Powstanie Ligi Konferencji miało sprawić, że w Europie będziemy mogli oglądać kluby z krajów, które zwykle nie były etatowymi uczestnikami europejskich pucharów. Poza prestiżem miało to im zapewnić spory zastrzyk gotówki, który przełoży się na przyszły rozwój. Drugie założenie to melodia przyszłości, ale pierwsze udało się spełnić już w pierwszym sezonie. Nie tylko w Lidze Konferencji, ale i w Lidze Mistrzów oraz Lidze Europy zobaczymy ekipy, które sprawiły sporą niespodziankę.
Nie zawsze mowa tu o kopciuszkach z egzotycznych kierunków, choć Gibraltar i Armenia w fazie grupowej na pewno się do takich zaliczają. Ale możemy też mówić o niespodziankach sprawionych przez Duńczyków, Słoweńców i Austriaków, którzy pchają do pucharów drużyny z drugiego szeregu w swoich ligach. Nie przedłużając – zapraszamy.
Spis treści
Sheriff Tyraspol – Liga Mistrzów
Najbardziej pokręcona drużyna w tej edycji pucharów? Bez wątpienia Sheriff Tyraspol. Historia tego klubu jest znana, bo przecież ma na koncie kilka sezonów w Lidze Europy, ale to nie to samo. Do Ligi Mistrzów wchodzi klub:
- któremu ciężko przypisać narodowość, bo jedni twierdzą, że to Naddniestrze, inni, że Mołdawia,
- zakładając jednak, że reprezentuje kraj istniejący, czyli Mołdawię, reprezentuje też najbiedniejszy kraj w Europie,
- mimo to ma bazę, której zazdrościć mogą im wszyscy w Polsce – kilkanaście boisk, dwa stadiony, basen, hotel,
- który w lidze rywalizuje z zespołami z kompletnie innego poziomu, płaci kilkanaście razy większe pensje niż ligowi rywale.
– Dostałem pierwszą propozycję z Sheriffa i powiedziałem, że nie ma możliwości, żebym tu przyszedł. Mijały kolejne tygodnie bez żadnego telefonu i kiedy znowu pojawiła się propozycja z Naddniestrza, pomyślałem: i tak siedzę w domu, wypadałoby gdzieś pojechać, potrenować. Kiedy poleciałem do Tyraspola pierwszy raz, wylądowałem w Odessie. Droga stamtąd jest dramatyczna, jeszcze jakąś kuropatwę przejechaliśmy. Później zobaczyłem bazę klubową, bardzo ładną, ale miasto nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia – opowiadał Ariel Borysiuk w książce „Mecz to pretekst”. Potem dodaje, że spakował się i wyjechał z klubu, ale wrócił, gdy nie mógł znaleźć drużyny w Polsce. Wytrzymał pół roku i wrócił do kraju.
Sheriff Tyraspol nie ma kibiców ani konkurencji w lidze. Borysiuk nie zaznał tam smaku porażki na lokalnym podwórku, choć też nie może się pochwalić wygranymi w stylu: 5:0, 7:0. O dominacji świadczy jednak to, że w XXI wieku przegrali tylko dwa mistrzowskie tytuły. W pozostałych latach zawsze sięgali po złote medale. Jest to jednak klub, który należy do osób, przez które Naddniestrze i Mołdawia są dziś tam, gdzie są. Dlatego lokalsi nie zachwycają się tym, że mają drużynę, która dość regularnie łapie się do europejskich pucharów.
Całkiem prawdopodobne jednak, że na mecz z Realem Madryt przyjdą. To właśnie grupa, do której trafił Sheriff, napisze nowy rozdział tej szalonej (choć też i smutnej – z punktu widzenia zwykłych ludzi, którzy mogą pomarzyć o godnym życiu) historii. Inter Mediolan, Real, a nawet Szachtar Donieck – z rywalami tej klasy Sheriff się jeszcze nie mierzył. Największa marka, na jaką wpadł to Tottenham, poza tym w grupach Ligi Europy rywalizowali z Lokomotiwem Moskwa, Fenerbahce czy Dynamem Kijów. Starcia z grupy Champions League piłkarze i działacze klubu z Tyraspolu będą wspominać latami.
