Takiego Lecha Poznań naprawdę z przyjemnością się ogląda! Jest i efektownie, i efektywnie. Są piłkarze robiący show, są solidni rzemieślnicy. Wszystko się zgadza. Efekt? Czwarte z rzędu zwycięstwo, 13 punktów po pięciu kolejkach i coraz mocniejsza pozycja lidera. Dotychczasowy wicelider Lechia nie miał dziś nic do powiedzenia i w gruncie rzeczy może być zadowolony, że przegrał jedynie 0:2.
Lech Poznań – Lechia Gdańsk: bezradni goście
Najlepszym podsumowaniem drużyny z Gdańska jest fakt, że w całym meczu nie oddała ani jednego celnego strzału. Ta statystyka bywa myląca, czasami przecież ktoś mógł obijać słupki i poprzeczki, ale nie tym razem. Podopieczni Piotra Stokowca najgroźniejszą sytuację mieli wtedy, gdy Kwekweskiri popełnił błąd w rozegraniu na swojej połowie i sprzed pola karnego nieznacznie obok bramki uderzył Durmus. To tyle, oprócz tego Van der Hart mógł się skupiać na oklaskiwaniu kolegów.
A mógł to robić często. Maciej Skorża trochę zamieszał w składzie i wszystko mu wypaliło. Lubomir Satka świetnie wypadł na prawej obronie. Nie tylko robił swoje w tyłach, potrafił także konkretnie udzielać się z przodu. Akcję z Jakubem Kamińskim rozegrał niczym rasowy playmaker, młodszy kolega przegranym pojedynkiem z Kuciakiem zabrał mu asystę. Zresztą nie tylko jemu. Kamiński po podaniu Joao Amarala dostał drugą szansę na gola i znów zawiódł, chybiając celu. Młodzieżowiec “Kolejorza” po znakomitym wejściu w sezon zalicza drugie z rzędu przeciętne spotkanie.
Lech Poznań – Lechia Gdańsk: świetny Kwekweskiri
W środku pola za dobrą zmianę w Niecieczy nagrodzony został Kwekweskiri i wyszedł od początku kosztem Pedro Tiby. Przed przerwą chwilami mocno ryzykował w rozegraniu i jak wspominaliśmy, raz skończyło się to groźnie. Generalnie jednak Gruzin wykonał znakomitą robotę. To on, będąc pod presją, posłał otwierające podanie do Amarala w akcji na 1:0 (wycofanie do Ishaka i piękne wykończenie pod poprzeczkę) i ustalił wynik, efektownie wykonując rzut wolny. Nawet taki spec od stałych fragmentów jak Barry Douglas nie krył swojego podziwu.
Nie zawiódł również Antonio Milić. Serb to kolejny nagrodzony rezerwowy z meczu z Termaliką. Wtedy udanie zaprezentował się w drugiej połowie, tym razem wystąpił od pierwszego gwizdka sędziego i ponownie zasłużył na poklepanie po plecach.
Lechia powinna przegrać w wyższych rozmiarach. Kamiński zmarnował dwie sytuacje, a jeszcze mieliśmy bardzo dobrą okazję Daniego Ramireza (niecelne uderzenie), bombę Amarala odbitą przez Kuciaka i przebojową szarżę Skórasia zakończoną złym kopnięciem. Skóraś nabiera pewności siebie, coraz lepiej czuje się w pojedynkach, ale ciągle szwankują u niego decyzyjność i jakość wykończenia. Jak już Adriel Ba Loua będzie do dyspozycji Skorży, najpewniej zastąpi w składzie właśnie tego zawodnika.
Lech niemalże wycisnął maksa z początku sezonu i rozbudził apetyty wygłodniałych kibiców. Teraz przed “Kolejorzem” zapewne bardziej wymagające starcia z Pogonią Szczecin i Rakowem, które powinny dać odpowiedź, czy poznańska lokomotywa może się rozpędzić jeszcze bardziej i czy ta pozytywna przemiana jest trwała. Lechia na razie wygrywa tylko u siebie, więc Radomiak za tydzień czeka duże wyzwanie.
Fot. Newspix