Reklama

Uporczywe pchanie się na szafot. Świat Zdenka Zemana

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

17 września 2021, 09:55 • 15 min czytania 33 komentarzy

Zdenek Zeman kopcił jak smok. Trzy paczki dziennie. Sześćdziesiąt papierosów wypalonych aż do cna, aż do samego filtra. Luigi Garlando, włoski dziennikarz, pisał, że dym jest metaforą niespójności stylu jego drużyn – gryzie, szczypie i pali, ale i rozpływa się w powietrzu. Kiedy Sammy Moody, nieznający się na futbolu angielski ilustrator, dostał zlecenie na ołówkowy portret Il Boemo, obejrzał zaledwie kilka jego zdjęć i już wiedział, jaki aspekt codzienności ekstrawaganckiego trenera będzie kluczem do wiernego zaprezentowania jego wizerunku. Patrzysz na Zemana, przyglądasz się mapie zmarszczek na jego twarzy, wodzisz za jego przenikliwie znudzonym spojrzeniem, ale ostatecznie i tak uwagę kradnie plastycznie palony szlug.

Uporczywe pchanie się na szafot. Świat Zdenka Zemana

Nigdy nie liczę wypalonych petów – tylko denerwowałbym się i paliłbym jeszcze więcej”, mówił. Tak zapamiętała go historia. Tej legendy już się nie aktualizuje, obrazki zostają na zawsze. A Zdenek Zeman, na uboczu wielkiej piłki, zmienił swoje podejście. Czasami rzuci, że zredukował nałóg do pięciu-sześciu papierosów dziennie, a potem dodaje, że tak naprawdę nie palił od wielu miesięcy. Jedno się nie zmieniło – futbolowy rewolucjonista ogląda coraz mniej meczów. I ma ku temu poważne powody.

Pietro Sciotto, prezydent A.C.R. Messina, zobaczył Zdenka Zemana na Stadio Olimpico podczas inauguracji Euro 2020. Zerwał się ze swojego miejsca. Zostawił swoich zdziwionych towarzyszy. Przeszedł kilka rzędów w dół. Przysiadł się i bez przywitania zaczął zwierzać się Czechowi ze swojego największego marzenia. Zeman kiwał głową, uśmiechał się, odpowiadał niskim głosem. Sciotto miał już cały plan. Plan sprowadzenia Zemana do Mesyny. Na pożegnanie podali sobie ręce. „Zobaczymy”, padło z ust Il Boemo, a Sciotto był wniebowzięty. Trzy tygodnie później Zdenek Zeman został zaprezentowany jako trener Foggii.

– Czy mam żal? Boże święty, nie mam żalu! Zawsze bezbrzeżnie fascynował mnie Zeman. Może jestem dziwny, ale kiedy oglądam piłkę, nie patrzę na prezydentów, działaczy, dyrektorów, piłkarzy czy kibiców, a właśnie na trenerów. Fascynują mnie ich osobowości. Zwierzyłem się z tego Zemanowi. Myślę, że mu to zaimponowało. Dlaczego nie wyszło? To oczywiste, do samego końca czerwca nie byliśmy pewni awansu na Serie C, graliśmy w Serie D, więc Zeman niestety ożenił się z Foggią. Dla mnie to dalej jest marzenie: on jest świetnym trenerem. Każdy klub układa na swoją modłę i to jest tak piękne, że nie mam słów – egzaltował się Pietro Sciotto.

Reklama

Trzy miesiące później Foggia pokona Messinę 2:0 w Pucharze Włoch. Zdenek Zeman powie, że „pierwszą połowę puści sobie na rozbudzenie przed kolacją”, drugą „przed snem dla szybszego uśpienia umysłu”, a w ogóle to jego zespół „zbliża się do perfekcyjnego kształtu”.

