Konferencja prasowa po meczu, przed mikrofonem zasiada trener. Zaczyna swoje sprawozdanie, potem odpowiada na pytania dziennikarzy. Rozbrzmiewa hasło “dlaczego zagrał ten, a nie tamten?”. Trener na to, że ten pierwszy wyglądał dobrze w treningu, tamten niekoniecznie. “Ja widzę ich na co dzień, wy nie” i temat zamknięty. Kibic niekoniecznie chce przyjąć takie tłumaczenie, bo też coś widział. Ot, jakiś piłkarz zagrał poniżej oczekiwań. Ocenił to, co zaobserwował przez 90 minut. Tylko że jest w tym drugie dno. Temat, nad którym warto się pochylić. To zjawisko piłkarza treningowego. Czyli kogoś, kto jest kozakiem do momentu pierwszego gwizdka sędziego.
Mówiąc wprost, mowa o zawodniku, który nie potrafi sprzedać swoich walorów w realiach meczowych. Ma je, pokazuje sześć dni w tygodni, ale siódmego, kiedy przychodzi zagrać mecz ligowy, coś szwankuje. Liczą na niego koledzy, liczy trener. To trwa i trwa, dopóki nie skończy się cierpliwość sztabu szkoleniowego. Wsłuchując się w głosy naszych rozmówców, którzy mieli doświadczenia z takimi piłkarzami, niewielu z nich potrafi przełamać blokadę, która najczęściej wynika z problemów mentalnych. Zdecydowana większość zawodników ginie w odmętach polskiej piłki, mimo że pod kątem czysto piłkarskim ma potencjał nawet na reprezentację Polski. Nie hamuje ich kontuzja czy brak profesjonalizmu. Zabójczą rolę odgrywa stres, presja, oczekiwania.
Spis treści
- "To stwierdzenie wymyślili trenerzy, nie psycholodzy"
- "Kiedyś było przekonanie, że tacy piłkarze się nie nadają"
- "Mówię mu: zagrasz. A on w treningu przewraca się potem na piłce"
- "Sztywnieją mięśnie, decyzyjność staje się dużo gorsza"
- "Słowa, że Legia podkupi nam tego kozaka, brzmiały później jak ponury żart"
- "W tym wszystkim chodzi o pewność siebie. Trener nie może jej dusić"
- "Leo popatrzył na mnie i powiedział: czyś ty zgłupiał?"
- "Więcej satysfakcji daje ten uratowany, treningowy zawodnik"
“To stwierdzenie wymyślili trenerzy, nie psycholodzy”
Przepytaliśmy trenerów, dyrektorów sportowych i psychologa sportowego, żeby nie tylko nakreślić to zjawisko, ale też spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy jest na to metoda. Swego rodzaju lek, schemat postępowania, który pozwoliłby odblokować się piłkarzom. Nie jest to sprawa tak prosta, jak może się wydawać. Podejście zero-jedynkowe zda się tutaj na nic, co na wstępie tłumaczy nam Paweł Habrat, trener przygotowania mentalnego Lechii Gdańsk.
– To jest zjawisko wnikliwie obserwowane przez samych trenerów. Tego stwierdzenia nie wymyślili psycholodzy, tylko szkoleniowcy. Temat piłkarzy treningowych jest niejednoznaczny, bo nie zawsze ta sama przyczyna powoduje, że zawodnik nie potrafi przenieść umiejętności treningowych na występ meczowy. Często mówimy o tym, że o efektywności meczowej decydują cztery sfery: techniczna, taktyczna, motoryczna i – w moim odczuciu najważniejsza – psychologiczna. Generalnie pod względem treningowym wszystko wygląda w porządku, a kiedy dochodzi presja, stres, niektórzy sportowcy zaczynają zachowywać się inaczej. Jeśli mielibyśmy zgłębić przyczyny, to jest ich na pewno kilka. Akurat presja i stres to nie są jedyne czynniki tego, że zawodnicy gorzej wypadają podczas meczów. Bardzo często są to kwestie związane z tzw. reakcją na błąd. I gdy mają niską tolerancję na błędy, tak naprawdę po pierwszym wadliwym zagraniu budują negatywną narrację, negatywną komunikację wewnętrzną. Czyli: zamiast dążyć do tego, żeby odbudować się, w głowie sportowca pojawiają się myśli “nie strać piłki, nie popełnij błędu” – opowiada Habrat.
