To było zwykłe spotkanie dolnośląskiej A-klasy. Ostatni w tabeli Błękitni Pustków Wilczkowski podejmowali Ślężę Sobótka. Akurat na zakończenie weekendu majowego piłkarze-amatorzy stanęli do rywalizacji. Celem podstawowym była wygrana, ale przede wszystkim chodziło o to, by miło spędzić czas. I rzeczywiście na boisku było spokojnie. Do 88. minuty. Wówczas jeden z zawodników opluł sędziego głównego, a arbiter pokazał mu czerwoną kartkę. Jednak to nie był koniec. Nagle z trybun na boisko wbiegł „kibic” i wraz z ukaranym piłkarzem zaatakowali sędziów liniowych. Wymierzyli im ciosy w twarz, a w dodatku zaczęli kopać ich po plecach. Na całe szczęście skończyło się „tylko” na kilku siniakach i stłuczeniach, choć niewiele brakowało, by stała arbitrom się większa krzywda.
Mimo że od dłuższego czasu jest prowadzona akcja „#szacunekdlarbitra” i coraz mocniej piętnuje się wszelkie przejawy agresji wobec sędziów, wciąż dochodzi do karygodnych incydentów. Wydarzenia z Pustkowa nie są pierwszym taką sytuacja na polskich boiskach. Choć za wcześniejsze tego typu ekscesy lokalne związki wymierzały drakońskie kary, dalej nie odstrasza to niektórych „śmiałków”. Czy musi dojść do jakiejś tragedii, by pewne osoby się opamiętały?
Tym bardziej jest to szokujące, bo dotyczy rozgrywek amatorskich, gdzie z reguły nikt nie zarabia kokosów, a sędziowie są w dużej mierze pasjonatami, którzy poświęcają swój wolny czas. Jak widać, można tłumaczyć piłkarzom, trenerom oraz działaczom, że należy mieć więcej wyrozumiałości w stosunku do arbitrów, a i tak znajdą się frustraci, którzy swoją złość wyładowują na nich lub ich samochodach.
W przypadku incydentów z Pustkowa należy wspomnieć, że jednym z atakujących, był… sołtys wsi. Jest to niezwykle przykre, że osoby pełniące funkcje publiczne są w stanie dopuścić się takich czynów. Poszkodowani nie mają zamiaru udawać, że nic się nie stało i pobłażać im. Zamierzają złożyć zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury. Z kolei Dolnośląski Związek Piłki Nożnej będzie wnioskować o wyrzucenie zespołu z rozgrywek. Wszyscy są zbulwersowani tym, co wydarzyło się wczoraj.
Dantejskie sceny w końcówce meczu
Sędzia główny w rozmowie z nami powiedział, że to było niezwykle spokojne spotkanie. Wiadomo, że emocje zawsze towarzyszą piłkarzom, ale na murawie nie było chamstwa i agresji. Arbiter już zastanawiał się, ile czasu doliczyć. Goście prowadzili 2:0 i nie zanosiło się na to, by gospodarze mieli szansę wyszarpać remis. Po meczu piłkarze klasycznie mieli przybić sobie piątki, ktoś tam pewnie podszedłby z jakąś uwagą do sędziów. Mecz jak mecz. A po nim piłkarze trzasnęliby sobie browarka, zjedli kiełbaskę i spokojnie rozeszli do swoich domów. Tak się jednak nie stało. Cały pozytywny nastrój zmącił zawodnik Błękitnych, który opluł prowadzącego zawody. A potem ruszyła cała lawina brutalnych zdarzeń.
