Reklama

Blaski i cienie dwóch kadencji Zbigniewa Bońka

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

18 sierpnia 2021, 14:34 • 16 min czytania 44 komentarzy

Mamy rok 2011, może 2012. Reprezentacja Polski przed Euro przypomina skład węgla i papy, w dodatku z używanymi artykułami importowanymi z zagranicy. Superpuchar Polski jest grany, gdy się komuś akurat przypomni, po czym i tak Joanna Mucha dopytuje, kto właściwie losował drużyny do tego meczu. Puchar Polski odbywa się na lekkoatletycznym stadionie Zawiszy, ale to i tak progres w stosunku do finału z kameralnego obiektu w Bełchatowie.

Blaski i cienie dwóch kadencji Zbigniewa Bońka

W PZPN-ie rządzą Lato z Kręciną, o fotel nowego szefa ubiega się Edward Potok, który na wyborach wygłasza expose godne pułkownika z lat siedemdziesiątych, przemawiającego do towarzyszy na świetlicy Zespołu Domów Wypoczynkowo-Szkoleniowych Hutniczego Przedsiębiorstwa Remontowego w Porąbce koło Bielska Białej.

Jest źle. Właściwie jest wręcz fatalnie. Polska piłka składa się z takiej plejady gwiazd, że momentami sami zastanawiamy się, kto to wszystko w ten sposób poukładał. Franciszek Smuda zaprzecza sobie w co drugim wywiadzie, Grzegorz Lato żartuje przez plecy Fabiańskiego w takim stylu, że poczciwy „Bambi” nie wie nawet, jak się zachować. Baronowie mają do powiedzenia sporo, część z nich zresztą działa w godnym barona stylu.

60839471_445728709577861_7221187785313484800_n

Tak, to jest portret, który dostał od swoich współpracowników prezes nowosądeckiego okręgowego ZPN-u.

Reklama

Ten dość długi wstęp jest absolutnie konieczny, by jakoś sobie te dwie kadencje Zbigniewa Bońka ułożyć. To było bardzo długie dziewięć lat – niektóre zasługi zdążyły już zostać zapomniane, niektóre winy, zwłaszcza te najświeższe, wciąż trudno rozgrzeszyć. Natomiast bez wątpienia w polskiej piłce mieliśmy do czynienia z erą Bońka, która nastąpiła po erze dość ciemnej, lepkiej, pełnej skandali. Erze, którą właściwie wolelibyśmy zapomnieć. Ale w porządku, tyle o zamierzchłej przeszłości, gdy komunikację najważniejszej narodowej drużyny prowadziła Agnieszka Olejkowska. Sprawdźmy lepiej, jak scharakteryzować erę Bońka.

BLASKI ERY ZBIGNIEWA BOŃKA

Na początku zaznaczmy – skupiliśmy się na tych rzeczach, które najmocniej od Bońka zależały i w których faktycznie przyjmował jakiś strategiczny kierunek. Moglibśmy go pochwalić za fajny projekt Kibice Razem, ale to właściwie dość złożona operacja kilku podmiotów, która w dodatku stanowi jasny punkt w totalnej niszy. Moglibyśmy skrytykować za nieudany mundial czy Euro, ale ile tak naprawde było w tym jego winy? Dlatego właśnie skupiliśmy się na sztandarach, i to tych, gdzie faktycznie prezes przykładał własną rękę do sukcesów lub porażek.

