Reklama

„Świerczok ma dużą szansę stać się gwiazdą japońskiej ligi”

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

21 lipca 2021, 13:20 • 9 min czytania 28 komentarzy

Krzysztof Kamiński spędził w Japonii pięć lat reprezentując barwy Jubilo Iwata, doskonale poznał specyfikę ligi i kraj. W rozmowie na antenie WeszłoFM zapytaliśmy go o Nagoyę Grampus, do której trafia Jakub Świerczok. Na co reprezentant Polski powinien się przygotować? Dlaczego nie powinien być zbyt otwartym dla kibiców? Czemu wiele się od niego oczekuje? Czy jego klub można porównać do Lecha Poznań?

„Świerczok ma dużą szansę stać się gwiazdą japońskiej ligi”
Co jako bardziej doświadczony w tematach japońskich kolega mógłbyś poradzić Jakubowi Świerczokowi? Jak się odnaleźć w japońskiej lidze?

Kuba wie, co ma robić. Jako napastnik ma proste zadanie, żeby przekonać do siebie kibiców. Wystarczy, że będzie dobrze grał i strzelał bramki. A wtedy będzie, dosłownie, noszony na rękach. Tego też mu życzę.

Ekspert wie – krótko, na temat. Ale chcemy zapytać bardziej o aspekty kulturowe. Łatwo może stracić sympatię kibiców, łatwo może też ich w sobie rozkochać.

Na pewno ludzie będą na niego patrzeć, jak się zachowuje, co robi. Ale będzie miał też duży margines błędu. Zawodnicy, którzy są ściągani za pieniądze, dostają duży kredyt zaufania. Nawet, jeśli powinie im się w jakikolwiek sposób noga – czego w przypadku Kuby się nie spodziewam – to nie są od razu skreślani. Przychodzą z jasnym celem – pomóc zespołowi. Wszyscy wkoło są przekonani o tym, że ten zawodnik będzie prezentował odpowiednią jakość. Chcą zapewnić mu warunki do tego, żeby czuł się dobrze. Japończycy są w stanie dużo poświęcić i odpuścić ze swojej strony pewne rzeczy, żeby on czuł się jak najlepiej, co się koniec końców ma przełożyć na grę i wyniki.

ŚWIERCZOKA DO USTAW LIGĘ JUŻ NIE KUPISZ… ALE MIMO TO JEST W KIM WYBIERAĆ! DOŁĄCZ DO ZABAWY!

Co najbardziej zdziwi Jakuba Świerczoka, jeśli chodzi o codzienne funkcjonowanie szatni?

Pierwszego dnia miałem duży problem. Nie wiedziałem, czy już się z danym zawodnikiem witałem, czy nie. Nie potrafiłem ich zidentyfikować, co dziwnie brzmi, ale tak miałem. Z niektórymi zawodnikami witałem się po dwa razy.

Reklama
A oni myśleli: ale miły gość przyjechał, dwa razy się wita!

Co jeszcze? Może to, że w sztabie szkoleniowym będzie tylu członków, ilu piłkarzy. Nie wiem jak to dokładnie wygląda w tej chwili w Nagoyi, ale pamiętam, że te sztaby były arcyrozbudowane. To też może go w jakiś sposób zdziwić.

Generalnie po tylu latach jesteś w stanie rzucać historiami jak z rękawa. Jakaś najdziwniejsza?

Przez pięć lat parę rzeczy mi się przytrafiło. Rzeczywiście, historii kilka znajdę. Byłem w troszeczkę innym zespole, w mniejszej miejscowości, więc to było inne podejście do zawodników. Byliśmy bardziej lokalną drużyną, która najlepsze czasy miała za sobą. Kuba idzie do Nagoyi, która w jakiś sposób jest na fali i kibiców cały czas przybywa. Historie? Pamiętam wkupne w zespole. Starszyzna już się rozluźniła, tak bym to nazwał. Młodzi mieli zapewnić jakąś rozrywkę. Zaczęli odgrywać różne kabaretowe scenki, bo Japończycy uwielbiają komediantów i lubią się w ten sposób relaksować. A na koniec młodzi zawodnicy zaczęli… robić striptiz. Poszło to w złym kierunku!

Ewidentnie! Jakie masz wspomnienia z Nagoyą? Mierzyłeś się z nią nie raz.