Zdenek Zeman – narodziny kultu

Foggia to miejsce narodzin kultu Zdenka Zemana. Czech wyśmiałby to okrutnie. „Pozostawmy kult świętym”, obruszał się, kiedy rzymscy fani chcieli z niego zrobić bożka. Ale to tutaj, w Apulii, na nizinie Tavoliere, ktoś bezinteresownie, straceńczo, irracjonalnie zakochał się w nim po raz pierwszy. Pasquale Casillo, legendarny właściciel klubu z przełomu lat 80. i 90., obserwował go po cichu, kiedy Zeman brawurowo prowadził pełną juniorów drużynę z Licaty do wygrania Serie C2. Nikt na nich nie stawiał, nikt od nich nic nie wymagał. Może się utrzymają, może nie – światu było wszystko jedno. Tylko Zeman miał inne zdanie – viva futbol, viva radość, viva 4-3-3, viva ofensywa. Casillo imponowała ta werwa. Objawiała mu się wizja tego czeskiego szaleńca na ławce Foggi. Najpierw jednak chciał go zobaczyć na własne oczy.

500 PLN ZWROTU BEZ OBROTU – ODBIERZ BONUS NA START W FUKSIARZ.PL!

Okazja przydarzyła się niedługo później. Bezpośrednie spotkanie: Foggia naprzeciwko Licaty, Licata naprzeciwko Foggii. To był szalony, zemanowski mecz. Licata przegrała 0:4, a Casillo był zachwycony. Nie wygraną swoich piłkarzy, nie dopisaniem punktów do ligowej tabeli, nie czteroma strzelonymi bramkami i czystym kontem. Casillo ponoć chodził po klubie i wychwalał Zemana. „Przypominali dziką watahę wilków, która niezależnie od liczby straconych pobratymców, walczy aż do ostatniej kropli krwi ostatniego członka sfory”, opisywał swoje wrażenie po latach. Który trener na świecie zbierałby komplementy po dostaniu w papę 0:4? No który? Żaden inny, to nie podlega żadnym wątpliwościom.

Wtedy Zdenek Zeman wszedł na szafot po raz pierwszy. I nie ostatni.

Jak komunizm

Bo wszystkie jego trenerskie przygody ze złotych dla niego lat 90. kończyły się tak samo – zgilotynowaniem. To nawet nie było ucieleśnienie motta Michała Probierza: „trener zawsze żyje na walizkach”. Nie, to zawsze było coś więcej. Wraz z każdym zwolnieniem Zemana na chwilę umierała idea. Zawsze jedna, zawsze ta sama.

Reklama

Giuseppe Signori, były piłkarz Foggii i Lazio: – Są tylko dwie rzeczy, których Zeman nie toleruje: kiedy ktoś asekurancko oddaje piłkę do kolegi z drużyny lub kiedy ktoś biegnie w kierunku narożnika boiska, zamiast przekierowywać grę w stronę pola karnego drużyny rywala. Nie musisz patrzeć w lewo, nie musisz patrzeć w prawo, nie musisz oglądać się za plecy. Patrz do przodu. Tak mówił.

Giuseppe Pollicelli, włoski dziennikarz: Niczym komunizm: Zeman chce zbawienia przegranych i opuszczonych, zawsze demagogicznie uważanych za dobrą stronę. Niczym komunizm: Zeman rzuca rękawicę bogatszym, wygrywającym, odnoszącym sukcesy. Niczym komunizm: Zeman ma zaprzysięgłego wroga, tutaj Juventus, który kojarzy mu się z wielkim kapitałem, machlojkami, podejrzanymi ruchami, który jest też dla niego potężnym alibi do usprawiedliwiania własnych porażek, gdy własna wizja, co nieuniknione, zacznie przyjmować karykaturalne wymiary. 