– Sprawa wyglądała w taki sam sposób, jak zostało to opisane w protokole meczowym: w 88. minucie sędzia przerwał grę, bo były kierowane do niego pretensje ze strony zawodnika, a ten z kolei nie wytrzymał ciśnienia, zaczął mu ubliżać. Ponadto chciał mu głową uderzyć, opluł go i dostał za to czerwoną kartkę. Potem do akcji wkroczył „kibic”, a był prezes nim klubu. Wprawdzie nie był wpisany do żadnego protokołu, ale wszyscy wiedzieli, jaką pełni funkcję. 10 kilometrów dzieli nas Pustkowa, tak więc każdy każdego zna i kojarzy. Muszę też podkreślić, że ten prezes najprawdopodobniej był pod wpływem alkoholu. Nawet, gdy otwierał nam szatnię, pierwsze co zrobił, powiedział: sorki chłopaki, ale całą noc piłem. Ponoć w przerwie meczu ktoś jeszcze wódkę dowoził. No, straszna patologia. Podobno to nie jest pierwszy incydent z jego udziałem, już kiedyś był karany dyscyplinarnie za różne zachowania, oczywiście mniejszego kalibru – relacjonuje zawodnik Ślęży Sobótka
Dodaje: – Zdarzenie miało miejsce na boisku. Zawodnicy gospodarzy próbowali odciągnąć swojego prezesa i kolegę z drużyny, my także próbowaliśmy opanować sytuację, ale ta dwójka była bardzo krewka i nie odpuścili tematu. Doszło do tego, że połamali sędziemu liniowemu chorągiewkę, jeden z arbitrów dostał cios w twarz. Mało tego, jak leżał na ziemi, został kopnięty. W załączniku do protokołu zostało to szerzej opisane i mogę potwierdzić, że jest to rzetelne sprawozdanie tego, co działo się w samej końcówce spotkania.
Poniżej fragmenty treści sprawozdania będącego załącznikiem do protokołu meczowego (pisownia oryginalna): – Zawodnik Pustkowa Wilczkowskiego nr 16 Arkadiusz Wrona zaczął podważać decyzje sędziego, po stracie piłki, użył słów w strone sędziego głównego „widzisz coś kurwa” po czym został odgwizdany pośredni i zawodnik dostał żółtą kartkę (napomnienie), wtedy zawodnik opluł sędziego głównego i powiedział „zajebie Cie kurwo”, w konsekwencji dostał bezpośrednio czerwoną kartkę (wykluczenie), wtedy zawodnik podbiegł do sędziego głównego próbując go uderzyć głową w głowę, zamachnął się ręką próbując uderzyć sedziego głównego i użył slow „zajebać Ci teraz pedale” „nie wyjedziesz stąd kurwa żywy” „juz po Tobie kurwo”, po tym sędzia główny przerwał (zakończył) mecz w 88-89 minucie ,po czym na boisko wbiegł kibic(prezes-DW) próbował uderzyć sędziego głównego, ale w obronie stanął inny zawodnik z Pustkowa Wilczkowskiego i asystent nr 1,w tym momencie DW przewrócił sędziego asystenta nr 1 i sędzia w całym zamieszniu został jeszcze kopnięty w udo, do wszystkiego dołączył asystent nr 2, który dostał w twarz z pięści od DW, a zawodnik Pustkowa Wilczkowskiego Arkadiusz Wrona z wyskoku z dużą siłą skoczył z butami w plecy sędziego, po czym sędzia upadł.
Do samej szatni sędziowie byli wyzywani przez Panów Wrona, grożono im, wyzywano „wypierdalać” „zajebiemy was” „kurwy jebane”, zawodnicy Pustkowa Wilczkowskiego i działacze probowali uspokoić Panów, ale pod szatnią sędziów, znowu doszło do bójki ze strony Panów Wrona, DW próbował uderzyć sędziego głównego, uderzył sędziego asystenta nr 2,sędziemu głównemu zniszczono notes, a sędziemu asystentowi zniszczono chorągiewki
„Nigdy nie widziałem czegoś takiego”
Arbiter główny miał najwięcej „szczęścia”. Mówi, że poza zadrapaniem nie doznał żadnych poważnych obrażeń. Z tym że nie ukrywa, że wciąż jest w ogromnych emocjach. W swojej przygodzie z gwizdaniem prowadził wiele meczów. Wspomniał, że różne sytuacje go spotkały, ale wczorajszy incydent przekroczył już nawet sferę fantazji. Powyższy opis wydarzeń bardziej przypomina awanturę o czwartej nad ranem po dyskotece niż spotkanie piłkarskie.
