Reklama

Słodko-gorzki powrót Grosickiego. Lech rzutem na taśmę wyszarpał remis

redakcja

Autor:redakcja

28 sierpnia 2021, 20:53 • 4 min czytania 103 komentarzy

14 lat, 3 miesiące i 2 dni – tyle minęło od ostatniego występu Kamila Grosickiego w barwach Pogoni Szczecin. W tygodniu przedmeczowym prezentował się na treningach z dobrej strony – nie było widać aż tak dużych zaległości – tak więc szkoleniowiec Portowców, Kosta Runjaić, zapewnił, że otrzyma szanse gry w meczu z Lechem Poznań. I mógł być to dla niego bardzo radosny powrót. Nie dość, że rozruszał apatyczną ofensywę swojej ekipy, to zaliczył kluczowe podanie przy bramce na 1:0. Ale wręcz wymarzony scenariusz święta w samej końcówce popsuł mu Pedro Tiba.

Słodko-gorzki powrót Grosickiego. Lech rzutem na taśmę wyszarpał remis

83-krotny reprezentant Polski wszedł na boisko w 70. minucie. Nie trzeba było długo czekać na to, aż weźmie na siebie ciężar gry. Ba, zaprezentował pełen repertuar typowych dla niego zagrań. Szarpał na skrzydle, brał się za rozegranie, adresował niekonwencjonalne podania w szesnastkę rywala. Dośrodkowanie zewniaczkiem? Proszę bardzo.

Złośliwi powiedzą, że akurat on musiał zawitać do szczecińskiej, by Luka Zahović wreszcie się odblokował. „Grosik” inteligentnie wypatrzył wbiegającego w pole karne Kacpra Smolińskiego, który wystawił patelnie słoweńskiemu napastnikowi.

Jednak show skradł mu Tiba. Portugalczyk zaliczył genialną zmianę.

Gdyby miał więcej szczęścia, a koledzy zaprezentowali lepszą skuteczność, spokojnie zakręciłby się koło noty marzeń. Niemniej bramka z woleja w doliczonym czasie i tak powinna być dużym powodem do satysfakcji. Wszak ostatnimi czasy mocno zawodził, a dziś zapewnił cenny punkcik. Cenny, bo wyszarpany w osłabieniu, po tym, jak Nika Kvekveskiri złapał drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska.

Reklama

Lech w ostatniej chwili uciekł ze stryczka. Z kolei Pogoń może co najwyżej pluć w sobie w brodę. Dobrze, że oba zespoły w końcówce nieco przyprawiły to spotkanie, bo długimi fragmentami było strasznym paździerzem. Zwłaszcza w pierwszej odsłonie.

Lech – Pogoń. Niemożliwie nudna partia szachów

Jasne, nie spodziewaliśmy, że od początku zobaczymy niesamowicie intensywną naparzankę. Że któryś zespół od razu skoczy rywalowi do gardła i zacznie go dusić. No, ale co tu dużo ukrywać – obserwowaliśmy rozrywkę niskich lotów, nawet dla freaków i koneserów.

Niby Lech nieźle przyspieszał akcje, tyle że strasznie dużo nerwowości wkradło się w poczynania ofensywne piłkarzy z Poznania. Kilka razy mogli wyprowadzić groźną kontrę, lecz brakowało ostatniego, dopieszczonego podania. Momentami naprawdę niebywale irytujące były te niecelne zagrania lub złe decyzje zawodników Kolejorza.

Ale Pogoń nie potrafiła z tego skorzystać, skarcić za rywala za niechlujność. Rzecz jasna ekipa ze Szczecina konstruowała ataki zbyt wolno, zbyt czytelnie, w tempie rodem z handballu.

Co ciekawe – szczecinianie mogli znakomicie rozpocząć spotkanie. Najpierw blisko szczęścia był Piotr Parzyszek, ale najlepszą okazję po dośrodkowaniu z rzutu rożnego miał Benedikt Zech. Austriak był kompletnie niepilnowany w polu karnym, ale, zamiast spokojnie przymierzyć, huknął z całej siły Efekt? Piłka poleciała w trybuny. To absolutnie powinien być gol.

I tak płynął czas (idealny na drzemkę). Bramkarze obu zespołów równie dobrze mogli rozłożyć sobie leżak i zamówić średnią hawajską.

Reklama

Lech – Pogoń. Głupota Kvekveskiriego

Od razu po przerwie Maciej Skorża postanowił wprowadzić trochę ożywienia do słabo funkcjonującego środka pola, na czele z Joao Amaralem. Michała Skórasia zmienił wcześniej chwalony mocno Pedro Tiba. Co najlepsze – zaraz po wejściu mógł zostać dżokerem, zapewniającym błyskawiczny efekt. Najpierw posłał kapitalne prostopadłe podanie do Mikaela Ishaka, a Szwed wyszedł sam na sam ze Stipicą, tyle że obrona Pogoni zdołała go zatrzymać i wybić piłkę. Ostatecznie zaś spadła pod nogi Tiby i bez zastanowienia sieknął z dystansu.

Ależ to mógł być gol i wejście smoka. Natomiast na jego nieszczęście – nic zaskakującego – świetną robinsonadą popisał się golkiper gości. Trochę kazali nam czekać piłkarze na pierwszy celny strzał. Zresztą to był dla podopiecznych Kosty Runjaicia mocny sygnał, że Lech zaczyna się rozkręcać.

I rzeczywiście Kolejorz podkręcił mocno tempo, ale szczecinianie wydatnie pomogli mu w tym, notując głupie straty na własnej połowie. Zabrakło tylko skuteczności. No i akurat, gdy złapał dobry rytm, zagotowało się w głowie Niki Kvekveskiriego. Z premedytacją zatrzymał Smolińskiego – chamsko podciął go, gdy umykał mu z akcją. Oczywiście zasłużenie dostał drugie żółtko i tym samym osłabił zespół.

Co na to trener drużyny z Grodu Gryfa? Wpuścił najcięższe ofensywne działa i efektem tego, była bramka na 1:0 w 85. minucie. Tylko Pogoń ma tę dziwną przypadłość, że zbyt często ujawnia się u niej grzech minimalizmu. Kara za niego okazała bolesna. Kolejny raz w tym sezonie straciła gola w przewadze. Tym razem w doliczonym czasie – Van der Hart posłał lagę na aferę, głową zgrał Milić, no i huknął celnie Tiba.

Maciej Skorża przed meczem podkreślał, że starcie z Dumą Pomorza stanowi poważny sprawdzian. Jeśli chodzi o dyspozycje i kulturę gry, cóż, okazał się średnio udany. Natomiast sama końcówka była prawdziwą próbą charakteru, a jego podopieczni przeszli ją znakomicie. Czego nie można już powiedzieć o piłkarzach rywala.

fot. Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

103 komentarzy

Loading...