WIZERUNEK I TO, CO ZA WIZERUNKIEM PODĄŻA

To najbardziej oczywisty punkt, co do ktorego są zgodni nawet najbardziej zajadli krytycy Polskiego Związku Piłki Nożnej i prezesa Zbigniewa Bońka osobiście. PZPN na początku drugiej dekady XXI wieku to wciąż był relikt PRL-u. Baronowie liczący szabelki w swoich ciasnych klitach okręgowych, partyzanckie działania najróżniejszej maści sekretarzy i „pierwszych zastępców”, armia postaci, których rozumienie marketingu, public relations czy nawet futbolu zatrzymały się jakoś za czasów sparingów granych z drużyną U-23 Altetico Mineiro. Tak, na tle schyłkowego Laty każdy wyglądałby w porządku. Na tle Zdzisława Kręciny, poczciwego, wesolego, ale jednak trochę nieprzystającego do wymogów XXI wieku – też nie było wielkim wyczynem sie wyróżnić.

Ale Boniek i jego współpracownicy nie wylansowali się przecież jedynie na byciu przeciwwagą dla słynnych „leśnych dziadków”. To od pierwszego dnia była bardzo ciężka, profesjonalna i rzetelna praca, zresztą na wielu poziomach. Kanały w mediach społecznościowych, profesjonalizacja przekazu, odczarowanie loga, nazwy, pierwszych skojarzeń – to było kluczowe dla odbiorców, w tym kibiców. Ale równolegle toczyła się twarda walka o to, by za poprawionym wizerunkiem szły odpowiednie kwoty sponsorskie. Maciej Sawicki momentami miał tylu chętnych na choćby skromne partnerowanie przy działaniach kadry, że PZPN mógł sobie pozwolić na sporą poduszkę finansową.

Dość długo te dwa czynniki – poprawa wizerunku i idący za poprawą wizerunku wysyp sponsorów i partnerów – były deprecjonowane. PZPN pudruje trupa. PZPN trzyma kasę, a polskie kluby nie mają na jakościowe transfery (sic, były takie głosy!). Pandemia pokazała, że PZPN zarządzął majątkiem w sposób mądry i odpowiedzialny – w kluczowych momentach wziął na siebie sporą część wydatków, a do tego obsłużył kluby własną wersją tarczy antykryzysowej.

Dzisiaj praca dla PZPN-u nie jest obciachem. Dzisiaj garnitur z logiem związku w klapie nie jest obciążaniem dla jego właściciela. Dziś sekretarz generalny – ktokolwiek nim będzie – dzwoni do dowolnej firmy w Polsce i może przyjechać na rozmowy. W ciemnych wiekach mogłby usłyszeć legendarne „zadzwonimy do pana”. Zanim ktokolwiek powie, że to zasługa Roberta Lewandowskiego, a nie Zbigniewa Bońka – tylko kilka liczb. Budżet całego PZPN-u w 2011 roku wynosił 90 milionów złotych. Na same hotele i podróże według wyliczeń PZPN-u szło ok. 10 milionów złotych. W szybkim tempie udało się tylko z tych dwóch źródeł zaoszczędzić blisko 3 miliony.

Reklama

Kolejna sprawa to kontrakt z firmą Lotos, która przejęła schedę po Orange. Rzecz działa się na długo przed Euro 2016, a mimo to – PZPN rokrocznie zwiększał budżet, ciął koszty, zwiększał przychody ze wszystkich źródeł. Ze wspomnianych 90 milionów w 2011 roku, szybko zrobiło się ponad 200 (2018), a potem 320 milionów. Do tego dochodziły zachomikowane fundusze. Ile to waży – w 2021 roku wiemy najlepiej.

PRZYWRÓCENIE WZGLĘDNEJ NORMALNOŚCI W PUCHARZE POLSKI

Nie przez przypadek przywołaliśmy sobie na początek ten finał Pucharu Polski w Bydgoszczy w 2011 roku, albo jeszcze wcześniejszy, z Bełchatowa. Potem były przecież jeszcze Kielce, opcja rozgrywania finału w dwóch meczach. Kombinacje przy jednym z dwóch tytułów, które wówczas można było zdobyć w polskiej piłce (Superpuchar grano bardzo nieregularnie), nakazywał zadać pytanie: czy właściwie komuś na zdobyciu tego Pucharu zależy?

