Reklama

Stanowski podsumowuje Euro i Paulo Sousę

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

24 czerwca 2021, 13:28 • 9 min czytania 238 komentarzy

Z uwagi na dość sporą grupę ludzi, którzy albo mają kłopoty ze zrozumieniem dłuższych tekstów, albo im się dłuższych tekstów nie chce w ogóle czytać, więc zadowalają się tytułem i zdjęciem, na wstępie napiszę: Paulo Sousa powinien zostać.

Stanowski podsumowuje Euro i Paulo Sousę

Można sobie wracać do tego zdania co jakiś czas, dla utrwalenia i za każdym razem, gdy przez głowę przejdzie myśl: „no nie, a ten go chce zwalniać!”. Nie chcę. Zapraszam na kilka akapitów o tym, jak widziałem to pod każdym względem nieszczęsne Euro.

Przed mistrzostwami, w ich trakcie, a także po mistrzostwach (czyli dzisiaj) powtarzałem to samo – w czym żadna oczywiście moja wielka zasługa, bo powtarzałem banały i rzeczy oczywiste dla każdego, kto na moment wyłączy emocje. Mianowicie powtarzałem, że pojechaliśmy na ten turniej mając drużynę w proszku. Z chaosu może coś się urodzić, ale niestety zazwyczaj się nie rodzi nic (poza bałaganem). Pierwszy raz za mojego życia pojechaliśmy na turniej z trenerem, który – to już moja obserwacja, być może mylna – nie wiedział do końca, czego po którym piłkarzu może się spodziewać, który uczy się tej drużyny i który nie zdołał wypracować czegokolwiek solidnego. Tak niegotowi, jak w 2021 roku, to nie byliśmy nigdy.

Była to wprost konsekwencja zatrudnienia, a potem trwania Jerzego Brzęczka w roli selekcjonera. Wtedy zaczął tykać zegar. I gdy wszyscy widzieliśmy, że eksperyment z Brzęczkiem – bo to był eksperyment totalny – nie wypalił, Zbigniew Boniek patrzył beztrosko na tykający zegar i nic z tym nie robił. Ruch został wykonany dopiero za pięć dwunasta. Uwikłaliśmy się w trzyletni romans z trenerem, który zwyczajnie nie pasował.

Reklama

Nie wiem, w jakim miejscu byłaby polska kadra, gdyby Paulo Sousa objął ją trzy lata temu, czy chociaż rok temu. Jestem daleki od gloryfikowania portugalskiego szkoleniowca, potrafię sobie nawet wyobrazić, że w ogóle nie awansowalibyśmy na mistrzostwa Europy – no, nie trzeba do tego wielkiej wyobraźni, skoro do tej pory za jego kadencji wygraliśmy tylko z Andorą. Ale wiem, że dzisiaj nie ma sensu go zwalniać, bo wywracanie wszystkiego do góry nogami co pół roku nie jest żadnym pomysłem na rozwój. Skoro zaczął, to niech pracuje – i tak nie mamy na oku nikogo, o kim moglibyśmy na sto procent powiedzieć, że będzie lepszy. I wypada też życzliwie założyć, że etap chaosu już powoli się kończy, bo kiedyś się przecież skończyć musi.

Ale zdumiewa mnie czołobitność, z jaką niektórzy do kadencji Sousy podchodzą. Czy on może w przyszłości zrobić coś dobrego? Pewnie tak. Wydaje się inteligentnym człowiekiem, piłkarze w niego wierzą – to już jakiś punkt wyjścia, bo w Brzęczka nie wierzyli. A czy do tej pory zrobił coś dobrego? Nie zauważyłem.

„Przynajmniej ma jakiś pomysł”

To dość częsty komentarz dotyczący Paulo Sousy. Przynajmniej ma jakiś pomysł! Pomysłów można mieć sto na godzinę, ale najważniejsze jest to, czy się je z powodzeniem wprowadza w życie. Pomysł Paulo Sousy – ten głoszony w wywiadach czy na konferencjach – to generalnie stek banałów, ale miłych dla uszu. Czy Polacy chcą drużyny ładnie grającej w piłkę? Tak, no to grajmy ładnie w piłkę! Czy Polacy chcą drużyny, która się tylko broni? Nie, no to nie brońmy się cały czas, atakujmy! Czy Polacy chcą, by ich drużyna posiadała piłkę, zamiast na nią patrzeć? Tak, a więc posiadajmy!

Bądźmy bogaci.
Bądźmy piękni.
Bądźmy zdrowi.

To jest mój program polityczny.

