej. Może nie był to szczyt brutalności, nie był to Jacek Góralski w meczu z Włochami, ale to Cash powinien się cieszyć, że mecz zakończył zmianą w przerwie, a nie przedwczesnym wylotem w ostatnim zagraniu pierwszej części spotkania.
Zresztą, nieprzypadkowo Paulo Sousa zamienił go na Kamila Jóźwiaka w czterdziestej piątej minucie.
Potrzeba czasu
Matty Cash nie rozbił banku. W Aston Villi lubi dośrodkowywać, jest aktywny, podaje na kilkadziesiąt metrów, często zalicza najwięcej kontaktów z piłką spośród wszystkich swoich kolegów z drużyny. W kadrze był bardziej dyskretny. Dośrodkowania – wszystkie niecelne. Długie piłki – wszystkie niecelne. Próby dryblingu – zaledwie jedna udana na trzy. Pojedynki – zaledwie dwa wygrane na dziesięć podjętych. Straty – osiem. Nie był to występ, który rzucił kogokolwiek na kolana. Pytanie tylko: czy to było możliwe?
Wydaje nam się, że nie.
Paulo Sousa bardzo często opowiada o istotnej roli wahadłowych w funkcjonowaniu całego systemu. O przesuwaniu, o reagowaniu, o przewidywaniu, o wykorzystywania ich boiskowej inteligencji. Czasami odnosimy wrażenie, że za każdym razem, kiedy na konferencji prasowej portugalski selekcjoner dostaje pytanie o defensywę lub ofensywę, koniec końców dobrnie do opowiadaniu o wahadłowych. W tym kontekście Sousa zawsze mówi o „procesie”. Matty Cash dopiero wchodzi do tej kadry, uczy się jej. Po fragmentach jego występu z Węgrami wiemy, że nie jest przebierańcem, że nieprzypadkowo występuje w Premier League, ale też, że nie należy traktować go jako wybawcę tej kadry w implementowaniu systemu z trójką z tyłu i wahadłowymi po bokach. On – podobnie jak wszyscy inni – musi wkomponować się w większy system i odnaleźć w nim własną rolę. I to taką, która będzie dostosowana do jego wad i atutów.
Czytaj więcej:
- Matty Cash to tylko początek. Przyszłość reprezentacji Polski to także imigranci i emigranci
- Czy Matty Cash jest potrzebny reprezentacji Polski?
Fot. Fotopyk