Polskie kluby rzadko są stawiane w roli faworytów, którzy muszą rywalowi wcisnąć dwie-trzy bramki i pojechać do domu. Może gdzieś w pierwszych rundach, kiedy wszyscy poważni są jeszcze na urlopach, ale i to coraz rzadziej. Jesteśmy w takiej pozycji, że kolejne mecze musimy czasem upchnąć kolanem – planem, cwaniactwem, też szczęściem. I Legia to robi, za co wielkie brawa.
LEGIA WARSZAWA. KONIEC Z MARTYROLOGIĄ
Przyznajcie – dość już macie tej wiecznej martyrologii polskiego futbolu. Ach, jak oni grali, jak walczyli, jak było blisko, ale na końcu: niestety dupa. To rywal ma większy spryt, to rywalowi piłka spadnie pod nogi w polu karnym w ostatniej minucie, a nam zostają pytania. Czy powinien być rzut karny, co by było gdyby i tak dalej.
Takich meczów tylko w XXI wieku mieliśmy dziesiątki. Do dziś przecież niektórzy zastanawiają się, co by było gdyby sędzia uznał bramkę Penksy z Panathinaikosem, gdyby Radović grał z Ajaksem, cokolwiek. A ta Legia jest inna. Nie trzeba się zastanawiać, można obserwować ciekawe wyniki.
Najpierw było Bodo/Glimt i wywalczone 3:2 na wyjeździe. Potem męczarnie z Florą, tutaj akurat mieliśmy pretensje, ale zwycięstwo jest zwycięstwem. Następnie remis wywieziony z trudnego terenu w Zagrzebiu. Jeszcze dalej – cenny remis ze Slavią w Pradze, a potem odwrócenie wyniku u siebie. Właściwie za każdym razem te spotkania mogły pójść w inną stronę, natomiast jednak szły po myśli Legii i to nie jest przypadek.
Oczywiście można odbić piłeczkę i wspomnieć o Dinamie u siebie, kiedy to akurat Chorwaci skorzystali z jednego błędu Legii i wygrali, natomiast bilans ekipy Michniewicza i tak jest skrajnie korzystny. Legia – mimo często problemów kadrowych – jest wyrachowana. A tego nam w Europie brakowało. Cwaniactwa, wygrywania trudnych meczów. Lech miał to w zeszłym sezonie w eliminacjach, ale w grupie już zatracił. Można mieć nadzieję, że z Legią będzie inaczej.
NAJLEPSZY SLISZ, ŚWIETNE WEJŚCIE KASTRATIEGO – OCENY PO MECZU ZE SPARTAKIEM
LEGIA WARSZAWA. HISTORIA UCZY
Niech to będzie taka historia jak za Henninga Berga. Pamiętacie pierwszy wyjazdowy mecz za Norwega w fazie grupowej? Trabzon. Tam też gospodarze mieli przewagę, wręcz ogromną – 22 strzały do dwóch. Wydawało się, że muszą wygrać, natomiast to Legia na początku znalazła drogę do bramki po prostopadłym podaniu do Kucharczyka i wyniku już nie oddała. Był plan, było cwaniactwo, było też szczęście. Wszystko się zgadzało.
Tak jak dziś. Wynik nie wziął się z przypadku, można było żebrać o 0:0, ale Legia dokonała ofensywnych zmian. Wszedł Kastrati, który nie boi się pójść w drybling, Muci, który potrafi zrobić coś z niczego, Pekhart dający oddech z przodu. To wszystko miało ogromne znaczenie. My nie mamy w Europie błagać o punkty, tylko je wywalczać.
Trzy oczka po meczu na wyjeździe. Oczywiście z teoretycznie najsłabszym rywalem, ale który i tak był faworytem. Można bardzo realnie myśleć o przepustce do Ligi Konferencji. A kto wie, czy nie o czymś więcej.
NAJLEPSZE MOMENTY POLSKICH DRUŻYN W LIDZE EUROPY
Fot. FotoPyk