Początki Kwekweskiriego w Lechu nie wskazywały na to, że poznaniacy ściągnęli kompletnego ogóra na wzór Muhara, ale też trudno było wierzyć, że Gruzin może być niezwykle istotnym elementem w tej układance. Raczej żołnierz, który w trudnym momencie będzie przydatny, ale prochu nie wymyśli, nie stanie się jednym z liderów. Początek tego sezonu wskazuje, że mógł być to osąd zbyt szybki. Kwekweskiri udanie wszedł w nowe rozgrywki.
KOZACY 5. KOLEJKI EKSTRAKLASY
W meczu z Bruk-Betem cholernie mocno przyczynił się do tego, że Lech spotkanie w Niecieczy wygrywał. Kolejorzowi w pewnym momencie przestało żreć, gospodarze dochodzili do głosu, byli nawet blisko wyrównania. Wszystko zmieniło się jednak wtedy, kiedy Gruzin zameldował się na boisku. Lech znów przejął środek pola, kontrolował spotkanie, dzięki czemu ekipa Lewandowskieo przestała mu zagrażać. Naprawdę spora była w tym zasługa Kwekweskiriego, który właściwie wszystko robił dobrze – i mądrze rozdzielał piłki, i potrafił popracować w tyłach.
Występ ukoronował kluczowym zagraniem z rożnego przy bramce Ishaka.
To wszystko dostrzegł Maciej Skorża i w kolejnym spotkaniu – z Lechią – zaufał Gruzinowi od początku spotkania. Na ławce usiadł Petro Tiba, co było dużym ukłonem względem Kwekweskiriego, w końcu Portugalczyk nie przywykł do tego, by mecze zaczynać jako rezerwowy. Ale Gruzin znów nie zawiódł, bo pamiętamy mu oczywiście śliczną bramkę z rzutu wolnego, natomiast środek pola kolejny raz był jego, a z konkretów dorzucił jeszcze kluczowe podanie.
Wydaje się, że to było jedno z zadań Skorży – nie czekać tylko na transfery, ale też wydobyć co najlepsze z graczy, którzy są na miejscu. Trener robi to z Amaralem, ale robi to również z Gruzinem. Pod wodzą Żurawia piłkarz dostawał same ogony – najwięcej zagrał 25 minut. Skorża zaufał mu bardziej i już sześć razy wypuścił w pierwszym składzie. Pomocnik pięknie się za to odpłaca.
BADZIEWIACY 5. KOLEJKI EKSTRAKLASY
Jeśli chodzi o badziewiaków, nie potrafimy na razie znaleźć ani jednego argumentu za tym, że Ian Soler to piłkarz nadający się do Ekstraklasy. Zagrał beznadziejnie z Wisłą Kraków. Miał mega farta z Pogonią Szczecin, bo wyleciał z boisko, ale zdecydował centymetrowy spalony i ostatecznie wrócił na plac gry. Tyle że nie wyciągnął wniosków, bo teraz z Wisłą Płock zaprezentował kolejną katastrofę, której pointą był samobójczy gol głową strzelony na wślizgu.
Czego natomiast spodziewało się Zagłębie po gościu, który dopiero co walczył o utrzymanie w słowackiej lidze? Jak to miało prawo wypalić? Dobra, zdarzają się takie historie, że kozak niezrozumiany przez świat siedzi w jakiejś dziurze, ale przecież to są skrajne wyjątki.
Na ławce siedzi Kamil Kruk, który udanie wszedł do ligi. W jego miejsce gra Soler, ale też niewiele lepszy w tym sezonie Simić. Jednocześnie władze klubu ogłaszają wielki plan, że teraz gra młodzież, a obcokrajowcy i starsi gracze będą wyjątkami. Po co się tak kompromitować?
***
fot. Newspix