Giuseppe Sansonna, reżyser filmu dokumentalnego Zemanlandia: – Zeman nie może odnieść sukcesu, jeśli nie będzie wokół niego mikroklimatu. Piłkarze muszą za nim podążać, bo w zamian rozwiną się taktycznie i psychologicznie. Starszyzna niekiedy się buntowała, ale młodzi zawodnicy poszliby za nim w ogień. To jest powód, dla którego Zeman lepiej współpracuje z młodzieżą niż ze znanymi piłkarzami.

Zdenek Zeman rzucał wyzwanie catenaccio. Na zakochanym w defensywnym stylu gry Półwyspie Apenińskim budował drużyny skrajnie ofensywne, komicznie wręcz skupione na kontestowaniu zastanej rzeczywistości. Lubował się w porypanych meczach. Ot, taki bój z Milanem i Fabio Capello. Do przerwy Foggia prowadziła 2:1. Po dziewięćdziesięciu minutach było 2:8. Kibice oklaskiwali Zdenka Zemana i jego drużynę, bo… ani przez chwilę Foggia się nie wycofała.

W tamtym sezonie ekipa z Apulii zajęła dziewiąte miejsce w Serie A. Bilans bramkowy? 58 goli strzelonych, 58 goli straconych. Status quo. Idealne zero w naturze. Tylko jedna drużyna w lidze strzeliła więcej i tylko jedna drużyna w lidze straciła mniej.

Lazio potrafił:

  • pokonywać Juventus – 4:0 i 4:2, ale i przegrywać 3:4 i 2:4,
  • pokonywać Milan 4:0 i 3:0,
  • ale też przegrywać z CD Tenerife 3:5.

Romie potrafił:

  • przegrywać z Interem 4:5, 1:4, 0:3,
  • ale i gnieść Milan 5:0.

POSTAW NA SIEBIE NA FUKSIARZ.PL

Na przełomie wieków we Włoszech wystarczyło zatrudnić Zdenka Zemana, żeby z dnia na dzień, właściwie z miejsca, stać się najlepszą ofensywą w lidze. To ostatnie miejsce w tym tekście na mini-hagiografię. Życie Zemana to wdzięczny materiał. To dla tego sportu Don Kichot, Don Juan, Petrarka – można przebierać, wybierać, do woli. Można byłoby to podlać kilkudziesięcioma dyżurnymi cytatami z długoletniej twórczości Zdenka Zemana. Najlepiej brzmi ten: „jeśli strzelisz dziewięćdziesiąt goli, naprawdę nie musisz martwić się tym, ile stracisz”. Albo ten: „nie ma nic haniebnego w byciu ostatnim, jeśli zachowujesz godność”.

Nie zaszkodzi podeprzeć się zdaniem autorytetów. Arrigo Sacchi uważał, że „Zeman nie dokonuje cudów, ale jest jednym z niewielu geniuszy naszego futbolu”, że „przegrywa tylko wtedy, gdy piłkarze nie chcą współpracować”, że „jego drużyny to symfonie harmonii i piękna”. Pep Guardiola zachwycał się „szaleńczym pędem” i „renesansowym pięknem jego drużyn”. Peany na jego cześć wygłaszali liczni wychowankowie: Alessandro Nesta, Francesco Totti („Pięciu najlepszych włoskich piłkarzy? Totti, Totti, Totti, Totti, Totti”, obowiązkowe przypomnienie o tych słowach), Salvatore Schillaci, Luigi Di Biagio, Francesco Baiano, Jose Antonio Chamot, Dan Petrescu, Lorenzo Insigne, Marco Verratti i Ciro Immobile.

A gdzieś w międzyczasie Zdenek Zeman nieodwracalnie wypadł z wielkiej piłki.