Zacznę od drugiej strony – byłem w Nagoyi wiele razy. Piękne miasto, Kuba świetnie trafił, bo miejsce do życia jest cudowne. Jeśli chodzi o stadion, ma jeden z najładniejszych, najnowocześniejszych w Japonii. Ma zamykany dach jak nasz Narodowy. Drużyna? Poza Kubą jest trzech obcokrajowców. Jest bramkarz Langerak, który był już wtedy, gdy jeszcze grałem w Japonii. Rozgrywający Xavier, Kuba będzie musiał z nim znaleźć wspólny język, bo to mózg drużyny. I Mateus na skrzydle, to taki fałszywy napastnik. Cała gra opiera się na Xavierze, który w tamtym czasie brał piłkę i albo ją rozgrywał, albo strzelał z dystansu. Trenera Nagoyi pamiętam z Sagan Tosu. Stawiał na defensywę i wyniki po 1:0. Chciał strzelić jedną bramkę i zamurować. Gdy oglądałem Nagoyę w zeszłym sezonie, trochę w ten sposób funkcjonowała. Miała bardzo mało strzelonych bramek, ale zdecydowanie mniej straconych. Wyniki były niskie, ale często wygrywali. Moje doświadczenia z Nagoyą? Zawsze fajnie mi się u nich grało. Drużyna chciała grać w piłkę.

Jak wyglądała sytuacja z limitem obcokrajowców za twoich czasów? Teraz w J1-League w kadrze może być ich nieograniczona liczba, natomiast na mecz można zgłosić maksymalnie pięciu. Wyjątkiem są państwa partnerskie – Tajlandia, Wietnam, Birma, Malezja, Kambodża, Singapur, Indonezja i Katar.

Za moich czasów mogło być czterech obcokrajowców, z czego trzech mogło być spoza Azji, a jedno dodatkowe miejsce było zarezerwowane dla obcokrajowca z innego azjatyckiego kraju.

Nie będzie restrykcji dla Świerczoka przez limity, to cieszy. A to sygnał na to, że liga japońska chce się rozwijać i dlatego nagina te swoje nieco konserwatywne zasady?

Nie wiem. W czasie pandemii był generalnie bardzo duży problem z kontraktowaniem zawodników spoza Japonii. Narzucili bardzo restrykcyjną kwarantannę. Nawet, jeśli zawodnicy wracali po urlopach do kraju, to i tak trafiali na izolację. Przez kilka tygodni musieli przebywać w zamkniętym hotelu w całkowitej izolacji. Kluby nie były  z tego w żaden sposób zwolnione. Jeden z zawodników, z którym grałem, a teraz gra w Sapporo, spędził prawie dwa miesiące na kwarantannie. Liga się zaczęła, a on dopiero dołączał do drużyny. Nie było łatwo, jeśli chodzi o transfery obcokrajowców. A czy to się zmienia? Może w jakiś sposób tak, ale teraz już tak bardzo tego nie śledzę, żebym mógł śmiało powiedzieć, że otwierają się na zagranicznych piłkarzy.

Jakub Świerczok był niezaprzeczalnie gwiazdą zeszłego sezonu Ekstraklasy. Czy twoim zdaniem będzie gwiazdą ligi japońskiej?

Ma na to bardzo dużą szansę. Wystarczy strzelać bramki. Ale nie, prawda jest taka, że drużyny z dołu tabeli szukają silnych fizycznie napastników, którzy przytrzymają piłkę i coś wykreują w pojedynkę, wywalczą jakiś stały fragment. Drużyny z góry biorą zawodników, którzy potrafią strzelać bramki, ale też cofają się po piłkę, wychodzą do gry kombinacyjnej. Wydaje mi się, że Kuba taki jest. Potrafi w pojedynkę coś stworzyć dla kolegów, cofnąć się do grania, podłączyć się. Moim zdaniem profil ma taki, że będzie świetnie pasował. I nawet, jeśli – odpukać – Nagoyi by nie poszło, to jeśli pokaże się z dobrej strony, dzięki swojemu profilowi jest w stanie trafić do kolejnej drużyny z japońskiego topu. Nagoya gra w Lidze Mistrzów, więc trzeba traktować ją jako topową drużynę, aczkolwiek Kawasaki Frontale jest totalnym dominatorem w lidze. Jeśli kontraktują napastników, to właśnie o takiej charakterystyce.

Reklama

Liga japońska w Fuksiarz.pl?

Dlaczego nie!

Za swoich czasów byłeś tam noszony na rękach. Po tych paru latach dalej masz kontakt z piłkarzami, kibicami?

Jeśli chodzi o szatnię, mam dwóch zawodników, z którymi utrzymujemy kontakt. Kibice? Tak, pamiętają, to pozostało. Cały czas na Instagramie czy Twitterze mam sygnały, wiadomości. To miłe. Mogę Kubie podpowiedzieć, że czasem bycie uśmiechniętym wystarczy, by kibice dobrze podchodzili do zawodnika. Ale też trzeba uważać, bo jak za bardzo się otworzy, kibice potrafią też to wykorzystać i będzie miał ich na głowie.

Aż tak?

Były nawet przypadki delikatnego stalkingu w naszym rejonie. A domyślam się, że w większych miastach mogą być bardziej skrajne przypadki.

Pamiętam, jak parę lat temu wychodziłeś ze stadionu po meczu. Kaptur zawiązany na twarzy i niemalże truchtem zmierzałeś do samochodu, żeby nikt cię nie zaczepił.

