Reklama

Mecz prezentów na remis

redakcja

Autor:redakcja

08 sierpnia 2021, 22:59 • 4 min czytania 14 komentarzy

Mecze przyjaźni mogą być takie, jak w Radomiu – na tyle brutalne, że obie drużyny kończyły je z „kierem” na koncie. Mogą być też takie, jak we Wrocławiu – pełne prezentów po obu stronach. 30 strzałów, rzut karny, interwencja VAR-u, która odwołała drugą „jedenastkę” i gol na wagę remisu w doliczonym czasie gry. Sporo się działo, nudy nie było, choć to też efekt tego, że i Śląsk i Lechia w tyłach to całkiem wesoła ekipa.

Mecz prezentów na remis

Na tyle wesoła, że Łukasz Zwoliński i Fabian Piasecki mogli dziś schodzić z boiska z hattrickami na koncie. Ale niestety, jako że to Zwoliński i Piasecki, obaj kończyli mecz z bolącą głową, bo od zmarnowanych setek mogli nabawić się migreny. Napastnik Lechii padł chyba ofiarą słynnej klątwy Weszło. Tydzień temu napisaliśmy, że przed nim szansa na najlepszy sezon w karierze. Flavio wycofuje się w cień, konkretnego rywala nie ma, nic tylko strzelać. I co? Tydzień temu – dwie zmarnowane setki. Dziś:

  • spartolony rzut karny
  • cztery kolejne zmarnowane szanse na gola

Zwoliński starał się nie załamywać po każdej zmarnowanej okazji, ale nie oszukujmy się – chłopak powinien dziś przesądzić o wygranej Lechii. Miał jednak tyle szczęścia, że i Fabian Piasecki nie potrafił przesądzić o wygranej Śląska. On być może „jedenastki” nie zmarnował, a jedno z jego pudeł jakimś cudem przyniosło bramkę, jednak choćby sytuacja, w której niekryty walnął głową tak, że w idealnej sytuacji na listę strzelców się nie wpisał, zdecydowanie obniża mu ocenę. O pozostałych przebłyskach koślawości z litości już nie wspominamy.

Śląsk – Lechia. Diogo Verdasca to eksperyment społeczny

Obie fałszywe „dziewiątki” miały jednak solidnych rywali w walce o tytuł najsłabszego punktu swojej drużyny. Ciężko nam jednoznacznie wycenić Zlatana Alomerovicia. Kiedy Piotr Stokowiec mówił, że ma dwóch najlepszych bramkarzy w lidze, odleciał. Widać to było, gdy Alomerović wyszedł do płaskiego podania od Mateusza Praszelika i uprzedził Praszelika, ale zrobił to tak, że piłka wpadła prosto pod nogi Dino Stigleca. Bramka na konto golkipera Lechii, bez dwóch zdań, powinien to wyjaśnić, łapiąc futbolówkę jak pan Bóg przykazał. Alomerović miewał też zagadkowe wznowienia, po jednym o mały włos nie padła kolejna bramka dla Śląska. Koniec końców jednak dawał też coś od siebie – wybronił parę groźnych strzałów, choćby próbę Roberta Picha. Mecz niezbyt dobry, ale niekoniecznie koszmarny. A na pewno nie tak koszmarny jak pewnego przybysza z Półwyspu Iberyjskiego.

Diogo Verdasca, proszę państwa.

Reklama

Chłop to chodzący słup energetyczny, stale pod napięciem. Wejście do ligi miał przeciętne, nie uratowała go nawet asysta, bo wystawiliśmy mu „trójkę”. Dzisiaj zaliczył poprawkę w stylu tego gościa z klasy, który poprawiał każdy test po pięć razy, bo brał nauczycielkę na litość. Verdasca zaliczył koncert błędów. Zaczął od wjazdu na pełnej w nogi Josepha Ceesaya, co skończyło się rzutem karnym dla Lechii. Potem dorzucał do repertuaru fatalne decyzje po obu stronach boiska. To niesamowite, ale Portugalczyk rozpoczynał kontry rywali bez względu na to, czy znajdował się we własnym polu karnym, czy akurat zapędził się w „szesnastkę” gdańszczan przy jakimś stałym fragmencie gry.

Nawet w bramkę wyrównującą był w pewnym stopniu zamieszany. Ok, jasne, nie była to wyłącznie jego wina, że wybita piłka spadła pod nogi Mykoli Musolitina, ale jednak – chwilę później futbolówka wróciła w pole karne i Śląsk stracił dwa punkty.

Magiera i Stokowiec nie mogą spać spokojnie

Pomijając zapalnik z Portugalii Śląsk i tak ma jednak sporo do poprawy. Od początku sezonu zwracamy uwagę na to, że ekipa Jacka Magiery jest zbyt frywolna w defensywie. Lechia wykorzystała to rzutem na taśmę, ale przecież każdy widział, że Ilkay Durmus nie kończy meczu z asystą na koncie tylko przez nieskuteczność Łukasza Zwolińskiego. Goście rzecz jasna są z punktu zadowoleni, ale i Piotr Stokowiec powinien pomyśleć nad ogarnięciem defensywy. Bo przecież gdyby nie fakt, że Piasecki spartolił nawet wywalczenie „jedenastki” – wyłożył się po starciu z Bartoszem Kopaczem, ale trochę za wcześnie, dzięki czemu Jarosław Przybył miał podstawy do odwołania rzutu karnego – to Lechia nie miałaby czego szukać pod bramką rywala w doliczonym czasie gry. Chyba że trafienia honorowego.

Koniec końców mamy więc całkiem sprawiedliwy remis i trochę kłopotów do rozwiązania po obu stronach. Zarówno w defensywie, jak i w ofensywie.

Śląsk Wrocław – Lechia Gdańsk 1:1 (1:0)

fot. NewsPix

Reklama

Najnowsze

Anglia

Nie jest łatwo w ostatnim czasie być kibicem Manchesteru United

Piotr Rzepecki
4
Nie jest łatwo w ostatnim czasie być kibicem Manchesteru United

Ekstraklasa

Anglia

Nie jest łatwo w ostatnim czasie być kibicem Manchesteru United

Piotr Rzepecki
4
Nie jest łatwo w ostatnim czasie być kibicem Manchesteru United
Hiszpania

Media: Jeżeli Barcelona zajmie trzecie miejsce, pozycja Xaviego nie będzie pewna

Damian Popilowski
1
Media: Jeżeli Barcelona zajmie trzecie miejsce, pozycja Xaviego nie będzie pewna

Komentarze

14 komentarzy

Loading...