Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

Leszek Milewski

Autor:Leszek Milewski

22 kwietnia 2021, 20:17 • 7 min czytania 71 komentarzy

UEFA od początku tygodnia próbowała grać na strunach: bo my dbamy o wszystkich. I tym podobne. Ale moim zdaniem UEFA pomogła nas zepchnąć tam, gdzie jesteśmy.

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

W sezonie, w którym Widzew Łódź grał w Lidze Mistrzów, tuż przed startem edycji, Franz Beckenbauer wypowiedział się na temat mistrza Polski. Powiedział, że takie kluby jak Widzew nie mają miejsca w elicie. Że trzeba coś zmienić w Champions League, bo gdzie mistrz Polski gra z mistrzem Niemiec. Potem historia potoczyła się tak:

Po meczu w Dortmundzie prasa niemiecka nazwała Widzew potencjalnym czarnym koniem rozgrywek. Widzew żadnym czarnym koniem się nie okazał, ale zagrał dobre mecze, wstydu nie było. Szczególnie dobre były mecze właśnie z Borussią, a więc późniejszym triumfatorem imprezy. Widzew bezpośrednio udowodnił Beckenbauerowi, że owszem, zderzenie mistrza Polski z mistrzem Niemiec ma sens, może dać interesujący, wyrównany spektakl piłkarski.

Tuż po tym sezonie zmieniła się jednak formuła eliminacji Ligi Mistrzów, najlepsze ligi dopuściły kolejne drużyny. Polski w elicie – i przy finansowym korycie – nie było kolejne dwie dekady.

I rozumiem – można było cały czas wywalczyć awans, wszystko do podniesienia z boiska. Ale, jak powiedział prezes Kiliński:

Reklama

„Jak ja mam z nimi konkurować, jak w nich przez 50 lat Amerykańce pompowali kasę, a w nas Marksa i Lenina?”.

Dopiero co podnosiliśmy się z transformacji, marzeniem każdego polskiego piłkarza był klub, który płaci na czas. Marek Koniarek, król strzelców Ekstraklasy, szedł do drugiej ligi austriackiej, bo płacili. A mimo tych warunków, byliśmy po dwóch sezonach w Lidze Mistrzów, w tym jednym bardzo udanym, a więc Legii wychodzącej z grupy kosztem mistrza Anglii. W sezonach 95/96 i 96/97 nastukaliśmy 12.000 punktów rankingu UEFA, więcej od Anglii czy Portugalii. Mało tego, rewelacją w tych latach były też Czechy, które punktowały na poziomie Francji i Niemiec.

I właśnie w tym momencie, gdzie być może gdyby podano nam rękę, moglibyśmy się rozwinąć – nie tylko my, ale ogółem kluby z naszego regionu – gonić najlepszych, właśnie w tym momencie dostaliśmy od UEFA kopa w tyłek. A raczej, byliśmy jak Mufasa w tej scenie, w której Skaza zrzuca go w wąwóz.

Podkreślę: daliśmy w tamtych latach wszelkie powody, by wyżej uznano, że warto w nas inwestować. Że możemy, tu, w regionie, być ligami, które pójdą mocno w górę. Nigdy nie dościgną topowej piątki, ale jednak, być w zupełnie innym miejscu, nie w zaścianku, nie tyle przepaści za najlepszymi.

Gdzie wtedy była UEFA ze swoją pomocą, ze swoimi hasłami o wspieraniu lig takich jak Polska?

Od samego początku, w całym tym konflikcie SUPERLIGA – UEFA mierziło mnie przede wszystkim właśnie to: udawanie przez jedną ze stron, że futbol nie jest biznesem, przemysłem rozrywkowym, który stał się na tyle dochodowy, że wchodzą w to zewnętrzne fundusze inwestycyjne, widząc po prostu szansę na to, by zarobić. Hipokryzja i kłamstwa, wycieranie sobie mordy martwymi ideałami i całkowicie zdewaluowanymi hasłami.

Reklama

A to tylko cwaniaki kontra cwaniaki.

Bogacze kontra bogacze.