– Od najmłodszych lat jestem związany ze sportem. Bardzo długi czas grałem w piłkę, później przyszła praca, a więc stwierdziłem, że zostanę sędzią w ramach dodatkowego zajęcia. I tak już ponad 6 lat jestem arbitrem, ale nigdy nie byłem świadkiem takiej sytuacji. Po meczu zawodnicy z Pustkowa dzwonili do mnie i przepraszali za zachowanie tej dwójki i mówili, że to był naprawdę dobry mecz i szkoda, że taki był jego finał. Na dobrą sprawę, to nikt nie spodziewał się, że może nastąpić taka sytuacja. Na boisku nie było żadnego chamstwa i złośliwości. Naprawdę nic nie wskazywało na to, co potem się wydarzyło. Zresztą, wcześniej pokazałem tylko jedną żółtą kartkę – opowiada sędzia główny tamtego spotkania.
Dodaje, że tylko dwójka awanturników brała udział w pobiciu. Podkreśla, że reszta zawodników Błękitnych próbowała reagować oraz przepraszała w imieniu całej drużyny. Jednak nie mają takiej mocy, by cofnąć czas. – Szkoda mi trochę innych chłopaków z Pustkowa. Część z nich odeszła, a druga część próbowała załagodzić sytuację, odciągali prezesa i kolegę, próbowali rozdzielić nas. Dzwonił do mnie jeden z graczy i powiedział, że po meczu mieli ogromne pretensje do tej dwójki. Zakomunikowali im, że co oni odwalają, skoro mecz był spokojny, według nich dobrze prowadziliśmy zawody. No, strasznie im było wstyd za zachowanie prezesa. Jasne, w tej drużynie jest jeszcze dwóch/trzech nerwowych zawodników, ale oni tylko coś powiedzą pod nosem, przeklną i tyle. Uspokoją się i gra toczy się normalnie. A tu impuls poszedł z trybun. Gdy ochłonęliśmy po całym zdarzeniu, dostałem informację, że ten brat-prezes, ze strefy technicznej pokrzykiwał do brata: „weź mu zjeb, weź mu zajeb”. To on nakręcał całą sytuację.
– Wprawdzie nie pierwszy raz sędziowałem mecz w Pustkowie, i wiedziałem, że zawsze ten prezes ma do powiedzenia więcej niż inni, ale takiego zachowania w życiu się nie spodziewałem. Co najlepsze, to w przerwie meczu, sam prezes do nas powiedział, że życzyłby sobie cały czas tak dobrych sędziów. A tu nagle taka sytuacja. Być może coś sobie wypił w trakcie meczu. Generalnie na meczu nie mogło być kibiców, ale tam był obok taki plac zabaw, który nie jest traktowany jako obiekt stricte obiekt sportowy i podczas całego zdarzenia podbiegli kibice i zaczęli rozdzielać. Dosadnie zasugerowali prezesowi, by przestał robić dymy, a prezes kazał jednemu z nich, zacytuję: „wypierdalać mi stąd, jestem sołtysem, mogę tutaj wszystko” – kontynuuje relację arbiter.
*
No właśnie, zarówno sędziowie, jak i piłkarze Ślęży, nie mają wątpliwości, że tym brutalnym „kibicem” był prezes klubu. Tak, jak wspomnieliśmy na początku, pełni on także funkcję sołtysa wsi. Ponoć szumnie zapowiada, że chce startować na radnego gminy. Najwidoczniej za mocno poczuł się wyłączony spod prawa. Teraz jego „kariera” może przestać się rozwijać. Czy godzi się, by osoba, która wjeżdża z buta w 58-letniego sędziego liniowego i wymierza cios w twarz nastoletniemu asystentowi numer 2, pełniła funkcję publiczną? Nie trzeba nic więcej dodawać. Komuś pomyliły się dyscypliny sportu.
