Reklama

Brosz, Urban czy Górnik? Kto straci, a kto zyska na tej przebudowie?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

27 maja 2021, 18:29 • 8 min czytania 39 komentarzy

Klubowa legenda zastępuje najdłużej pracującego trenera w długoletniej historii organizacji. „Dobry trener” wskakuje w buty „świetnego taktyka”. Niepotrafiący długoterminowo budować szkoleniowiec przejmuje schedę po trenerze z problemami komunikacyjnymi. Nie rozumiecie, no to w skrócie: Jan Urban obejmuje stery Górnika Zabrze w miejsce Marcina Brosza. To pierwszy tak ciekawy ruch na ławce trenerskiej ekstraklasowego klubu tego lata, a więc i mała analiza – kto na tym zyska, kto na tym straci? Co czeka jednego, co czeka drugiego, co czeka klub?

Brosz, Urban czy Górnik? Kto straci, a kto zyska na tej przebudowie?

Marcin Brosz

Poprowadził Górnika Zabrze w 197 meczach. Pracował w roli pierwszego trenera najdłużej w całej długoletniej historii klubu. Marcin Brosz zrobił swoje. Przywrócił Górnika do Ekstraklasy, w której na starcie zajął czwarte miejsce. Poprowadził go w eliminacjach europejskich pucharów. Trzy razy pewnie się utrzymał. Historia go wybroni. Za dziesięć, za dwadzieścia, za pięćdziesiąt lat nikt w Zabrzu nie będzie wspominał gorszych momentów i gorszych meczów. Marcin Brosz zrobił swoje – powtórzymy się, żeby wszystko było jasne. Ale chyba sam ma trochę niedosyt po tej kilkuletniej przygodzie.

Rok temu powiedział nam, że zrobi wszystko, żeby Górnik znów walczył o najwyższe cele. W domyśle: o europejskie puchary. Początek tego sezonu to zwiastował. Wydawało się, że Brosz wymyślił coś kozackiego. Unowocześnił taktykę. Dostosował do niej swoich piłkarzy. Był rozmach, była fantazja, był wysoki pressing. Fajnie się na to patrzyło. Nowoczesny futbol w wersji zabrzańskiej. Dało to kilka super spotkań, kilka spektakularnych zwycięstw, ale na tym stanęło. Rywale – poczynając od Rakowa – znaleźli sposób na pomysł Brosza. Rozszyfrowali go. Górnik Zabrze został rozczytany. I to perfidnie. Może brzmi to banalnie, ale taki Roman Prochazka przyznał nam to wprost. Wiosną Górnik tkwił w marazmie. Z tonu spuścili liderzy. Zadaniowcy sprzeciętnieli. Młodzież, na którą mocno stawiał Brosz, nie mogła się odnaleźć. I skończyło się na bezbarwnym sezonie. Właściwie gdyby nie genialny początek, Górnik Zabrze walczyłby o utrzymanie i to niekoniecznie skutecznie.

Załóż konto w Fuksiarz.pl i postaw na siebie!

Poza tym Marcin Brosz gryzł się z Arturem Płatkiem i tu serio nie było przestrzeni na dalszą współpracę. Dla wszystkich stron najlepszym rozwiązaniem było pożegnanie się, kiedy jeszcze konflikt nie był paraliżujący, kiedy nie wybuchła jeszcze prawdziwa wojna. Tym samym rynek trenerski zyskał mocne nazwisko. Marcin Brosz to fachowiec wysokiej wysokiej ekstraklasowej klasy. Jesienią napisaliśmy o nim reportaż, w którym padła teza, że to szkoleniowiec „świetny taktycznie”, ale „mający problemy w relacjach z ludźmi”. Coś w tym pewnie jest, ale uważamy, że raz – faktycznie wyróżnia się zdolnościami analizy taktycznej, dwa – jego problemy w relacjach z ludźmi nie są jakieś skrajne, jakieś przekreślające jego kompetencje. To nie Ricardo Sa Pinto.

Chętnie zobaczylibyśmy go w jakimś progresywnym, perspektywicznym projekcie. Umie wprowadzać młodych zawodników. Rozwijać ich, stawiać na nich, wskazywać drogę. Umie eksperymentować, reagować, analizować, nie przywiązuje się specjalnie do nazwisk. Nie daje sobie wejść na głowę. Z Górnika Zabrze na pewno nie odchodzi przegrany. Zbudował sobie mocną markę. Markę, którą powinny zainteresować się marki.