Jedna wielka apteka

Kapitalnie pokazał to Szymon Janczyk w tekście „Zemangate, czyli prawda o dopingu w Juventusie i świecie calcio”. 25 lipca 1998 roku udzielił przełomowego wywiadu w „L’ Espresso”. Środowisko włoskiego futbolu nazwał „apteką”. Wskazywał nazwiska, kierunki, informował, pomawiał. Fragmenty wywiadu:

Koncerny oferują magiczne pigułki dla szefów klubów, którzy myślą tylko o biznesie. Dla piłkarzy, którzy bardziej niż zdrowiem, martwią się pieniędzmi. Nie jestem demagogiem, mówię głośno o tym, od czego środowisko wrze. Nie tylko w kolarstwie, ale i w futbolu chcemy przykryć braki środkami farmaceutycznymi. Kary za doping we Włoszech dotknęły Peruzziego i Carnevale, Maradonę i Canniggię zawieszonych za kokę. W międzyczasie piłkarzom oferowane są środki podnoszące ich wydajność o 50%. Myślałem, że leki podaje się chorym, a ci, którzy grają w piłkę, są zdrowi. Zaskakuje mnie tempo, w jakim poprawia się budowa ciała piłkarzy Juve. Moje zdumienie zaczyna się od Vialliego, a kończy na del Piero. Myślałem, że takie efekty są możliwe tylko w kulturystyce, po latach ćwiczeń.

Prawdę mówiąc, gdy trafiłem do Lazio, też podawaliśmy graczom małe dawki kreatyny (we Włoszech była ona wtedy zakazana – przyp.). Powiedzmy, że podążałem za trendem. Byli zawodnicy, którzy mówili, że zaleca im to trener reprezentacji. Starałem się mieć pewność, że dawkowanie jest pod ścisłym nadzorem lekarza. W calcio zawsze było coś, co nazywałem cukrem. Pewna substancja dodawana do płynów. Był też miks aspiryny z kawą, który sprawiał, że dostawałeś energii. Jestem romantykiem, który uważa, że koncepcja na boisku liczy się bardziej od chemikaliów. Ale nie jestem naiwny. Wiem, że w Serie A są piłkarze, którzy się szprycują. Być może nawet w mojej Romie. Tylko czemu jest to temat tabu? Bo to zaszkodzi biznesowi. Przymyka się oko na takie rzeczy, bo istnieje tyrania sponsorów, telewizji, która płaci coraz większe pieniądze, a to byłby negatywny PR. Z pogoni za pieniędzmi, wkrótce z futbolu zrobi się codzienny rytuał”.

Wybuchł skandal.

Zdenek Zeman stał się centralną postacią calcio. Pół kraju go kochało, pół kraju go nienawidziło.

Fragment tekstu „Zemangate, czyli prawda o dopingu w Juventusie i świecie calcio”:

W 1998 roku rzekomo miał na stole ofertę z Barcelony. Sześć lat później trenował natomiast Avellino. Zdaniem Czecha, duży wpływ na to, w którą stronę potoczyła się jego przygoda, miał rzeczony wywiad, który rozpętał awanturę. Zadzierają z Juventusem, Zdenek zadarł z jednym z najpotężniejszych ludzi we włoskiej piłce. Zwanym capo di tutti capi futbolu, Luciano Moggim. Pewnie kojarzycie go z calciopoli. Tak, jak widać, Moggi zawsze był tam, gdzie działo się coś dziwnego. W każdym razie Moggi miał nakłaniać szefów klubów, żeby ci porzucili myśli o zatrudnieniu czeskiego trenera. Potwierdził to prezydent Bolonii, Gazzoni Frascara. Podobny los miał go spotkać, gdy był bliski objęcia Palermo.

– Ktoś stawiał veto przy jego nazwisku. Podobno w czasach pracy w Romie, klub dostał ultimatum. Albo zwolnicie Zemana, albo Roma już nigdy niczego nie wygra – pisał w „Repubblice” Alessandro Capponi.