– Negatywna komunikacja wewnętrzna powoduje, że zawodnik przestaje grać efektywnie, bo ma zmniejszoną tolerancję na błąd. Z drugiej strony – wiemy, że ciało ludzkie działa w ten sposób, że w momencie, gdy zaczynamy się denerwować, następuje jego napięcie. Nagle okazuje się, że mimo tego, iż dany gracz ma nienaganną technikę, podczas meczu w żaden sposób nie potrafi jej wykorzystać. Układ mięśniowy jest sztywny – dodaje trener mentalny Lechii Gdańsk.
Ciekawym wątkiem jest tutaj fakt ambicji zawodnika, która wbrew pozorom może być destrukcyjna. I kolejna rzecz: inteligencja. Jeśli piłkarz ma bardzo wysoki poziom świadomości jako człowiek, w trakcie meczu w jego głowie może pojawić się zbyt wiele analiz. Takich pokroju: no nie, czuję, że nie spełniam oczekiwań, a potrafię więcej. Łatwo tym sposobem zejść na drogę złych emocji, a kto zna ich smak, ten wie, że niełatwo je przetrawić w pustym pokoju na kanapie, a co dopiero w środku akcji w czasie meczu piłkarskiego.
– Nierzadko mowa o zawodnikach bardzo inteligentnych, świadomych tego, że nie są w stanie zaprezentować się dobrze. Przez to zadręczają się złymi emocjami. Dorzućmy jeszcze do tego ambicję. I mamy przepis na gotową katastrofę meczową. Oczywiście cały czas trwają dyskusje, na ile można zmienić to w treningu czy poprzez pracę z psychologiem. Wpływ na to mają też kwestie środowiskowe, nawyki wyniesione z domu. Na podstawie indywidualnych rozmów, które przeprowadziłem ze sportowcami, myślę, że wielu zawodników treningowych po prostu nie radzi sobie z własnymi oczekiwaniami. Stąd też muszą trafić na odpowiednich ludzi: trenera, który obdarzy go zaufaniem. Ważna jest też drużyna, która okaże wsparcie – podkreśla Paweł Habrat.
“Kiedyś było przekonanie, że tacy piłkarze się nie nadają”
Często mówi się, całkiem słusznie zresztą, że żyjemy w świecie przepełnionym depresją. Ogółem negatywnymi emocjami, które wynikają z miliona powodów. To tyczy się tak samo pracownika sklepu, tak jak zawodowego piłkarza. Musielibyśmy być głupkami, gdybyśmy stwierdzili, że mechanizmy myślenia w obu przypadkach są inne. Bo tak jak mężczyzna pracujący na kasie w supermarkecie będzie obawiał się pomyłki kosztującej firmę straty finansowe, tak też piłkarz musi liczyć się z konsekwencjami, że zagra kilka gorszych spotkań, wypadnie ze składu, a potem z klubu na kontrakcie, którym opłaca życie swojej rodziny. Inne są tylko konteksty. Nie dziwnego więc, że zjawisko piłkarza treningowego istnieje. Nie tylko w przypadku młodych piłkarzy, ale również tych bardziej doświadczonych, którzy mogą mieć wiele do stracenia. Presja przed najwyższą próbą bywa zabójcza.
– Ten motyw nazywamy katastrofizacją, a dokładnie efektem kuli śnieżnej. Z jednej przesłanki generujemy kolejną myśl, która jeszcze bardziej nam przeszkadza i finalnie doprowadza sytuacji, w której realizuje się ten najczarniejszy scenariusz. Ocena perspektywy z boku też jest inna. Ktoś, kto wykonuje inny zawód, może powiedzieć: a czym ty się przejmujesz?. To jest tzw. unieważnienie przez kogoś cudzego problemu. Słowa: “nie martw się”, “po co o tym myślisz” są nieodpowiednie, bo widocznie dla drugiej osoby jest to bardzo ważne. Czasami bardziej istotne jest samo wysłuchanie zawodnika niż infantylne rady. Dla takiej osoby już samo stwierdzenie skierowane pod jej adresem, że się denerwuje, może być wstydliwe – mówi Habrat.