Reklama

Jan Urban

Obsesyjnie przekonuje, że jest dobrym trenerem. Jan Urban-dobry trener. Lubi słyszeć ten zbitek słów, tak się określać, tak być określanym. To typ medialnego gaduły. Jest elokwentny, sprawnie radzi sobie z językiem polskim, rzuca barwnymi bon-motami, na pytania dziennikarzy odpowiada obszernie, ale w tej jednej kwestii jest zasadniczy i konkretny.

– Nikt nie mówi mi, że jestem słabym szkoleniowcem. Nikt, nigdy, nie ma nawet takiej opcji – mówił kiedyś w Sport.pl.

– Tak, jestem dobrym trenerem. Różnie się układało, z różnych powodów, ale potrafię zrobić uczciwą robotę i znam się rzeczy – przekonywał nas rok temu.

Ma swój styl bycia, jest pewny siebie, szanujemy to. W owładniętym przez mruków i asekurantów środowisku piłkarskim jest to przyjemna odmiana. Tylko fajnie jeszcze, jakby za tym przekonaniem o własnej zajebistości szła rzeczywistość. A w przypadku Jana Urbana, od dobrych kilku lat, mamy spore wątpliwości, czy to aby na pewno jest to tak zdolny i utalentowany szkoleniowiec, za jakiego sam się uważa. Rynek go ceni. Bez dwóch zdań. Może jednak aż za bardzo?

Odbierz pakiet bonusów bukmacherskich w Fuksiarz.pl!

Przez lata obserwowaliśmy jego poczynania i doszliśmy do wniosku, że jest typem trenera, który komfortowo czuje się przy krótkoterminowych zadaniach. Wchodzi do zespołu pogrążonego w mniejszym lub większym kryzysie. Bierze się ostro do pracy. Poprawia wynik. Tak było w Zagłębiu, tak było w Lechu, kiedy przejmował kierownicę po dołku zaliczonym z Maciejem Skorżą, tak było wreszcie w Śląsku, gdzie nie podołał Mariusz Rumak. I gdyby po fazie odbudowy drużyny Urbana płynnie wchodziły w budowę, wszystko byłoby w porządku, ale tak nie jest, tu trener się gubi. Lech wyrzucił go w nowym sezonie po siedmiu kolejkach, Zagłębie po dwunastu, przygoda w Osasunie sama w sobie okazała się dla niego kompletną klapą.

Reklama

Za pierwszym razem w Legii zaczął kozacko, ale potem i tak oglądał plecy Wisły Kraków, a za drugim razem wygrał Ekstraklasę i zdobył Puchar Polski, ale sromotnie polegał w europejskich pucharach. Wypisywaliśmy wówczas punkty, jakie Urban, jego poprzednicy i jego następcy zdobywali w europejskich pucharach:

  • 11/12 – 8.3250 (Skorża)
  • 12/13 – 2.0000 (Urban)
  • 13/14 – 2.6250 (Urban)
  • 14/15 – 10.9500 (Berg)
  • 15/16 – 4.1000 (Berg i Czerczesow)

Urban wypadł na tym tle kiepsko.

Przy tym wszędzie znajdował jakieś usprawiedliwienia. W Legii brakowało mu napastnika, w Śląsku i Lechu nie dostał „prawdziwej szansy”, w Pampelunie podobno do dziś na mieście mówią, że Urban powinien dostać szansę w lepszych czasach, w Zagłębiu i w Polonii Bytom nie było nawet najmniejszej przestrzeni, żeby zbudować coś trwalszego. Wszystkie te tezy, o dziwo, da się wybronić. Problem w tym, że byłby to niezręczny chwyt erystyczny, wymagający manipulacji faktami i pomijający całkowicie fakt, że Jan Urban też swoje nabroił i wcale nie jest taki święty, za jakiego się uważa.

Urban ma swoje pomysły, ma swoje filozofie, ale nigdzie tak naprawdę to nie wypaliło. Jego zafiksowanie na punkcie ofensywnego futbolu zgubiło go w Osasunie i w Zagłębiu, gdzie nie było piłkarzy do takiej gry. A czy jego Lech albo jego Śląsk, gdzie dysponował zdolniejszym materiałem, grały wesoły futbol? No tak średnio – mnóstwo było nierówności, rwanej gry, dziwacznych serii porażek. Słusznie zauważyliśmy swojego czasu, że gdyby nie był kiedyś świetnym piłkarzem, a swoją karierę trenerską zaczynał w odwróconej kolejności – w Śląsku, a nie w Legii, to prawdopodobnie wymagalibyśmy, żeby udowadniał swoją wartość w jednej z niższych lig.

Załóż konto w Fuksiarz.pl i sprawdź ofertę zakładów!