– Postawiłem przed sobą pewien cel – bardzo dla mnie ważny. Pustków Wilczkowski jest wsią, w której mamy pewne podziały. Można powiedzieć, że społeczność trochę nam się rozsypała. Jako sołtys będę próbował to poskładać, to moje najważniejsze zadanie. Jestem sołtysem od niedawna – od końca kwietnia, więc pewnie trochę to jeszcze zajmie. Kiedyś było tu inaczej. Ludzie odwiedzali się – jeden chodził do drugiego. Teraz „każdy sobie rzepkę skrobie”. Jestem człowiekiem z natury upartym i cierpliwym – zwykle udaje mi się osiągnąć cel. Myślę, że tak będzie i tym razem i z czasem uda się scalić naszą społeczność – fragment rozmowy sołtysa wsi z Gazetą Sąsiedzką z czerwca 2019 r.
Cóż, teraz mieszkańcom pozostaje tylko wstydzić się za zachowanie swojego gospodarza.
Limo pod okiem, obtarcie i pobijane plecy – to wszystko za niespełna 140 zł
Zdecydowanie nie każdy ma smykałkę do tego, by prowadzić zawody piłkarskie. Wielu arbitrów kompletnie minęło się z powołaniem i zazwyczaj są szkodnikami danego widowiska. Zresztą, tak samo ja wielu piłkarzy-amatorów, którzy kaleczą futbol. Sędziowie dość często podejmują błędne decyzje, a zawodnicy nie potrafią wymienić trzech podać. Po prostu rozgrywki B-klasy i A-klasy to typowe miejsce, gdzie co tydzień spotyka się ze sobą pewna grupa ludzi, która ma zamiar aktywnie spędzić wolny czas, po meczu usiąść przy piwku, pogadać na różne tematy. Typowa odskocznia od rutyny. Dlatego trzeba być wyrozumiałym wobec graczy i sędziów. To głównie pasjonaci.
Ktoś powie – a przecież sędziowie zarabiają na tym. Serio? Za nieco ponad stówkę nasłuchać się się „chujów” i być notorycznie obrażanym to żadna przyjemność. Ktoś skontruje – przecież nikt ich do tego nie zmuszał. Jasne, ale idąc tym tokiem myślenia, niedługo nie będzie komu prowadzić zawodów. Już teraz w lokalnych kolegiach sędziowskich są duże braki. Dlaczego? Po prostu brakuje chętnych, a doświadczeni arbitrzy rezygnują z gwizdania. Mają dość braku szacunku wobec nich, mają dość poświęcania weekendów kosztem życia rodzinnego. Mówią: stop.
– Mam brata, który kiedyś ze mną sędziował, ale zrezygnował po kilku mniejszych wybrykach. Gdy schodząc z boiska, grożono mu plus nasłuchał się różnych epitetów i wulgaryzmów w jego stronę, wreszcie powiedział dość. Stwierdził, że nie będzie wysłuchiwać tych obelg od zawodników czy działaczy. Jak rozmawiałem z nim po wczorajszym meczu, od razu tylko zapytał: ile dostałeś za ten mecz? Odpowiedziałem, że 140 złotych. A on na to: 140 zł za pobijanie twarzy, zadrapania? To ja dziękuję bardzo za taką rozrywkę – mówi sędzia główny wczorajszego feralnego meczu.