– Na szczęście zmieniła się świadomość młodego pokolenia trenerów. Już nie skreślają zawodników, tylko dlatego, że nie radzi sobie ze stresem lub presją. Kiedyś było przekonanie, że tacy piłkarze się po prostu nie nadają. Myślę, że dziś, gdyby tak traktowano graczy, to nie byliby w tym miejscu, w którym są obecnie, czyli: Ekstraklasa, a nawet reprezentacja Polski. Stres jest związany z szeroko rozumianą inteligencją. Zawodnik zaczyna zastanawiać się nad swoją karierą. Analizuje w trakcie meczu to, co go otacza. Ma ogromną świadomość konsekwencji ewentualnego niepowodzenia. Cechuje też ludzi odpowiedzialnych, a jest to cecha pożądana teraz w sporcie. Aktualnie nie możemy sobie pozwolić na to, by tracić takie osoby – dodaje.
“Mówię mu: zagrasz. A on w treningu przewraca się potem na piłce”
Zgubne bywa nadmierne myśleniu o meczu, szansie, wyzwaniu. No i ewentualnych błędach, które można popełnić. Może się wręcz wydawać, że czasami lepiej takiemu piłkarzowi nie mówić kilka dni przed spotkaniem, że w nim zagra. Bo wtedy na treningu dzieją się rzeczy… dziwne. Kluczowe jest wtedy podejście trenera, jego wiara w zawodnika. Oczywiście dopóki problem istnieje, bo kiedy uda się go rozwiązać, sposób traktowania się zmienia.
– Praktycznie w każdym zespole był taki zawodnik, który miał wielki potencjał, pokazywał go na treningach, a gdy dostawał szansę, nie zawsze ją wykorzystywał. Bardzo często spotykałem się zjawiskiem, kiedy to zawodnicy wyłączeni z najbliższego meczu, z powodu nadmiaru żółtych kartek, osiągali najwyższą formę. W mikrocyklu przedmeczowym zdecydowanie się wyróżniali, choć na najbliższym spotkaniu byli nieobecni. Wpływ na to miała psychika – byli uwolnieni od stresu meczowego. Gdy przyszedł mikrocykl, gdy już byli brani pod uwagę w przypadku występu, wkradała się pewna niepewność z powodu rywalizacji. Czasami w głowie przegrywali miejsce w wyjściowej jedenastce – opowiada Leszek Ojrzyński, trener sześciu klubów Ekstraklasy, takich, które walczyły o utrzymanie.
– To trener jest osobą, która znajduje się bezpośrednio przy drużynie, przy zawodniku. I czasami szkoleniowiec bardziej wierzy w tego piłkarza niż on sam w siebie. Ale to jest nasze zadanie – by wspierać takich graczy. Tylko to też jest zależne od warunków pracy. Tak się złożyło, że pracowałem w sześciu klubach Ekstraklasy i z każdym walczyłem o utrzymanie. Presja była większa. Oczywiście jeszcze większa jest, gdy grasz o mistrzostwo. Ale szkoleniowcy wtedy mają do czynienia z innym kalibrem zawodników, nierzadko z reprezentantami kraju. A w klubach, o których wspomniałem, kadry zespołów walczących o ligowy byt były bardzo często złożone z młodych zawodników. Wówczas nie mogłem sobie pozwolić na cierpliwość, która jest potrzebna w przypadku zjawiska piłkarza treningowego. Albo zwolniliby mnie, albo spadłbym z ligi. Tak to wyglądało z mojej perspektywy.
– Owszem, też stawiałem na młodzież. Niektórzy potrafili wykorzystać swoje szanse. Nieraz trzeba było też odłożyć w czasie decyzję. Kiedyś powiedziałem 17-letniemu piłkarzowi, że zagra w meczu ligowym, a po rozmowie, podczas treningu, dwa razy przewrócił się na piłce. Następny trening? Widzę, że jest jednym ze słabszych podopiecznych. Wtedy musiałem zmienić plany. Wziąłem go ponownie na rozmowę i zakomunikowałem: słuchaj, nie możesz tak podchodzić do tego, stresować się, bo widzisz, jak te treningi wyglądały. Wytłumaczyłem mu, że ostatecznie swoją postawą nie zasłużył na pierwszy skład. A dopóki nie zdawał sobie sprawy z wyzwania, wyglądał kapitalnie. Finalnie musieliśmy poczekać dwa tygodnie, by otrzymał szansę debiutu – dodaje Ojrzyński.