Zeman szczerze nienawidził Moggiego. – Było wiadomo, że „ktoś” skutecznie powstrzymuje mnie przed powrotem do Serie A – mówił w rozmowie z „Blizzardem”. – Jeśli mam być szczery, jestem szczęśliwy, że nic nigdy nie łączyło mnie z tym człowiekiem. Nie żałuję tego, o czym kiedyś mówiłem. Nie jestem „pentito”. Pracuję w sporcie tak długo, że zawsze miałem przekonanie, że należy przede wszystkim bronić ducha gry. Moggi jest mi winien karierę. Byłem jednym z najlepszych trenerów w kraju, a nie mogłem znaleźć pracy. On chciał mnie zniszczyć.

– Myślałem, że ideą sportu jest rywalizacja. Jeśli chcesz poprawić wyniki, robisz dodatkowe okrążenie na boisku, albo serię na siłowni. Ludzie myślą, że przez to, co powiedziałem, zostałem wyrzutkiem w świecie sportu. A przecież powiedziałem tylko to, o czym każdy myślał. Co każdy popiera – kontynuował w innym wywiadzie.

Czeski trener nie wrócił już na salony w wielkim stylu. Gdy miał okazję mierzyć się z Juventusem, zawsze czekało na niego gorące przywitanie, pełne bluzgów, wyzwisk i szyderstw. W Turynie wierzono, że Zeman jest wrogiem, który chce zniszczyć ich ukochany klub. 

„Co robisz w wolnym czasie? Palę…”

Minęło wiele lat. Zdenka Zemana wspierano w wielu częściach kraju. Wywieszano transparenty, skandowano jego nazwisko. Jak on na to wszystko odpowiadał? Nigdy nie milczał, ale też rzadko odnosił się do czegokolwiek. Bo choć z Zemana wielu próbuje zrobić intelektualistę, myśliciela, filozofia, choć wielu ukazuje go w pozach godnych Bohumiła Hrabala czy innego Milana Kundery, to on zbija ten patos w najskuteczniejszy możliwy sposób – podczas wystąpień medialnych jest mrukliwy, gburowaty, małomówny, prostolinijny, żeby nie powiedzieć: prosty.

Fragment wywiadu z 2000 roku.

– Co robisz w wolnym czasie?
Palę…

– Czy kiedykolwiek myślałeś o poważnym rzuceniu palenia?
Tak.

– Dlaczego nie rzuciłeś więc palenia?
Bo nie. 

Fragment wywiadu z 2002 roku.

– Jak skomentujesz transparenty polityczne na stadionach?
Na stadion trzeba chodzić tylko po piłkę nożną i na mecz.

Fragment wywiadu z 2005 roku.

Lubisz oglądać telewizję? 
Tak.

Ulubiony program? 
Sport.

Ulubiony film? 
Lot nad kukułczym gniazdem.

Dlaczego? 
Bo to podobne do sportu.

Fragment wywiadu z 2006 roku.

Ma pan szerokie horyzonty…
– I co teraz? Mam mówić o sztuce? O polityce? O ekonomii? Pracuję w piłce nożnej, jestem trenerem, to jest moja dziedzina. Jeśli dziennikarz przychodzi do mnie, to po to, żeby zdobyć kompetentną opinię o futbolu. Jeśli chce kompetentnej opinii o czymś innym, to nie idzie do mnie, bo to tak jakby poszedł do prostego chłopa. A sama wiesz, że nikt nie pyta o opinię zwykłego chłopa. 

Zdenek Zeman – szaleniec, naiwniak czy idealista?