PZPN postawil sobie za punkt honoru odbudowę prestiżu tych rozgrywek i trzeba uczciwie przyznać – udało się to w dużej mierze osiągnąć. Robotę zrobiły spotkania na Stadionie Narodowym, zwłaszcza Legii Warszawa z Lechem Poznań, gdy cały stadion kipiał od emocji. Ale to była też praca u podstaw, zwiększanie gratyfikacji finansowych, planowanie transmisji, negocjacje ze sponsorami, w tym uzyskanie sponsora tytularnego. Naprawdę sporo wykonanej pracy, by Puchar Polski faktycznie był prestiżowym Pucharem Tysiąca Drużyn, a nie tylko odpowiednikiem sparingu w środku tygodnia. Oczywiście, nadal wiele klubów traktuje puchar po macoszemu, oczywiście to wciąż nie jest ten prestiż co ligowe rozgrywki. Ale dziś przynajmniej mniej więcej wiemy, jaką konstrukcję będzie miał sezon w PP. Gdzie odbędzie się finał, jaką będzie miał oprawę, ile zarobią zwycięzcy.

To już sporo na tle wcześniejszej amatorki.

CENTRALIZACJA LIGOWA

To być może najważniejsze ruchy, których na co dzień właściwie nie zauważamy. PZPN w dwóch kadencjach Zbigniewa Bońka namieszał dość sporo w ligowych układankach. O ile jednak najgłośniejsze i najbardziej kontrowersyjne były ruchy związane z Ekstraklasą, w tym jej powiększeniem, to największy wpływ na dobrostan całego futbolu miały naszym zdaniem centralizacje na szczeblach juniorskich oraz trzeciego i czwartego szczebla rozgrywkowego. Zacznijmy może od juniorów, gdzie zarówno makroregiony, jak i sztandarowe programy Centralnych Lig Juniorów to strzały w dziesiątkę, o które od lat dopominali się wychowawcy futbolowej młodzieży. Możliwość gry co tydzień z rywalami z tej samej półki – a nie wieczne obtłukiwanie kilkunastoma golami lokalnych rywali, to wielka szansa i przywilej. PZPN zresztą dość mocno dbał tu o ograniczenie kosztów, by nikt nie mógł przesadnie narzekać na wydatki związane z jazdą po całej Polsce.

CLJ-ki oczywiście mają wady, są niedoskonałe, niektóre patologie już w tym świecie zagościły, by wspomnieć choćby o grze ukierunkowanej wyłącznie na wyniki, nawet kosztem indywidualnego rozwoju zawodników. Natomiast sam kierunek zmian był świetny, PZPN niczego tutaj nie spartolił.

Drugą równie ważną kwestią było stworzenie trzech lig centralnych oraz zaledwie czterech „większych” czwartych lig. Ten proces jeszcze nie dobiegł końca, natomiast wreszcie mamy do czynienia z jasną granicą pomiędzy światem hobby futbolu, a tą nieco poważniejszą piłką. Ekstraklasa to elita, I liga – jej bezpośrednie zaplecze. Ale już w II lidze musisz mieć budżet na jazdę po całej Polsce, spełnienie szeregu wymogów licenyjnych i generalnie: rywalizację na poziomie centralnym, co ma swoje konkretne przełożenie na profesjonalizm występujących na tym szczeblu klubów. III liga to prawdziwy czyściec, bo często chętnych do awansu jest kilkunastu w całej Polsce, a miejsc tylko cztery, po jednym na każdą sporą klasę rozgrywkową. Ale to przecież typowe ucho igielne, przez które przejść mogą tylko ci faktycznie najlepsi, najstabilniejsi, najlepiej poukładani. Cztery grupy III ligi to miejsce, gdzie oddziela się marzycieli od profesjonalistów, zdecydowanie ograniczając dopływ patologicznie zarządzanych klubów na szczebel centralny.