Zgarnij CASHBACK do 500 pln BEZ OBROTU w Fuksiarz.pl!
“Sztywnieją mięśnie, decyzyjność staje się dużo gorsza”
Kolejni trenerzy potwierdzają: to realny problem, który powoduje, że jakiś piłkarz może być nie do końca sprawiedliwie oceniany przez środowisko. Jasne, na jego rozwój kariery składa się to, co zaprezentuje w trakcie meczu. Ale za kurtyną kryje się znacznie więcej, niż niektórym może się wydawać.
– Trudno ten problem zdefiniować. Prowadziłem wielu zawodników, którzy doskonale prezentowali się w okresie przygotowawczym i sparingach, byli pierwszymi wyborami, a przychodziła liga i to już nie było to samo, następowała brutalna weryfikacja. Chodziło albo o problemy mentalne, albo jakieś kwestie pozasportowe. Być może jakaś część później odpalała, ale pozytywne przemiany to raczej rzadkość. Szwankowała umiejętność wejścia w mecz o olbrzymią stawkę, ci zawodnicy nie potrafili udźwignąć presji. Nie chcę podawać przykładów, zostawię je sobie w pamięci, ale rzeczywiście takie zjawisko ma miejsce. Psychika jest mega ważna, ważniejsza niż umiejętności. Piłkarz się nie obroni, kiedy ona nie dojeżdża. I nie uważam, że im większy klub, tym bardziej problem piłkarza treningowego wychodzi na światło dzienne. W niższych ligach to też się zdarza i trenerzy prowadzący zespoły niżej uśmiechną się, gdy to przeczytają. Wiedzą, że tak jest, powiedzą sobie pod nosem “tacy piłkarze byli w mojej karierze trenerskiej”. Niestety sporo ginie takich zawodników o dużych umiejętnościach. Brakuje im wiary w siebie, kiedy przychodzi występować na poziomie mistrzowskim – opowiada Jacek Zieliński, były trener Lecha Poznań, Cracovii czy Ruchu Chorzów.
– Miałem takich zawodników na różnych poziomach rozgrywkowych, na których miałem okazję prowadzić zespoły. To poważny kłopot psychologiczny, stres, który blokuje potencjał. Nie chodzi tylko umiejętności techniczne, ale też motoryczne. No i decyzyjność też jest dużo gorsza. Do tego dochodzi aspekt chowania się w trakcie meczu, niebrania odpowiedzialności na swoje barki. Miałem takiego piłkarza, super szybkościowca, który w realiach meczowych nie potrafił tej samej szybkości wydobyć. Sztywniały mu mięśnie, głowa dawała zły sygnał do ciała. To trudna rzecz do poprawy. Na szczęście ktoś taki może zejść do słabszego zespołu, gdzie będzie górował, będzie czuł się lepiej. Ale tam, gdzie trzeba podjąć większą rywalizację, już nie – dodaje trener Jagiellonii Białystok, Ireneusz Mamrot.
– Czasami przychodzi taki zawodnik na rozmowę i pyta, co może poprawić, żeby grać, bo akurat siedzi na ławce. A ma dobre umiejętności, jest szybki, uzdolniony technicznie i ogółem nie ma zbyt wielu cech do poprawy, tylko że w meczu to zanika. Nie jest łatwo wtedy wytłumaczyć, że w aspektach piłkarskich niczym nie odstaje, ale problemem jest mentalność. No i są zespoły, które mogą dać więcej czasu takiemu zawodnikowi. To zależy od celów na sezon. Jeśli gdzieś presja jest duża, łatwiej wybrać zawodnika, który nie ma większych umiejętności, ale wiesz, że ją zniesie. Ale na końcu zawsze będę powtarzał, że każdy sportowiec musi nauczyć się rywalizacji. Bez tego nie przetrwa, nawet jeśli ma potencjał na bycie topowym piłkarzem.