Zdarzało się. Teraz się można pośmiać, ale w tamtym momencie było to całkiem przyjemne. Aczkolwiek też męczące, bardzo czasochłonne. Pamiętam ten mecz, to był puchar, byłem poza kadrą, oglądałem mecz z trybun. Gdybym się tylko zatrzymał, mógłbym sobie spokojnie doliczyć godzinkę do powrotu do domu, a w tamtym momencie nie mogłem sobie na to pozwolić.

Jak zwykle przy tego typu transferach kibice zastanawiają się, czy Świerczok już zakończył poważną karierę, twierdzą, że wybrał życie i pieniądze, a nie grę w piłkę. Jak odniósłbyś się do takich głosów?

Liga japońska jest ciężka dostępna. Kibice nie będą mieli za dużych możliwości, by śledzić jego poczynania. To pewien minus. Kolejnym jest różnica czasowa. W najgorszym przypadku to osiem godzin, więc kiedy w Japonii są mecze w prime time, to w Polsce to pora zupełnie nieodpowiednia do oglądania spotkań. Ale jeśli będzie się wywiązywał ze swoich zadań, strzelał bramki, cały czas się będzie przypominał zwykłemu kibicowi. A jeśli chodzi o kadrę i trenerów, wydaje mi się, że jeśli tylko będą mieli wolę do obejrzenia jego spotkań, to bez problemu je znajdą. Wystarczy, że Kuba będzie prezentował odpowiedni poziom, a takie głosy nie powinny się pojawiać.

Natomiast pojawiły się też głosy, że Kuba poleciał na kasę. Jego klub według ciebie mógł zaproponować mu bajoński kontrakt?

Nie znam szczegółów, więc mogę się tylko domyślać. Nagoya jest jednym z najbogatszych klubów w Japonii, przynajmniej była w tamtym momencie. Mają bardzo bogatego sponsora – Toyotę. Zespół jest ich oczkiem w głowie. Gdy trzeba zasypać jakąś dziurę albo dać pieniądze na coś ekstra, nie ma kręcenia nosem. Kiedy przychodziłem do Japonii, Nagoya wydała wtedy około 10 milionów na napastnika. Jeśli jest taka potrzeba, pieniądze są. Wiem, że byliby w stanie dać Kubie bardzo duże pieniądze. Czy tak było? Pewnie tak, bo napastnicy są w cenie. Kuba na pewno miał dobrą pozycję negocjacyjną. Jestem spokojny o to, że ludzie z jego otoczenia zadbali o to, by był zadowolony.

Śledzisz jeszcze J1-League?

Zdarza mi się. Śledzę moją byłą drużynę, która gra obecnie na drugim poziomie. Ale spojrzę zawsze na tabelę, wyniki.

Coś cię zaskakuje?

To, że tak bardzo Kawasaki Frontale wszystkim odjechało. To, że Urawa Reds radzi sobie w kratkę. Gdy byłem w Japonii, Urawa była jednym z najlepszych zespołów. I to, że Sagan Tosu sobie tak dobrze radzi. Porównuję to, jak zapamiętałem poszczególne drużyny i jak teraz wyglądają i jestem czasem zaskoczony. Aczkolwiek doskonale wiemy, że różne są momenty, drużyny są w przebudowach, niektóre mają większe problemy finansowe, inne mniejsze. Może to być też powiązane z sytuacją na świecie.

W Nagoyi nie zmienia się jedno – to drużyna, która zawsze ma duże aspiracje, często wymienia się ją jako kandydata do tytułu, ale zawsze rozczarowuje. Można porównać ją trochę do Lecha Poznań?

Pod tymi względami, o których wspomniałeś, można porównać. Aczkolwiek Nagoya jest stawiana w gronie faworytów ze względu na to, jak duże ma możliwości. Jeśli tylko pewne rzeczy zostałyby zrobione z głową, to mają wszelkie instrumenty do tego, by na stałe być w czubie ligi i grać o mistrzostwo. Niestety, czasem transfery nie wyjdą, z trenerem nie zagra, drużyna słabiej się zaprezentuje i koniec końców aspiracje trzeba odłożyć na kolejne lata. Kibicuję teraz Kubie, by on i Nagoya jak najlepiej sobie radzili. Ten projekt zdobycia mistrzostwa trwa już od paru dobrych lat. Fajnie, jakby to właśnie Kuba pomógł im w spełnieniu tych marzeń.

Rozmawiali JAKUB BIAŁEK i ADAM KOTLESZKA

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Live

LIVE: Co za koszmarny paździerz… Wciąż bez goli w meczu Raków – Stal

Michał Kołkowski
8
LIVE: Co za koszmarny paździerz… Wciąż bez goli w meczu Raków – Stal

Komentarze

28 komentarzy

Loading...