Być może nie do końca to doceniamy, być może nie do końca dostrzegamy. Ale wystarczy spojrzeć na firmy występujące w I lidze, wystarczy spojrzeć na popularność choćby baraży w II lidze. Tam naprawdę mamy duży skok w stosunku do czasów, gdy mieliśmy dwie grupy na trzecim szczeblu i osiem grup na czwartym. Tu zresztą koniecznie trzeba też dodać instytucję baraży o wejście do Ekstraklasy i I ligi. Okazało się, że to możliwość zrobienia prawdziwego show, może jeszcze nie na miarę baraży w Championship, ale takie derby Rzeszowa będziemy wspominać naprawdę długo.

POUKŁADANIE STOSUNKÓW ZE ŚWIATEM POLITYKI

Być może dziś to już nie do końca aktualne, ale Zbigniew Boniek był zupełnie innym partnerem dla świata polityki niż wspominany Grzegorz Lato. Młodsi czytelnicy pewnie nie pamiętają, ale latami PZPN był niemal na wojnie z Ministerstwem Sportu i kolejnymi politykami, którzy proponowali zarząd komisaryczny. PZPN strasznie się zaperzał, UEFA straszyła wykluczeniem Polski z rozgrywek, a politycy wycofywali się, odkładając plan reformowania federacji na półkę. Za Bońka te stosunki z politykami uległy mocnej poprawie.

To widać w liczbie wspólnych projektów oraz zainteresowaniu sponsorów z sektora Spółek Skarbu Państwa. Wspominaliśmy już o Lotosie, ale przecież projekty rozkręcane wspólnie z ministerstwami czy nawet z zaangażowaniem premiera to też już „nowa normalność”. Nie bez powodu nawiązujemy tu zresztą do koronawirusowego hasła – PZPN w okresie pandemii ściśle współpracował z politykami, przez co polski futbol dość szybko ruszył z miejsca, na stadiony wrócili kibice, z czasem udało się wznowić rozgrywki młodzieżowe i amatorskie, gdzie Polska zdecydowanie wyprzedziła choćby wskazywaną jako przykład liberalnego podejścia do pandemii Szwecję. Nie byłoby pewnie tych wszystkich wspólnie wytargowanych osiągnięć, gdyby nie kompetencje PZPN-u Zbigniewa Bońka. Albo nawet wprost – jego umiejętności negocjowania, w tym z najważniejszymi ludźmi w państwie.

PRZETRWANIE PANDEMII

Nie do przecenienia jest też zachowanie PZPN-u w trakcie pandemii. To był moment, gdy w tarapaty wpadło naprawdę mnóstwo lig, klubów, federacji czy państw. My przetrwaliśmy to zdecydowanie mniej boleśnie, również za sprawą gigantycznych funduszy, ktore wpompował w piłkę PZPN ze swoich oszczędności finansowych. Przejęcie na siebie wielu kosztów związanych z koronawirusem, sprawna współpraca z politykami, Ekstraklasą SA i klubami, ten słynny zespół medyczny. Wiadomo, wiele rzeczy po czasie można oceniać różnie, natomiast nie da się ukryć – Zbigniew Boniek i cały PZPN wypadł świetnie nawet na tle mocniejszych federacji – by wspomnieć choćby, jak całość rozwiązała francuska Ligue 1 wraz z tamtejszym związkiem.

SZEROKO ROZUMIANE STOSUNKI ZAGRANICZNE

Sporo rzeczy udało się też w Polsce zorganizować, w dodatku zazwyczaj kończyło się to powszechnym zadowoleniem sponsorów, miast-gospodarzy, UEFA oraz samego PZPN-u. Młodzieżowy mundial U-20. Finały Mistrzostw Europy U-21. Finał Ligi Europy w Gdańsku. Finał Ligi Europy w Warszawie. Trochę się tego zdążyło uzbierać, a przecież trzeba też dodać takie rzeczy jak choćby sprawne i szybkie wprowadzenie technologii VAR. Zbigniew Boniek to postać, marka, jego nie trzeba było nikomu w Europie przedstawiać, nie trzeba było się obawiać o to, jak się na polu międzynarodowym dogada.