– Niewielu takich zawodników weszło na poziom piłkarski, na który mogło. Ci, którzy mieli mniejsze umiejętności, ale mocniejszy charakter, osiągali więcej. Gdyby ktoś zaobserwował z boku oba typy tych piłkarzy podczas treningów, w życiu by nie powiedział, że ten silniejszy psychicznie radzi sobie lepiej. Generalnie, jak przypominam sobie szereg piłkarzy, których prowadziłem, jakiejś części udało się wejść na poziom Ekstraklasy. Ale zdecydowanej większości, tej, którą można nazwać grupą “piłkarzy treningowych”, nie. A szkoda, bo byli tacy, którzy moim zdaniem osiągnęliby pułap reprezentacji Polski. Dzisiaj jednak o nich nie usłyszymy w tym kontekście – kontynuuje Mamrot.
– Piłkarz musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy to, co mu przeszkadza w zaprezentowaniu swoich umiejętności, jest związane z presją i stresem. Samo zdefiniowanie problemu to pierwszy krok. Przyznanie się do tego, że się czymś stresujemy, w znaczny sposób redukuje napięcie. Znacznie gorzej, gdy próbujemy to na siłę to ukryć. Potrzebna jest zmiana myślenia, lecz są też odpowiednie techniki. My korzystamy z urządzenia “Biofeedback”, które zmniejsza poziom napięcia mięśniowego, uspokaja reakcje serca, zwalnia tętno. Mamy teraz monitoring i jeżeli zawodnik od razu, na początku spotkania, wychodzi na wysokim tętnie, to nie dlatego, że zrobił w tym momencie intensywną rozgrzewkę. On zaczyna wtedy nadmiernie myśleć o meczu – dodaje Paweł Habrat.
“Słowa, że Legia podkupi nam tego kozaka, brzmiały później jak ponury żart”
Trudno było o konkretne nazwiska, jeśli chodzi o wytypowanie piłkarzy treningowych. Możemy się jedynie domyślać, kto takowym był, lub sięgać po zakulisowe informacje. Trenerzy wolą kryć takie rzeczy, ale to nic dziwnego. Część z tych piłkarzy gra w piłkę na zawodowym poziomie w różnych ligach, jest na różnych etapach kariery, a taka łatka raczej by im nie pomogła. Ale jeden z naszych rozmówców sprzedał ciekawy przykład bramkarza, który nie tak dawno występował w Ekstraklasie. Mówi też o stoperze Stali Mielec czy Michale Bartkowiaku, na którego losy miały wpływ akurat różne inne czynniki, nie tylko presja. Do tego grona zalicza się też ktoś taki jak Jan Vlasko, który w 2015 roku przychodził do Zagłębia Lubin jako gwiazda ligi słowackiej.
– Jonathan de Amo: w treningach passy przez dwie linie, pewność w rozegraniu, mała gra na super poziomie, zabawa w dziadku z napastnikami. W meczach tego nie było, nie było tego ryzyka. Później odszedł z Miedzi, pograł trochę w Termalice, teraz w Ekstraklasie i nabrał doświadczenia, zaczął lepiej radzić sobie z presją. Kolejnym piłkarzem, który przychodzi mi do głowy, jest Michał Bartkowiak. Jak włączał turbo na treningach, był nie do zatrzymania – zaczyna wątek Marek Ubych, dyrektor sportowy Miedzi Legnica.
– Ale najlepszym przykładem zawodnika treningowego, jaki widziałem, był Anton Kanibołocki. To był hit. Fenomenalny golkiper. Nie wiem, czy nie najlepszy, jaki w Miedzi był kiedykolwiek. Pamiętam ten dzień, kiedy zadzwonił do mnie trener Nowak z zimowego obozu przygotowawczego w Turcji. Mówi “Mareeek, ku*wa!”. Ja pytam “Co, Anton źle?”. A on, że za pół roku Legia nam go wyciągnie i znów będzie trzeba bramkarza szukać. Że niepotrzebnie klauzulę na kilkaset tysięcy wpisywaliśmy. “Słuchaj, wyciąga wszystko, robi szpagaty, niemożliwy jest”. Na koniec obozu wpuścił w sparingu tylko jednego głupiego gola – wyszedł z bramki, minął się z piłką. Jedyny błąd. Co ciekawe, później zrobił to samo z Jagiellonią Białystok w lidze.
