Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

23 września 2021, 14:55 • 7 min czytania 37 komentarzy

Jednym z najbardziej żenujących momentów polskiego futbolu minionej dekady były dla mnie pielgrzymki Adama Nawałki do Eugena Polanskiego. Pamiętacie ten epizod?

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Otóż Eugen Polanski w czerwcu 2014 roku odmówił przyjazdu na mecz z Litwą. Termin może nie był optymalny, poza FIFA, ale czas na ten mecz jakoś znaleźli Lewandowski, Milik, Fabiański, Krychowiak, Glik, Boruc – generalnie, znaleźli wszyscy. Później okazało się, że Polanski był na urlopie i nie chciał go przerywać, uznając, że to bez sensu, przerywać urlop na jakiś mecz z Litwą.

Do tego doszły medialne szarpaniny z Nawałką, by nie powiedzieć – obrzucanie selekcjonera błotem. Nawałka wykonał gest pojednania, pojechał do Polanskiego, cały czas namawiać go na kadrę. Kładł wtedy na szalę bardzo wiele, bo swoją reputację. Ja byłem zawstydzony tym, że selekcjoner biało-czerwonych jedzie do Niemiec reklamować piłkarzowi kadrę tak, jakby namawiał go na garnki ze stali nierdzewnej.

Pogadali, a we wrześniu Polanski znowu odmówił, kolejny raz ośmieszając Nawałkę.

Dlaczego byłem wtedy zażenowany?

Reklama

Bo każdy polski piłkarz marzy o występie w reprezentacji Polski. O założeniu koszulki z białym orłem, wysłuchaniu hymnu. W zasadzie podstawowa weryfikacja tego, że czy ktoś powinien grać w kadrze Polski czy nie, polega na tym, że nie musisz go do tego namawiać. On wie, jaka to wielka sprawa.

Rozmawiałem z kadrowiczami, którzy mieli 1A – występ przeciwko ligowemu składowi Bośni i Hercegowiny na bocznym boisku Ankaragucu był dla nich jednym z najpiękniejszych wydarzeń w życiu. Bo jaki by to nie był mecz, reprezentujesz cały kraj. Polskę.

Rozmawiałem z piłkarzami, którzy sięgali szczytów europejskiego futbolu, choćby Kamila Glika. I gra dla reprezentacji, która przecież nie przynosi finansowych kokosów, to sam prestiż, sama mobilizacja, sama ekscytacja. Bo to granie na tych dziecięcych strunach, gdzie na podwórku każdy mógł tylko marzyć, że w tych barwach wystąpi. Gry w kadrze nie da się z niczym porównać – nie twierdzę tym samym, że finał Ligi Mistrzów to mniej, niż sparing reprezentacji. Nie, nie i długo nie. Ale gra dla Polski to potężny bagaż emocjonalny. To żywe, mimo upływu lat, marzenie. To, mimo wszystko, pewien bastion romantyzmu.

To po prostu zaszczyt.

Polanski tego jako zaszczytu nigdy nie traktował. Póki się opłacało – grał. Przestało się opłacać – nie grał.

Polanski, po pierwszej odmowie, powinien być skreślony definitywnie. Cyrk, który zdarzył się potem, był szmaceniem biało-czerwonych barw.

Reklama

Było jasne, że Polanski miał od początku do końca w dupie kadrę, potraktował ją instrumentalnie. Wykorzystał ją pod siebie. Otóż zawsze będę wolał zawodnika nieporównywalnie słabszego, ale faktycznie doceniającego fakt reprezentowania Polski, niż kolejnego Polanskiego.

Nie znaczy to jednak, że żadnego piłkarza z polskim paszportem, który nie wychował się nad Wisłą, będę skreślał w kontekście kadry. To, w obliczu zmieniającego się świata, w obliczu emigracji na Wyspy po dołączeniu Polski do Unii Europejskiej, byłoby szaleństwem.

W godnym reprezentowaniu kadry nie chodzi o to, by mieć korzenie sięgające Powstania Listopadowego, a bez takiego rodowodu to już ani, ani.

Dla mnie czymś wykluczającym nie jest nieznajomość języka, ale cyniczność rozgrywania reprezentacji Polski jako tematu w karierze. Pozamykały się inne opcje – a, zagram. Nic nie wiem o tym kraju, nie mam zamiaru dowiedzieć się więcej – ale rozegram te kilka meczów więcej.

Na razie nie ma żadnego dowodu, że Matty Cash w taki sposób traktuje kadrę Polski. A są pewne, by sądzić, że podchodzi do tego inaczej. Nie twierdzę, że to przykład jak z Adamem Matuszczykiem, który zawsze, choć wychował się w Niemczech, był w stu procentach Polakiem i marzył o reprezentacji biało-czerwonych. Ale – co słusznie zauważył Roki w swoim vlogu – nawet moment pojawienia się tematu jest wymowny. Jest po Euro, nie przed. Awans na mundial – ścieżka bardzo daleka. Taki moment buduje wiarygodność, bo Matty Cash nie ma tutaj nic na złotym talerzu. Talerz może się okazać zupełnie pusty.