Jan Urban nie pracował jako trener od sezonu 2017/18. Przez ostatnie dwa lata jego nazwisko często przewijało się na ekstraklasowej karuzeli trenerskiej, ale nic z tego nie wychodziło, bo i sam Urban nie kwapił się do powrotu i nie zamierzał rzucać się na byle co. Mógł wybrzydzać, mógł wybierać, bo nie był zdesperowany.

– Nie jestem wybredny. Jeżeli odrzucałem oferty, to znaczyło, że nie miałem ochoty na jakąś pracę – mówił.

Teraz przejmie Górnik Zabrze. Klub, z którym jako piłkarz wygrał trzy mistrzostwa Polski, któremu kibicuje, który uwielbia, który ma w sercu. Wiele o tym mówi anegdota z czasów jego pracy w Legii. Co jako pierwsze Urban zrobił, kiedy dostał swój gabinet przy Łazienkowskiej? Ano powiesił w nim proporczyk Górnika Zabrze. Albo innym razem przekonywał, że Legia nie ma prawa czuć swojej wyższości nad innymi polskimi klubami, bo nie broni jej historia, zupełnie przeciwnie właśnie do Górnika. I Urban może sobie żartować, że wrócił do Polski na szczepionkę i swoją decyzję podjął mimochodem, ale żadną tajemnicą nie jest fakt, że obie strony były żywotnie zainteresowane tą współpracą.

Jan Urban ma więc dużo do udowodnienia. Górnik nie jest już wielką potęgą, ale jest poukładany i solidny. 59-letni trener nie przychodzi do Zabrza, żeby sprzątać, żeby gasić pożar, żeby oczyścić atmosferę. Ma budować, tworzyć, kreować. Jeśli mu się uda i w przyszłym sezonie zobaczymy Górnika w walce o europejskie puchary, faktycznie obroni się teza, że to dobry trener. Ale jeśli nie, jeśli Górnik wpędzi się w grę o utrzymanie, chyba nie będzie już wątpliwości, że coś jest nie tak z tą całą urbanowską narracją sukcesu.

Górnik Zabrze

Klub czeka przebudowa. Aż jedenastu zawodnikom kończą się kontrakty. Kilku  gagatków zostanie pożegnanych – Richmond Boakye, pozdro z fartem byku, (nie)fajnie było cię (nie)poznać. Kilku pewnie zostanie. Kilka nazwisk rozchwytuje rynek, a Górnik, choć prowadzi rozmowy i negocjacje, wcale nie zamierza zabijać się o swoich dotychczasowych liderów. Ba, chętnie zarobiłby chociażby na takim Jesusie Jimenezie. Przy okazji, wraz z odejściem Marcina Brosza i przyjściem Jana Urbana, kończy się pewien etap. W gabinetach zostanie prawdopodobnie chwalony na prawo i lewo Artur Płatek, który jednak w minionym sezonie kompletnie nie trafił z transferami i na którym spoczywać będzie główny ciężar odpowiedzialności, żeby tego lata wyglądało to znacznie lepiej.

Bo transfery są konieczne.

To na pewno. Jan Urban i Artur Płatek ponoć już skompletowali listę kandydatów na potencjale wzmocnienia.

– Przygotowaną listę tych zawodników widziałem. Bardzo dużo ciekawych nazwisk, ale to wszystko wymaga czasu – skomentował Dariusz Czernik, prezes klubu, na konferencji prasowej prezentującej Urbana w roli pierwszego szkoleniowca.

Górnik Zabrze? Ciekawe nazwiska? Na pewno Lukas Podolski, hehe.

Graj na Fuksiarz.pl

Ale, nie no, na serio…

Koncepcja Górnika z ostatnich czterech ekstraklasowych sezonów się wypaliła. Nie jest tak, że wszystko zrównuje się z ziemią, że na nowo trzeba wylewać fundamenty, że dochodzi do resetu i budowy od zera. Nie, to wszystko jest. Górnik jest w miarę stabilny, w miarę ułożony, w miarę normalnie funkcjonujący. Tylko zagubił swoją tożsamość. Przez jakiś czas był to klub budowany na chłopakach z regionu i różnych zagranicznych dodatkach z przemyślanego klucza. Czy przyniosło to sukcesy? Nie. Czy projekt poniósł klęskę? Nie. Lato to czas na redefinicję, odnalezienie swojego „ja” w mniej lub bardziej rewolucyjny sposób.

Dlatego też, przy Roosevelta, nie ma już Marcina Brosza, który wiosną nie mógł znaleźć tego sposobu, a jest Jan Urban, który na razie słowami, przekonuje, że stworzy „mieszankę doświadczenia z młodością” i dodaje, że „nie wyobraża sobie, żeby mu się nie udało”. Jak na dobrego trenera przystało…

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

39 komentarzy

Loading...