– Był taki mecz z Cracovią, 0:0 na wyjeździe, kiedy robił właśnie to, co rzeczywiście potrafi. Wyglądał dokładnie tak, jak w treningu. Wtedy Maciej Szczęsny powiedział w magazynie Ekstraklasy, że takiego bramkarza w Polsce jeszcze nie widział. Albo jego występ w legendarnym spotkaniu z Zagłębiem, kiedy wygraliśmy 2:0. Strzelali gole Forsell i Marcos, a mało kto pamięta, że ten mecz wybronił nam właśnie Kanibołocki. Było jeszcze kilka takich dobrych meczów, ale zdecydowana większość to tragedia. Kiedy na przykład Cafu kopnął w niego, a on rzucił się w bok. Albo jak Kucharczyk strzelił mu karnego między nogami. Czy wyjazdowe spotkanie w Lubinie, gdzie dał asystę do Jagiełły. Potem dopatrywaliśmy się w nim głębszych problemów, coś było nie tak, to było zaskakujące. Może to wynikało z tego, że przez większość kariery był bramkarzem nr 2. To lekcja na przyszłość, nie da rady tego zmierzyć jak w grze komputerowej – kończy Ubych.
– Spotkałem się z bramkarzami tylko treningowymi. Na zajęciach bronili fantastycznie, a w meczu podejmowanie dobrych decyzji szwankowało. Problem polegał głównie na zarządzaniu presją i koncentracją. Tym bardziej u golkipera koncentracja musi być od pierwszego do ostatniego gwizdka na wysokim poziomie. Jeśli napastnicy nie mają liczb, to presja minut również ich zżera. Tylko że jest mniejsza. Nie strzelą w jednej sytuacji, to być może za jakiś czas trafi się następna okazja. A u bramkarza, w przypadku błędu, drużyna jest zmuszona gonić wynik. Po błędzie u golkipera często występuje tzw. usztywnienie. Kluczowa jest ta pierwsza interwencja. Albo zasieje wiarę, albo niepokój – dodaje trener Ojrzyński.
“W tym wszystkim chodzi o pewność siebie. Trener nie może jej dusić”
Istotną kwestią w prowadzeniu takich zawodników jest opieka psychologiczna. Nie tylko specjalisty, ale też trenera, z którym żyje się na co dzień. Jeśli on zawiedzie w relacji międzyludzkiej, potencjalnego kozaka można już nie odzyskać. Kiedyś szybko skreślano piłkarzy, którzy nie potrafili przenieść umiejętności na mecz. Pakowano ich do worka “słaby mentalnie”. Wychodzono z założenia, że nad tym nie da się popracować. To się zmienia, szkoleniowcy są dzisiaj coraz bardziej świadomi. No i w założeniu powinno być cierpliwi, a mowa nie tylko o młodzieży, ale też o ukształtowanych nazwiskach.
– Oczywiście trzeba inwestować w takiego piłkarza, ale jeśli jego nieumiejętność radzenia sobie z presją i stresem nie znika, to też szatnia podświadomie może zacząć myśleć, że coś jest tutaj nie tak. Każdy jest inaczej skonstruowany psychicznie, trzeba szukać sposobów na dotarcie. Niestety nie zawsze się da. Ale kiedy widzę w zawodniku możliwości, to chcę mu pomóc. Ma to swój ograniczony czas, ale trzeba próbować – twierdzi trener Mamrot.
– Wśród zawodników najbardziej cenioną rzeczą jest sprawiedliwość. Ktoś jest słabszy, ktoś w danej chwili inny mocniejszy. Trener decyduje, czy margines błędu będzie większy czy mniejszy. Musimy pamiętać, że pierwszym psychologiem w drużynie jest właśnie on. Można rozmawiać indywidualnie ze specjalistą, ale codziennie stajesz przed swoim szefem, musisz się wykazać. Generalnie w tym wszystkim chodzi o to, żeby nabyć pewność siebie. Jeśli ten mechanizm będzie szwankował u młodego zawodnika, później będzie trudniej ją zdobyć. Trener musi napędzać tę wiarę, pchać piłkarza do przodu. Nie tylko wskazywać na błędy, nie tylko ganić. Bo jeśli zawodnik będzie wychodził potem na boisko z myślą, żeby niczego nie zepsuć, to to będzie pułapka. Rozwija nas pozytywne myślenie, wiara we własne możliwości.
