Kamil Wilczek nie ma spokojnego życia w Danii. Na pewno wiedzie mu się bardziej komfortowo niż wydawało się, że będzie mu się wieść, kiedy przychodził do FC Kopenahgi i duńskie media informowały o szeregu zabezpieczeń i środków bezpieczeństwa, którymi wypełnione miało być jego życie w ciągłej obawie o negatywną reakcję kibiców Brondby, ale to nie znaczy, że na co dzień nie spotyka się z nieprzyjemnym sytuacjami. Krytykuje go przede wszystkim jeden były kolega. O wszystkim Kamil Wilczek opowiedział w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Zbudujmy kontekst.
Wilczek przez dobre kilka lat zapracował sobie na status legendy Brondby.
-
Gracz wiosny w 2018 roku
-
Dwa gole dające Brondby Puchar Danii
-
25 goli w 2018 roku – najwięcej w roku kalendarzowym w historii duńskiej Superligi
-
Opaska kapitańska
-
72 gole w Superlidze – rekord wszech czasów w barwach Brondby
-
Wicekról strzelców ubiegłego sezonu – mimo że ominął połowę spotkań
-
Dwa razy z rzędu wybrany piłkarzem roku
Kibice Brondby go uwielbiali. Kiedy odszedł do Turcji, nie mieli do niego żalu. Problem w tym, że w Super Lidze kompletnie mu nie wyszło, więc postanowił wrócić tam, gdzie wcześniej mu się wiodło. W Danii mu było dobrze, w Danii go cenili, w Danii strzelał, więc do Danii wrócił. Tylko, że nie do Brondby, a to znienawidzonego rywala zza miedzy – do FC Kopenhaga. I tak zapoczątkował się łańcuch nienawiści. Kibice Brondby nie mogli mu tego wybaczyć. Wyzywali go, obrażali go, grozili mu.
Minęło jednak pół roku i sprawa nieco ucichła. Jasne, że Wilczek nie jest mile widziany w pewnych dzielnicach Kopenhagi, ale nie zatruwa mu to życia. O sprawie przypomina mu raz na jakiś czas właściwie tylko jeden człowiek. Kasper Fisker. Jego były kolega z Brondby.
– Za każdym razem w mediach społecznościowych, podcastach lub innych nośnikach, Kasper wypomina mi transfer do FC Kopenhagi – mówi nam Wilczek. – Wytyka mi, że zrobiłem to wyłącznie dla pieniędzy, dodając, że on nigdy by tak nie postąpił. Mało tego, nie wymienia nawet mojego nazwiska, mówi o mnie per „Polaczek” – mówi Kamil Wilczek w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Pewnego razu panowie mieli nawet okazję spotkać się na żywo.
– Wpadliśmy na siebie podczas spaceru. Może inaczej: gdy Kasper zobaczył mnie idącego z synami, zostawił żonę i dziecko z tyłu i zaczął biec z wózkiem w innym kierunku. Przywitałem się z jego żoną, a on uciekł. Szkoda, bo mógł powiedzieć mi prosto w oczy, co ma na mój temat do powiedzenia. Przynajmniej ja tak robię – relacjonuje Kamil Wilczek w rozmowie z WP Sportowe Fakty.
Fot. Newspix