Szczególik, który nie pasuje do innych kategorii – Pro Junior System. Cenny projekt, który istotnie zmienia rzeczywistość futbolową, zwłaszcza w niższych ligach.

CIENIE ERY ZBIGNIEWA BOŃKA

Tutaj też skupiliśmy się na głównych sektorach działania, bez zagłębiania się w szczegóły takie jak wrzucanie tweetów z błędami interpunkcyjnymi (no, ten z wnuczkiem był trochę przegięciem, to prawda). Zwłaszcza, że tak jak największą zasługą PZPN-u jest odbudowa wizerunku i finansów, tak największą przewiną – stagnacja na dwóch innych ważnych frontach.

STAGNACJA W KWESTII SZKOLENIA

Nie można zarzucić PZPN-owi, że niczego nie zrobił. Ba, na papierze część działań wygląda bardzo logicznie. Mobilna Akademia Młodych Orłów, gdzie teoretycy zatrudnieni przez PZPN edukują trenerów zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, nowa szkoła trenerów w Białej Podlaskiej, imponujący Puchar Tymbarku, wspomniane Centralne Ligi Juniorów, uczestniczenie w rozmowach dotyczących gigantych programów rozwoju infrastruktury z współudziałem rządowych funuszy, Narodowy Model Gry wraz z suplementami, certyfikacja akademii piłkarskich. Problem polega na tym, że część działań była grubo spóźniona, a część została wprowadzona w dyskusyjny sposób. Najlepszym świadectwem choćby wspomniana certyfikacja, w której te największe akademie nawet nie wzięły udziału, ale i szkoła trenerów, która nadal nie zaspokaja popytu na rozwój u wielu polskich szkoleniowców.

Możemy tutaj powtarzać argumenty środowiska trenereskiego o dostępie do wiedzy, także pod kątem kosztów, jakie musi ponieść młody trener, by podnieść swoje kwalifikacje. Możemy przywołać utrzymywany bardzo długo wbrew logice wymóg posiadania licencji UEFA Pro już w II lidze, zwłaszcza w połączeniu z bardzo ograniczonym dostępem do kursu UEFA Pro. Tak, przyjmujemy argumenty, że to UEFA nadaje limity, ale pokazywaliśmy też przykład Włochów, którzy od UEFA wytargowali drastyczne zwiększenie limitu kursów.

Takich upierdliwych szczegółów znajdziemy dużo więcej. PZPN posiadał środki oraz know-how, zabrakło prawdopodobnie determinacji, uczynienia tego działu priorytetowym. Wygodną wymówką jest zawsze: „nie chcemy narzucać nic klubom z ich wielkimi akademiami”. Ale przecież poprzez system licencji PZPN narzuca tym samym klubom chociażby liczbę luksów w oświetleniu czy krzesełek na trybunie krytej. Dlaczego nie narzucić wymogów związanych z infrastrukturą młodzieżową? Z zatrudnianiem trenerów młodzieżowych o określonych kompetencjach? A kursy dla zarządzających, szkolenie dyrektorów sportowych, skautów, w tym skautów młodzieżowych? Być może współpraca z uczelniami? Możliwości jest mnóstwo, zdaje się, że wiele z nich po prostu pozostało niewykorzystanych.