W niektórych klubach za granicą są psychologowie, którzy na co dzień pracują z trenerami. Dlaczego? Bo oni są najważniejsi w kształtowaniu zawodnika szczególnie w młodym wieku, oni rozwijają osobowość swoich podopiecznych. Nie można doprowadzić do tego, że jakiś szkoleniowiec wzbudza w piłkarzu kompleksy. Niestety w grupach młodzieżowych za często buduje się aurę niepotrzebnego stresu, nie takiego, jaki powinien być. Kluczową rolę odgrywa to przegadane już nastawienie na wynik, wynik i jeszcze raz wynik. Za mało jest luzu. To zabija gen lidera. Szukam takich, ale ich jest coraz mniej. No i nie podoba mi się, że niektórzy trenerzy tyle dyrygują przy linii bocznej w czasie meczu. Krzyczą, obrażają i tak dalej. To może dusić mentalność i kreatywność. Piłkarze sami muszą wiedzieć, co mają robić. Robić dobrze. A do tego potrzebna jest właśnie pewność siebie – opowiada Dariusz Gęsior, trener polskiej kadry U-16 i 22-krotny reprezentant Polski.
“Leo popatrzył na mnie i powiedział: czyś ty zgłupiał?”
No właśnie, potrzebna jest pewność siebie. Ją można zyskać na różne sposoby, zaczynając od dobrych relacji z trenerem. Najpierw warto odnaleźć w sobie ten problem, zadbać o rozwój mentalny, ale to i tak nie zadziała, jeśli nie trafi się na odpowiednich ludzi w środowisku. Gdy to się udaje, można nawet czynić cuda. Takie jak Bogusław Kaczmarek, były asystent w kadrze Leo Beenhakkera w latach 2006-2008, który pomógł stworzyć etatowego lewego obrońcę dla reprezentacji. Znał jego problemy, obdarzył go zaufaniem i empatią. Odblokował piłkarza treningowego. 71-letni trener mówi też, że dzięki gruntownej pracy mentalnej z zawodnikiem stres meczowy można przekuć w atut.
– Mecz jest idealnym papierkiem lakmusowym tego, kto i w jaki sposób trenuje. Stres można umiejętnie przekuć na pokonanie tych wszystkich obaw, tremy przedstartowej i lęków związanych ze startem. Piłkarze przejmują się reakcją widowni, oczywiście też reakcją środowiska. Teraz media maksymalnie monitorują zawodnika. Z tym wszystkim piłkarz musi sobie radzić. Akurat teraz prowadzę zajęcia z zakresu psychologii sportu i mam tę satysfakcję, że te wszystkie teorie, regułki, formułki, filozofię związane z psychologią, ale też socjologią, mogę przekazywać młodym ludziom.
Podam panu taki przykład: Grzegorz Bronowicki. Kto, by przypuszczał, że to jest człowiek o takiej konstrukcji psychofizycznej, że on wyjdzie na mecz z Portugalią i wybije grę z głowy Ronaldo, Deco czy Naniemu? A to jest chłopak, z którym pracowałem w Łęcznej. Chłopak, który miał duże życiowe perypetie. W pewnym został nawet relegowany z klubu do pracy w kopalni Bogdanka. Postanowiłem jednak przywrócić go do kadry. Widziałem w nim potencjał, ale przede wszystkim wierzyłem w niego. Obdarzyłem zaufaniem. Potem poszedł z Sebastianem Szałachowskim do Legii. Gdy raz szedł kontuzjowany korytarzem o kulach, powiedziałem Leo Beenhakkerowi, że to jest nasz przyszły lewy obrońca, Leo popatrzył na mnie i powiedział: “Czyś ty zgłupiał? Mamy sierpień, a zaraz są ruszają eliminacje”. Po czasie sam zobaczył, z jak dobrym zawodnikiem ma do czynienia. Ja w niego wierzyłem – przypomniał trener Kaczmarek.
“Więcej satysfakcji daje ten uratowany, treningowy zawodnik”
Na pewno nie jest tak, że piłkarz treningowy jest skazany na bycie nim przez całą swoją karierę. Zawodnicy jako ludzie dojrzewają, stają się mądrzejsi i bardziej odporni na bodźce. Nie wszyscy, bo część zapewne bagatelizuje problem mentalny lub nie potrafi go dostrzec. W dobie obecnego świata futbolu to niebezpieczne, bo krytyka, często przesadzona, bije z każdej strony. No i zawodnicy są prześwietlani od stóp do głów, co wiąże się z ogromną presją. A przecież nie każdy jest taką wybitną jednostką jak Robert Lewandowski. Aha, i nie każdy ma odcięty układ nerwowy jak Kacper Kozłowski, który w meczu robi, to co na treningach.