Poprzez takie incydenty próżno spodziewać się, by na kursy sędziowskie zgłaszali się młodzi adepci. Wczoraj o „atrakcjach” związanych z sędziowaniem niższych lig przekonał się nastoletni sędzia. Chłopak dopiero co zaczyna przygodę z tą profesją, a już dosłownie na własnej skórze doświadczył jej trudów. Drugi z asystentów w futbolu widział już wszystko. Tak mu się przynajmniej wydawało. Do momentu, gdy zaczął być okładany na boisku przez dwóch chuliganów.
– Jeden z moich asystentów ma już 58 lat. Proszę mi powiedzieć, co trzeba mieć w głowie, by go wywrócić i takiemu panu sprzedać kopniaka – już nie pamiętam, od kogo dostał. Dla niego sędziowanie to wieloletnia pasja, kawał życia, a teraz wrócił do domu z limem na twarzy i stłuczonym udem, jakiś krwiak mu wyskoczył w tym miejscu. Mówi, że przez tyle lat nigdy mu się coś takiego nie przytrafiło. W dodatku to bardzo życzliwy i komunikatywny człowiek. Gdy po całym zdarzeniu przyszedł o własnych siłach i oparł się o szatnię, to widać było, że jest zmęczony tym wszystkim, tym sędziowaniem. Drugi liniowy to młody sędzia, raptem 19-letni. On z kolei dostał od prezesa z pięści w twarz, szczęka spuchła mu. Zawodnicy zaczęli go odciągać, zabierać. Ja też mówiłem mu, by uciekał, a tu nagle ten piłkarz nadepnął mu na plecy – opowiada arbiter.
Sam poszkodowany wspomniał, że odczuwa dziś skutki pobicia: – Byłem od razu na badaniach u lekarza, ale na całe szczęście nie doszło do większych obrażeń. Nie ukrywam, że jednak boli mnie mocno szczęka, a i też średnio u mnie z poruszaniem się, ze względu na ból pleców. Trudno, zdarzyło się, ale nie zostawię tak tego. Zamierzam wkroczyć na ścieżkę sądową, po to, by wymiar sprawiedliwości, wymierzył im karę. Rozmawiałem już z sędzią głównym i także jest zdecydowany na to. Nie popuszczę tego. A co do dalszego sędziowania – nie chcę kończyć, wciąż chcę się rozwijać, tylko wymagam szacunku do swojej pracy.
Zero litości awanturników
Andrzej Padewski, prezes Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, jest zbulwersowany wczorajszymi incydentami. Bardzo jasno zakomunikował, że nie będzie żadnej wyrozumiałości w stosunku do klubu, którego zawodnik i prezes dopuścili się takich czynów. Uważa, że surowa kara to najlepsze rozwiązanie. Zadziała prewencyjnie na inne zespoły. Akurat można być wręcz pewnym, że to nie są tylko słowa. W przypadku Dębu Pruszowice związek nie cackał się i wykluczył klub z rozgrywek dolnośląskiej B-klasy oraz ukarał grzywną 2000 złotych. Jeśli Komisja Odwoławcza podtrzyma to orzeczenie, klub zacznie od najniższej ligi, czyli C-klasy. Powód? Groźby karalne w stosunku do arbitra, jego rodziny i zapowiedź “wjazdu na chatę”. Nie musiało dojść do przemocy fizycznej, by DZPN zareagował tak zdecydowanie. A tym razem doszło do jeszcze większego przewinienia.
– W tym przypadku również myślimy o podobnej karze, jak w przypadku Dębu Pruszowice. Nie może być litości dla tego typu incydentów. Gdy zbierzemy cały materiał dowody, wówczas na posiedzeniu komisji dyscyplinarnej wymierzymy odpowiednia karę. Już wczoraj rozmawiałem z sędzią. Jego asystent leżąc na ziemi, został kopnięty w głowie. Tu nawet nie ma o czym dyskutować – będziemy wnioskować o wyrzucenie klubu z rozgrywek. Trzeba zrobić porządek, a wówczas może wróci na stadiony odpowiednia dyscyplina, zwłaszcza że zaraz kibice będą mogli uczestniczyć w wydarzeniach sportowych. To jest strasznie przykre, bo my, osoby ze związku, które jeżdżą po klubach, oglądają mecze na żywo, staramy się pomóc tym klubom, ale co zrobić, jak trafi się taki osoba, co wbiega z trybun na boisko. Związek ma ograniczoną możliwość stosowania drakońskich kar, czy zdecydowanych prewencji wobec takiej jednostki – mówi Andrzej Padewski.