DYSKUSYJNA LOJALNOŚĆ W NIEKTÓRYCH WYDZIAŁACH

O Szkole Trenerów już trochę napisaliśmy, ale kontrowersje budziły tak naprawdę trzy nazwiska. Stefan Majewski. Dariusz Pasieka. Zbigniew Przesmycki. Wobec każdego z tej trójki środowisko było w stanie sformułować dziesiątki mniej lub bardziej przekonujących zarzutów, a jednak – żaden z nich ani przez sekundę nie musiał obawiać się o swoją przyszłość. Być może główną przyczyną wyrozumiałości Zbigniewa Bońka był po prostu brak logicznych następców, z czym przyjdzie się teraz zmierzyć Cezaremu Kuleszy. A może jednak to po prostu mylnie rozumiana lojalnosć? Jakkolwiek to oceniamy – trzy działy kierowane przez tych trzech szefów dość regularnie padały obiektem zasłużonej krytyki.

Zwłaszcza Zbigniew Przesmycki wydawał się człowiekiem nie do końca nadążąjącym za obecnymi czasami. Środowisko sędziowskie się kurczy, poziom jest średni, bo też nie bardzo jest z kogo wybierać w kwestii nowego pokolenia. O tym, jak to środowisko wygląda, najlepiej świadczy problem… Canal+, z obsadą nowego komentatora decyzji sędziowskich po awansie Radomiaka do Ekstraklasy. Zdecydowano się na Adama Lyczmańskiego, który nie do końca imponował nam w trakcie swojego pobytu na ekstraklasowych murawach. Tu naprawdę jest po prostu kiepsko z ludźmi, kiepsko z jakością. Ale czy to bardziej usprawiedliwienie, czy jednak bardziej zarzut dla Przesmyckiego? Podobnie zresztą należy oceniać Pasiekę i Majewskiego. Czy poziom wyszkolenia trenerów, czy liczba wykwalifikowanych szkoleniowców, zarejestrowanych w Polsce piłkarzy, liczby klubów i akademii to przyczyna oceny dyrektora sportowego PZPN-u i szefa Szkoły Trenerów? A może skutek ich działań?

Jedno jest pewne – PZPN przez 9 lat nie potrafił w pełni rozkręcić futbolowej rewolucji, nie potrafił drastycznie zwiększyć masowości tego sportu, nie potrafił zwiększych liczby sędziów, trenerów, piłkarzy, juniorów, a przecież od tego wypadałoby zacząć. Ludzie, ktorzy w teorii powinni za to odpowiadać, byli na swoich stanowiskach zabetonowani. A najgorsza jest świadomość, że bardziej logicznych następców nawet trudno wskazać.

DECYZJA O ZATRUDNIENIU I SPÓŹNIONA DECYZJA O ZWOLNIENIU JERZEGO BRZĘCZKA

Co tu dużo pisać… Zbigniew Boniek zatrudnił Jerzego Brzęczka kierując się własną piłkarską intuicją, która tym razem go zawiodła. Ale gorsze niż popełnienie błedu jest trwanie w błędzie. Brzęczek został zwolniony zdecydowanie za późno, tak naprawdę pod względem jakości reprezentacji Polski, Boniek zmarnował 1/3 kadencji, bo okres od zwolnienia Adama Nawałki w 2018 roku, aż do dzisiaj jest dużym rozczarowaniem. Nie bylibyśmy krytyczni akurat wobec Bońka, gdyby nie fakt, że to właśnie w Brzęczku upatrujemy jednej z głównych przyczyn piłkarskiej mizerii ostatnich lat. Sousa? Jest jeszcze za wcześnie na oceny, ale na pewno miał bardzo trudny start pracy, właśnie przez wzgląd na długi upór ze strony Bońka, by Brzęczkowi dać szansę.

Tak, na wszystko nałożyła się pandemia, ale pamiętajmy – gdyby nie ona, na Euro 2020 poprowadziłby nas Jerzy Brzęczek, a niedługo później Zbigniew Boniek przestałby pełnić funkcję prezesa PZPN-u. Ten dodatkowy rok kadencji i przesunięcie turnieju nie zmieniają oceny Bońka w kontekście polityki personalnej wokół reprezentacji Polski. Trafil z Adamem Nawałką, to był jego wielki sukces. Nie trafił z Jerzym Brzęczkiem, to była jedna z jego największych porażek.