– Kiedyś nie było aż tak wnikliwej analizy występów zawodników. Teraz piłkarze są obserwowani pod kątem tego, ile przebiegli, w jakim tempie. Presja na piłkarzu jest przez to coraz większa. Dawniej mogli mieć bardziej spokojną głowę, a teraz dosłownie każdy krok zawodnika jest analizowany. Dochodzą do tego social media. Nieustanny stres. Kiedyś piłkarze kupowali gazety i szukali swoich not. Teraz ich występy są już oceniane od razu po meczu, albo i w trakcie. Tak to wygląda, a piłkarze muszą sobie dawać z tym radę. Trzeba umieć zachować dystans. Przede wszystkim kluczowa jest mądrość. A żeby ją mieć, konieczne jest poszerzanie wiedzy poprzez czytanie, rozmowy, pracę z psychologiem. To jest nieustanny proces. A wiemy, że ci, którzy wejdą na szczyt, nie zawsze długo na nim pozostają. Konieczna jest praca nad sobą – mówi trener Ojrzyński.
Konkretny przykład na koniec. Swego czasu wiele mówiło się, właściwie wciąż mówi, o fenomenalnych umiejętnościach Piotra Zielińskiego. Każdy nowy reprezentant Polski nie mógł się nadziwić, co na zgrupowaniach wyprawia piłkarz Napoli. Do pewnego momentu rozjazd między opowieściami z treningów a jakością prezentowaną na boisku był zauważalny. Ale w pewnym punkcie kariery, czyli jakoś od kilkunastu miesięcy, wyszczególniając ostatni i najlepszy sezon klubowy Piotrka w karierze, to się zmieniło. Coś przestawiło się w głowie, cytując Jerzego Brzęczka. I właśnie o tutaj chodzi, “Ziela” można by dołączyć do opisywanego tutaj grona, ale w pozytywnym kontekście. To znaczy: jego mentalność weszła na wyższy poziom wraz z biegiem lat, dlatego magię z treningów częściej widzimy na boisku. Ot, obserwujemy gościa, który potrafi zagrać na miarę swojego potencjału. Jakiś wpływ mógł mieć też fakt, że przez dłuższy okres futbol sprzyjał zawodnikom treningowym. Na stadionach nie było kibiców, ktoś mógł dzięki temu odpalić.
– Z perspektywy trenera czy psychologa dużo więcej satysfakcji daje tzw. uratowany zawodnik niż sportowiec, który jest dobry w swoim fachu, a poprzez pracę staje się wybitny. Uratowany w takim znaczeniu, że sam sobie pomógł, albo pomogła mu współpraca z psychologiem, a spisywano go na starty. Był odrzucony. My to nazywamy: “Dropout”. Szczególnie u dzieci występuje to zjawisko. Już na wczesnym etapie szkolenia nie radzą sobie ze stresem w zabawie, w grze, a przez to się wykruszają. Jeżeli utrzymamy takie osoby w rywalizacji sportowej, zespół może na tym skorzystać, nie mówiąc o karierze samego zawodnika. Dalej trwa, nie jest skończona. Czasami takie osoby – mimo wszystko – nie poradziły sobie w jednym lub drugim klubie, wreszcie trafiają na specjalistów, którzy potrafią ich podnieść mentalnie. Błędne jest przeświadczenie, że problem sam się rozwiąże. Konieczne jest trafna diagnoza. Odróżnienie presji od stresu. Jeden nie radzi sobie z oczekiwaniami trenera, włodarzy klubu. Drugi – z własnymi ambicjami. I to one powodują nadmierny stres – zamyka wątek Paweł Habrat, trener przygotowania mentalnego Lechii Gdańsk.
KAMIL WARZOCHA, PIOTR STOLARCZYK
Fot. Newspix, FotoPyk
Sprawdź promocję Mega Kursy Boost i zagraj o więcej w Fuksiarz.pl!