Miałbym identyczny pomysł na kadrę – chciałbym, żeby grała ładnie. Tylko nie jestem pewny, czy za sam pomysł by mnie chwalono. Przed meczem ze Szwecją popularne były memy z Sousą, który pokazywał piłkarzom – jak dzieciom – że już nie gramy „lagi na Robercika”. Po meczu nie są już tak często wrzucane, bo tak się dziwnie składa, że graliśmy „lagę na Robercika”. 49 dośrodkowań w pole karne – za aprobatą szkoleniowca – to być może będzie rekord tego turnieju. Problem w tym, że sami Szwedzi po meczu powiedzieli, że w takiej grze czują się najbardziej komfortowo – chcą, żeby przeciwnik był przed nimi, obok nich (na skrzydłach), ale nie chcą, by grał w piłkę między nimi. I w zasadzie było to już wiadomo przed meczem, ba – było to wiadomo w momencie, gdy ich wylosowaliśmy. Dlatego z tymi pomysłami i ich oceną – spokojnie. Bo co innego słyszałem przed meczem, co innego widziałem w meczu, a efekt finalny – tragedia. Szwedzi zagrali z nami mecz na własnych zasadach.

Reklama

Może i Sousa ma jakiś pomysł, pewnie ma – dziwne, żeby żadnego nie miał. Być może to jest nawet dobry pomysł, ale póki co idzie mu druzgocąco źle. Nie weszliśmy dobrze w eliminacje mistrzostw świata i skompromitowaliśmy się w finałach mistrzostw Europy. Zagraliśmy pod każdym względem żałosny mecz ze Słowacją, zagraliśmy trochę szczęśliwy, ale energiczny i bojowy mecz z Hiszpanią oraz głupi, „wrzutkowy” mecz ze Szwecją. Kończymy na ostatnim miejscu w grupie, z dość haniebnym jednopunktowym dorobkiem. Przypomnę w tym momencie, że zatrudniliśmy Sousę dlatego, że zwątpiliśmy w to, że Brzęczek na Euro jest w stanie osiągnąć cokolwiek znaczącego i chcieliśmy wykupić los na loterii, zwiększyć szanse. Powtarzaliśmy, że celem minimum jest wyjście z grupy i apetyty sięgały dalej, a skończyło się sportową katastrofą. Zakładaliśmy, że Brzęczek na Słowację wystarczy, na wyjście z grupy pewnie też, ale nasze apetyty były większe. Chcieliśmy rzucić wyzwanie nie słabiakom, nie średniakom, ale też tym większym.

Mimo szczerych chęci, nie jestem w stanie dostrzec niczego pozytywnego, co do tej pory zrobił Sousa. Jestem w stanie dostrzec pozytywne rzeczy, które dopiero mogą nadejść pod jego wodzą. I to jest chyba ważne rozgraniczenie, o którym wiele osób zapomina. Można uczniowi w szkole wystawić dwójkę na półrocze, ale jednocześnie mówić: chłopcze, próbuj dalej, bo widzę, że masz możliwości, masz talent, by opanować ten materiał i na koniec roku mieć wyższą ocenę. Tak właśnie postrzegam tego szkoleniowca dziś.

Bo co tak naprawdę zmieniło się w polskiej kadrze? Patrząc z boku, ta drużyna jest dziś mocniejsza mentalnie niż była za Brzęczka. Jest w niej więcej ducha, życia, zadziorności. To akurat mogłoby wypływać z samych zawodników i rangi turnieju, ale zakładam, że trener też miał znaczący wpływ. I super, po niemrawym Jerzym potrzebny był tak impuls. Ale co się zmieniło pod względem trenerskim? Zawsze słyszałem, że drużynę buduje się od obrony i że wielkie turnieje wygrywa się obroną, a tymczasem my – jako zespół – w defensywie nie istniejemy. Na Euro 2016 straciliśmy dwa gole w pięciu meczach (a nie sześć goli w trzech), bo drużyna była zdyscyplinowana i wiedziała, że jak przeciwnik atakuje, to minimum ośmiu zawodników ma być za linią piłki. Tam były żelazne zasady i to nie tylko opowiedziane w szatni, ale wdrożone na boisku. Ja może jestem dziwny, ale nie mam poczucia obciachu, gdy widzę drużynę, która wie jak bronić. Ale mam od kilku dni wrażenie, że wielu kibiców jest dziś na etapie, że na boisku „ma się dziać”. Czasami dobrze, jak się nie dzieje.