Ponadto kilkukrotnie podkreślił, że sędziowie otrzymają pełne wsparcie od związku. Nie zostaną z tym sami, jeśli zdecydują się pójść ze sprawą do sądu. – Natomiast droga sądowa z powództwa cywilnego i postępowanie karne, to jedyny sposób, by ktoś poniósł realne konsekwencje swoich czynów. Nie to, że poszkodowany zapomni o sprawie, tylko będzie próbował go wsadzić do więzienia. W ten czas może ta prewencja będzie bardziej skuteczna. Tu 10 czy 15 meczów zawieszenia nic nie da. Musi zapaść w tej sprawie prawomocny wyrok sądu, a wcześniej wniosek do prokuratury o ściganie takiego przestępstwa. Nasz związek zaś zapewni poszkodowanym sędziom obsługę prawną.
Z kolei już w środę podczas posiedzenia komisji dyscyplinarnej zostaną podjęte pierwsze kroki, w celu ukarania klubu, piłkarza wraz z prezesem. Dotyczy to szeroko pojętych spraw sportowych: wykluczenie z rozgrywek, grzywna itp. – Rozmawiałem z arbitrami i są wręcz pewni, że był to brat zawodnika i najprawdopodobniej prezes klubu. My, jako związek, sprawdzimy, czy rzeczywiście był to włodarz Błękitnych. Materiał dowodowy opiera się na: sprawozdaniu sędziego, plus załącznik do niego. Jeżeli materiał będzie wymagać uzupełnienia, wówczas strony zostaną wezwane na posiedzenie komisji dyscyplinarnej. Z kolei, gdy materiał będzie na tyle dobry i dostatecznie rozstrzygający istotne kwestie, to wówczas od razu komisja może wymierzyć karę. Właśnie ze względu na takie sytuację proszę kluby, by ustawiały kamery i nagrywały spotkanie, nawet w B-klasie. To często słyszę, że jest problem, bo nie ma komu. A potem jest żal, że nie ma dobrego materiału dowodowego.
Dodaje: – Z tym że w tym przypadku najlepszym dowodem jest protokół badań przeprowadzonych przez lekarzy, którzy dokonywali obserwacji pobitych sędziów. Kara ze związku to jedno, ale podkreślam: nie zamyka to chłopakom możliwości złożenia powództwa na drodze cywilnej. Musi być mocne tąpnięcie, bo inaczej winowajca będzie chodził dumny i chwalił się wszystkim, jaki to z niego jest maczo i w dodatku nikt nie może nic mu zrobić. Będę namawiał, by sędziowie wybrali też drogę karną. Może gdy taki delikwent nie będzie mógł wziąć kredytu, czy zostanie pozbawiony innych możliwości, to wtedy rzeczywiście odczuje skutki swojego karygodnego zachowania.
***
Trudno nie przyznać racji prezesowi Padewskiemu. W tym przypadku tylko zdecydowane działania mogą powstrzymać takie incydenty w przyszłości. Wszelkiego rodzaju akcje, hasła wsparcia są istotnym elementem edukacji piłkarzy i działaczy, jednak bez zdecydowanych działań w stosunku do boiskowych bandytów, co jakiś czas będą się powtarzać tego typu sytuacje. Zupełnie szczerze – tu zapowiada się na to, że kiedyś naprawdę ktoś dozna dużego uszczerbku na zdrowiu. Zero pobłażania w takich przypadkach!
Piotr Stolarczyk