FC Barcelona odniosła kolejny sukces na starcie nowego sezonu. Tym razem maszynka trenera Ronalda Koemana okazała się bezbłędna w defensywie w starciu z Cadiz. Barca nie straciła bramki przez całe 90 minut. A nawet nieco więcej, bo przecież heroiczna postawa dotyczy także doliczonego czasu gry w obydwu połowach.
Nie sądzimy, że ktokolwiek nie wyłapał żartu, ale tak, miejmy to za sobą – TAK NAPRAWDĘ TO NIE. Barcelona ma za sobą kolejny beznadziejny mecz. Tak, może i po raz pierwszym w tym sezonie nie dała sobie strzelić gola, a w przypadku obecnej Barcy to już pewne wydarzenie, jednak zlitujmy się.
To było Cadiz. Cadiz, które przez 45 minut nie potrafiło oddać nawet jednego strzału na bramkę Barcy.
Pierwsza połowa? Odbyła się
Tak właśnie wyglądała pierwsza połowa. Chociaż może lepiej powiedzieć, że ona nie wyglądała. Bo naprawdę nie musimy się silić na złośliwości, żeby powiedzieć, że nic się w niej nie działo. Kiedy komentatorzy Eleven Sports przeszli do tradycyjnego podsumowania w przerwie, złożyli parę zdań o tym, że wicie, rozumicie, no nie jest dobrze. W tle w tym czasie leciały jakieś losowe wycinki, akcje, które nie miały większego sensu ani celu, po prostu napatoczyły się realizatorowi pod rękę, a coś przecież trzeba było puścić.
Ekipa Ronalda Koemana grali po obwodzie jak polscy szczypiorniści za najlepszych lat. Czasami nawet ich śladem rzucali piłki ponad obrońcami w kierunku wysuniętego zawodnika. Różnica była taka, że najczęściej nie docierały one do celu i te akcje nie kończyły się nawet strzałem. Przez 45 minut obejrzeliśmy tylko jeden celny strzał: był to jakiś taś-taś Memphisa Depaya w środek bramki. Dlatego zupełnie serio napiszemy, że wydarzeniem tej odsłony spotkania była żółta kartka Frenkiego de Jonga.
Dlaczego? Bo doprowadziła ona do zdarzenia, które trochę ten mecz ożywiło.
Kier de Jonga, setka Depaya
Mówimy rzecz jasna o tym, że po wyjściu z szatni sędzia pokazał Holendrowi drugie żółtko. Frenkie spóźnił się z interwencją, trafił w nogę rywala i Barcy wyrósł problem. Jako że już na starcie meczu Cadiz przypomniało sobie, że w sumie można chociaż sprawdzić, czy ten bramkarz Barcelony to nie jest przypadkiem kartonowa podróbka, którą dla niepoznaki postawiono między słupkami, poczuliśmy, że coś tu się jeszcze może stać. I wiecie co? Nawet się nie pomyliliśmy. To znaczy może nie było to najlepsze 15 minut gry, jakie dziś wydarzyło się w futbolu, ale jednak obie strony stworzyły sobie więcej szans niż przez pozostałe 75, czy może nawet 80 minut, bo powinniśmy zacząć mierzyć efektowne wydarzenia mniej więcej od 81. minuty gry, a skończyć na piątej minucie czasu doliczonego przez sędziego.
Barcelona miała wtedy i trochę szczęścia i mnóstwo pecha. Szczęścia, bo Cadiz mogło jej walnąć dwa czy nawet trzy gole. Czujny na linii pozostawał jednak ter Stegen, a i zawodnicy zespołu gospodarzy pokazali, że nie bez powodu grają w Cadiz, a nie w Barcelonie. Niestety dla Barcy jej piłkarze ostatnio działają odwrotnie: pokazują, dlaczego powinni grać w Cadiz, a nie w zespole z Katalonii. Nawet Memphis Depay, który był jakimś promykiem nadziei dla kibiców, szansą na to, że zobaczą w tym sezonie efektowne akcje jakiegokolwiek piłkarza, tym razem zawiódł. Gerard Pique w samej końcówce obsłużył go podaniem, które powinno przełamać niemoc Barcelony. Dać jej trzy punkty.
Spudłowa. Nie trafił nawet w bramkę. Ech i taka to właśnie Barcelona. Niby niepokonana w lidze, ale jednak też nie do oglądania.
MEMPHIS DEPAY – PROMIEŃ SŁOŃCA DLA BARCY W NAJGORSZYM MOMENCIE OD LAT?
Cadiz – Barcelona 0:0
fot. Newspix