„Wdrożył swój model gry”

To też wyczytałem o Sousie. Ale nie wiem, do końca, czy jest to model polegający na obsesyjnym wrzucaniu piłki w pole karne, czy może model polegający na utrzymywaniu się przy piłce. Czy jest to model polegający na grze z jednym napastnikiem, a może z dwoma, a może z trzema? Pewnie chodzi o liczne próby pressingu, ale to by w sumie oznaczało, że zaczynamy trenera chwalić za to, jak drużyna radzi sobie bez piłki – a jak już mówiliśmy, radzi sobie źle, bo traci gole jeden po drugim. Może ten model to granie w innej formacji, ale jak Nawałka zmienił formację podczas mistrzostw świata w 2018 roku (i zdobył trzy punkty, a nie jeden) to nikt go za to nie chwalił, wręcz przeciwnie – uznano, że wynik jest ważniejszy od tego, czy sobie wpiszesz trójkę czy czwórkę z tyłu. Nikt nie mówił: „przynajmniej Nawałka wdrożył swój nowy model gry”.

Paulo Sousie na razie udało się jedno – udało mu się zrobić dobre wrażenie. To w sumie też ważne, bo Brzęczek nigdy nie zrobił dobrego wrażenia. A jak się robi dobre wrażenie, to jest w życiu łatwiej. Dlatego dobrze mieć czyste buty i kamizelkę. Ale doszło do sytuacji, w której dzięki temu wrażeniu zaczęto go chwalić za wszystko – jaki wspaniały trener, bo odważył się posłać na boisko młodego Kozłowskiego. Mamy jakiegoś pierdolca na punkcie wieku piłkarzy. Mnie nie interesuje, czy na boisko wchodzi 17-latek, 21-latek, czy 29-latek. Dla mnie można byłoby wpuścić nawet 37-letniego Łukasza Trałkę, gdyby miało się okazać, że pozwoli nam wygrać ważny mecz. A my wręcz zalewamy trenera pochwałami, że wpuścił młodego i nawet nie przechodzimy do kolejnego punktu, mianowicie analizy, co młody zrobił. Wystarczy, że go wpuszczono. Jeśli o kimś powiedziano, że jedzie na picu, to Paulo Sousa też póki co jedzie – ale my ten pic kupujemy z ekstazą. Nie ma lepszej pracy niż bycie zagranicznym trenerem w Polsce. Dla zasady będziesz wynoszony pod niebiosa, byle cię oddzielić od pogardzanych polskich szkoleniowców. Nieistotne, co zrobisz, najważniejsze, żebyś nie był z Polski. Tu muszę wtrącić, że dzisiejszy futbol, pełen analityków, naprawdę oferuje lepsze rozgraniczenie trenerów niż to ze względu na narodowość. Można ich dzielić na tysiąc sposobów, a u nas najpopularniejszym jest dzielenie narodowościowe, równie mądre jak dzielenie na blondynów i brunetów…

W każdym razie, w którymś momencie musimy od trenera zacząć wymagać nie tylko dobrego wrażenia, ale też dobrych wyników. I to chyba jest ten moment. Postawmy grubą kreskę, uznajmy, że mecz ze Szwecją był ostatnim momentem, kiedy Sousa uczy się tych piłkarzy i tej drużyny. Przypatrujmy się uważnie, czy bałagan znika, czy piłkarze zaczynają grać na swoich optymalnych pozycjach, czy sam trener dalej na home office w Lizbonie, czy może od lipca wynajmie mieszkanie w Warszawie i pojawi się na pucharowych meczach naszych drużyn, na pierwszej, drugiej i trzeciej kolejce ekstraklasy – i tak dalej. Na razie daliśmy mu wszystko, nie dostaliśmy nic i jeszcze jesteśmy względnie zadowoleni – są tacy, co mówią: „oby tak dalej”. To szaleństwo. Oby nie tak dalej. Oby inaczej. Uznajmy, że powierzyliśmy Paulo Sousie misję straceńczą, nie daliśmy mu w ogóle czasu, ale nie udawajmy, że to wystarczy, by go ocenić pozytywnie. Nie wystarczy. Teraz przed nim misja całkiem normalna, zwykła trenerska robota. Niech działa i pokaże, co potrafi.

Na usprawiedliwienie Sousy trzeba dodać, że miał też sporo pecha: kontuzja Bielika, kontuzja Milika, kontuzja Piątka, kontuzja Góralskiego, kontuzja Modera przed Szwecją… I doceniam to, że w tej kumulacji nieszczęść nie szukał dla siebie alibi, nie rozpamiętywał, kto na turniej nie mógł pojechać. Być może mając do dyspozycji tych czterech (z Moderem pięciu) piłkarzy, Euro byłoby dla nas przyjemniejsze. A było jakie było – zapomnijmy o nim jak najszybciej i idźmy dalej. Tylko chciałbym zobaczyć trenera, który nas z chaosu zacznie wyprowadzać, zamiast chaos potęgować. Chciałbym się zacząć ekscytować meczami, a nie konferencjami.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

238 komentarzy

Loading...