A i zawodnicy Realu czy Interu pewnie nigdy nie zapomną wycieczki do Mołdawii.
Lincoln Red Imps – Liga Konferencji
Drużyna z Gibraltaru napisała równie wielką historię co Sheriff. Kluby z tego kraju dopiero od sezonu 2014/2015 mogą rywalizować w europejskich rozgrywkach i nigdy nie miały swojego reprezentanta w grupie. Jeśli ktoś z UEFA chciałby pokazać, że projekt pt. „Liga Konferencji” się powiódł, na pewno wskaże na Lincoln. Nie ulega wątpliwości, że gdyby nie stworzenie rozgrywek trzeciego szczebla, Red Imps jeszcze przez lata pozostawaliby na marginesie poważnej piłki. Wystarczy spojrzeć na ich ścieżkę kwalifikacji:
- 1. runda LM – przeszli mistrza Luksemburgu
- 2. runda LM – odpadli z mistrzem Rumunii
- 3. runda LE – odpadli z mistrzem Słowacji
- 4. runda LK – ograli mistrza Łotwy
Żeby dostać się do grupy Ligi Konferencji, wystarczyły im… dwa zwycięstwa. Raz puknęli Folę Esch, a ostatnio okazali się lepsi od Riga FC. Oczywiście ten drugi dwumecz to duża sprawa – Riga sporo inwestuje, próbując dostać się do bram europejskiej piłki, poza tym Łotwa to jednak kraj, który jakąś piłkarską przeszłość ma. Tymczasem eurowpierdol zafundowali im amatorzy z południa kontynentu. Przed startem obecnego sezonu w pucharach Lincoln Red Imps miało na koncie sześć wygranych na międzynarodowym podwórku, przy czym jedno z nich to walkower. Ale ok, luz, to jeszcze nie jest najgorsze.
Odpalmy atomówkę – w Lidze Konferencji zagra ekipa, która stwierdziła, że wartościowym transferem będzie Nikita Kovalonoks. Ten sam Kovalonoks, który był pośmiewiskiem 1. ligi w Polsce.
Mistrz Gibraltaru w porę się opamiętał – po miesiącu odpalił łotewskiego parodystę. Niemniej jednak sporo to mówi o tym, kto kopie piłkę w tej drużynie. Teraz Lincoln Red Imps zagrają z PAOK-iem Saloniki czy FC Kopenhagą, więc Karol Świderski i Kamil Wilczek będą mieli szansę na uzbieranie paru bramek w pucharach. Z kolei Kamil Grabara będzie musiał mieć się na baczności – wyciąganie piłki z siatki w takim spotkaniu może być bolesne. Ciekawi nas jednak, jak Gibraltar skonsumuje ten sukces. Bo przecież Liga Konferencji to nie tylko kilka fajnych meczów, ale też 4-5 milionów euro premii od UEFA.
Flora Tallinn – Liga Konferencji
Flora Tallinn niedawno napędziła strachu Legii Warszawa, ale na szczęście dla nas na strachu się skończyło. Na szczęście, bo to byłby agrowpierdol, którego wstydzilibyśmy się bardziej niż porażki Wisły Kraków z Levadią Tallinn. Ci drudzy mieli chociaż jakąś przeszłość w pucharach. Ok, niezbyt imponującą, ale wygrali kilka dwumeczów. Tymczasem Flora do 2020 roku:
- awans dzięki bramkom na wyjeździe z Lyn Oslo w 2006 roku
- awans z Radnickimi Nis w 2019 roku
Dwa wygrane dwumecze przez ćwierć wieku, kabaret. W 2020 roku, gdy pandemia sprawiła, że graliśmy tylko raz, Estończycy wreszcie się odkuli. Poszło im tak dobrze, że dzięki ograniu KR Rejkjawik i pokonaniu wrzutach karnych maltańskiej Floriany, dotarli do meczu o grupę Ligi Europy z Dinamem Zagrzeb. Nie udało się, ale w tym roku postanowili pójść za ciosem.
