Powiecie, że porównywanie początków Leo Messiego i Cristiano Ronaldo w nowych klubach jest nie do końca fair. Bo Portugalczyk, który jadł chleb z kilku piłkarskich pieców, wraca do domu, a Argentyńczyk po raz pierwszy opuścił swój. Bo nieco inaczej wyglądały ostatnie tygodnie czy też miesiące w przypadku obu panów i nowy piłkarz Manchesteru United jest lepiej przygotowany do tego, by wejść do klubu z futryną. Bo to, bo tamto. I może sporo w tym wszystkim racji, ale jednak od porównań w przypadku tych panów uciec bardzo trudno, a wychodzi nam z niego, że Messi początek sezonu przegrywa z Ronaldo o kilku długości.
Nawet jeśli Portugalczyk jeszcze nie sprawił, że zbieraliśmy szczęki z podłogi, to cztery gole w trzech meczach mają swoją wymowę. Jest napakowany pozytywną energią, jest aktywny, pazerny, żeby przechylać szalę. Obiór Messiego jest diametralnie inny i to nie tylko dlatego, że jego licznik po trzech spotkaniach wskazuje zero.
PSG – Olympique Lyon. Zmarnowane szanse
Dziś był ten wieczór, na który Paryż czekał. Messi debiutował w Reims, ale w Szampanii pojawił się na boisku z ławki. Pierwszy raz w wyjściowej jedenastce u boku Mbappe i Neymara zaliczył w Brugii na poziomie Ligi Mistrzów – lepiej, ale to jeszcze nie było to. Co innego dziś – Parc des Princes, przyjeżdża Olympique Lyon, który dysponuje ciekawą paczką, cały świat patrzy.
Patrzy i widzi Messiego, którego po fajnym zgraniu piętą Mbappe zatrzymuje bramkarz.
Patrzy i widzi Messiego, który nie trafia w znacznie lepszej okazji, gdy finezyjnym zagraniem tak dla odmiany popisuje się Neymar.
Patrzy i widzi Messiego, który z wolnego trafia w poprzeczkę.
Patrzy i widzi Messiego, który nie podchodzi do rzutu karnego, bo to bierze na siebie faulowany (przynajmniej zdaniem sędziego) Neymar.
Patrzy i widzi Messiego, który schodzi z boiska w 76. minucie i strzela focha na Mauricio Pochettino.
Całość po prostu wygląda źle. Można oczywiście wyjść z założenia, że potrzeba czasu i podeprzeć się tym, iż dziś coś pomiędzy magicznym tercetem zaczęło się kleić, wyglądało to lepiej niż kilka dni temu w Belgii, ale przy tej skali projektu, przy takich nazwiskach, o cierpliwość znacznie trudniej niż zazwyczaj.
PSG – Olympique Lyon. PSG jednak zwycięskie
A PSG potrzebowało dzisiaj dobrej postawy liderów, bowiem Lyon podyktował twarde warunki rywalizacji. Drużyna Petera Bosza na początku sezonu pogubiła kilka punktów, ale do stolicy przyjechała zmotywowana i zdyscyplinowana. Paryskie gwiazdy długimi fragmentami przyćmiewał Lucas Paqueta, solidni byli również przede wszystkimi jego kompani ze środkowej strefy, przez co płynność gry gospodarzy szwankowała. Wszystko potoczyć się mogło bardzo źle dla paryżan już na początku, bowiem zaśmierdziało czerwoną kartką po brutalnym wejściu di Marii. Pan Turpin wlepił tylko żółtko i kazał grać dalej, ale jak dodamy do tego kontrowersyjnego karnego, o którym już napomknęliśmy, nie zdziwimy się, jeśli Lyon przez tydzień będzie nakręcał narrację o krzywdzie, która spotkała drużynę na obcym terenie.
Dowodem na dobry mecz gości była bramka, którą na początku drugiej połowy strzelił Paqueta, którego przytomnym podaniem obsłużył Toto Ekambi. Ale o ile Messi nie zareagował i z czasem opuścił murawę (zmiana uzasadniona), o tyle Neymar i Mbappe już tak. Pierwszy wypracował i zamienił na gola wspomnianego karnego, choć – jeszcze raz podkreślimy – dyskusyjnego. Drugi w doliczonym czasie gry, gdy wszyscy byli już raczej pogodzeni z jednym punktem, posłał ciasteczko na głowę Icardiego, dzięki czemu PSG ma komplet punktów w Ligue 1.
Argentyńczyk jednak bohaterem PSG – pal licho, że nie ten, który miał nim być.
PSG – Olympique Lyon 2-1
Neymar 66′ (karny), Icardi 90+3′ – Paqueta 54′
Fot. newspix.pl