Damian Szymański opowiedział w programie „Polacy pod lubą” na Kanale Sportowym o dwóch zgrupowaniach u Paulo Sousy. Oba były mocno niecodzienne.
Na pierwsze z nich piłkarz AEK-u był awaryjnie dowołany, a mimo to wszedł na boisko w meczu z Anglią i stał się bohaterem. – Kontakt od trenerów był w marcu. Pytali, jak się czuję i jak to wygląda w klubie. Zgrupowanie? W poniedziałek dostałem telefon: „przyjeżdżaj”. Przyjechałem we wtorek, całą noc nie spałem, bo miałem lot i od razu wszedłem w trening. Z grubej rury, można powiedzieć. Nie zastanawiałem się, powiedziałem sobie, że jadę po swoje. Nie zaczęliśmy wtedy jeszcze ligi, dopiero szykowałem formę. Chciałem pokazać się jak najlepiej z San Marino, żeby dostać szansę z Anglią.
Dobry występ sprawił, że Szymański dostał zaproszenie także na kolejne zgrupowanie – już w normalnym trybie. Ale wówczas nie zagrał ani minuty, co więcej – oba mecze spędził na trybunach. Dlaczego?
– Miałem kontuzję, która mnie wykluczyła na 2-3 tygodnie. Niby była groźna, ale mogłem ryzykować i grać. Chcieli, żebym odpuścił. Teraz chciałbym dostać szansę, ale będzie to zależne od trenera.
CZYTAJ TAKŻE:
Fot. FotoPyK