- opędzlowali mistrza Malty
- odpadli z Legią i Omonią (ale po dogrywce!)
- spadli do 4. rundy eliminacji LK i pokonali Shamrock Rovers
Czyli w rok wygrali tyle samo dwumeczów, ile w całej wcześniej historii. Tym samym Flora Tallinn po raz pierwszy w historii zagra w fazie grupowej europejskich pucharów. Oczywiście widzieliśmy mecze Flory z mistrzem Polski i wiemy, że to ekipa, która faktycznie jest problematyczna dla rywali. Niemniej jednak jej awans oznacza, że w pucharach zagrają:
- odpalony z 1. ligi Henrik Ojamaa
- odpalony z 1. ligi Ken Kallaste
- eks-członek krakowskiej międzynarodówki Sergei Zenjov
- 110-letni Konstantin Vassiljev
Ci goście zagrają za parę tygodni z Gentem, który odprawił z kwitkiem Raków Częstochowa. A przecież gdyby zamiast sześciu meczów w grupie kazać im zagrać sześć spotkań z losowymi klubami Ekstraklasy, mogłoby się okazać, że efekt byłby taki sam.
Alaszkiert Erywań – Liga Konferencji
Skoro już o piłkarzach, których oglądaliśmy w 1. lidze, a teraz czekają ich mecze europejskich pucharów – historyczny sukces zapisali na koncie Ormianie. Alaszkiert Erywań był bliski awansu do grupy Ligi Europy. W dwumeczu z Rangersami wypadł tak samo, jak niedawno Legia Warszawa – 0:0 u siebie i 0:1 na wyjeździe. Tyle że gwiazdą Alaszkiertu nie był Luquinhas czy Carlitos tylko Jose Embalo. Ten sam Jose Embalo, który w Polsce grał dla Puszczy Niepołomice czy Olimpii Grudziądz. W Armenii poszło mu nieco lepiej – strzelając dwa gole Kajratowi Ałmaty zagwarantował swojej nowej drużynie udział w pucharach.
– Wiadomo, że mistrz Armenii raczej zawodników z drugiej ligi polskiej nie śledzi. Sytuacja była taka, że byliśmy w kontakcie z polskim klubem, ale po weryfikacji właściciela, trenera i dyrektora Alaszkiert się ze mną skontaktował i zaufano mi, że da radę. Znali mnie już wcześniej, wiedzieli, że jestem szczery i uczciwy. „Józek” miał jeszcze dylemat co do wyjazdu, ale codziennie byłem z nim w kontakcie i w ostatniej chwili zdecydował się na Armenię. W jego przypadku to bardzo dobry ruch, bo każdy zawodnik marzy o tym, żeby zagrać w grupie europejskich pucharów. W Polsce nie miałby na to większych szans, bo zostałby w drugiej czy pierwszej lidze – mówił nam Wołodia Papikjan, menedżer zawodnika.
Ormianie mogą żałować tylko jednego – w grupie trafili na niezbyt atrakcyjnych rywali. LASK Linz, Maccabi Tel Awiw, HJK Helsinki… Słabo, skoro do wylosowania były Roma, Tottenham czy Feyenoord. Z drugiej strony – to też szansa dla Embalo i innego ekspierwszoligowca, Aghwana Papikjana. Po pierwsze – mogą się wypromować, zaliczając liczby w grupie. Po drugie – mogą zagwarantować sobie udział w pucharach wiosną, co byłoby dużym wyczynem.