My, kibicujący jednym albo drugim, byliśmy jak wieśniacy w „Grze o tron” zajmujący się sprawami wielkich rodów; ci wieśniacy, którzy, gdy było to potrzebne fabule, byli bez ceregieli wybijani do nogi. Względnie przypiekani i wieszani w Winterfell.

Czy jedni bogaci zarobią więcej, czy drudzy – naprawdę, aż tak mnie to nie zajmuje. Kłóćcie się o pieniądze, ale nie udawajmy, że chodzi o wiele więcej. Albo, że w ogóle chodzi o cokolwiek poza nimi.

To naprawdę nie jest tak, że romantyczna, pełna ideałów piłka trwała do niedzieli, a w poniedziałek zaczęła się nowa, korporacyjna era, gdzie liczy się tylko pieniądz. Tak jest od lat. Oglądamy piłkę, bo jest ciekawa, fajna, pisze pasjonujące historie, ale nie udawajmy, że nie ma brudu za paznokciami. Że jej związek z jakimiś ideałami sportowymi lata temu zmienił status na „TO SKOMPLIKOWANE”. A może o tych ideałach trzeba mówić w czasie przeszłym.

***

Pomysł Superligi pojawił się też w dniu, w którym pojawił się nowy format Ligi Mistrzów, na ten moment – kompletnie absurdalny.

Być może okaże się fajny. Nie należy oceniać po okładce. Wypadałoby przeżyć jedną jej edycję, by ją ocenić. Natomiast na ten moment mam prawo do oceny i oceniam ją jako coś, co gdyby nie Superliga, cały poniedziałek byłoby glanowane od świtu do zmierzchu przez wszystkich ekspertów.

To, jak nieporadnie inaugurowana była Superliga, śmierdzi wręcz jakąś teorią spiskową. Mającą przykryć dziwaczny format flagowych rozgrywek całej dyscypliny. Oczywiście spisku nie było, ale to jednak pokazuje też skalę nieporadności startu Superligi. Wizerunkowo, nie było szans, żeby strzelać tutaj do pustaka, no ale jak mogli pograć choćby tym formatem Ligi Mistrzów.

Mogli wypunktować wiele kwestii, które w UEFA nie działa.

Pokazać, że świat futbolu potrzebuje reform nie dlatego, że trzeba zarobić, ale dlatego, że jest zgniły.

Zdumiewa mnie, że za projektem obliczonym na miliardy dochodu, nie stały nawet takie podstawy.

Że najpoważniejsza rozmowa miała miejsce w hiszpańskiej telewizji, gdzie poszedł sobie Florentino Perez i poopowiadał po hiszpańsku co tam jak tam, zamiast czegoś zorganizowanego odgórnie dla całej Europy.

Że nie zaproponowano niczego innym ligom, poza bajeczkami o tym, jak to pieniądze spłyną w dół. Mogli coś wymyślić ligom takim jak nasza, to wręcz naturalny kierunek, bo w rozgrywkach UEFA też za wiele nie gramy. Nie zrobiono natomiast nic – Florentino wspomniał o tym, że mogłaby powstać Superliga 2 i to tyle. A przecież, na etapie obietnic, mógł zaproponować cokolwiek – turniej kwalifikacyjny do Superligi 2 czy inną byle gruszkę na wierzbie. W żaden sposób o to nie zadbano.

Nie pokazano czarno na białym liczb. Nie skierowano żadnego przekazu do kibiców. Nie zorganizowano sobie ambasadorów.

Nic, kompletna amatorka.

Pewnie za którą kryje się pycha.

Choć w zasadzie nie wiem co, bo skala tej wtopy jest aż niedorzeczna.

***

Co wam jednak powiem, to Superliga jedno mi przypomniała: że fajne byłyby rozgrywki, powiedzmy, Europy Wschodniej.