Na pewno na ten moment nie mówię nie. Wiele będzie zależało od tego jak Matty Cash opowie o potencjalnej przygodzie z Polską, i czy uznamy, że to co mówi, jest szczere. Bo czy potrafię sobie wyobrazić, że – choć nie jest z tego nadania – fajnie reprezentowałby w pewnym sensie rzeszę Polaków, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii za chlebem? Historia jego rodziny jest inna, ale wciąż, mógłby stanowić pomost przed tymi licznymi Polakami, którzy układają sobie życie na nowo, ale dalej czują więź z Polską. Reprezentacja Polski jest również ich reprezentacją – być może wręcz na miejscu, z przyczyn dziejowych, byłby taki kadrowicz, jeśli chciałby wejść w taką rolę, świadom, że to znacznie większa odpowiedzialność, niż przyjazd na mecze.

Jak udźwignie tę polskość w sobie, jak będzie chciał ją zgłębiać – to zupełnie zmienia kontekst. Jeśli ma tylko przyjechać, a polski paszport zyskuje w sumie nie pod kątem kadry, a z przyczyn wygody po BREXICIE – mam wątpliwości. Niemniej wciąż może je rozwiać.

***

Więcej o Mattym Cashu w tym Vlogu opowiedział Roki, polecam – ujął to od naprawdę wszystkich stron, ja starałem się nie powtarzać w tym, co powiedział, więc śmiało możecie odpalić.

***

Jeśli chodzi o aktualne powołania do reprezentacji Polski, ze szczególnym uwzględnieniem Przemka Płachety – spieszę z odpowiedzią.

Zasadniczo mocno wątpię, by Przemek Płacheta był w formie, by pomóc reprezentacji Polski.

Wątpię również, by tak się pokazał w ostatnim swoim meczu – Szwecja na Euro – by zasłużył na powołanie.

Tryb, w jakim powoływani byli zeszłej jesieni Grosicki i Milik też raczej nie obowiązuje, bo Płacheta nigdy nie ważył dla kadry wiele. Był jednym z graczy na dorobku.

Nie jest to więc powołanie, któremu przyklasnę. Nie jest to powołanie, które rozumiem, nawet rozumiejąc, że każdy trener – selekcjoner również – nie wybiera aktualnie najlepszych piłkarzy, tylko tych, którzy mu pasują do kadry. Bo nie wiem jak obecny Płacheta mógłby do kadry pasować.

Ale jest jedna dzika karta, która broni Paulo Sousy. Otóż jest nią ostatni mecz Polska – Anglia, który mi się po prostu podobał. Podobała mi się nasza dyscyplina taktyczna, podobało mi się, że to nie była obrona Częstochowy, tylko – jeśli już narzekać na niewielką ilość sytuacji – obustronnie zamknięty mecz. Remis przyszedł w ostatniej akcji, więc znowu można psioczyć, że jedna sytuacja, a zmieniona cała narracja, bo co gdybyśmy przegrali 0:1 – z drugiej strony, nie mam wątpliwości, że był to remis zasłużony.

Podoba mi się ten projekt, a projekt musisz rozwijać według własnej wizji.

Dlatego prawem tej dzikiej karty powiem: na ten moment Paulo Sousa zasłużył na trochę zaufania. Chce powołać Płachetę – niech powoła. Niech zobaczy go w treningu. Niech sprawdzi co u niego. A może i da impuls w tym trudnym dla Płachety momencie – kadra co prawda nie powinna pełnić funkcji terapeutycznych, to by mogło prowadzić błyskawicznie do wielkich wykoślawień. Natomiast na teraz jestem w stanie przymknąć oko i zobaczyć, co to przyniesie.

***

Piłkarze młodsi od Marcina Radzewicza: Euzebiusz Smolarek. Łukasz Garguła. Ireneusz Jeleń. Maciej Iwański. Radosław Matusiak. Wahan Geworgian. Grzegorz Bronowicki. By wymienić kilku, bo wymieniać mógłbym do wieczora zawodników, o których wydaje się, że w poważnej piłce nie ma ich eony. A jednak Radza, kumpel Grzegorza Szamotulskiego z reprezentacji, były piłkarz BBTS-u Bielsko-Biała, w jego barwach w XX wieku debiutujący w Pucharze Polski, wraz z KKS-em Kalisz pozaginał ze trzy pokolenia młodszych od siebie piłkarzy, od Grosickiego po Kozłowskiego.

No ma dziś Radza swój dzień.

A w Pogoni definitywny koniec miesiąca miodowego, który trochę zapanował po poprzednim sezonie, powołaniach Portowców do kadry, perspektywach Kozłowskiego i transferze Grosickiego. Ostatecznie trzeba jeszcze wyjść na boisko i wygrywać mecze, a z tym Pogoni ostatnio nie idzie.

Ale w tym momencie zwalnianie Runjaica – takie głosy słyszałem – byłoby dla mnie absurdem. To oczywiste, że w tym momencie nie wyciska z tej drużyny tyle, ile mógłby. Ale wciąż bardziej wierzę, że ten sezon będzie dla Pogoni udany, jeśli Runjaic spróbuje wyjść z kryzysu, niż gdy wcisną tam reset.

Leszek Milewski

Fot. NewsPix

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Feta z goli Bellinghama lub Haalanda na Narodowym? Co nas czeka w Lidze Narodów     

AbsurDB
1
Feta z goli Bellinghama lub Haalanda na Narodowym? Co nas czeka w Lidze Narodów     

Felietony i blogi

Komentarze

37 komentarzy

Loading...