Armenia to obecnie 42. liga w rankingu UEFA. Ciężko być niżej, bo mówimy o zestawieniu, w którym klasyfikowane jest 55 lig. Alaszkiert może natomiast sprawić, że Ormianie odbiją się od dna i będą mieli większe szanse w pucharach w przyszłości.
NS Mura – Liga Konferencji
Kolejny beneficjent tego, że dziś można odpaść z dwóch rozgrywek i wylądować w grupie pucharów, to słoweńska Mura. Klub, który w sezonie 2016/2017 grał w trzeciej lidze, a dziś jest mistrzem kraju i zalicza debiut w pucharach. Klub, który istnieje dziewięć lat. Jego historię można streścić na małej grafice.
Słoweńska drużyna ma bardzo skromny dorobek w pucharach. W zasadzie dopiero w tym sezonie udało jej się wygrać jakiś dwumecz.
- 19/20 – 2:5 w dwumeczu z Maccabi Hajfa
- 20/21 – 4:0 z Nomme Kalju, 3:0 z Aarhus i 1:5 z PSV
- 21/22 – 6:0 w dwumeczu ze Szkendiją, 1:3 w dwumeczu z Łudogorcem, 1:0 w dwumeczu z Żalgirisem Wilno i 1:5 w dwumeczu ze Sturmem Graz
Brak większych sukcesów i gwiazd, ale też trener pracujący nieprzerwanie od 2017 roku, który ma pewnie spory wkład w ten sukces. Murę możemy kojarzyć tylko dlatego, że wysłała do Polski Roka Sirka. To właśnie w tym zespole napastnik został królem strzelców 2. ligi słoweńskiej, czym nabrał skautów Zagłębia Lubin. Dziś zapewne Sirk chętnie wróciłby do Mury, bo może i gra w dużo bardziej rozpoznawalnym Mariborze, to jednak tu mógłby zasmakować pucharów. Mistrza Słowenii czeka jednak trudne zadanie.
- Tottenham
- Vittese
- Stade Rennais
Przy takim zetawie rywali największym profitem będzie chyba kasa za awans do grupy. My akurat nie powinniśmy na to narzekać, bo Słowenia jest tuż za nami w rankingu UEFA. Niemniej jednak, patrząc na regularność w lidze, można postawić tezę, że nie jest to ostatnia przygoda tego klubu w Europie.
HJK Helsinki – Liga Konferencji
Wiecie, że HJK Helsinki to klub, który grał kiedyś w Lidze Mistrzów? To nie żart, mówimy o sezonie 1998/1999, gdy Finowie rywalizowali z Kaiserslautern, Benfiką i PSV. Zaskoczeniem nie było ani to, że zajęli czwarte miejsce w grupie, ani to, że na lata zniknęli z pucharów. Później zaliczyli jeszcze jeden epizod: sezon 2014/2015 i grupę Ligi Europy, gdzie udało im się ograć Kopenhagę i Torino. Od tamtej pory na liście pokonanych przez HJK ekip w eliminacjach do pucharów znajdziemy same „potęgi”.
- Ventspils z Łotwy
- Atlantas z Litwy
- Beroe Stara Zagora z Bułgarii
- Connah’s Quay Nomads z Walii
- Vikingur Gota z Wysp Owczych
- Torshavn z Wysp Owczych
- Riga z Łotwy (dwa remisy)
OBSTAWIAJ EUROPEJSKIE PUCHARY Z EARLY PAYOUT W FUKSIARZ.PL!
Ich przygoda kończyła się zwykle na pierwszym mocnym rywalu. Astana, Krasnodar, Goteborg, BATE Borysów, Crvena Zvezda – każdy wyjaśniał HJK i kazał im pakować walizki i wracać do domu. Teraz Finom poszło zdecydowanie lepiej. Odpalili Buducnost Podgorica i mimo porażki z Malmoe dostali się do Ligi Europy. Tam kolejny sukces – wygrany dwumecz z Neftczi Baku i pewna grupa Ligi Konferencji. Czyli mówimy o kolejnym zespole, który musiałby obejść się smakiem, gdyby nie stworzenie trzecich rozgrywek przez UEFĘ.