Nie, broń Boże nie postuluję zniesienia Ekstraklasy. Życie bez Ekstraklasy byłoby pozbawionym sensu, jałowym, zbędnym doświadczeniem. Ekstraklasa jest światu nieodzownie potrzebna. Przynajmniej mojemu światu, a to też świat. Ale takie granie w tygodniu rozgrywek łączących – strzelam – Polaków, Białorusinów, Ukraińców, Słowaków, Czechów, Węgrów, Chorwatów, Serbów, Rumunów, Słoweńców, Bułgarów?

Oglądałbym.

Nie interesuje mnie kto by na tym zarobił. Czy miałaby nad tym tym pieczę UEFA, czy Superliga. Czy prezesem byłby Florentino Perez, Sknerus McKwacz, czy osoba, której zdjęcie pojawia się, gdy wpiszesz w Google „NAJUCZCIWSZY CZŁOWIEK NA ŚWIECIE”. Byłaby to tak czy siak dość klasyczna historia o tym, jak bogaty stał się jeszcze bogatszy. Ale mnie by, zwyczajnie, interesowały takie rozgrywki. Są precedensy w koszykówce, liga VTB, można to od nich zerżnąć.

Nie wiem jakby to wpasować terminarzem. Wiadomo, że rozgrywek jest raczej za dużo, niż za mało. Wiem, że pod naszą szerokością geograficzną utopią jest kadra tak szeroka, by poradzić sobie z jakimś intensywnym graniem na siedemnastu frontach.

Ale co mam powiedzieć – oglądałbym. Widzę w tym potencjał. I jakiś format pewnie by się dało wymyślić – czy to jak obecna Liga Mistrzów, czy puchar, czy jeszcze inaczej.

Europejskie puchary w obecnym kształcie traktują nas jako zło konieczne. Urządzimy wam taki Puchar Lata, wy się tam będziecie prać między sobą, a najlepsi z Pucharu Lata pokopią jeszcze trochę jesienią. I dziękuję bardzo. Wiadomo, można znowu rzucać hasłem: cóż, to jest futbol, to jest sport. Można sobie wywalczyć granie, wszystko podnieść z boiska.

Ale już trochę rzygam tym pseudoromantycznym hasłem.

To tak jak z tymi otwartymi drzwiami do Ligi Mistrzów, gdzie stoimy pod nimi jak dziady proszalne. Niby otwarte, niby nasza wina, można było wejść. Ale jednak od już ponad dwudziestu lat te drzwi były uszczelnianie. Otaczane elektrycznym pastuchem. Niby tak, ale nie do końca.

Uważam, że obecne europejskie puchary są projektowane pod potrzeby klubów z najmocniejszych lig. Trudno mi się szczególnie dziwić, jak świat światem, rządzą najmocniejsi. Z tym, że UEFA musi słuchać ich głosu, naginać się pod nich, nie ma co dyskutować – widzieliśmy dopiero co próbę rebelii. Ale rzecz w tym, że kluby z naszego regionu to też nie są kurnikowe podmioty, tylko wielomilionowe budżety. Naszemu piłkarstwu – i nie tylko naszemu – też by się przydała jakaś fajna pucharowa rywalizacja z klubami z innych krajów. Łatwe do sprzedania poza naszą piłkarską bańką, łatwo to zaproponować osobom, które piłką interesują się od wielkiego dzwonu.

Można powiedzieć: chcecie grać na wiosnę? Trzeba było się dostać, a nie wymyślać. Ale wracamy do cytatu prezesa Kilińskiego.

Leszek Milewski

Ekstraklasa. Historia polskiej piłki. Lubię pójść na mecz B-klasy.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami

Bartek Wylęgała
4
Arsenal pokazał, na czym polega futbol, a Chelsea udowodniła, czemu jest poza pucharami
1 liga

Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Piotr Rzepecki
11
Jeśli oglądaliście mecz tylko w ostatnich minutach, to nic nie straciliście

Felietony i blogi

1 liga

Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?

Szymon Janczyk
3
Czyczkan, Kuczko i problemy białoruskich piłkarzy. Dlaczego transfery spoza UE są trudne?
Ekstraklasa

Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Jakub Białek
17
Vusković, czyli pieniądze w piłce nie grają [KOZACY I BADZIEWIACY]

Komentarze

71 komentarzy

Loading...