Pan ciekawostka 

Zdenek Zeman nigdy nie zdobył żadnego trofeum w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przylgnęła do niego łatka niepoprawnego romantyka. Zdradzonego przez wszystko i wszystkich, co ponoć najgorsze w futbolu – klubowe szychy, pieniądze, biznes, pogoń za sukcesem, współczesność. Nawet kiedy było najlepiej, nawet kiedy jego wizja kwitła, nigdy nie było idealnie. Nigdzie nie osiągnął średniej punktowej powyżej 2.0 punktu na mecz. Zwolnili go z Lazio, zwolnili go z Romy. Kompletnie nie wyszło mu w Turcji, Serbii i w Szwajcarii. Niekiedy wyśmiewano jego przedpotopowe zasady i katorżnicze metody pracy. To całe wbieganie na schody stadionu, górskie zgrupowania, teksty typu: „niektórzy gracze narzekają, że za dużo biegają? W Pescarze mieszkam nad brzegiem morza i każdego ranka widzę dużo biegających ludzi. I nikt im nie za to nie płaci, a i tak biegają” albo „jak narzekają, że bolą ich nogi, to dobrze, są gotowi do gry”.

Zdenek Zeman stał się ciekawostką.

Tym bardziej, że współczesny świat lubi uogólnienia, ujednoznacznienia, a Zeman, w swojej skrajności, był i jest wzorcowym wręcz celem. Swego czasu często wypowiadał się na temat fenomenu Jose Mourinho. Chwalił go za podejście do ludzi, bezkompromisowość, charakterystyczność, bezczelność, zarządzanie ego w szatni Interu, ale też krytykował Portugalczyka za toporny styl grania jego drużyn i defensywną taktykę, która przyniosła wygranie Ligi Mistrzów. Twierdził, że to żadna sztuka wygrywać z najlepszymi piłkarzami świata w taki sposób. Mourinho odpowiedział w swoim stylu:

– Szanuję opinię każdego, także Zemana, ale kim on jest? Gdzie gra? Muszę dowiedzieć się co takiego wygrał. Teraz jestem na wczasach, ale jak będę miał trochę wolnego czasu, dokształcę się przy pomocy Google… 

Zdenek Zeman wracał wtedy do wielkiego futbolu. Poprowadził Pescarę do Serie A, zbudował dla włoskiej piłki tercet Verratti-Imobile-Insigne i przychodził na zbawienie Romie. Wyszło zemanowsko – 3:0 z Atalantą, 4:2 z Milanem, 4:2 z Genuą, 4:1 z Palermo, ale też 2:4 od Cagliari, 1:4 od Napoli, 1:4 od Juventusu. Przeciw jego wizji buntowali się nawet liderzy Romy z Daniele De Rossim na czele, a Francesco Totti, mimo całej swojej wdzięczności dla Zdenka Zemana, wiedział, że ten projekt nie ma szans się obronić. Nie w tym wydaniu i nie w tych czasach.

W imię Einsteina

Teraz, już na trenerską starość, Zdenek Zeman kieruje się głównie sentymentami. W 2017 przejął Pescarę po Massimo Oddo w czasie trwania sezonu Serie A. Po 24. kolejkach Pescara miała na koncie zaledwie dziewięć punktów i do miejsca gwarantującego utrzymanie w elicie traciła trzynaście oczek. To była misja z gatunku niemożliwych, ale Zeman przekonywał, że „wraca, bo jest coś temu klubowi winny” i zapowiadał, że „można spodziewać się dużych rzeczy”. Problem w tym, że Massimo Oddo był wiernym i oddanym wyznawcą szkoły Zdenka Zemana. Też stawiał na skrajną ofensywę, też zaniedbywał obronę. Więc choć Zeman zaczął od 5:0 z Genoą, bo miał do tego materiał, to skończył na czterech nieprzegranych meczach na czternaście spotkań do końca sezonu. Mało? Kiedy zwalniano go z Pescary, już w Serie B, klub zajmował trzynaste miejsce w tabeli.

To dalej były te same metody, te same pomysły – ponoć zaczerpnięte z piłki ręcznej i hokeja, czyli 4-3-3, skrajnie ofensywni skrzydłowi i boczni obrońcy, skrajnie wymęczeni stoperzy, przewaga liczbowa pod polem karnym, zrywanie z kultem posiadania piłki, żadnych podań do tyłu, prawie żadnych podań do boku. W myśl zasady: „wynik jest przypadkiem, styl jest miarą”.