Finlandia tak jak Armenia zajmuje 42. miejsce w rankingu krajowym UEFA. Awans HJK jest więc dużym sukcesem – drugim po tym, jak Finowie zagrali na EURO 2020. Te historie łączy zrestą osoba Daniela O’Shaughnessy’ego, którego ciekawą historię opisywaliśmy przy okazji mistrzostw Europy. Do ojczyzny po wielu latach wrócił także Tim Sparv, kapitan fińskiej kadry, więc HJK ma elementy galowego garnituru w swojej kreacji na puchary. Ma także elementy polskie – w Lidze Konferencji zagrają Riku Riski (dawniej Widzew Łódź) i Santeri Hostikka (do niedawna Pogoń Szczecin).
Mieszanka wybuchowa.
Anorthosis Famagusta – Liga Konferencji
ŁUKASZ SOSIN. Pierwsze skojarzenie z Anorthosisem Famagusta nie może być inne niż wysoki snajper, który z cypryjskim klubem grał nawet w Lidze Mistrzów. Dlaczego więc uznajemy awans Anorthosis za coś niespodziewanego i zaliczamy zespół do grona egzotycznych? Bo tłuste lata skończyły się dużymi długami i zniknięciem z piłkarskiej mapy Europy. Kiedyś ten klub naprawdę nie miał się czego wstydzić. Był udział w Champions League, było grywanie we wczesnych rundach Pucharu UEFA, potem regularny udział w kwalifikacjach do Ligi Europy. Ale potem ostatnim epizodem w pucharach był dwumecz z Dilą Gori (Gruzja) w 2013 roku. Przegrany, co wiele mówi o tym, jak potoczyły się losy Anorthosis.
Cypryjczycy zaczęli wracać na szczyt trzy lata temu. Przed rokiem grali już w pucharach, choć była to szybka przygoda zakończona oklepem od Basel. Teraz mieli szczęście: wygrali Puchar Cypru, więc drogę do Europy zaczynali od trzeciej rundy eliminacji i Rapidu Wiedeń. Choć może inaczej: nie było to szczęście a efekt korzystnego rankingu, na który przecież sami przed laty pracowali. Stało się więc tak, że Austriacy Anorthosis ograli, ale Cypryjczycy pokonali Happoel Beer Szewa i wrócili do pucharów. Ogromny wkład w ten sukces ma Temur Kecbaja, postać wręcz pomnikowa dla tamtejszego futbolu. Jego gablota to:
- 2 mistrzostwa Cypru
- 2 puchary kraju
Wszystko z Anorthosis, ale przecież ostatni triumf w pucharze i wcześniejsze sukcesy dzieli ponad dekada. To właśnie Kecbaja prowadził ten zespół, gdy grał w Lidze Mistrżów. To on był trenerem APOEL-u Nikozja, gdy ten rywalizował w Lidze Europy. Teraz zaliczy trzeci szczebel, znów na Cyprze, gdzie Gruzin jest uwielbiany. – Przywiązywał dużą wagę do cech wolicjonalnych. Mogliśmy przegrać, ale po walce. Powtarzał słowa, które weszły mi do głowy: najtrudniej jest grać prosto. Nie komplikujmy sobie życia, jest wielu zawodników, którzy sami sobie robią problem – opowiadał nam Sosin, gdy rysowaliśmy sylwetkę tego trenera.
Jak widać po latach nadal jest to skuteczna taktyka.
