Jeśli piłkarze Górnika Zabrze i Zagłębia Lubin mają ambicje, żeby powalczyć o coś więcej niż spokojny środek tabeli, to tym meczem pokazali, że na nic więcej nie zasługują. Spotkanie przy Roosevelta setnie nas wynudziło. Gdyby obie ekipy wyszły na boisko, przybiły piątki, zrobiły pamiątkowe zdjęcie i rozeszły się w pokoju, praktycznie nic byśmy nie stracili.
Górnik Zabrze – Zagłębie Lubin 0:0: po jednej świetnej sytuacji
Bo o czym tu w zasadzie pisać? Ani Grzegorz Sandomierski, ani Dominik Hładun nie zostali zmuszeni do interwencji wykraczających poza standard w ich fachu. Jak już było naprawdę groźnie, to akurat rywale marnowali stuprocentowe sytuacje. W Górniku był to Jesus Jimenez (kolejny irytujący występ), który na początku zmarnował dobre dośrodkowanie Erika Janży i będąc niepilnowanym źle strzelił głową. W Zagłębiu idealną okazję po błyskotliwym dograniu Patryka Szysza spartolił Sasza Żivec, posyłając piłkę na słupek.
Oprócz tego działo się niewiele. Tak niewiele, że w pomeczowych higlightsach musiano pokazać celne uderzenie Bartosza Nowaka z rzutu wolnego, które nie miało prawa sprawić jakichkolwiek trudności Hładunowi. Nic lepszego jednak znaleźć się nie dało, bo przecież nie będzie się pokazywało goli strzelonych z ewidentnych spalonych (Podolski).
Co do Poldiego – znów rozczarował, zwłaszcza przed przerwą, gdy piłka odskakiwała mu w prostych sytuacjach. W drugiej połowie przynajmniej zaczął być widoczny, jego wolej zza pola karnego nawet wyglądał efektownie, choć znów wracamy do tego, że Hładun nie mógł tego puścić.
Jeszcze gorzej wypadł Jimenez, który ponownie długimi fragmentami był jakby nieobecny i za bardzo grał pod siebie. Najlepiej było to widoczne, kiedy fajnie minął kilku rywali, wpadł w pole karne i aż się prosiło, żeby podał. Hiszpan koniecznie jednak chciał kończyć akcję samemu, kombinował i przekombinował. Oddał piłkę dopiero wtedy, gdy już niewiele dało się zrobić.
Górnik Zabrze – Zagłębie Lubin 0:0: znów słaby Wiśniewski
Najbardziej w tym “widowisku” raził nas wszechobecny brak jakości. Gdybyście chcieli jednemu czy drugiemu udowodnić, że nie potrafi grać w piłkę, to z tego meczu prawie na każdego coś by się znalazło. Dotyczy to także obrońców, na czele z Przemysławem Wiśniewskim i Kamilem Krukiem, którym przydarzały się bardzo niebezpieczne i proste błędy w wyprowadzeniu piłki. Wiśniewski do tego łatwo był mijany w bocznych strefach. Odnosi się wrażenie, że rola pół-prawego stopera w ustawieniu z trójką z tyłu niezbyt mu służy. Jest zmuszony do ryzykownego rozgrywania, a niezbyt mu to wychodzi. Często też musi się pojedynkować na skrzydle ze zwrotniejszymi przeciwnikami, którzy swobodnie go mijają. Od pewnego czasu kapitan Górnika częściej eksponuje swoje wady niż zalety i stanowi najsłabszy punkt zabrzańskiej obrony. W przeciwieństwie do Rafała Janickiego, który będąc na środku opiera się na ustawieniu i grze w powietrzu, w czym dobrze się odnajduje.
Koniec końców ten mało atrakcyjny remis jest sprawiedliwy i nikogo nie krzywdzi, pomijając widzów. Jeśli Jan Urban ma szukać pozytywu, to może się cieszyć z trzeciego czystego konta w tym sezonie. W tabeli “Miedziowi” nadal mają dwa punkty przewagi nad Górnikiem.
CZYTAJ TAKŻE:
- Kibice Górnika protestują. “Kibiców nie szanujecie, z psami współpracujecie”
- Grzegorz Sandomierski: Już nie jestem zagłaskany [WYWIAD]
Fot. Newspix