TRUDNE RELACJE Z BARONAMI

Jan Bednarek to powód jednego z największych wizerunkowych problemów nowego PZPN-u. Jan Bednarek to zachodniopomorski baron, którego działania dokładnie opisywaliśmy, zainteresowało się nimi zresztą również Centralne Biuro Antykorupcyjne. Ten sam Jan Bednarek to jednak bliski współpracownik Zbigniewa Bońka i PZPN-u. Podamy prosty przykład – jako kontrkandydat dla barona w ZZPN-ie wystartował jeden z trenerów PZPN-owskiej Mobilnej Akademii Młodych Orłów. Gdy tylko ogłosil swój start, utracił pracę, rzekomo ze względu na niemożliwą do pogodzenia działalność kandydata w kampanii i trenera w MAMO. To są drobnostki, ale drobnostki, które jasno wskazują, że nie da się postawić granicy między dobrym carem i złymi bojarami. Zbigniew Boniek istotnie ograniczył wpływy baronów, był też wiatrem zmian, z którym przyszły pokoleniowe zmiany w paru województwach.

Ale nie stać go było na pełne odcięcie betonu, nie był w stanie pójść z nim na otwartą wojnę. Możemy sobie tłumaczyć, że dostawali ochłapy – a to jakiś futsal w zarządzanie, a to futbol amatorski, a to jakieś okręgowe rozgrywki. Ale mimo wszystko – przetrwali pełne dziewięć lat, co w pełni było widać podczas niedawnych wyborów w poszczególnych związkach. ZZPN? Farsa. Małopolska? Ciężary.

Dużo tutaj zrobiono, nie mamy wątpliwości, że następca będzie miał w tym temacie o wiele ciężej. Ale zdaje się, że była okazja pewne rzeczy poprzecinać raz na zawsze, szczególnie w drugiej kadencji. Nie do końca się to udało.

KIEPSKI STYL NA FINISZU

To już dość subiektywna kwestia, ale trzeba ją poruszyć, jeśli rozpoczęliśmy od pochwał za naprawę wizerunku organizacji. Końcówka drugiej kadencji Bońka to już bowiem coraz częściej wojna z całym światem. Ofukiwanie dziennikarzy, specyficzne tweety, zaprzeczanie własnym opiniom sprzed parunastu tygodni, zakrzykiwanie dyskusji, permanentne zadowolenie z siebie bez krzty krytycznego spojrzenia. Wymieniać można długo, sprawdzić – po prostu na Twitterze Zbigniewa Bońka, najlepiej zestawiając ostatnie miesiące z tym, co Boniek publikował w okolicach 2016 roku.

***

Ogólny werdykt każdy musi wydać sam. Naszym zdaniem pierwsza kadencja to wielkie odnowienie absolutnie skostniałej i totalnie skompromitowanej organizacji. Druga kadencja jest już zdecydowanie bardziej dyskusyjna, zwłaszcza, że przecież ta odnowa miała na celu m.in. pozyskanie środków na wykonanie projektów wycelowanych w podniesienie poziomu piłkarskiego w Polsce. Generalnie te 9 lat podzielilibyśmy na trzy okresy, traf chciał, że ręka w rękę szły tu i działania Bońka oraz PZPN-u, i wyniki kadry. Okres 2012-2016 to właściwie jedno wielkie pasmo sukcesów. Okres 2016-2018 to spowolnienie tempa, coraz więcej rys na szkle. Okres ostatnich dwóch, trzech lat to już mizeria.

Natomiast pamiętajmy cały czas, że nawet ten najsłabszy okres dwóch kadencji Bońka to i tak poziom wyżej niż to, co mieliśmy w erze przed-Bońkowej. Tego już nikt mu nie odbierze.

Fot. FotoPyK

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

44 komentarzy

Loading...