Randers FC – Liga Konferencji
Jak awansować do europejskich pucharów, gdy nie wygrywa się żadnego meczu w eliminacjach? Jak zagrać w grupie Ligi Konferencji, gdy zajęło się ostatnie miejsce w grupie mistrzowskiej swojej ekstraklasy? Spytajcie Duńczyków z Randers FC. Owszem, napędzili oni strachu Galatasaray (1:1 i 1:2), ale koniec końców podstawą ich sukcesu było zwycięstwo w Pucharze Danii i ranking krajowy, dzięki któremu tamta wygrana wepchnęła ich do ostatniej rundy eliminacji Ligi Europy. Randers, dla których wygrana w krajowym pucharze była powtórzeniem największego sukcesu w historii klubu, po raz pierwszy w historii zagrają w grupie europejskich rozgrywek. Co ciekawe droga do zwycięstwa w Pucharze Danii także nie była dla nich zbyt wymagająca.
- 3 pierwsze rundy – wygrane z trzecioligowcami
- zwycięstwo z Velje z grupy spadkowej ligi
- wygrana z Aarhus
- ogranie Sonderskyje z grupy spadkowej ligi
Tylko jeden rywal, który faktycznie bił się o najwyższe cele na lokalnym podwórku. Wręcz wymarzona droga do finału. Jeszcze lepsze jest to, że grając w grupie z AZ Alkmaar, CFR Cluj i FK Jablonec, Randers mają szanse na awans. Byłoby to coś wielkiego, bo ich pucharowy bilans na dziś to:
- Islandczycy, Litwini (2 razy), Irlandczycy z Północy, Luksemburczycy, Słoweńcy i ekipa z Andory na liście pokonanych w dwumeczach
- Turcy (2 razy), Szwajcarzy, Niemcy, Szwedzi i Rosjanie w wyliczance porażek
Czyli na dobrą sprawę pierwszy raz mogą wygrać coś z poważnymi rywalami.
CASHBACK 500 PLN NA START, CASHBACK BEZ KOŃCA I EARLY PAYOUT – TYLKO W FUKSIARZ.PL!
Sturm Graz – Liga Europy
Wspomnieliśmy już o Murze, wspomnijmy więc i o jej pogromcy. Sturm Graz nie jest bowiem zespołem, który był wyraźnym faworytem tego dwumeczu. W tym momencie nawiedzają nas flashbacki z przełomu wieków, gdy Austriacy byli całkiem znaczącą siłą w Europie. Raz nawet wygrali grupę Ligi Mistrzów i to mimo że dostali w niej dwa razy po 0:5. Na liście oklepów mieli także Real Madryt (1:5 i 1:6), ale jednak – trzy razy dostali się do grupy, gdy my marzyliśmy o podobnym sukcesie. Potem Sturm miał jeszcze dwa epizody w Lidze Europy dekadę temu. Niezbyt chwalebne, bo wygrał dwa z 12 meczów. Gdy później dostawał się do pucharów, kończyło się to kompromitacją. Odpadali z:
- Breidablik
- Rubinem Kazań
- Fenerbahce
- Ajaksem Amsterdam
- AEK Larnaka
- Haugesund
Najbardziej przykre były wpadki z Islandczykami i Norwegami, chociaż najbardziej bolało lanie od AEK-u – 0:7 w dwumeczu. Sturm ma na koncie trzy mistrzostwa Austrii, ale i to już historia. To ekipa-huśtawka. W sezonie 2017/2018 byli wicemistrzem, potem dwa lata z rzędu byli najgorszą albo drugą od końca drużyną grupy mistrzowskiej (a że w lidze gra 12 drużyn to nie jest to wielki sukces), aż wskoczyli na pudło i dzięki rankingowi krajowemu – Austria jest w nim ósma – mieli prostą ścieżkę do fazy grupowej Ligi Europy.
Przykład dla zwolenników teorii o tym, że dana liga potrzebuje silnego reprezentanta do rozwoju. Punkty dla Austriaków nabijał głównie znienawidzony przez kibiców Red Bull Salzburg a dziś dzięki temu Sturm zarobi sporą sumkę za łatwy awans do grupy Ligi Europy. Profit.
SZYMON JANCZYK
fot. Newspix/FotoPyK