Nie ma już drużyny z zerowym dorobkiem w Ekstraklasie. Wisła Płock poszła w ślady Górnika Zabrze i po dwóch porażkach doczekała się premierowego zwycięstwa. “Nafciarze” wygrali skromnie, ale zasłużenie, bo Radomiak przez większość spotkania raził bezradnością w swoich poczynaniach, a na dodatek rozdawał rywalom prezenty.
Wisła Płock – Radomiak: błąd Kaputa, gol Kolara
Michał Kaput zrobił na nas dobre wrażenie przeciwko Legii, bo zachowywał spokój przy pressingu rywala. Potrafił wtedy utrzymać się przy piłce i nawet dobrze rozegrać. Być może poczuł się w związku z tym aż za pewnie. Dziś kilka razy się zdrzemnął, a pierwszy tego typu błąd okazał się brzemienny w skutkach. Kaput stracił piłkę przed swoim polem karnym podobnie jak w piątek Midzierski na rzecz Corryna. Tutaj odbierającym był Rafał Wolski. Mateusz Szwoch od razu odegrał do Martina Kolara, który najpierw został zablokowany, ale poprawka była już celna. I również tutaj nie popisał się Kaput, który początkowo za wolno wracał i w decydującym momencie nie zdołał zablokować Chorwata.
23-letni pomocnik Radomiaka jeszcze dwukrotnie swoją niefrasobliwością prokurował groźne akcje gospodarzy, ale nie tylko on był problemem beniaminka. Podopieczni Dariusza Banasika generalnie źle funkcjonowali w drugiej linii. Brak zawieszonego za czerwoną kartkę Filipe Nascimento był aż nadto widoczny. Cofnięty Mateusz Radecki nie czuł się zbyt pewnie, zwłaszcza że bardzo szybko obejrzał żółtą kartkę i musiał uważać. Miłosz Kozak na skrzydle wyróżniał się głównie symulkami. Leandro raz świetnie obsłużył Mario Rondona, który chyba sam był zdziwiony, że spokojnie wbiegł sobie w pole karne. Wenezuelczyk zgłupiał i zamiast strzelać – będąc już bardzo blisko bramki – podał do nikogo. To była jedna z dwóch najlepszych sytuacji Radomiaka.
Pierwszą na samym początku miał Karol Angielski. Tutaj akurat Kaput zrobił coś dobrze, zagrał z własnej połowy do byłego napastnika “Nafciarzy”, który zamiast pociągnąć z piłką, od razu zdecydował się na próbę przelobowania Bartłomieja Gradeckiego. Zrobił to za lekko, wyszło mu podanie do bramkarza. Angielski w kolejnych minutach nie stanowił już żadnego zagrożenia, jego powrót na płocką ziemię okazał się mocno nieudany.
Wisła Płock – Radomiak: kuriozalny debiut Rhuana
Wisła szału w ofensywie także nie robiła, ale mając wynik, nie musiała. Filip Majchrowicz trochę się wysilił przy rzucie wolnym Dominika Furmana, natomiast w końcówce Łukasz Sekulski w zasadzie podał mu piłkę, mając potencjalne sam na sam. Świetnym podaniem obsłużył go Damian Rasak, będący dziś liderem drugiej linii płocczan. Raz Majchrowicza wyręczył Cichocki, wybijając piłkę sprzed bramki po strzale Szwocha. Sporym osłabieniem było przymusowe zejście Wolskiego (zawroty głowy). Filip Lesniak swoje wybiegał, jednak z przodu nie potrafił dać takiego impulsu jak jego kolega.
Goście najmocniej zawiedli po przerwie. Poza jednym zablokowanym uderzeniem Damiana Jakubika nie stworzyli żadnego zagrożenia. Wisła prezentując się poprawnie jako zespół, miała ten mecz pod kontrolą. Nie licząc duetu Cichocki-Rossi, każdy ma coś na sumieniu. Kiepskie pierwsze wrażenie sprawili debiutujący w radomskich szeregach Brazylijczycy. Maurides groźnie wygląda, na pewno jest silny, ale będąc na boisku grubo ponad 20 minut, nie zaprezentował niczego w temacie swoich atutów piłkarskich. Wchodzący trochę wcześniej Rhuan wypadł kuriozalnie. Widoczna nadwaga, bezmyślne dryblingi, wywracanie się przy jakimkolwiek kontakcie, mnóstwo strat, nienadążanie za tempem gry… Niewykluczone, że on naprawdę sporo umie, lecz na razie jest to pacjent do reanimacji po półgodzinnym bieganiu. Gdy Zbigniew Dobrynin zagwizdał po raz ostatni, Rhuan padł na murawę, jakby właśnie zaliczył 90 minut z dogrywką.
Maciej Bartoszek trochę dziś poeksperymentował. Ponownie zdecydował się na ustawienie z trójką stoperów, a w roli prawego wahadłowego mógł się sprawdzić Dawid Kocyła. Do przerwy trochę się gubił w zachowaniach defensywnych, za to w drugiej połowie w największym stopniu napędzał ataki swojego zespołu. Kto wie, czy nie dostanie tej roli na dłużej.
Radomiak zszedł na ziemię po remisie z Lechem i zwycięstwie nad Legią. Wisła nie dopuściła do pożaru w swoich szeregach i może spokojnie przygotowywać się do meczu w Gliwicach.
Fot. Newspix