Reklama

Co można za ładne oczy? Recenzja „Nie widzę przeszkód!”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

25 października 2021, 13:23 • 5 min czytania 0 komentarzy

Marcin Ryszka spotkał kiedyś bandę dresów, grupę sztywnych mordeczek. 

Co można za ładne oczy? Recenzja „Nie widzę przeszkód!”

– Ty, kurwa, patrz. Niewidomy! – rzucił jeden. 

– Ty, na pewno mu trzeba pomóc! – odpowiedział drugi.

Marcin czekał na autobus. 

– Ziomek, chujowo tak nie widzieć, nie?

Reklama

– Nie jest najgorzej. 

– Pierdolone państwo na pewno ci nie pomaga. Ziomek, ty powinieneś mieć prywatnego kierowcę! – zripostowali, po czym dosłownie wnieśli go do autobusu. 

Z iloma podobnymi mniej lub bardziej komfortowymi sytuacjami, reakcjami, rozmowami ma do czynienia osoba niewidoma, wie tylko ona sama. Na pozór łatwo to wszystko zamknąć w uogólnieniach, w stereotypach, pewnie też w sprawnie opowiedzianych anegdotach. Ale życie bez zmysłu wzroku to też życie – ze swoimi wszystkimi prozaicznościami, nudami, codziennościami. O tym właśnie opowiada „Nie widzę przeszkód”, autorstwa Marcina Ryszki i Jakuba Białka. 

Marcin Ryszka emanuje męską pewnością siebie. Zdobyłem tyle i tyle medali na zawodach pływackich. Pojechałem na paraolimpiadę. Skończyłem cztery kierunki studiów. Gram w blind-futbolowej reprezentacji Polski. Zakładam słuchawki i prowadzę szereg audycji w radiu. Komentuję mecze w telewizji. Prowadzę fundację. Pomagam innym, uświadamiam społeczeństwo. Stworzyłem dom. Mam piękną żonę. Wychowuję synka. Tańczę, śpiewam, imprezuję. Chodzę do klubów, do barów, do restauracji. Wychodzę z kolegami na browarka. Albo na whisky, albo na wódkę. Mam milion anegdot z nocnego Krakowa, części z nich nie opowiem, bo pomyślelibyście, że jestem hedonistą.

ZAMÓW KSIĄŻKĘ „NIE WIDZĘ PRZESZKÓD”. PRZEDPREMIEROWO

Czytasz to wszystko, wodzisz palcem po kolejnych zdaniach, akapitach, rozdziałach (bardzo sprawny podział z intrygującymi pytaniami wstępnymi), jeszcze raz przyglądasz się tytułowemu obrazkowi Ryszki i łapiesz się na tym, że faktura okładki pokryta jest alfabetem Braille’a. Zaraz, zaraz, przecież masz w rękach książkę o osobie niewidomej. On nie widzi, a zdaje się mieć ciekawsze, bogatsze w doświadczenia życie niż dziesiątki milionów pełnosprawnych.

Reklama

I kto tu porusza się po omacku?

Najlepszy w całej książce jest wywiad Jakuba Białka z żoną Marcina – Magdą.

„On ma to już dawno poukładane w głowie. Pogodził się z niepełnosprawnością i nie chce odzyskać wzroku. Wie, że to niemożliwe, więc nawet nie gdyba. Kiedyś czytałam o tym artykuły. Znalazłam informację, że w Szwajcarii są blisko wynalezienia pewnej metody odzyskania wzroku. Marcin strofował mnie. 

– Po co to czytasz? Przecież wiesz, że tak się nie stanie. Bez sensu robić sobie nadzieję.

Dawno już to sobie uporządkował. Żyje, jak żyje, czerpie z tego życia jak najwięcej”

To sama końcówka książki, ale zawiera w sobie całą treść, całą istotę opowieści Marcina Ryszki i Jakuba Białka. Kiedy bowiem Marcin wciela się w przewodnika po świecie niewidomych, jest w tym absolutnym „mistrzem spostrzegawczości”. Pozwala zrozumieć, o czym śnisz, kiedy nie widzisz i jak to w ogóle możliwe, że w sennych majakach można uciekać przed niedźwiedziem. Snuje opowieść o najmniejszych rzeczach – o istocie sprzątania, o nudnym zwiedzaniu włoskich miasteczek i fascynacji Murem Chińskim, o zamawianiu taksówek, o poruszaniu się z nawigacją, o chodzeniu z białą laską, o śmiechu z samego siebie i pogodzie ducha. Tak, chyba właśnie „pogoda ducha” najlepiej określa Marcina.