Tylko, że to zawsze przynosiło ten sam efekt – mnóstwo emocji, mnóstwo radości, ale i szafot na końcu. Bo nie da się ciągle robić tego samego i oczekiwać innych rezultatów, jak miał głosić pewien słynny niemiecki naukowiec.

„Nie oglądam meczów”

Zdenek Zeman powiedział kiedyś, że chciałby pracować do osiemdziesiątego roku życia, ale to niemożliwe, bo nikt mu na to nie pozwoli. Ma siedemdziesiąt cztery lata i znów podjął się pracy. Serie C. Foggia. „W Serie C możemy zbudować więcej niż w Serie A”, zapowiada tak przewrotnie, jak szalenie. Jakie są jego cele?

– Zwykłe: budowanie zawodników, zabawianie widowiskową, czystą piłką nożną, rozgrywaną zgodnie z zasadami. I udowodnienie, że Zemanlandia jeszcze się nie skończyła i nadal można ją recenzować. Mam do tego materiał. Chłopcy natychmiast utworzyli grupę. Wydają mi się dobrzy, dostępni, nie zaprzątają mi głowy swoimi problemami. Mają mało tatuaży, nie męczą siebie i mnie Instagramem, tylko o to mi chodzi. 

Jak Zeman postrzega zaś rzeczywistość, z którą walczył przez lata? Dwie konferencje prasowe, dwa pytania, dwie odpowiedzi.

Czy włoska piłka wyszła z aptek?
– Nie wiem. Już tego nie sprawdzam. 

Czy piłka nożna kiedyś odejdzie od kultu pieniądza? Czy sama się naprawi?
– Nie.

Nie ogląda zbyt wielu meczów. Jakiś czas temu mówił:

– Lubisz jeszcze oglądać mecze? Ja nie za bardzo. Oglądam, ale rzadziej, bo jestem nałogowcem, ale to już nie to samo. To już nie mój świat.

Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Zdenek Zeman i tak nigdy nie zważał na to, co chcą zaprezentować rywale jego drużyn. Ważne, że jego drużyny od ponad czterdziestu lat prezentują dokładnie to samo. Bez żadnych modyfikacji.

Gęstość metafory

Zdenek Zeman jest Sycylijczykiem. Sam tak się określa, bo zimna wojna zmusiła go do emigrowania z Czech do Włoch. Zyskał włoskie obywatelstwo, wziął za żonę Chiarę Perricone z Sycylii. Idealnie się składa, bo nie ma na Półwyspie Apenińskim miejsca, które lepiej oddaje złożoność jego osobowości niż największa wyspa na Morzu Śródziemnym, gdzie przecinają się kulty, tradycje, języki, kultury, kontynenty. Fragment wywiadu z Jarosławem Mikołajewskim, polskim pisarzem, znawcą Sycylii w Travel Magazine:

Jeśli podróżować na Sycylię to tak, żeby ta podróż była na zawsze. To nie może być zwiedzaniem. To nie jest tak, że Sycylia jest metaforą czegoś. Tylko jest rzeczywistością tak dziwną, że aż jest metaforą. Ale tego się nie dopowiada. Więc lepiej powiedzieć, że Sycylia jest metaforą ze względu na swoją rzeczywistość, która przekracza rzeczywistość dosłowną, dosłowne pojmowanie. Wiadomo, że tam o coś więcej chodzi, niż widać. Sens Sycylii nie wyczerpuje się w widzialnym. Ona jest po prostu metaforą przez swój sposób bycia. Ona ma gęstość metafory.

Taką samą gęstość metafory ma Zdenek Zeman. I analogicznie: jeśli podróżuje się w meandry filozofii Il Boemo, to ta podróż musi być na zawsze. Dla niego nie ma od niej ucieczki. To uporczywe, nieprzerwane pchanie się na szafot.

JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

33 komentarzy

Loading...