Sam Ryszka często zestawia swoje życie z innymi niepełnosprawnymi. Potwierdza stereotyp, że osoba niewidoma to często osoba wykluczona społecznie, funkcjonująca gdzieś na marginesie normalnego życia, zajadająca czipsy i żłopiąca browara przed telewizorem we własnym domu na niezbyt godziwej, ale wystarczającej do nudnego egzystowania rencie. Długimi momentami „Nie widzę przeszkód” staje się jednym wielkim manifestem przeciwko takiej wegetacji. Ryszka żyje i chciałby, żeby inni niepełnosprawni żyli na jego miarę.

Czasami jest w tym zaskakująco nieprzejednany i niesprawiedliwy. Irytują fragmenty książki, w których Marcin bierze się za krytykowanie całego świata dookoła.

Kiedy gani ludzi, którzy przy wspólnym biesiadnym stole stają się trochę zbyt wylewni i głoszą te wszystkie „Jezu, jak ja ciebie podziwiam”.

Kiedy tworzy skomplikowany poradnik po tym, jak i kiedy pomagać osobom niewidomym w przestrzeni miejskiej i zapomina o tym, że każdy człowiek ma swoją wrażliwość i swoje wyczucie, więc absurdalne wydają się jego negatywne reakcje na cudzą wolę odciążenia go w pewnych czynnościach. Czasami to nadgorliwość, ale jaki sens ma ciągłe przekonywanie, że „poradzę sobie z tym sam”?

Kiedy nawołuje do dziennikarzy, żeby w okresie uwiądu twórczego wsiadali w samoloty i jechali opisywać dramatyczne historie paraolimpijczyków, a potem piekli się, że medialna narracja wokół osób niepełnosprawnych jest albo zbyt hagiograficzna (Ryszka chce, żeby „danie dupy było daniem dupy”), albo zbyt skupiona na ludzkim dramacie, zamiast na czystym sporcie.

Można się pogubić.

„Nie widzę przeszkód” kapitalnie opowiada za to historie nawiązywanie relacji niewidomych z widzącymi kobietami. Opowieści z krakowskich klubów i randek naprzemiennie szokują i wzruszają. Tu przecież nie może być miłości od pierwszego wejrzenia, tu przecież nie ma w ogóle mowy o zakochaniu się w pięknie cudzego ciała. Czujesz, dotykasz, rozmawiasz, ale nie widzisz. Ryszka przeprowadza nas przez to brawurowo.

PREMIERA KSIĄŻKI „NIE WIDZĘ PRZESZKÓD” 27 PAŹDZIERNIKA. MOŻNA ZAMAWIAĆ JUŻ JĄ PRZEDPREMIEROWO (WYSYŁKI DOCHODZĄ NA BIEŻĄCO)

Absolutnie urzekające, tu się powtarzamy, jest wszystko wokół Magdy – czytelnik podąża za jej szalonym entuzjazmem, naturalnym dobrem i rozumie, że Marcin Ryszka jest szczęściarzem. I to nie dlatego, że jako osoba niewidoma mógł związać się z widzącą kobietą, a dlatego, że najzwyczajniej w świecie znalazł swoją drugą połówkę. Wyczucie Magdy w relacjach z Marcinem to najlepszy drogowskaz, jak pełnosprawny człowiek powinien obchodzić się z niepełnosprawnymi.

Ona nie błądzi po omacku.

Paradoksalnie – podobnie jak jej mąż.

Ale, ale, zapytacie: czy po lekturze „Nie widzę przeszkód”, pierwszym tak luźno napisanym przewodniku po życiu osoby niewidomej, dalej po omacku w świecie ludzi niepełnosprawnych porusza się czytelnik?

Dużo lepiej wiemy, co oznacza nie widzieć i że niewiele w tym świecie należy się za same „ładne oczy”, jak to napisali autorzy. Nie musimy gdybać. Wystarczy, że sięgniemy po książkę, otworzymy jeden z rozdziałów i voilà. Nie jest to jednak równoznaczne z tym, że ewentualne spotkanie pełnosprawnego z niepełnosprawnym teraz będzie łatwiejsze. Dalej potrzeba do tego mnóstwo entuzjazmu, odwagi, naturalności, normalności, empatii i pogody ducha. Takiej Ryszkowej pogody ducha.

JAN MAZUREK

Czytaj więcej:

„NIE WIDZĘ PRZESZKÓD”

Fot. SQN

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Igrzyska

Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Kacper Marciniak
0
Ładne czy nie? I dlaczego akurat Adidas? Zamieszanie wokół strojów olimpijczyków

Komentarze

0 komentarzy

Loading...